Zmieniłem Maka na peceta do obróbki zdjęć. Co poszło (nie) tak?!
Pracowałem na makach od mniej więcej 3 lat. Pokochałem ten ekosystem, ale ostatnio wiele się zmieniło. Doprowadziło to do tego, że na moim biurku, zamiast nowego MacBooka Pro pojawił się… notebook MSI GS65 Stealth 8SF z kartą Nvidia GeForce RTX 2070 Max-Q!
23.04.2019 | aktual.: 26.04.2019 09:50
W życiu każdego fotografa przychodzi taki czas, że trzeba zmienić komputer na nowy. Dotychczas pracowałem na MacBooku Air z przełomu 2013/2014 roku oraz jeszcze starszego iMaca 27” z 2011 roku. Oba komputery wciąż dają radę, ale zostawiam je do pracy biurowej.
Czy MacBook Pro jest ideałem?
Oczywistym wyborem dla mnie było zainwestowanie w mocną konfigurację MacBooka Pro, która pozwoli mi pracować w plenerze – czy to u klienta, czy też w podróży. Moim celem było skonfigurowanie Maka tak, by był mocny, wystarczył mi na kolejnych kilka lat i nie kosztował mnie nerki na czarnym rynku. Z drugiej strony – to inwestycja w przyszłość. Byłem gotowy na poniesienie kosztów, chociaż jednak moje organy są mi drogie.
Konfiguracja marzeń:
- procesor Intel Core i7 8 generacji, 6 rdzeni
- 16 GB RAM DDR4
- dysk SSD 256 Gb i więcej (często obrabiam filmy)
- druga karta graficzna do wspierania pracy Photoshopa i Lightrooma
Ta konfiguracja wydaje się być dość naturalna. Szybki procesor do renderowania filmów, odpowiednia ilość pamięci RAM, by programy nie zamulały podczas pracy ze skanami negatywów (ich rozmiary w 48-bitach, 2400 dpi i ok. 35 Mpix zaczynają się od 230 Mb w formacie TIFF) ani przy dużej ilości zdjęć z imprez masowych – np. Tattoo Konwent, przy których współpracuję, jako fotograf portretowy.
Generalnie marzyła mi się maszynka, która pociągnie to, do czego jej potrzebuję – logiczne. Wtem okazało się, że moje sny będą mnie kosztowały lekką ręką 14 tysięcy złotych. Po przełknięciu całej wiązanki kwiecistej polszczyzny stwierdziłem, że jednak postradałem zmysłów i poszukam alternatywy.
Stacjonarny pecet to mniej niż połowa ceny
Z kolegami z redakcji dobreprogramy.pl zacząłem szukać innego rozwiązania. Po zasięgnięciu opinii i godzinach przekopywania zbiorów internetowych sklepów, udało mi się zebrać sprzęt do budżetowego rozwiązania:
- procesor i7 8 generacji, 12 Mb cache
- płyta główna ASUS Prime Z370-P II
- 32 GB RAM firmy Corsair o taktowaniu 3000 MHz
- karta graficzna Nvidia GeForce GTX 1060 6 GB DDR5
- dysk SSD Corsair 480 Gb
- dysk HDD 3,5” WD Red
- obudowa Corsair Carbide Series 100R
- Microsoft Windows 10 Home
Zapowiadało się nieźle, zwłaszcza gdy pojawiła się końcowa kwota: 6205 złotych. Brzmi świetnie, zwłaszcza, że i tak korzystam przeważnie z zewnętrznego monitora (który tez muszę wymienić), klawiatury, myszy, tabletu i innych peryferii. No cóż – marzenie o pracy w podróży muszę porzucić. Poczułem, że poniosłem klęskę. Wychodzi na to, że zrezygnuję z Maka dla peceta, którego nie wezmę. Zobaczymy…
Pełną listę moich zakupów możecie zobaczyć na tej stronie.
