Z lampą w plener - od czego zacząć? [poradnik]
Kiedy opanujemy już fotografię, w której wykorzystujemy światło zastane, większość z nas, fotografów, ciągnie do błyskania w plenerze. W dzisiejszym poradniku wprowadzę Was do tego świata.
Błyskanie w plenerze ciągnie właściwie każdego początkującego fotografa. Nic dziwnego - w końcu dzięki temu wchodzimy o level wyżej w naszej fotograficznej drodze. Nie jest to sztuka prosta, ale zdecydowanie warta poznania, bo efekty użycia lamp w plenerze mogą być bardzo ciekawe. Najpierw jednak musimy opanować pracę z samym aparatem i światłem zastanym. W przeciwnym wypadku możemy się szybko zniechęcić, a tego oczywiście nie chcemy.
Studyjna lampa z akumulatorem czy reporterski speedlite?
Nie da się ukryć, że obydwa rozwiązania mają swoich zwolenników. Ciężko stanąć jednoznacznie po którejś ze stron, bo lampy reporterskie są zdecydowanie bardziej mobilne, ale praca w słoneczny dzień jest właściwie niemożliwa. Ich maksymalna energia błysku jest znacznie mniejsza niż lamp studyjnych, z których korzystam na co dzień. Używanie lamp reporterskich jak najbardziej ma sens w momencie, gdy pracujemy w mocno pochmurny dzień lub modelkę ustawimy w cieniu. Jeśli jednak warstwa chmur jest mniejsza, a dodatkowo będziemy chcieli użyć np. softboxa lub parasolki, błysk będzie ledwie widoczny. Wtedy musimy zdecydować się na dwie-trzy lampy, co z kolei zdecydowanie ograniczy mobilność i wygodę. W sesjach, kiedy nie może zabraknąć nam mocy, zdecydowanie lepiej użyć mniej mobilnych lamp studyjnych.
Ja do dzisiejszej, krótkiej i lekko deszczowej sesji wykorzystałem lampę Quantuum DP600 o mocy 600 Ws, z której korzystam od ponad 4 lat, ale w związku z niesprzyjającą aurą, przewagę większej energii błysku pokażę Wam w kolejnych materiałach.
Od czego zacząć?
Jeśli zabieramy się do pierwszych zdjęć w plenerze, musimy przede wszystkim poznać zasady, które będą niezbędne, aby błysk na zdjęciach był w ogóle widoczny. Pierwszym krokiem powinno być zmierzenie ekspozycji światła zastanego. W pochmurny dzień, niech będzie to 1/1000 sekundy, przy przysłonie f/2.8 i ISO 100. Jednak włączając lampę, niezależnie od jej maksymalnej energii błysku, błysk na zdjęciu nie będzie widoczny. Tu ogranicza nas czas x-sync, czyli najkrótszy czas otwarcia migawki, w którym cała matryca wystawiona jest na działanie światła, a nie jedynie jej część podczas przechodzenia szczeliny. Ten czas jest różny dla różnych aparatów, ale zazwyczaj waha się w przedziale 1/160 a 1/320 sekundy. Jeśli czas otwarcia migawki będzie krótszy, na zdjęciu zaczną pojawiać ciemne pasy, ponieważ błysk nie jest w całości widziany przez matrycę naszego aparatu.
Tu pojawia się problem, bo wydłużając czas otwarcia migawki do 1/250 sekundy, zdjęcie będzie prześwietlone o 2 EV, więc pozostaje nam przymknięcie przysłony do f/5.6 lub obniżenie ISO do 25 (choć obecnie nie spotkałem się z taką możliwością).
Kolejnym krokiem jest podjęcie decyzji o tym, jak ma wyglądać finalne zdjęcie - czy decydujemy się jedynie na wypełnienie sceny błyskiem, czy chcielibyśmy, aby błysk na zdjęciu grał pierwsze skrzypce, a co za tym idzie - aby tło było ciemniejsze niż fotografowana osoba.
