Voigtländer - stałoogniskowe szkła nie tylko do Sony A7
Korpusy pełnoklatkowych Sony A7 wręcz zachęcają do używania obiektywów różnych producentów. W poszukiwaniu unikalnego obrazowania dotarłem do obiektywów z mocowaniem Leica M. Obiektywów Voigtländer. Małe rozmiary, bardzo dobra budowa, solidność wykonania i unikalne renderowanie.
20.02.2016 | aktual.: 26.07.2022 19:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pełnoklatkowe, miniaturowe korpusy A7 dające wspaniałe obrazy z takimi obiektywami jak Carl Zeiss Sonnar 1,8 55 czy 2,8 35 są wręcz stworzone do tego, aby móc zastosować na nich dowolny obiektyw. Oczywiście nie tylko one. Wszelkie bezlusterkowce. Producenci postarali się o niezliczoną liczbę przejściówek. Posiadacze dużych obiektywów do lustrzanek stosują je z powodzeniem z nowym korpusem. To rozwiązanie wypacza ideę zminiaturyzowanego systemu. Wielu użytkownikom najbardziej podoba się w A7 możliwość stosowania małych obiektywów dających wspaniałe rezultaty. Nawet szkła z mocowaniem m42 same w sobie niezbyt duże, po założeniu przejściówki są już bardzo długie. To niezbyt eleganckie, a jakość takiego rozwiązania niezbyt udana. Problemem jest to, że matryce w modelach A7R czy A7RII posiadają 36 i 42 megapikseli co obnaża wady optyczne każdego niezbyt dobrego szkła.
Jakie jeszcze alternatywy mają posiadacze bezlusterkowych pełnomatrycowych korpusów Sony?
Ogólnie trzeba przypomnieć, że obiektywy do lustrzanek są projektowane w taki sposób, aby niezależnie od fizycznej ogniskowej i związanej z nią odległością obiektywu od powierzchni światłoczułej - sztucznie wydłużyć tę odległość na tyle, aby ominąć obszerną komorę lustra. W czasach gdy nie było lustrzanek jednoobiektywowch królowały aparaty z dalmierzami. Obiektyw projektowany był zgodnie z prawami optyki. Im krótsza ogniskowa tym bliżej powierzchni światłoczułej znajdował się ostatni element obiektywu (popatrzcie na Biogony Zeiss`a lub ich klony produkowane w Związku Radzieckim). Co prawda padanie promieni pod bardzo dużym kątem prowadzi w przypadku czujników matryc do degradacji jakości w narożnikach obrazu, ale ogólnie zainteresowanie dalmierzami i ich optyką wydaje się właściwym kierunkiem. Obiektywy do aparatów dalmierzowych są małe i dają często bardzo dobrą jakość obrazu. Niekwestionowanym liderem jest Leica i to właśnie jej obiektywy oraz te, które są dla niej produkowane warto wziąć pod uwagę. Obiektywy Carl Zeiss serii ZM (Zeiss z mocowaniem M) i obiektywy Voigtländer.
Zapewne jak wielu z Was w ogóle nie pochyliłbym się nad Voigtländerami. Dlaczego? Wiedziałem, że to jakaś dalekowschodnia firma, która wykupiła prawa do historycznej niemieckiej nazwy. Jeden z obiektywów typu pancake z mocowaniem Canon EF, kiedyś wpadł mi w ręce i niczym szczególnie nie zachwycił.
Nie chcę Was zanudzać zbyt długim wstępem nakreślę tylko, że ostrożnie postanowiłem sprawdzić obiektywy z aparatów dalmierzowych. Powód nadrzędny tej próby - niewielkie rozmiary. Na pierwszy ogień poszedł Summicron-C 2,8 40 firmy Leica przeznaczony pierwotnie do modelu Leica CL. Stare szkło - chyba jeden z najmniejszych obiektywów tej firmy i najlżejszy - zupełnie mnie zachwycił generowanym obrazem. Czterdziestoletnie szkło onieśmielało plastyką obrazu. Wiedziałem, że to jest to. Próbę starego obiektywu udało mi się przeprowadzić w salonie Leica w Krakowie na korpusie Monochrom Typ 246 - a za takie zestawienie korpusu i obiektywu - wypada mi podziękować Piotrowi Koralewskiemu - właścicielowi Galerii Trzecie Oko.
Dodam, że poszukujący wraz ze mną pięknego obrazowania Michał - również zachwycił się powstałymi wówczas obrazami. Wiem, że wiele sprawiła matryca Monochroma, ale sposób rozmycia tła, ostrość były tak magiczne, że kazały bardziej zgłębić temat. Zamówienie adapterów z mocowaniem L M39 na NEX, a następnie M na NEX było już tylko formalnością. Na korpus A7R trafił Industar 61L, który pokazał dobrą jakość obrazu na bliższych odległościach - nieco słabszą jakość i kontrast w ustawieniu na nieskończoność - tyle, że to stary obiektyw z radzieckiego Feda za 40 zł! Tak czy owak stało się. Zaczęliśmy poszukiwania obiektywów do aparatów dalmierzowych, a uściślając z mocowaniem Leica M.
