Z głową w chmurach - rzecz o trudach fotografii spotterskiej

Z głową w chmurach - rzecz o trudach fotografii spotterskiej

Z głową w chmurach - rzecz o trudach fotografii spotterskiej
Jacek Waszczuk
13.09.2017 13:41, aktualizacja: 26.07.2022 18:20

Sprawdzam encyklopedyczną definicję słowa „spotter”. To „osoba fotografująca samoloty”. To zdecydowanie nie takie proste.

Podczas I wojny światowej, kiedy wszystko się zaczynało, chodziło o obserwację i rozpoznawanie maszyn przeciwnika. W chwili wybuchu II wojny światowej w Wielkiej Brytanii istniał już radarowy system ostrzegania przeciwlotniczego i cały system posterunków obserwacyjnych. Każdy obserwator na wyposażeniu posiadał lornetkę, telefon i ewentualnie książeczki z sylwetkami samolotów. Zadaniem dyżurujących było rozpoznawanie nadlatujących maszyn i zgłaszanie do centrali możliwie jak największej liczby szczegółów - wielkości formacji, kursu, pułapu, typu samolotów, prędkości itp. Często trafiali tam żołnierze z różnych względów niezdolni do służby na pierwszej linii, starali się więc jak najlepiej służyć krajowi. Po II wojnie korpus obserwacyjny został rozwiązany. Zdemobilizowani obserwatorzy w dalszym ciągu obserwowali samoloty, stając się pierwszymi „spotterami” w dzisiejszym rozumieniu.

Kilkadziesiąt lat później sytuację do góry nogami przewróciła fotografia cyfrowa. Dziś każdy może kupić dobrej jakości sprzęt foto i po odpowiednim wsparciu programami graficznymi przywieźć z wypadów na lotniska doskonałe zdjęcia - porównywalne z tymi, jakie można spotkać w publikacjach drukowanych.

Obraz

Przełom sierpnia i września to dość gorący okres pokazowy. Tak w Polsce, jak i niedalekiej okolicy. W Czechach, Słowacji i Niemczech w tym czasie odbyło się kilkanaście większych lub mniejszych imprez lotniczych o randze air show, bądź nieco mniejszych, określanych jako „pikniki lotnicze”. Nie da się odwiedzić wszystkiego, więc jednym z moich wyborów był słowacki Sliać.

Mocne argumenty były dwa – zapowiadana pogoda i program

Nie sposób w pełni wykorzystać dużych pokazów w jeden dzień. Po pierwsze, wypada obejść i obfotografować ekspozycję statyczną. Wczuć się w atmosferę, wyłapać krzątających się mechaników czy pilotów przygotowujących się do pokazów. Po drugie, w końcu trzeba też złapać ciekawe kadry z pokazów dynamicznych. Samoloty powstały w jednym celu – by latać. Gro osób stara się więc przywieźć jak najwięcej właśnie takich ujęć. Idealnym rozwiązaniem jest przyjazd dzień przed imprezą i wyjazd w poniedziałkowy wieczór. Dzięki takiej opcji można uchwycić w kadrze samoloty, które cały weekend stały na ekspozycji naziemnej - a tylko nieliczni mogą te maszyny fotografować podczas startów czy lądowania.

Słoneczna pogoda podczas pierwszych minut pokazu zapowiadała sporo zdjęć przed zakończeniem pokazów, ale oznaczała też kłopoty w najcieplejszych godzinach dnia. Jak często bywa, na początek odbyła się część aeroklubowa, oficjalne otwarcie imprezy i desant spadochroniarzy z flagami państw uczestniczących w pokazach.

Obraz

Potem przyszła pora na inscenizacje z początkowego okresu lotnictwa. To zrekonstruowane maszyny z pierwszej wojny światowej, kiedy piloci latali w goglach i szalikach na szyi. Nie każdemu przypada do gustu takie latanie, ale połączenie maszyn w powietrzu z grupą inscenizującą atak na lotnisko musi robić wrażenie. Zwykle nie może zabraknąć w powietrzu jednego z najbardziej znanych myśliwców pierwszej wojny, trójpłatowego Fokkera Dr.I.

