Uliczne rozmowy: Paweł Repetowski

Paweł Repetowski fotografuje czynnie od prawie 15 lat. Przejechał Polskę wzdłuż i wszerz oraz zrobił trochę zdjęć za granicą. W tym czasie mógł doskonale zaobserwować, jak zmieniło się podejście fotografów do ulicy oraz co wniosło nowe pokolenie artystów.

Uliczne rozmowy: Paweł Repetowski
Źródło zdjęć: © Paweł Repetowski
Street Photo Poland

07.06.2019 | aktual.: 26.07.2022 15:47

Tymon Markowski: Masz za sobą ponad 10 lat fotografowania polskiej (i nie tylko) ulicy. Jak zmieniało się przez ten czas podejście przechodnia do fotografa? Bo mam wrażenie, że z upływem czasu, jego obecność jest coraz mniej tolerowana. Pokusisz się o refleksję, jak fotografia uliczna ewoluowała w ostatniej dekadzie w naszym kraju? I jakie znaczenie w tym wszystkim miała wystawa "Street Photography Now”?

Paweł Repetowski: Tak, to już w sumie będzie blisko 15 lat fotografowania. Nie wiem czy fotografia uliczna w Polsce ewoluowała, ale chyba stała się bardziej popularna. Zauważyłem, że jest pojawia się znacznie mniej zdjęć z dowcipem i anegdotą. Może dostrzegam to, ponieważ kiedy zaczynałem fotografować ulicę, byłem zafascynowany czarno-białymi zdjęciami, między innymi kadrami "erwitowskimi”, pełnymi humoru. Teraz bardzo dużo jest zdjęć kolorowych, w których główną rolę odgrywa gra światła. To oczywiście jest ładne i efektowne, ale jednocześnie jakby mniej moje - czyli takie, gdzie ten kontakt z człowiekiem był bardziej bezpośredni. Jeśli chodzi o powielane klisze, to te z powtórzeniami gestów, motywów czy kolorów w kadrze nie muszą być złe. Zwłaszcza, kiedy rozpoczyna się przygodę ze streetem. Jednak w którymś momencie trzeba odnaleźć swój własny styl, nawet w tak wąskiej działce.

Nie odczuwam szczególnej zmiany w fotografowaniu na ulicy na przestrzeni lat. Zawsze starałem się być w jakiś sposób niewidoczny dla przechodniów, a nawet jeśli już dochodziło do konfrontacji, to były to w większości pozytywne interakcje. Inną kwestią jest fotografowanie dzieci na ulicy. Miałem kilka nieprzyjemnych sytuacji z tym związanych. Czasem trudno było wytłumaczyć rodzicowi kontekst tego, co robiłem. Nie rozumieli, dlaczego fotografuję na ulicy cudze dzieci i czemu taka fotografia miałaby służyć. W sumie nie dziwię się tej nadmiernej podejrzliwości. Wtedy po prostu przestałem fotografować dzieci.

Natomiast muszę się przyznać, że w ostatnim czasie zmieniło się moje podejście i to raczej ja stałem się nieśmiały, czy bardziej powściągliwy w fotografowaniu ludzi na ulicy. Zrobiłem sobie dłuższą przerwę i to nie był dobry pomysł. Chciałem móc obserwować i fotografować ludzi świeższym okiem, ale ta koncepcja się nie sprawdziła. Z ulicą trzeba być na bieżąco, ćwiczyć oko i podtrzymywać pewien rytm i regularność - być trochę jakby w transie. Poza tym najzwyczajniej nie potrafię być już, że tak powiem, lekko bezczelnym. To chyba dobre określenie, choć nie jestem pewien. Po prostu wydaje mi się, że trzeba mieć trochę bezceremonialności w fotografowaniu obcych ludzi na ulicy. Bez tej śmiałości nie można być streetowcem!

Jeżeli chodzi o Street Photography Now, było to naprawdę duże wydarzenie w Polsce. Bardzo cieszę się, że mogłem w nim uczestniczyć jako fotograf i poznać osobiście wielu fantastycznych twórców. Część z nich znałem wcześniej tylko z ich zdjęć publikowanych na portalach fotograficznych i społecznościowych. Być może dzięki szerokiemu nagłośnieniu tej wystawy i jej kolejnych odsłon poza Warszawą, powołano do życia kilka streetowych kolektywów. Poprzez różne inicjatywy streetowo-dokumentalne zmieniło się, mam nadzieję, postrzeganie i upowszechnienie fotografii ulicznej. Z mojego punktu widzenia, jest i było wielu świadomych fotografów, którzy zawsze wiedzieli w czym tkwi clou streetu. Fajnie, że ta idea wyszła poza wąskie grono zapaleńców.