Ja, błyskając w plenerze, lubię, kiedy tło jest ciemniejsze o około 0,7-1 EV niż bazowa ekspozycja, przez co jestem w stanie odciąć modelkę od tła, uzyskując tym samym ciekawszy efekt. Poniżej widzicie przykład dwóch zdjęć - jedno z tłem naświetlonym na 0EV i drugie, gdzie tło jest ciemniejsze o 0,7 EV niż bazowa ekspozycja (przysłona przymknięta do f/7.1).
Wbrew pozorom, kiedy chcę zacząć robić zdjęcia w plenerze, zazwyczaj zaczynam od ustawienia wszystkich pozostałych parametrów - ostatnim krokiem jest włączenie lampy. Mądre rozplanowanie sesji pozwoli zaoszczędzić sporo czasu, a także energię w akumulatorach. Doskonale pamiętam swoje pierwsze próby po zakupie lampy plenerowej. Kiedy osiągnąłem zamierzony efekt, połowa energii została zużyta na nieudolne testy. Wy nie popełniajcie moich błędów i najpierw dobierzcie ekspozycję, a dopiero potem włączcie lampę. Jednak wcześniej musimy dobrać odpowiedni modyfikator.
Dobór modyfikatorów
Niezależnie czy używamy lampy w plenerze, czy w studio, dobór modyfikatora musi być przemyślany i odpowiadać charakterowi sesji, jednak musimy wziąć pod uwagę fakt, że nie może zabierać zbyt dużo światła. Błyskając w plenerze decyduję się na niezbyt duże modyfikatory. Dlaczego?
Po pierwsze - bez większęgo problemu mieszczą się w samochodzie osobowym. Nie wyobrażam sobie rozkładania i składania 180 cm okty, oczywiście mówiąc w kontekście zdjęć hobbystycznych, a nie komercyjnych.
Po drugie - mniejsze modyfikatory zabierają mniej światła, przez co energia błysku może być mniejsza, dzięki czemu będziemy mogli zrobić więcej zdjęć na jednym akumulatorze, a w przypadku zdjęć w pełnym słońcu - każda watosekunda jest na wagę złota.
Po trzecie - mniejsze modyfikatory są mniej podatne na wiatr. Pracując bez asystenta, który mógłby trzymać statyw z lampą, nawet niewielki podmuch wiatru może wywrócić cały zestaw.
W plenerze najczęściej korzystam z beauty disha, który daje dość kontrastowe światło, a do tego jest bardzo poręczny pod warunkiem, że nie zdecydujemy się na 70 cm wersję. Ja korzystam z 42 lub 55 cm modyfikatora w zależności od sytuacji. Nie wykorzystuję jednak plastra miodu, który prócz mocnego ukierunkowania światła, powoduje dość duże jego straty. Zdjęcie tytułowe zrobiłem z wykorzystaniem 55 cm srebrnego beauty dish'a.
Korzystam również z klasycznych parasolek, najczęściej białych, które są przede wszystkim najbardziej mobilnym modyfikatorem. Minusem jest jednak mocne rozpraszanie światła w całym kadrze, przez co mocno oświetlana jest również ziemia przed modelką.
Lubię również małą, głęboką oktę 90 cm. Bez problemu mieści się na tylnym siedzeniu mojego samochodu, przyjemnie zmiękcza światło, a dodatkowo mocno je ukierunkowuje dzięki swojej głębokości.
Dobór modyfikatora powinien zależeć przede wszystkim od charakteru sesji, a mając któryś z wymienionych przeze mnie, niemal na pewno osiągniemy zaplanowany efekt.
Dopiero po jego wyborze zabieramy się za dostosowanie energii błysku, ponieważ różne modyfikatory, w różny sposób, absorbują światło. Dobór energii błysku jest już metodą prób i błędów, ale mając ustalone wszystkie parametry, bez problemu dobierzemy ją po 3-4 zdjęciach.
Czym wyzwalać lampę?
Dobór metody wyzwalania lamp jest niezwykle ważny, szczególnie podczas pracy w plenerze. Mamy do wyboru kilka rozwiązań, ale trzeba pamiętać, że praca poza studiem będzie bardziej wymagająca, dlatego tak ważne jest odpowiednie dobranie metody wyzwalania.