Obraz
Obraz

Przez lata wypracowano standard fotografowania samolotów. By wyłapać efekt ruchu i dynamiki w kadrze, zdjęcia wykonuje się w trybie S, czyli z preselekcją czasu. Śmigła rejestruje się wtedy rozmyte. Jeśli oprócz samolotu i błękitu nieba w tle trafią się chmury, ptaki czy zieleń drzew przy niskich przelotach, tło też zawsze takie będzie. Daje to jasny przekaz, co chcieliśmy pokazać, a reszta tworzy ciekawy dodatek. Nie ma prostej odpowiedzi na to, jakie czasy stosować - jak zrobić nieporuszone zdjęcie samolotu lecącego z prędkością 300–400 km/h. Początkujący raczej nie schodzą poniżej 1/400 sek. Po pewnej wprawie można zejść do 1/200 czy 1/160. Aparat z zainstalowaną stabilizacją pomaga, lecz nic nie zastąpi treningu i wyczucia sytuacji. Zdecydowanie pomaga znajomość oglądanego pokazu - gdy z wyprzedzeniem wiemy, jaka ewolucja zostanie wykonana za moment.

Obraz
Obraz

Pogoń za dynamiką początkowo może frustrować. Po kilku imprezach efekty cieszą - w sprzyjających okolicznościach możemy pokusić się o zjechanie z czasem tak, by utrwalić zamkniętą tarczę śmigła. Nie każdemu się to udaje, ale warto próbować.

Samolot akrobacyjny wraz z doskonałym pilotem potrafi stworzyć mieszankę prawdziwie wybuchową. Taką waśnie tworzył latający w Sliać Węgier Zoltan Veres na samolocie MXS. To pilot, który nie potrafi latać „wysoko i spokojnie” - każda sekunda pokazu musi być wypełniona czymś nowym. Na zdjęciu samolot wychodzi z szybkiego przelotu beczką, widać wyraźnie poruszone końcówki skrzydeł.

Obraz

Na pokazie do dyspozycji miałem korpus Olympus OM-D E-M1 Mark II z trzema obiektywami - do zdjęć w powietrzu najbardziej przydatny okazał się Zuiko ED 300 mm F/4. I korpus, i obiektyw posiadają metalową, uszczelnioną obudowę. To szczególnie ważna cecha podczas zdjęć plenerowych w każdych warunkach atmosferycznych. Uszczelnienie spełnia swoje zadanie - po wykonaniu przeszło 2000 zdjęć na matrycę nie trafił żaden pyłek. Na plus zaliczam też zastosowanie dwóch pokręteł, po jednym z przodu i z tyłu korpusu, które pozwalają zmienić ustawienie bez odrywania oka od wizjera.

Kolejna przydatna nowość to zmiany w pokrętle PASM, gdzie dodatkowo pojawiły się pozycje C1, C2 i C3, czyli dostęp do trzech indywidualnych trybów użytkownika. Idąc tym tropem, bardzo przydatny okazał się limiter odległości w obiektywie, który po ustawieniu w pozycji od 4 do nieskończoności „ostrzy” o połowę szybciej w stosunku do pełnej ogniskowej. Obiektyw w systemie cztery trzecie będący ekwiwalentem 600 mm generuje zaskakująco dobrą jakość zdjęć przy minimalnych aberracjach i dystorsji. Warto też wspomnieć o szybkiej serii, czyli 18 zdjęciach przy działającym autofokusie i do 60 zdjęciach na sekundę bez autofokusa w serii. Gdy dwa samoloty zbliżają się do siebie z prędkością około 180 m/sek szybka seria pomaga złapać właśnie ten właściwy moment.

Obraz

Na niektórych zdjęciach akrobaci do pokazu włączają dodatkowy element – smugacze. Dymy dodają atrakcyjności, szczególnie gdy pokaz rozgrywa się na jednolicie błękitnym niebie. Pętle czy beczki zakreślone dymem pokazują, czy figury wykonane były wzorcowo, czy może się rozjechały. To broń obosieczna - brak wiatru może zabić najpiękniejszy pokaz i po chwili zaczyna się lot we własnym zadymieniu. Na szczęście wytwornice można w dowolnym momencie wyłączyć.

Identyczne ustawienia aparatu wykorzystuję podczas pokazów śmigłowców.