Przełom nastąpił nagle – padło na notebooka z Windowsem
W momencie, gdy już miałem zamawiać podzespoły do składania stacjonarnej maszynki firma Nvidia, producent kart graficznych GeForce, wypuściła informację o opracowaniu i publikacji nowego sterownika Creator Ready Driver, przeznaczonego dla twórców. Już wtedy pisałem o zajawce na to rozwiązanie i właściwie one przesądziło o wyborze komputera.
Jednym z modeli, który wpadł mi w oko był notebook MSI GS65 Stealth 8SF:
- procesor I7 8 generacji (6 rdzeni, od 2.20 GHz do 4.10 GHz, 9Mb Cache)
- 16 GB pamięci RAM (DDR4, 2666 MHz)
- dysk SSD 512 Gb
- matowa matryca LED, 15,6”, Full HD, odświeżanie 144 Hz
- Intel UHD Graphics 630
- Nvidia GeForce RTX 2070 Max-Q (8192 MB GDDR6 pamięci własnej)
- liczne złącza w tym 3x USB 3.0 oraz 2x USB 3.1 (Typ C)
- Windows 10 Home
- waga: 1,9 kg z baterią
- grubość: niecałe 18 mm
Jego cena to w trakcie pisania artykułu 10 299 złotych, więc wciąż taniej niż MacBook. Patrząc na to, że do wyrównania ceny wymarzonego Maka zostało mi 3700 złotych, postanowiłem zainwestować je w peryferia. Do mojego zestawy dołączył dysk WD MyBook 4TB (489 złotych), klawiatura Logitech Craft (699 złotych), mysz Logitech MX Master 2S (399 złotych) oraz kalibrator X-Rite i1Display Pro (885 złotych). Do tego 2 HUB-y USB 3.0 (łącznie 218 złotych).
Całkowity koszt wyniósł 12 989 złotych, więc wciąż zostało mi ponad 1000 złotych oszczędności względem MacBooka. Ale spokojnie, nic się nie marnuje. Mam już upatrzony monitor Eizo, do którego zamierzam dołożyć kolejne środki.
Nvidia GeForce RTX 2070 i Creator Ready Driver - teoria i praktyka
Zacznijmy od początku. Nvidia GeForce RTX 2070 to silna karta graficzna, której nie znajdziemy w Makach. Jest ona kartą opartą na architekturze Turing i platformie GeForce RTX. Łączy w sobie działanie z zakresu sztucznej inteligencji, programowalnego cieniowania i ray tracingu, co sprawdza się w grach. A jeśli sprawdza się w wymagających grach, to może być przydatna przy renderowaniu 3D oraz wsparciu programów takich jak Photoshop CC i Premiere Pro CC. Na liście jednak nie znalazł się Lightroom, a szkoda. Aczkolwiek przy tym procesorze, myślę, że to nie problem.
W ten oto płynny sposób przechodzimy do sterownika, który dodatkowo boostuje 6x wyższą wydajność samej karty (w porównaniu do poprzedniej generacji) aż o 9% przy korzystaniu z Adobe Photoshop CC oraz Premiere Pro CC. Nie ukrywam, że już sama informacja na ten temat sprawiła, że na moim czole pojawiły się kropelki potu ekscytacji.
Creator Ready Driver jest sterownikiem, kierowanym do artystów, korzystających z popularnych aplikacji do obróbki i tworzenia obrazów. Można powiedzieć, że to błogosławieństwo dla wszystkich, którym brakowało tego dopalenia na Makach i procesorach graficznych AMD Radeon.
Wcześniej na iMaku korzystałem z karty AMD Radeon HD 6970M, która miała tylko 1024 Mb własnej pamięci, więc szału nie było. Przeskok na kartę Nvidia GeForce RTX 2070 jest dla mnie niesamowity. Pierwsze, co zrobiłem (po kalibracji monitora i ustawieniu trybu zasilania o maksymalnej wydajności) to odpalenie kilku zeskanowanych zdjęć. Zawsze skanuję je w ten sam sposób: używam skanera Epson v600 i ustawiam skanowanie pozytywu, 48-bitów, 2400 dpi, plik TIFF. Wszystko to po to, by wyciągnąć jak najwięcej informacji ze zdjęcia w domowym zaciszu. Pliki mają po zeskanowaniu około 200-230 Mb i uwierzcie mi – starsze konstrukcje potrafią się nieźle zamulić.
