Uliczne rozmowy: Zbigniew Wójcik
Zbigniew Wójcik zawdzięcza swoje zainteresowanie streetem innemu fotografowi - Tomkowi Kulbowskiemu. To na jego warsztatach poznał, czym jest fotografia uliczna i złapał bakcyla. W zdjęciach Zbyszka znajdziecie codzienne sceny, ukazane w niecodzienny sposób.
19.06.2019 | aktual.: 26.07.2022 15:45
Tymon Markowski: twoje zainteresowanie streetem pojawiło się po warsztatach fotograficznych. Czego się tam dowiedziałeś o fotografii ulicznej i jak zacząłeś postrzegać ten gatunek? Co próbujesz pokazać na swoich zdjęciach?
Zbigniew Wójcik: Moja przygoda z fotografią rozpoczęła się od chybionej decyzji biznesowej. Wcześniej praktycznie nigdy nie robiłem zdjęć i niespecjalnie ciągnęło mnie do takiego sposobu ekspresji. Pewnie jakaś wrażliwość na obraz już wtedy we mnie tkwiła. Myślę, że było to jednak bardzo podświadome i nieukierunkowane. Zdarzyło się, że w tym samym czasie dowiedziałem się o pierwszych warsztatach fotografii ulicznej zorganizowanych w Lublinie przez Tomasza Kulbowskiego. Wcześniej oczywiście słyszałem o takim sposobie fotografowania – myślę, że nawet nie definiowałem tego, jako gatunku w fotografii - i wiedziony ciekawością zacząłem oglądać, cóż ciekawego na tej ulicy można sfotografować. Zdjęcia Tomka zrobiły na mnie duże wrażenie - być może przyczyniła się do tego ta nuta egzotyki wynikająca z miejsca fotografowania. Jednak warsztaty to było takie mentalne walnięcie obuchem. Okazało się, że miasto w którym żyłem w ciągu ostatnich prawie 40 lat, ma drugą twarz jakby spojrzeć na nie pod innym kątem.
Ludzie i zdarzenia dziejący się wokół mnie mogą stać się czymś innym niż to, co widzimy na pierwszy rzut oka. Był to dla mnie czas genialnej zabawy. Zacząłem postrzegać rzeczywistość nie zwykłym dotychczasowym patrzeniem, lecz zacząłem widzieć kadry. Nawet bez aparatu, możesz układać sobie to w głowie. Być może dla osób, które fotografują przez dłuższy czas, to co mówię nie robi już takiego wrażenia, lecz dla mnie to było odkrywanie nowego świata. Należy pamietać, że jestem facetem, który wcześniej interesował się fotografią mniej więcej w tym samym stopniu, co ostatnimi plonami ziemniaków w podlubelskich wsiach - czyli w ogóle. Jestem przekonany, że ta dawka wiedzy oraz inspiracji jaką dostałem od Tomka w ogromnym stopniu ukształtowała moje obecne patrzenie na fotografię, sposób jej rozumienia i czytania. Chwilę potem postanowiłem zrobić coś jeszcze w swoim fotograficznym życiu i trafiłem do Lubelskiej Szkoły Fotografii. Spotkałem tam zarówno wspaniałych nauczycieli, jak i przyjaciół, którzy są nimi do tej pory i których zdanie liczy się dla mnie cały czas. Moja fascynacja fotografia uliczną pozwoliła mi stworzyć dyplom, który z powodzeniem obroniłem.
Dla mnie zrobienie i pokazanie zdjęcia to bardzo osobisty akt osoby fotografującej. Gdy robię zdjęcie to odkrywam przed odbiorcą swój własny świat - przefiltrowany moją wiedzą, inspiracją i doświadczeniem życiowym. Jakbym wpuszczał kogoś do swojej głowy i pozwalał, by patrzył moimi oczami na wszystko, co dzieje się wokół mnie, tu i teraz. Można powiedzieć, ze przez zdjęcia pokazuję zarówno moją rzeczywistość, jak i siebie samego. Moje spotkanie z fotografią uliczną na samym początku drogi spowodowało ciekawą dla mnie zależność w dalszych etapach rozwoju. W chwili obecnej nawet przy pracy nad fotoreportażem, który nieco inaczej się robi i ogląda niż zdjęcie streetowe, staram się, by każda pojedyncza klatka opowiadała swoją własną historię.
