Wpadł mi w ręce Zeiss, czyli teścik Distagona FE 35/1,4
22.12.2015 14:06, aktual.: 26.07.2022 19:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wpadł mi on w ręce dość niespodziewanie, a na dodatek prawie nie miałem czasu na pofotografowanie nim. Ani czasu, ani pogody. Ale przecież grzechem byłoby nie przestrzelać go. Założyłem go więc do Zorki 5 i zrobiłem kilka zdjęć. No dobra, do trochę nowszej wersji Zorki, znanej lepiej pod kodową nazwą A7R. Wiem, wiem, lepiej byłoby podziałać z A7R II, ale po pierwsze nie byłem w stanie się do niej dopchać, a po drugie, 42 a 36 megapikseli to nie taka znowu duża różnica. Poza tym jak się nie ma co się lubi, to się lubi 36 Mpx. Ciężka dola fotografa-testera!
Pod względem optycznym, Zeiss 35/1,4 składa się z 12 soczewek, w tym 3 asferycznych. Wewnątrz całkowicie metalowej i uszczelnionej obudowy, znajdziemy też liniowy (a nie pierścieniowy) ultradźwiękowy silnik autofokusa, nazywany DDSSM (Direct Drive Super Sonic wave Motor). Jest on zupełnie cichy i w miarę szybki – nawet gdy autofokus ma problemy i musi dwukrotnie zwiedzić całą skalę odległości. Przy okazji: zaskoczył mnie autofokus Sony A7R. Miałem okazję testować go wkrótce po premierze i uznałem za jedno z gorszych w klasie bezlusterkowców wcieleń kontrastowego AF. A teraz okazało się, że aparat wsparty softem 2.0 radzi sobie dobrze nawet w słabym świetle, przy niedużym kontraście obiektu i korzystaniu z najmniejszej ramki ostrości. Bardzo miła niespodzianka!
A niespodzianką niemiłą jest oczywiście cena, ciut tylko niższa od 7000 zł. Dużo, ale w klasie „35/1,4” znajdzie się obiektyw o tysiąc złotych droższy. Nie, nie mam na myśli tylko Leiki, a drugą wersję optyki Canona. Ale już pozostali konkurenci są tańsi: Nikkor o duże kilkaset złotych, a Sony (bagnet A) i starsza wersja Canona o 2,5-3 tysiące. No i jest jeszcze przekleństwo obiektywów firmowych, czyli trzydziestkapiątka Sigmy – nie dość że rewelacyjna, to kosztująca obecnie zaledwie 3000 zł.
Zamiast jednak przerażać się ceną, wolę cieszyć się jakością zdjęć tworzonych przez Distagona. Dystorsji prawie nie ma, ale jak ktoś się uprze, to dopatrzy się leciutkiej, trochę wąsowatej „beczki”. Boczna aberracja chromatyczna została dobrze opanowana i nie ma co się nią martwić. Jednak jej osiowa „odmiana” już nie, co zresztą nie dziwi w tak jasnej optyce. Pomaga lekkie przymknięcie przysłony.
Jednak już na winietowanie trzeba wytoczyć ciężką artylerię, najlepiej korekcję wbudowaną w aparat. Bo bez niej, samym przymykaniem przysłony, niełatwo uzyskać bardzo dobre rezultaty. Niemniej przy f/5,6, winietowanie choć wcale nie słabe, narasta w kierunku rogów klatki płynnie i już nie przeszkadza. Co jest niespodziewanie dobrym wynikiem, gdyż przy f/1,4 ściemnienie naroży kadru, nie dość że ostre, to sięga ponad 2,5 EV. Gdy więc mamy zamiar pracować mocno otwartym obiektywem, a jednocześnie uważamy że „winieta”, choć modna, wcale nie jest pożądana, włączmy korekcję winietowania. Jej twórcy, dla tego obiektywu zaprojektowali ją kompromisowo – i całe szczęście. Nie próbowali zupełnie jej likwidować, gdyż mogłoby to wyciągać mnóstwo szumów, ale trochę ją osłabili, a trochę złagodzili przebieg. Efekt zdjęciowy zdecydowanie nie jest idealny, ale akceptowalny owszem.
Na trzech zdjęciach w galerii poniżej, możemy ocenić plastykę obrazu. O ile nieostre punkty wyglądają nieźle, o tyle w gałęziach widać sporo „nerwowości”. Korekcja winietowania była wyłączona, więc na pierwszym ze zdjęć widzimy winietowanie Zeissa w pełnej krasie. Cóż, w porównaniu z efektami uzyskanymi w teście studyjnym to mały pikuś. Widać przejście ze studia w plener łagodzi obyczaje tego obiektywu.
No, a co z ostrością? Dobrze, a właściwie nawet bardzo dobrze. Bo chyba nikt nie spodziewa się po optyce f/1,4 brzytwy przy otwartej przysłonie, prawda? W środku klatki dobrze jest już przy f/2, a bardzo dobrze przy f/2,8. Jeśli ktoś woli pracować blisko ideału, zapraszam do przedziału f/4-5,6. To pozwoli też uzyskać znacznie lepsze wyniki na brzegach kadru. One przy otwartej przysłonie nie zachwycają, ale też nie mam żadnych powodów, żeby się nad nimi znęcać. Tyle, że f/2 nie oznacza jeszcze poprawy, a dopiero f/2,8. Przejście na f/4 to wyraźny skok ostrości.
I tyle! Distagon T* 35 mm f/1,4 ZA to naprawdę świetny obiektyw. Racja, duży – ale to przywilej tak jasnych trzydziestekpiątek. Racja, drogi, ale Canon jest droższy – a to już punkt dla Zeissa. Racja, przy f/1,4 strasznie winietuje, ale czymś trzeba było zapłacić za bardzo dobrą ostrość obrazu. Reszta wad mało się liczy, a jeśli już którąś miałbym skrytykować, to trochę za bardzo widoczną osiową aberrację chromatyczną. Spodobał mi się ten obiektyw!
Podoba mi się:
- wysoka jakość obrazu (niemal pod każdym względem)
- ergonomia
Nie podoba mi się:
- winietowanie!
- cena
Na moim blogu ostatnio opublikowałem także:
Zapraszam serdecznie!