Złamany kręgosłup nie pozbawił go miłości do fotografowania. Kuba Konwent powraca!
Kuba Konwent od lat znany jest jako fotograf sportów ekstremalnych. Fotografował na początku bardziej statycznie, ale z czasem zakochał się w skydivingu. Niestety ten sport niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw, o czym fotograf przekonał się bardzo boleśnie. Nie poddał się jednak I już niedługo powróci z nowym materiałem!
Kuba Konwent: Tak, dokładnie od pół roku jestem uziemiony. Czasami podążanie za marzeniami nie jest takie proste, zawsze może coś pójść nie tak i tak się właśnie stało. 1 lipca 2017 roku zrobiłem sobie prezent na 500 skok. Popełniłem błąd przy lądowaniu i połamałem kręgosłup. Brzmi to strasznie. Sam byłem przerażony, ale wszystko skończyło się w miarę szczęśliwie.
Pierwsze o czym pomyślałem po uderzeniu to to, czy mogę ruszać nogami. Mogłem, co dawało rokowania, że nie uszkodziłem rdzenia i tak też było. Jak to mówią - taki sport. Myślę, że każdy, kto uprawia sporty ekstremalne liczy się z konsekwencjami i to chyba ta myśl pozwala później zachować spokój psychiczny i przygotować się na długą drogę rekonwalescencji i rehabilitacji.
Od 2 miesięcy dość intensywnie ćwiczę, a co najważniejsze, widzę ciągły progres! Czuję, że wracam do formy, ale przede mną jeszcze trochę drogi. Wiem jedno, pod koniec kwietnia wracam do góry, aby kontynuować to, co rozpocząłem i dążyć do wyznaczonych celów.
wiele zdjęć sportów ekstremalnych z ziemi.
I nadal je robie! Na czym polega skydiving? Jak sama nazwa wskazuje - na nurkowaniu, tylko w powietrzu. Ale tak na poważnie, to na wyskakiwaniu z samolotu na 4000 metrów i spadaniu, tylko w różnej formie, pod różnymi kątami, w różnych kontrolowanych pozycjach i różnych prędkościach, czyli 200-350 km/h. Ja wolę bardziej romantyczne określenie, że polega na lataniu.
Moje życie to fotografia, ale też czynne uczestniczenie w tym, co fotografuję. Kiedyś postawiłem sobie cel, że będę robił zdjęcia w każdym środowisku, jakie znamy. Robię zdjęcia na ziemi, pod wodą, a do kompletu brakowało mi tylko powietrza. Zawsze marzyłem o lataniu, padło więc na skydiving, który daje mega wolność, dostarcza tak pięknych emocji, że człowiek po pierwszym skoku chce tylko więcej i więcej!
I tutaj zaczynają się schody. Każdy skok to bardzo duże emocje, a jak wiemy, czasami emocje lubią ponieść, więc tutaj największą rolę odgrywa planowanie. Kontrolowanie emocji i samego lotu wymaga przede wszystkim ciągłego treningu i doświadczenia, które zdobywamy przy każdym skoku. To też dzięki niemu osiągamy kolejne poziomy, a jednym z nich jest możliwość zabrania ze sobą kamery przy około setnym skoku, a później aparatu - przy około dwusetnym.
Nie! W skydivingu aparat zamocowany jest na kasku, a migawkę wyzwalam za pomocą tzw. bite switcha. Jest to wężyk spustowy trzymany w ustach i wyzwalam go gryząc zębami. Za celowanie zaś odpowiedzialny jest specjalny celownik, który mamy przed okiem - tam, gdzie patrzę, tam mamy środek kadru. Doświadczenie i swoboda w kontrolowaniu lotu daje nam możliwość kontrolowania kadru. Jesteśmy takim ludzkim statywem, który sami przestawiamy, gdzie chcemy tyle, że w powietrzu, a na wszystko mamy około minuty swobodnego spadania.
Oczywiście projekt dotyczy skydivingu! Miał być zrealizowany w zeszłym roku. A co to będzie? Niestety nie mogę zdradzić. Powiem tylko tyle - będzie to coś, czego jeszcze nie było w fotografii skydive. Także bądźcie czujni!
Jestem zbyt świeżym skydiverem, aby radzić innym. Ale jeżeli chcecie zacząć robić zdjęcia w powietrzu, szykujcie się na długą i dość wyboistą drogę. Na początek trzeba pokochać latanie, a później zacząć tworzyć.
W powietrzu używam lustrzanki cyfrowej Nikon D750 i zależnie od potrzeb obiektywów Sigma 15mm fisheye oraz Sigma 20mm - lubię być blisko. Jednocześnie zamontowaną mam kamerę GoPro Session 5, a wszystko osadzone na kasku firmy Cookie Helmets. Ma on specjalny systemem wyczepny w przypadku wplątania linek spadochronu podczas otwarcia.