Obraz
© Paweł Repetowski

Fotografia cyfrowa – szybsza, przystępniejsza, łatwo dostępna. Ty jednak jesteś "uzależniony od negatywów” - dlaczego? Jakie w streecie narzuca on ograniczenia, a co z kolei sprawia, że jest dla ciebie lepszym wyborem niż aparat cyfrowy? Zauważyłem, że ostatnie lata to jednak u ciebie odejście od filmu.

To prawda, od prawie roku mam cyfrowym aparat. To dość zabawne, że tak późno. Oczywiście fotografowałem wcześniej różnymi telefonami, ale aparat jest pierwszy. Kilka zepsutych negatywów i dziesiątki nieposkanowanych do tej pory filmów to główne powody przejścia na cyfrę. Oczywiście zamierzam do nich wrócić. Od czasu do czasu wyciągam skaner z szafy, przedmuchuję kliszę i niespiesznie skanuję. Nie chcę zrobić wszystkiego naraz, bo wiem, że tych klisz w najbliższym czasie przybywać nie będzie. Dozuję sobie zatem radość z przypominania sobie starych klatek, które czasem potrafią mnie jeszcze zaskoczyć. Mam jednak problem techniczny, ponieważ wiele lat temu nie dysponowałem przyzwoitym skanerem. Dużo starych filmów zeskanowanych jest w jakości, która mnie teraz nie satysfakcjonuje. Więc na potrzeby różnych prezentacji czy wystaw muszę skanować te filmy na nowo. Czasem dzięki temu wyciągam z klatki o wiele więcej, niż niegdyś widziałem. To takie drugie życie dla zdjęcia, przynajmniej w moich oczach. Zdarza się nadal, że wrzucam do sieci zdjęcie zrobione pięć lat temu i jest to klatka, o której już zapomniałem, że ją kiedyś w ogóle zrobiłem. Jedną z takich klatek widzicie na samym początku tej rozmowy.

Jeśli chodzi o specyficzny klimat fotografii analogowej, to niestety ja nie odnajduję go do końca

w fotografii cyfrowej, przynajmniej tej streetowej. Nie jestem zwolennikiem mocnej obróbki w fotografii, a bez tej obróbki zdjęcia cyfrowe najzwyczajniej nie siedzą w mojej estetyce i nawet trudno jest mi wytłumaczyć, dlaczego. Wielu fotografów z tą graficzną edycją przesadza i wygląda to w moich oczach jeszcze gorzej. Mimo, że strona formalna też ma znaczenie, na zdjęciu najważniejsza jest oczywiście treść. Nie ważne, czy to będzie kolor czy czerń i biel, analog czy cyfra. Pewnie wielu osobom na hasło "analogowy street” przed oczami pojawia się fotografia czarno-biała. Trzeba mieć w pamięci to, że kilkadziesiąt lat temu świetne kolorowe, analogowe klatki strzelali tacy fotografowie jak: Meyerowitz, Parr czy Birgus. Ich fotografia także wywierała na mnie ogromny wpływ. Mnie czarowało najmocniej jednak coś innego: charakterystyczna czerń i biel, pełna klatka, odpowiedni dystans i przestrzeń w kadrze – to było zawsze dla mnie istotne. Jednak nie zamierzam forsować koncepcji wyższości fotografii analogowej, czy czarno-białej nad cyfrową. Mówię jedynie o moich odczuciach i sentymentach. Nigdy nie łączę zdjęć czarno-białych i kolorowych w jednej serii. Zwracam również uwagę na zgodność poszczególnych formatów w obrębie jednego zestawu zdjęć. Cenię czystość przekazu i formy.

Obraz
© Paweł Repetowski

Zakładałeś Krakowską Grupę Fotograficzną. Jak z perspektywy czasu oceniasz tę inicjatywę i jej wpływ na rozwój fotograficzny, zarówno swój jak i pozostałych członków tej grupy? Z tego co widzę, streetem aktywnie zajmują się teraz tylko dwie osoby - ty jesteś jedną z nich.

