Uchwyt Peak Design Capture Pro – część II. Tym razem turystycznie
Test tego uchwytu na aparat, a właściwie to uchwytu i systemu akcesoriów uzupełniających, rozpocząłem miesiąc temu. Rzecz bardzo mi się spodobała, gdyż konstruktorzy z Peak Design nie tylko umieli wykorzystać świetny pomysł, ale też dobrze dopracowali szczegóły. W pierwszej części testu sprawdzałem i opisałem jak takie uchwyty sprawują się w fotoreportażu na dwa aparaty. Zdecydowanie sprawdziły się, więc postanowiłem zabrać jeden na fotografowanie typowo wakacyjne.
31.07.2015 | aktual.: 26.07.2022 19:32
Nie będę tu powtarzał opisu idei konstrukcji uchwytu Capture Pro, ani poszczególnych składników systemu. Znajdziecie je w pierwszej części testu → LINK. Tu skupię się już wyłącznie na wrażeniach z użytkowania w warunkach jakże odmiennych od klimatyzowanych wnętrz, w których Capture Pro pracował reportersko. Zamiast nich była lipcowa Kreta, czyli temperatury dobrze powyżej 30 °C i wysoka wilgotność. Plenery głównie miejskie, ale był też przypadek prawie górskiego łażenia z plecakiem. No, może nie tyle górskiego, co morskiego, bo skalista „wydma” nad plażą miała coś pod 200 m wysokości i zdobywałem ją w 40-stopniowym upale.
No i o ile w „poważnym” fotoreportażu aparaty wisiały na pasku moich spodni, to tym razem taki pasek zdecydowanie nie pasował mi do stroju, więc go nie wziąłem. Ale za to zabrałem wąski pas Lowepro, który widać na zdjęciu w nagłówku. Podczas testu uchwyt mocowałem albo do niego albo do naramiennego pasa plecaka.
Przyznam, że to właśnie ta druga metoda znacznie bardziej przypadła mi do gustu. I to pomimo, że pierwsze wrażenie było niemiłe. Przykręciłem uchwyt do pasa, założyłem plecak i uchwyt od razu zaczął mnie uwierać. A to dopiero początek wycieczki – pomyślałem – co będzie za kilka godzin? Nic nie było, a dokładnie wszystko było jak najbardziej w porządku. Obciążony aparatem uchwyt przestał uwierać, a zresztą gdy kolejne razy przyczepiałem go do pasa plecaka, to nie przeszkadzał nawet na początku. Widać, że drobne zmiany miejsca jego umocowania mają istotny wpływ na wygodę.
Jak leży aparat na pasku plecaka? Wygodnie – to mało powiedziane. Jego po prostu się w ogóle nie czuło. A nie nosiłem byle zabawki, a niemal półtora kilograma pełnoklatkowego bezlusterkowca z doczepionym superzoomem. Aparat siedział sztywno, nie obijał się, no i był łatwo dostępny. Co jakiś czas miewałem problemy z wcelowaniem stopką w uchwyt przy wpinaniu aparatu, ale im bliżej końca testu, tym problemy zdarzały się rzadziej. I co bardzo istotne: nie miałem obaw, że wypuszczę z ręki źle wpięty lub nie wpięty aparat. To dzięki wyraźnemu, głośnemu kliknięciu zatrzasku. Jeśli usłyszałem je, znaczy że aparat na pewno wpiąłem.
Gdy uchwyt mocowałem na pasie Lowepro, miałem możliwość noszenia aparatu z przodu, z boku albo w wielu pośrednich położeniach. Jeśli fotografowałem Sony A7 II z wielgachnym zoomem, musiałem nosić z boku, bo inaczej obijał mi się o nogę. W tej pozycji mniej wygodnie było sięgać do przycisku blokady, no i było ryzyko zawadzenia aparatem o jakąś przeszkodę. Z przodu jest więc bezpieczniej i trochę wygodniej, ale obiektyw nie może być tak duży. No i trzeba się liczyć z (potencjalnymi) trudnościami przy wysuwaniu stopki z gniazda uchwytu – wspominałem o tym w pierwszej części testu.
Tak, czy inaczej, zdecydowanie bardziej spodobało mi się przypinanie uchwytu do pasa plecaka. Tu aparat „siedzi” znacznie pewniej, no i mniej przeszkadza w terenie, gdzie czasami trzeba się gdzieś wspiąć, zrobić duży krok, coś przeskoczyć. Mocowany do pasa na biodrach, może czasami trochę zawadzać i łatwiej nim o coś zaczepić. I to nie tylko w drodze, ale też przy siadaniu lub choćby zawiązywaniu butów. Ale, co kto lubi… Bo i ja sam czasami wolę fotografować na lekko, bez torby czy też plecaka i wówczas pas staje się lepszym rozwiązaniem.
Miałem ze sobą też nakładkę Pro Pad, ale po żadnej z kilku prób korzystania z niej, nie byłem zadowolony. A to dlatego, że używane w teście aparaty nie wisiały stabilnie gdy podkładka „pośredniczyła” w połączeniu na drodze: pas Lowepro – uchwyt. Albo dyndały się za nisko gdy uchwyt mocowałem poziomo (czyli aparat wkładałem z góry) albo podkładka obsuwała się na pasie tak jak pokazałem to w pierwszej części testu – to, gdy aparat chciałem wkładać w uchwyt z boku. Co wcale nie znaczy, że Pro Pad nie będzie dobrze spełniał swej roli przy jakichś innych kombinacjach gabarytów, ciężaru i wyważenia aparatu oraz indywidualnych upodobań fotografującego. Na pewno warto spróbować.
I jeszcze jedna uwaga. W pierwszej części testu napomknąłem o możliwości dopięcia do aparatu sztywnej obejmy na dłoń, by zabezpieczyć go przed wypadnięciem. Wówczas była to wyłącznie niezobowiązująca propozycja, ale tu, w „turystycznej” części testu, staje się ona rekomendacją. Bo o ile w reportażu często zmieniałem aparaty i obejma by mi to utrudniała, o tyle przy zwiedzaniu długie okresy nosiłem aparat w dłoni. Ciasne uliczki z wystawionymi stolikami restauracji, turyści, skutery, koty, donice z kwiatami… Naprawdę, wystarczy chwila nieuwagi, potknięcie, zawadzenie o coś, i aparat wypada z dłoni. Zwłaszcza gdy dłoń spocona, a grip aparatu nieduży. Polecam ten aspekt szczególnej uwadze.
Jak dla mnie, pomysł i rozwiązanie Capture Pro zasługują na bardzo wysokie oceny. W warunkach fotografii turystycznej sprawdził mi się on świetnie. W reportażu też daje radę, ale ja sam, przy pracy na dwa aparaty, nie decydowałbym się na używanie dwóch uchwytów. Po prostu robię się za szeroki w biodrach! Optimum to chyba jeden aparat na uchwycie, a drugi na pasku / szelkach. Wypróbuję taką konfigurację przy najbliższej okazji.
Podoba mi się:
- super stabilność aparatu mocowanego do pasa plecaka
- głośne kliknięcie sygnalizujące prawidłowe wpięcie w uchwyt
Nie podoba mi się:
- trudności przy korzystaniu z Pro Pad na dodatkowym pasie
Na moim blogu ostatnio opublikowałem także:
Zapraszam serdecznie!