Mimo, że kojarzony jesteś z fotografią uliczną, to na swojej indywidualnej wystawie zdjęć prezentowałeś portrety. Co więcej, fotografujesz z sukcesami również sport – futbol amerykański, hokej, biegi terenowe. Dwa ostatnie tematy zostały nagrodzone w Polskim Konkursie Fotografii Sportowej 2017. Co sprawia, że przeskakujesz pomiędzy różnymi gatunkami?
Myśle że mogą to być dwa czynniki. Ciekawość i czas. Ciekawość, bo jestem po prostu bardzo zainteresowany tym, co dzieje się wokół mnie. Często zdjęcia powstają, ponieważ chcę odkryć co jest za rogiem, dlaczego ludzie przebiegli obok miejsca w którym właśnie się znalazłem, jaki był powód danego zachowania. Każdy powód by wyciągnąć aparat jest dobry. Niekiedy jest to pomoc dla znajomych, którzy potrzebują fotografa by udokumentować zdarzenia lub pasje, które ich pochłaniają. Wydaje mi się, że jest to zaleta bycia amatorem aniżeli zawodowcem – można robić to, co naprawdę nas bawi, zaś zdjęcia powstają z potrzeby chwili. W moim przypadku presja spełnienia oczekiwań innej osoby działa na mnie deprymująco.
Drugim czynnikiem jest czas, a właściwie jego brak lub poczucie jego braku. Zainteresowałem się fotografią mając lat 40, zaś na większości etapów mojej przygody z nią poznawałem młodych lub bardzo młodych ludzi. I ten ich wiek unaocznił mi, iż ja tego czasu mam trochę mniej. A chcę przecież zobaczyć i sfotografować dużo, jak najwięcej. Zajmuję się ogólnie fotografią dokumentalną, więc takie przeskakiwanie pomiędzy gatunkami nie jest specjalne trudne ani frustrujące.
Wystawa o której wspomniałeś to właśnie wystawa portretów – czyli gatunku fotografii, o którym niespecjalnie mam pojęcie i który raczej powstaje na obrzeżach głównych zainteresowań. Otrzymałem rekomendację mojego fotograficznego nauczyciela i zarazem bardzo dobrego kolegi. Zgodziłem się na wystawę, jednak nie do końca miałem pomysł, jak pokazać to moje zwykłe fotografowanie.
"Moja wystawa to podróż przez czas i miejsca, które odwiedziłem podczas swojej przygody z fotografią, […] o których istnieniu nie zdawałem sobie sprawy” - deklarujesz w opisie tejże wystawy. Czy to oznacza, że otaczający cię świat odkrywasz głównie przez aparat? Do jakich historii i wydarzeń cię to doprowadziło?
"Deskrypcja siebie” to portrety bohaterów moich fotoreportaży, których poznałem poprzez oraz dzięki fotografii. To ludzie, którzy odcisnęli na mnie znak, więc pokazuję za ich pomocą siebie. Nie odkrywam świata przez aparat, lecz przy jego pomocy. To narzędzie, które pozwala mi trafić w pewne miejsca, zaś przy pierwszym kontakcie jest jak alibi, by poznać ludzi którymi jestem zainteresowany. Na pewno bez niego nie spotkałbym osobiście i nie współpracował z artystami czy muzykami, których jedynie słuchałem jak każdy inny odbiorca. Fotografia nauczyła mnie nawiązania bliższych kontaktów z przypadkowo spotkanymi ludźmi, czego wcześniej nie lubiłem i nawet nie starałem się przezwyciężać. Zdarzenia i historie, które zadziały się poprzez fotografowanie może nie są ani specjalnie dramatyczne ani widowiskowe, lecz są na pewno takie, jakie nie zdarzyłyby się gdyby nie moje próby ich sfotografowania.
Fotografia uliczna poprzez swoją ogromną dostępność jest rodzajem fotografii, którą chyba każdy spróbuje choć przez chwilę tworzyć. Niestety mamy obecnie wysyp zdjęć, które definiują się jako fotografia uliczna tylko poprzez miejsce wykonania. Wolałbym oglądać o wiele mniej takich obrazów, gdyby to podniosło ich poziom. Do niedawna bardzo ciekawe facebookowe grupy dziś są zarzucone fotograficzną sieczką. Jestem jednak przekonany, że ta moda na streeta przeminie i pozostaną przy tym gatunku ludzie, których zdjęcia jestem w stanie oglądać w każdej ilości. A dla siebie i innych miłośników streeta mam zawsze jedną radę: kupujmy i oglądajmy albumy, odwiedzajmy też wystawy. Ekran komputera jest fajny, ale papier i książka niosą ze sobą moc, której nie doświadczymy elektronicznie.
