Współcześni marynarze - historia, jak powstał fotoreportaż na otwartym morzu
Po 25 godzinach na nogach i z aparatem na ramieniu , zmęczony i trochę znieczulony, patrzę, jak butelka przetacza się na prawą stronę biurka, następnie na lewą, przeskakuje przez bandę, ląduje na podłodze, odbija się od łóżka i, tak samo jak wcześniej, ląduje pod moimi nogami. Przechyły, szczególnie dla totalnego żółtodzioba w kwestiach morskich, są ciekawym doświadczeniem. Jak uwiecznić te morskie historie na zdjęciach?
Po 25 godzinach na nogach i z aparatem na ramieniu , zmęczony i trochę znieczulony, patrzę, jak butelka przetacza się na prawą stronę biurka, następnie na lewą, przeskakuje przez bandę, ląduje na podłodze, odbija się od łóżka i, tak samo jak wcześniej, ląduje pod moimi nogami. Przechyły, szczególnie dla totalnego żółtodzioba w kwestiach morskich, są ciekawym doświadczeniem. Jak uwiecznić te morskie historie na zdjęciach?
Miałem przyjemność uczestniczyć w rejsie masowca Isolda z portu w Policach k. Szczecina, przez Rygę, aż do miasta Hull we wschodniej części Wielkiej Brytanii. Choć z morzem mam niewiele wspólnego, zawsze coś mnie ciągnęło, żeby podejrzeć, jak toczy się życie marynarzy na takich jednostkach, na czym polegają ich obowiązki, jak odpoczywają itp. Żeby znaleźć się na statku i móc rozpocząć zdjęcia, trzeba najpierw napisać trochę maili i podzwonić.
[solr id="fotoblogia-pl-34062" excerpt="1" image="1" words="20" _url="http://pawellaczny.fotoblogia.pl/3540,polska-historia-jednego-z-najlepszych-zdjec-w-historii-national-geographic" _mphoto="tt-ngm-150x150-b56a5db49f1a77330.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2889[/block]
Pierwszym krokiem jest kontakt z PŻM i dokładne wyjaśnienie, dlaczego chcesz się znaleźć na jednostce, czy robisz materiał dla siebie czy na zlecenie, ile czasu zamierzasz spędzić z załogą i gdzie mógłbyś opuścić pokład. Myśląc o ostatnim, miej na uwadze, że czasami jednostka jest zmuszona zmienić plany co do portu wyładunku/załadunku, gdy dostanie zlecenie na cumowanie gdzie indziej. To ryzyko, z którym musisz się liczyć. W najgorszym wypadku zamiast w Belgii wylądujesz np. w Portugalii.
Najłatwiej jest dogadać się z PŻM, by jednostka zabrała cię jako pasażera komercyjnego, nazywa się to kojodoba. Za kwotę rzędu 20-30 dol. masz zapewnione spanie i jedzenie. Jeśli nie interesuje cię fotografia, możesz potraktować to jako nietypowe wakacje i np. przepłynąć masowcem przez Atlantyk (częstym kursem są np. Wielkie Jeziora w USA).
Kiedy już ustalisz wszystko z PŻM, poproś o namiary na kapitana jednostki, na której będziesz fotografować. Przedstaw, co cię interesuje, poproś o poinformowanie załogi, że pojawi się ktoś z aparatem, i opisz, na czym będziesz chciał się skupić.
Marynarze to specyficzna grupa, hermetyczna społeczność twardych mężczyzn, których zaufanie trzeba po prostu zdobyć. To warunek konieczny, żeby móc swobodnie chodzić po całym statku i fotografować wszystkich członków załogi przez okrągłą dobę (i ich obowiązki, i czas wolny).
Chcę podkreślić, że załoga masowca Isolda, z którą spędziłem ponad dwa tygodnie, zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Dziękuję wszystkim jej członkom za to, że mi zaufali i że z czasem przestawali zwracać na mnie uwagę. Bez ich akceptacji byłbym, dosłownie, nieliczącym się balastem.
[solr id="fotoblogia-pl-65361" excerpt="1" image="1" words="20" _url="http://pawellaczny.fotoblogia.pl/1741,czego-mozna-sie-nauczyc-fotografujac-na-koncu-swiata" _mphoto="f11-65361-252x168-9a7256aab2e17e.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2890[/block]
Przed wejściem na pokład wiedziałem już, co chcę mieć sfotografowane, zanim z niego zejdę. Jak przy większości materiałów dotyczących jakiejś grupy ludzi zrobiłem sobie prostą rozpiskę, którą z każdym dniem wzbogacałem o kolejne ciekawe rzeczy. Ponieważ przez pierwsze dwa, trzy dni mało fotografowałem, a głównie rozmawiałem i poznawałem załogę, zarówno pomysłów, jak i intrygujących rzeczy ciągle przybywało.