Kolektyw KGF - taka jest od kilku lat oficjalna nazwa naszej inicjatywy. Nigdy nie byliśmy grupą stricte krakowską, bo w naszym kolektywie są też ludzie ze Śląska. Nie tworzyliśmy też grupy składającej się wyłącznie z fotografów zawodowych. Z czasem niektórych z nas pochłonęły obowiązki zawodowe i rodzinie, a na pasję zabrakło czasu, bądź pozostało go bardzo niewiele. Rzeczywiście w ostatnim okresie jesteśmy wyjątkowo mało aktywni jako kolektyw. Natomiast same początki wspominam bardzo miło, ale przede wszystkim niezwykle twórczo i motywująco. Nasz fotoblog istnieje już ponad 10 lat, a samą grupę powołałem do życia w lutym 2008 roku. Z tej twórczej atmosfery i wspólnych rozmów zrodził się także Magazyn FotoIndex, który tworzyliśmy wraz z Dorotą i Aleksandrem (wydawnictwo aktualnie jest zawieszone). Muszę powiedzieć, że mam wiele fantastycznych wspomnień związanych z działalnością KGF. Zrobiliśmy kilka wspólnych wystaw, wiele motywujących plenerów, spotkań i prezentacji naszej twórczości. I mimo, że jesteśmy w lekkim uśpieniu, to jednak trwamy w przyjaźni i nieczęsto ale nadal spotykamy się.

Wiesz, kiedy zaczynałem nie było Facebooka i Instagrama, ale internet już był ;) To były początki społecznościowych portali fotograficznych. Pierwsze moje znajomości z ludźmi od streetu zawiązały się właśnie poprzez nie. Rozmowy często przenosiły się do realnego życia – na spotkania, plenery. Powstawały fora i realne grupy, jak kolektyw KGF czy wcześniej SNAPS, który bardzo ceniłem. I chyba teraz też tak się dzieje. Kolektywy powstają z internetowych znajomości, budują swoją twórczość w sieci, ale spotykają się na wystawach i podczas wspólnych publikacji. Więc chyba aż tak wiele się nie zmieniło - mamy po prostu teraz inne platformy społecznościowe. Nie chcę tutaj tworzyć mitów, jak to było niegdyś super oldskulowo, ponieważ lubię rozwój i te dzisiejsze formy komunikacji poprzez np. Facebooka.

Obraz
© Paweł Repetowski

Kilka lat temu przygotowałeś swoją autorską publikację o Portugalii w serwisie Blurb, który umożliwia sprzedawanie książek w pojedynczych sztukach odbiorcom na całym świecie. Wstawiając książkę do oferty nie musi być ona fizycznie gotowa – serwis drukuje ją dopiero, gdy pojawi się klient. Co uważasz na temat zamykania swoich zdjęć w ramy książki? Czy to dla fotografii ulicznej najlepszy środek wyrazu?

Jeśli chodzi o Blurb, to przede wszystkim chciałem sprawdzić jak wygląda druk jakościowo i jaka jest powtarzalność tego druku. Ani jedno, ani drugie nie spełniło moich oczekiwań, niemniej to faktycznie ciekawe rozwiązanie. Zdjęcie w książce lub jako pojedynczy wydruk to oczywiście najlepsza forma prezentacji fotografii. Uwielbiam i mam pokaźną biblioteczkę albumów fotograficznych. Jednym z ulubionych jest "The Suffering of Light” Alexa Webba. Cenię go za piękne światło, ale przede wszystkim za niesamowitą przestrzenność i wieloplanowość kadrów. Mam też wielkie szczęście znać kilku fantastycznych fotografów, od których czasem dostaję fotografie z możliwością wydruku, czy wręcz gotowe, duże wydruki, które wiszą u mnie na ścianach. Drukuję także własne zdjęcia – trochę do szuflady i okazyjnie na ścianę.

Self-publishing w Polsce rozwija się całkiem fajnie. Nierzadko te wydawnictwa są świetnie opracowane edytorsko i graficznie. Ale czy jest to najlepszy środek wyrazu dla fotografii ulicznej? Na pewno najbardziej szlachetny, jednak w dobie mediów społecznościowych i wielu innych możliwości prezentowania zdjęć w internecie, chyba nienajlepszy. Przynajmniej jeśli chodzi

o możliwości zasięgu. Nie znam wyników sprzedaży, nie naliczyłem przede wszystkim zbyt wielu takich pozycji w Polsce. Być może wynika to z faktu, że rynek sprzedaży fotografii w Polsce, mimo iż nadal się rozwija, to jest raczej niszowy. Jeśli chcemy zaprezentować się jak największej liczbie odbiorców, musimy pokazywać swoje prace jednak w sieci. W jaki sposób? To już wybór indywidualny - czy poprzez chyba wymierającą formę blogów, czy autorskie strony www, lub najpopularniejsze i mające największy zasięg społecznościówki.