Na pewno gdzieś z tyłu głowy siedzi myśl, żeby z fotografowania stworzyć sposób na zarobkowanie. Jednocześnie, może błędnie, boję się, że stracę możliwość tworzenia swoich własnych rzeczy. Takich powstających z potrzeby serca, z czystej zajawki, samej radości fotografowania i obcowania z ludźmi i zdarzeniami. Bardziej realne plany to jednak stworzenie większego projektu fotograficznego. Do tej pory tworzyłem małe formy wypowiedzi. Mam nadzieję, że wreszcie uda mi się doprowadzić do końca zamysł, który właśnie zacząłem realizować. Mimo tych rozterek jestem pewny, że nie zarzucę fotografii - zbyt mnie to bawi i zbyt dużo daje, by z tego rezygnować. A poza tym już jestem za stary, by szukać nowego hobby!
Poszukując twojego portfolio... nic nie znalazłem. Przejrzałem więc profil na Facebooku i odkryłem całą masę zdjęć – kolorowych jak i czarno-białych. W której stylistyce lepiej się czujesz i dlaczego?
Moje portfolio to ta część mojego fotograficznej drogi, na którą mam jeszcze czas. Mam wieczne plany jego stworzenia z których niewiele wynika. Pewnie jakimś usprawiedliwieniem takiego faktu jest to, że moje zdjęcia powstają amatorsko - nie mam więc klientów, którym należałoby takowe przedstawić. Wydarzenia, miejsca oraz ludzi, do których chcę dotrzeć ze swoim aparatem, wyszukuje poprzez portal społecznościowy i wydaje mi się, że ta platforma niejako naturalnie stała się miejscem, gdzie moją twórczość można zobaczyć. Jest to wygodne zarówno dla mnie jak i dla osób, które chcę do swoich działań przekonać.
Początek mojego fotografowania to zdecydowanie czas fotografii czarno-białej. Szukając inspiracji w internecie, przeglądając albumy i wystawy, zafascynowali mnie tacy fotografowie jak Trent Parke czy Ernesto Bazan. W moich oczach osiągnęli niemal boskie cechy, także mój wybór stylistyki był jasny. Oczywiście uwielbiałem także innych autorów, którzy posługiwali się kolorem, ale chciałem robić zdjęcia takie jak moi idole. Fotografia kolorowa w moim wykonaniu to przede wszystkim miniony rok. I z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że dla mnie fotografia kolorowa jest znacznie trudniejsza. Być może jest to spowodowane tym, że uczę się dopiero jak pokazać kolor i jak go opanować na swoich zdjęciach. Jednak gdy mi się to już uda, jest to na tyle satysfakcjonujące, że napędza do dalszej pracy. W końcu jest to nasz naturalny sposób widzenia. Choć czasami przekornie, coś kojarzonego z kolorem próbuję pokazać w czarni i bieli. Ważne jest dla mnie wtedy to, że ta decyzja musi zapaść na bardzo wczesnym etapie. Nie może być to próba ratowania marnego zdjęcia artystyczną czarno-bielą. W fotografii ulicznej kolorem posługuję się przede wszystkim w swoich podróżach. W moim ukochanym Lublinie niestety to nie działa – trudno mi się tam w ogóle fotografuje. Jego nieco anarchistyczna wizja ozdobno-reklamowa po prostu przerasta moje zdolności sensownego ułożenia w całość, którą chciałbym widzowi pokazać.
Tytuł Twojej wystawy to „Deskrypcja siebie”. Poczyń zatem proszę taką deskrypcję przed naszymi czytelnikami...
Facet który po przeżyciu statystycznej połowy swojego życia odkrył, że rzeczywistość wokół niego, może być czymś całkowicie innym niż to, co widzimy na pierwszy rzut oka. I teraz stara się to pokazać innym...
Dziękuję za rozmowę!
Tymon Markowski
Wywiad pierwotnie ukazał się na stronie Street Photo Poland