Obraz

Po co wybierać się na pokazy daleko od domu, by fotografować samoloty, które można złapać na najbliższym lotnisku? Podczas codziennego użytkowania nie kręci się akrobacji, nie lata się z dymami. Dodatkowym elementem są malowania okolicznościowe. Corocznie w jednej z baz lotniczych w Europie organizowany jest zlot jednostek „tygrysich” - NATO Tiger Meet. Jednostka powinna mieć w swoim logo tygrysa lub pumę. Czesi zaskoczyli malowaniem - jeden ze śmigłowców Mi-24 otrzymał filmowego „Obcego”.

Obraz

Samoloty mogą latać solo, ale mogą też w grupach. W słowackim Sliaciu zaprezentowali się między innymi Chorwaci z grupy „Krila Oluje”. W przyszłym roku będą obchodzili piętnastolecie istnienia, a przed rokiem nieporozumienia doprowadziły do tego że cała szóstka pilotów z podstawowego składu zrezygnowała ze służby. Nowi zastąpili weteranów, co w efekcie dało zupełnie nowy układ występu. Fotografowanie grupy to nieco inne zagadnienie. Przy dłuższym obiektywie pojawia się kłopot - jak zmieścić w kadrze wszystkie samoloty? Wyjściem jest żonglowanie obiektywami lub dwa aparaty ze szkłem dłuższym i krótszym. Albo rozwiązanie najczęściej stosowane - jedno szkło zapięte na stałe do korpusu. Podczas bliższych przelotów staramy się wyłapać ciekawsze elementy pokazu.

Obraz
Obraz
Obraz

Gro widzów czeka na maszyny bojowe i ich huk silników przyprawiający o gęsią skórkę. Brak śmigieł i wirników nośnych uwalnia od długich czasów. Aparat przestawiam w tryb A, czyli preselekcję przysłony. Ustawiam jej wartość, nieco domykając w stosunku do maksymalnej jasności. Wszystko po to, by uzyskać przysłonę, przy której obiektyw posiada najlepsze właściwości optyczne. Myśliwce, kręcąc akrobacje na dopalaniu, uzyskują większe prędkości i odległości. Trzeba wybierać, czy bardziej nam zależy na samolocie na cały kadr, czy podczas wolnego przelotu na tle nieba. Czasami szczerze wieje nudą.

Obraz

Dużo ciekawiej jest przy większych prędkościach. Przy przeciążeniach 6-8 G, gdy samolot wykonuje akrobację, na konstrukcji zaczynają tworzyć się kawitacje - czyli strugi zaburzonego powietrza z widowiskowymi kłębami pary. Na skutek parcia dynamicznego na ułamki sekund zmienia się ciśnienie w powietrzu otaczającym samolot i kondensuje się para wodna.

Obraz

Podobne zjawisko tworzy się, gdy samolot leci po prostej, blisko prędkości dźwięku. Standardem jest, iż na żadnych pokazach samoloty nie przekraczają prędkości dźwięku, by nie ogłuszać zebranych.

Obraz

By przywieźć z pokazów ciekawe zdjęcia w dobrej jakości, staramy się zwykle zabierać jak najdłuższe obiektywy. Realnie powinno to być około 600 do 800 mm - w zależności o miejsca pokazów. W aparatach z matrycą APS-C - czyli niepełną klatką - do długości obiektywu doliczany jest mnożnik „crop”. Dzięki niemu obiektyw 300 mm z cropem 2.0 w efekcie daje 600 mm. Czasami nie ma wyboru – łapiemy ciekawsze elementy.

Obraz
Obraz

Pierwsze godziny pokazów rozpalają namiętność do samolotów. Z chęcią fotografuję na ziemi i w powietrzu. Przy przeglądaniu zdjęć zdarzają się niemiłe niespodzianki – słońce, rozgrzewając płytę lotniska do kilkudziesięciu stopni, uniemożliwia fotografowanie podczas kołowania. Samoloty wyglądają, jakby pływały w akwarium. Gorące powietrze zniekształca i zabija ostrość.

Obraz

Nawet jeśli ktoś nie jest zapalonym spotterem, zapraszam do zmierzenia się z tego typu fotografią. Od kwietnia do października w Polsce i najbliższej okolicy mają miejsce setki większych lub mniejszych imprez lotniczych. Czasami warto zmierzyć się z nowym wyzwaniem.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)