Zdjęcia - jak sprawuje się nowa aplikacja, która zastąpiła iPhoto? [recenzja]
Wczorajsza aktualizacja systemu OS X dodała do naszych systemów nową aplikację - Zdjęcia. Czy zajmując się fotografią może ułatwić nam życie?
10.04.2015 | aktual.: 26.07.2022 19:38
Zawsze kiedy pojawiają się aktualizacje, jak najszybciej je przeprowadzam. Dzięki temu mój system zazwyczaj jest dobrze zabezpieczony, poza tym mogę cieszyć się nowościami, które przygotowali dla nas twórcy oprogramowania.
Nowością w systemie OS X 10.10.3 jest aplikacja Zdjęcia, która ma zapewnić maksymalną integrację między urządzeniami w ramach jednego Apple ID. Teoretycznie mając iPhone'a, iPad'a i Maka sytuacja jest idealna. Jednak napotkałem kilka przeciwności. Ale po kolei.
Firma Apple latem poinformowała o zaprzestaniu prac nad aplikacją Aperture, a dotychczasowych użytkowników tego zaawansowanego programu przekierowało w kierunku Lightrooma umożliwiając łatwą migrację biblioteki.
Nowy program Zdjęcia ma pobierać nasze fotografie z wszystkich urządzeń i zapisywać je w iCloud. Po włączeniu odpowiednich opcji w iPadzie, rzeczywiście wszystkie zdjęcia zostały wysłane do chmury. Edycja na którymkolwiek urządzeniu powoduje zmiany na wszystkich urządzeniach. Czyli np. kadrując zdjęcie na komputerze, po chwili zmiany będziemy mogli obserwować również na iPadzie czy iPhonie.
Interfejs aplikacji jest bardzo prosty i każdy posiadacz telefonu czy tabletu spod znaku nadgryzionego jabłka szybko rozgryzie wszystkie opcje. Dodatkowo w wersji komputerowej możemy wywoływać pliki RAW.
Możliwości edycji
Decydując się na pracę w aplikacji Zdjęcia mamy do wyboru szereg możliwości edycji zdjęć. Prócz standardowych opcji zmiany kontrastu czy jasności możemy pracować na poziomach, odzyskiwać szczegóły z granicznych wartości histogramu. Mamy również możliwość sprawnej konwersji do czerni i bieli, jak również zestaw filtrów. Po spersonalizowaniu interfejsu program zaczyna wyglądać bardzo podobnie do Adobe Lightroom.
Wykrywanie twarzy
Aplikacja Zdjęcia ma funkcję rozpoznawania twarzy. Niestety ta funkcja radzi sobie średnio, a jeśli na naszych zdjęciach mamy też obcych ludzi, posegregowanie zdjęć po facjatach będzie nie lada wyzwaniem. W moim przypadku po zaimportowaniu zdjęć w Tajlandii, a w szczególności z gali Muai Thai okazało się, że program rozpoznał twarze większości osób w publiczności, co znacznie utrudniało odfiltrowanie rzeczywiście znajomych twarzy. Do tego algorytm dość często się myli przypisując różne twarze do jednej osoby lub nie wykrywa bardzo podobnych zdjęć.
Synchronizacja
W kwestii synchronizowania zdjęć zrobionych telefonem czy tabletem, nie mam większych zastrzeżeń. Zdjęcia dość szybko lądują w chmurze, a następnie na komputerze. Podobnie z edycją - zdjęcie edytowane na komputerze, szybko zmienia swoją formę na innych urządzeniach.
Problem pojawia się jednak w momencie, gdy zdjęć jest dużo. Przede wszystkim chcąc mieć w pełni zintegrowaną bazę koniecznie trzeba wykupić pakiet iCloud. Standardowe 5GB to kropla w morzu potrzeb. 20GB to koszt 99 Eurocentów miesięcznie, ale 200GB to już 4 Euro miesięcznie.
Kolejnym minusem jest kilkukrotne zajmowanie przestrzeni dyskowej. Np. zdjęcia z iPhone'a zajmują miejsce w samym telefonie, następnie w chmurze i innych urządzeniach. Jeśli dysponujemy znacznie droższymi urządzeniami o pojemności 128 GB i dużym pakietem iCloud nie jest to wielki problem, natomiast dysponując urządzeniami o pojemności 16GB i standardowym pakietem 5GB, korzystanie z dobrodziejstw nowej aplikacji nie jest możliwe.
Dodatkowo chcąc eksportować zdjęcia z komputera musimy zdecydować się na kopiowanie ich z pierwotnej lokalizacji do biblioteki aplikacji, przez co de facto zdjęcia zajmują dwukrotnie więcej miejsca. Jeśli wyłączymy tę opcję, w bibliotece wygenerowane zostaną podglądy, których jednak nie będziemy mogli synchronizować z innymi urządzeniami.
Dla kogo to dobre rozwiązanie?
Muszę przyznać, że cała "emejzing" synchronizacja to dla mnie świetne rozwiązanie w przypadku kalendarza, notatek czy programów takich jak Pages czy Keynote. Jednak w momencie, gdy pracujemy na dużych zdjęciach, bardzo często również na plikach RAW, cały "emejzing" bierze w łeb, bo okazuje się, że musielibyśmy wydać znacznie więcej na urządzenia mobilne, a na dodatek co miesiąc płacić Apple za możliwość trzymania zdjęć chmurze.
Rozwiązanie jest dobre dla osób, które korzystają głównie z iPhone'a jako aparatu. 8-megapikselowe zdjęcia nie ważą zbyt dużo, więc nawet mając wersję 16GB i 5GB miejsca w iCloud, bez problemu mogą korzystać z dobrodziejstw synchronizacji.
Tak więc uważam, że paradoksalnie nowa aplikacja od Apple nie jest przeznaczona dla osób, które interesują się fotografią, a jedynie robią zdjęcia jak każdy zjadacz chleba, głównie telefonem. Dla dużych bibliotek RAWów inne programy są zdecydowanie lepsze.