Zacznijmy od tego, na co poświęcisz najwięcej czasu, czyli od obowiązków każdego z członków załogi. Praca marynarzy na masowcu przypomina po prostu ciężką fizyczną pracę, z tą różnicą, że odbywa się na pełnym morzu. Tak więc będziesz mógł obserwować, jak cały pokład jest myty, skrobany, malowany, sprawdzany. Będziesz mógł podejrzeć, jak kadra oficerska planuje trasy, trzyma wachty.
Obrałem strategię polegającą na tym, że trzymałem się grupy marynarzy od momentu pobudki aż do snu. Towarzyszyłem im praktycznie cały czas (przerwy na papierosa, dyskusje, oczekiwanie). Warto podpytać co jakiś czas, co będzie się działo, szczególnie gdy szykuje się wpłyniecie do portu, załadunek czy rozładunek. Każdy członek załogi ma wówczas wyznaczone zadanie i od ciebie będzie zależeć, co sfotografujesz.
Gdy akcji jako takiej nie było, spędzałem po 30 minut do godziny z konkretną osobą. Na mostku obserwowałem kapitana, w siłowni - głównego mechanika, w messie i kuchni - kucharza, biegałem za stewardem albo po prostu chodziłem po pokładzie, szukając ciekawych sytuacji.
**Na siłowni z maszynami **
Siłownia, czyli maszynownia, jest imponująca. Po pierwsze to decybele, które wyłączają zmysł słuchu. Jeśli dodać do tego rozmiar silnika i centrum dowodzenia, z całym tym ustrojstwem rodem ze Star Treka, wrażenie jest wyjątkowe. Zawsze jest coś do nasmarowania, dokręcenia i naprawienia, więc w tym miejscu również można zasięgnąć informacji na temat planowanych napraw, obchodów itp.
Sam w sobie jest intrygujący, pełen map, radarów, ekranów. Pamiętaj, żeby pokazać panującą na nim atmosferę; jego rozmiar będzie tylko jednym z istotnych elementów. Tam nadzoruje się całą jednostkę, kreśli się po mapach, tam też (jak zresztą wszędzie, skąd widać morze) można podejrzeć intymną chwilę zamyślenia.
To wręcz klasyk: marynarz patrzący przed siebie, wbrew pozorom nie na horyzont, ale dalej, znacznie dalej. Tam, gdzie trafia tylko on. Jest to jego skarbnica, jego tęsknota, ale też element dający mu często kopa do pracy. Chodzi o bliskich, których często marynarze nie widzą miesiącami. Jeden z nich, „Żuku”, opowiada, jak kiedyś zapytał go znajomy, jak radzą sobie z żoną z tak długą rozłąką... Odpowiedział, że zwykły człowiek ma jeden miesiąc miodowy. On natomiast ma taki po każdym powrocie.
[solr id="fotoblogia-pl-32826" excerpt="1" image="1" words="20" _url="http://pawellaczny.fotoblogia.pl/3599,fotoreportaz-ktory-przyprawil-autora-o-depresje" _mphoto="rozstanie-011-150x150-6657eaa8ca.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2891[/block]
Faceci, których charaktery kształtowały się w czasie sztormów, zimnych nocy na wachcie, w brudzie i soli, cechują się również romantyzmem. Każdy z nich, mimo dziesiątek lat na morzu, ciągle patrzy z podziwem i szacunkiem na wodę. Niemal dało się dotknąć tej fascynacji. Praca fizyczna, w sumie niewiele różniąca się od tej na lądzie, wykonywana na statku jest inna.
Zawsze można unieść wzrok i baterie same się ładują. Zapytałem wspomnianego już „Żuku”, czy nie kusi go, żeby po tylu latach znaleźć pracę w mieście, bliżej rodziny. On, zwrócony ku morzu, zamyślony, zmęczony, umorusany w miale węglowym, niknąc co jakiś czas w obłoczkach dymu papierosowego, odparł: “Jak można zrezygnować z takiego widoku?”.
Kiedyś spędzany na wspólnych nasiadówach, rozmowach, paleniu i popijaniu herbaty (alkohol na pokładzie jest oficjalnie zakazany). Dziś, w erze laptopów i DVD, gdy kończy się praca, marynarze zamykają się w swoich kabinach, oglądają filmy, przeglądają zdjęcia bliskich.