Po ustawieniu w Photoshopie obsługi go kartą graficzną RTX 2070 ze sterownikiem Creator Ready Driver, zacząłem pracę. 30-kilka megapikselowe skany zdecydowanie dobrze się przyjęły w programie. Usuwanie pyłków przy użyciu łatki, stempla, uzupełnienia z uwzględnieniem zawartości czy pędzla punktowego to bajka – kompletnie nic się nie wieszało, a reakcja programu następowała w czasie rzeczywistym.
Muszę zaznaczyć, że podczas obróbki negatywów zawsze pracuję na wielu warstwach. Wszystko zaczyna się od skopiowania bazowego obrazu, później odwracam go do pozytywu na ”Krzywej”, nakładam przeważnie 2 warstwy ”Poziomów” dla dokładnego wyrównania, kolejna ”Krzywa” dla kontrastu, wyrównanie dzięki opcji ”Jasność/ kontrast”, usuwanie pyłków. Czasem też bawię się w technikę ”Dodge and Burn” na szarej warstwie (50-procentowa szarość, krycie ustawione na ”Nakładkę”). Na koniec wszystko wyostrzam używając ”Filtra górnoprzepustowego” na osobnej warstwie, ustawionej na ”Łagodne światło”. Generalnie – kupa roboty i obliczeń dla komputera. Końcowy plik TIFF ze wszystkimi warstwami i bez kompresji ma około 1,5-1,7 Gb.
Pecet (notebook) czy MacBook? Co warto wybrać w 2019 roku?
Wcześniej musiałem kilkukrotnie spłaszczać kaskadę warstw, by mój komputer jakkolwiek uciągnął obróbkę, ba nawet musiałem zmniejszać plik do 5000 pikseli na dłuższym boku. Teraz nie muszę się o to martwić i powiem szczerze – jestem zadowolony jak diabli.
Mimo tego, ze serce gdzieś tam tęskni za Makiem, to nawet nie zamierzam obecnie sprawdzać, jak wszystko by działało na tej strukturze. Myślę, że ta konfiguracja starczy mi na kilka dobrych lat.
Jedynym, czego się realnie obawiałem była kwestia kalibracji kolorów. Pamiętam, że na Windowsie 8 oraz 8.1 były problemy z zarządzaniem profilami – resetowały się, a system głupiał, gdy obsługiwał kilka monitorów. W Windowsie 10 nie spotkałem się z tym problemem. Kolorymetr działał bezproblemowo, profil ICC został automatycznie zaimplikowany i wczytuje się za każdym razem.
Z całą dozą szczerości – uważam, że Nvidia wyprzedziła konkurencję na całej linii, nie koncentrując się tylko na graczach, ale również na artystach. Czekam z niecierpliwością na kolejne kroki tego producenta i rozwój sterownika Creator Ready Driver. Już nawet nie mam nadziei, ale pewność, że zaskoczy mnie jeszcze nie raz.
Jeśli zastanawiacie się, między wyborem najnowszego MacBooka, a notebooka z Windowsem i dobrymi bebechami – przestańcie. Rzućcie okiem na ofertę laptopów na rynku, wybierzcie odpowiednią konfigurację, a ze resztę możecie spokojnie skoczyć na piwko, albo kupić całą lodówkę negatywów (z lodówką oczywiście).
Więcej o sterowniku możecie przeczytać na blogu Nvidia. Jeśli macie jakieś pytania - zadawajcie je śmiało w komentarzach, postaram się rozwiać wasze wątpliwości możliwie szybko.