Ta niszowość fotografii ulicznej ma swoje wady i zalety. Z racji stosunkowo małego grona fotografów ulicznych o wiele prościej jest wyłowić dobre, świeże zdjęcia i tym samym dobrych fotografów. Osobom, które chcą zacząć fotografowanie ulicy, jest wciąż łatwiej się przebić niż tym, którzy chcą robić np. krajobrazy - tych jest w sieci cały ogrom. Fotografia uliczna wymaga od widza skupienia i sporo zrozumienia. Tu nie liczy się jedynie estetyka i technika, trzeba się czasem zastanowić, poszukać i wychwycić sedno oraz kontekst. Mam wrażenie, że większość młodych ludzi jest niecierpliwych. Chcą robić fotografię szybko i równie szybko ją publikować. Na ulicy trzeba być cierpliwym - czasem jeden dobry kadr to wiele dni, czy tygodni kręcenia się po mieście. I ja się nie dziwię, że to ich zniechęca. To też nie wróży, aby street miał kiedykolwiek wypływać jeszcze szerzej.

Obraz
© Paweł Repetowski

Często porzucasz główny przedmiot zainteresowania fotografa ulicznego, czyli człowieka, na rzecz pustych przestrzeni, które tworzy. Nie boisz się wchodzić w detale. Mieszasz zdjęcia czarno-białe z kolorem, zmieniając także formaty. Co mówi o nas (ludziach, społeczeństwie) obraz, który wyłania się z twoich fotograficznych poszukiwań?

Moje dzisiejsze klatki są wciąż o ludziach, których co prawda fizycznie nie ma w kadrach, ale którzy dość czytelnie naznaczyli swoją obecność. Bliski mi jest temat kształtowania się przestrzeni miejskich, czy pozamiejskich. Szczerze mówiąc, widać tu więcej działalności człowieka, jego wpływ i pozycję, niż w klatkach streetowych, w których człowiek i miasto wyrwane są często z kontekstu. Nie pokuszę się jednak o żadne głębsze, socjologiczne analizy.

Mieszkając jakiś czas temu w jednej z dzielnic Krakowa, gdzie zdecydowana większość to stare domy jednorodzinne przeplatane terenami przemysłowymi, zrobiłem taki obserwacyjny projekt pt. "Welcome to”. Wydaje mi się jest on niezłym przykładem na pewną symbiozę i wzajemne istnienie miejsca i miejscowego, czyli przedstawiciela lokalnej społeczności. Sam charakter miejsca bezpośrednio wpływa na mieszkańca, wyznacza pewne normy, organizuje życie codzienne, określa tożsamość. Człowiek jakby dostosuje się do krajobrazu i na mniejszą skalę odzwierciedla to we własnym (przysłowiowym) ogródku. To się przejawia np. utykaniem ogrodowych figurek - aby było ładnie, czy stawianiem blaszaków - aby było praktycznie. Tę serię, dla podkreślenia charakteru miejsca, wykonywałem małoobrazkowym kompaktem z mechaniczną funkcją panoramy – fajna zabawka!

Od kilku lat robię serię zdjęć telefonem komórkowym, pod nazwą "Kraków backstage”. W niej już bardziej globalnie, a jednocześnie trochę przekornie staram się pokazać, jak wygląda piękne, turystyczne miasto za jakie uchodzi Kraków, jednak nieco od innej strony. Celowo jest to seria mniej surowa w formie od poprzedniego projektu. Na pierwszy rzut oka prezentuje miasto w hiper-kolorze jak z folderu reklamowego, ale to nie są raczej zdjęcia do umieszczenia w przewodniku dla turystów. Chcę podkreślić, że zdjęcia w obu tych seriach nie mają na celu oceniania mieszkańców, czy włodarzy miasta. Jedynie pokazują, jak pięknie tworzymy naszą miejską przestrzeń i jak ją oswajamy, by czuć się bardziej u siebie. Jest to też jakaś forma dokumentu - mam nadzieję jeszcze ciekawszego do oglądania po latach. Niekiedy te obserwacje i kadry trzeba traktować z przymrużeniem oka.

Dziękuję za rozmowę!

Tymon Markowski

Wywiad pierwotnie ukazał się na stronie Street Photo Poland

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)