Kabel - dołączany jest do każdej lampy. Trzeba jednak sprawdzić czy nasz aparat ma odpowiednie gniazdo, do którego będziemy mogli wpiąć końcówkę PC. Jeśli nie - trzeba zaopatrzyć się w odpowiednią kostkę na stopkę aparatu. To bardzo uniwersalne rozwiązanie, jednak w plenerze nigdy z niego nie korzystam. Raz zdarzyło mi się pociągnąć ze sobą lampę i jakimś cudem udało mi się złapać przed upadkiem na ziemię. W plenerze nie ogranicza nas przestrzeń, przez co dość łatwo o wypadek. Dodatkowo, jeśli pracujemy z więcej niż jedną lampą, będziemy mogli wyzwolić tylko jedną z nich (chyba, że zastosujemy odpowiednie rozdzielcze, czego tym bardziej nie polecam)
Fotocela - to kolejna metoda, z której nie należy korzystać w plenerze. Fotocela wychwytuje błysk innej lampy i wyzwala błysk lampy, w której jest zamontowana. Zdecydowana większość lamp jest w nią wyposażona, ale ma ona swoje ograniczenia. O ile w studio, gdzie pracujemy w zamkniętym, często niezbyt jasnym pomieszczeniu, fotocela bez większego problemu „widzi” błysk innych lamp, o tyle w plenerze, w większości sytuacji, fotocela nie zadziała.
Tanie wyzwalacze radiowe - to dobre rozwiązanie, kiedy nie mamy budżetu na droższe rozwiązania przenoszące np. HSS (czyli możliwość pracy z krótszymi czasami otwarcia migawki niż czas x-sync). Dzięki wyzwalaczom radiowym przede wszystkim nie mamy do czynienia z plątaniną kabli, a także nie jesteśmy ograniczeni ich długością, bo nawet najtańsze rozwiązania mają zasięg kilkudziesięciu metrów. Dodatkowo, działają tak samo, niezależnie od tego czy pracujemy w nocy, czy w pełnym słońcu. Warto jednak sprawdzić czy takie wyzwalacze nie wydłużają czasu x-sync, tzn., czy czarny pas nie pojawia się przy czasie np. 1/125 sekundy, pomimo że czas x-sync dla naszego aparatu wynosi 1/250 sekundy.
Wyzwalacze radiowe z wyższej półki - mając nieco większy budżet, możemy pokusić się o lepsze wyzwalacze radiowe. Prócz wszystkich zalet ich tańszych odpowiedników, zapewnią większy zasięg, będą bardziej niezawodne, a dodatkowo umożliwią pracę w trybie HSS, czyli wykorzystując np. lampy Quantuum DP300/600 będziemy mogli wyzwalać je z czasem otwarcia migawki nawet 1/8000 sekundy. O zaletach tego typu rozwiązań opowiem w kolejnych poradnikach tej serii.
Jak to wszystko ogarnąć?
Z pewnością pierwsze zdjęcia z lampą w plenerze będą sporym przeżyciem, ale też niemałym stresem, bo o ile do tej pory wystarczyło, że opanowaliśmy trójkąt ekspozycji, o tyle po dołączeniu do tego wszystkiego lampy, musimy myśleć o kolejnym parametrze - energii błysku lampy. Żeby tego było mało, jesteśmy ograniczeni przez czas x-sync. Niemniej jednak, kiedy przebrniecie przez te wszystkie zawiłości w ustaleniu parametrów, na ekranie Waszego aparatu zaczną pojawiać się naprawdę ciekawe efekty.
Błysk w plenerze krok po kroku:
- Sprawdź czas x-sync swojego aparatu
- Wybierz miejsce i zmierz ekspozycję światła zastanego
- Zdecyduj czy błysk ma dominować nad zdjęciem, czy ma być jedynie wypełnieniem
- Dobierz parametry ekspozycji tak, aby nie przekroczyć czasu x-sync i uwzględniając czy decydujesz się na niedoświetlenie tła
- Wybierz modyfikator pasujący do oczekiwanego klimatu zdjęcia
- Zrób serię zdjęć testowych dobierając odpowiednią energię błysku
- Ciesz się udanymi zdjęciami!
W kolejnym odcinku pomówimy o metodach na uzyskanie małej głębi ostrości, doborze lampy do sesji, ale również o mniej technicznych aspektach sesji plenerowych, które są niemniej ważne.