Naturalnym krokiem było zainteresowanie się szkłem, będącym rozwojową, jaśniejszą wersją obiektywu, który wywarł na nas bardzo dobre wrażenie Summicrona-C 2 40 - co więcej obiektywem produkowanym aktualnie - Voigtländerem 1,4 40. Trochę z negatywnym nastawieniem postanowiliśmy sprawdzić czy szkła tej firmy są coś warte. Liczne artykuły dostępne w sieci przestały być miarodajne - tak różne były opinie. Musieliśmy przekonać się sami. Podeszliśmy do testów z dużym dystansem chociaż…
Małe rozmiary, duży wybór ogniskowych, solidność wykonania obiecywały wiele. Zacznijmy od solidności wykonania. To Cosina. Duża firma produkująca obiektywy od wielu lat. Obiektywy Carl Zeiss serii ZE i ZF są właśnie tam produkowane. Miałem te obiektywy i wiem, że są bardzo dobre. Także mechanicznie. Wykupione prawa do nazwy Voigtländer dają Cosinie możliwość produkcji własnych szkieł. Cieszą się one sporym zainteresowaniem tych wszystkich, którzy fotografię traktują poważnie. Lubią eksperymenty, dążą do coraz bardziej świadomego budowania swoich kadrów. Takie konstrukcje jak Skopar 21 mm są sławne ze względu na jakość obrazu przewyższającą większość najlepszych obiektywów na świecie. Często obiektywy te traktowane są jako zastępcze przez posiadaczy aparatów z Wetzlar. Co więcej trzy pierwsze ultraszerokokątne konstrukcje Voigtländer pojawią się już niebawem (na wiosnę) z mocowaniem Sony E!
Mimo tej wiedzy nie traktowałem propozycji firmy Cosina poważnie. Gdy nadarzyła się okazja rozmowy z kompetentnymi fachowcami od Voigtländerów z Łódzkiej firmy Infoto - przed nami wylądowało kilka szkieł, które postanowiliśmy sprawdzić. Wyniki testów poszczególnych obiektywów wraz z przykładowymi fotografiami przedstawimy w kolejnych artykułach. Dzisiaj zastanowimy się nad produktami firmy Cosina… Nie Voigtländer… Przepraszam - ta nazwa lepiej wygląda.
Budowa
Solidna, metalowa, a dokładniej w całości metalowa konstrukcja, która sprawia, że nawet najmniejsze obiektywy Voigtländera trzymamy w dłoni czując ich przyjemny ciężar. Solidność wykonania, brak luzów, płynnie obracający się pierścień ustawienia ostrości to cechy, które czujemy po paru sekundach kontaktu. Wnikliwsze obserwacje przynoszą dalsze pozytywne doznania. Pierścień przysłony zaskakujący z cichym kliknięciem co pół otworu działa bardzo lekko ale nie jest luźny. Czuć właściwy opór. Wygrawerowane cyfry odległości, przysłon czy nazwy dopełniają wrażenia precyzji niezbędnej do wykonania takich manualnych obiektywów. W odróżnieniu od Leica, która często stosuje dziwne średnice i skoki gwintu filtra tu mamy do czynienia ze standardowymi mocowaniami. Przedni element obiektywu błyszczy metalową powierzchnią tak jak w obiektywach Carl Zeiss ZE/ZF - w końcu to ta sama fabryka. Nie tylko to jest dowodem. Wiele pudełek ma tą samą styropianową wytłoczkę (oczywiście z zewnątrz bo wewnątrz dopasowana jest do obiektywu) i ten sam wykrojnik pudełka…. Tak czy owak. Każdy Voigtlander z mocowaniem M jest zbudowany bardzo solidnie, bez najmniejszych luzów. Wzbudza zaufanie pancerną budową i precyzją obróbki najmniejszych detali. Mieliśmy okazję sprawdzić obiektywy: Nokton 1,4 35 Classic w wersjach MC i SC (o czym więcej napiszę przy okazji testu tego obiektywu - już niebawem), Nokton 1,2 35 Aspherical II, Nokton 1,1 50 i Heliar 1,8 75 Classic.
Wszystkie wymienione obiektywy cechowała zwarta budowa, bardzo dobra by nie rzec doskonała jakość wykonania i solidność spasowania całości. Elementy ruchome poruszające się z właściwym oporem tylko to poczucie pewności zwiększały. Zauważyliśmy jednak coś jeszcze….
Adaptery Voigtlander VM-E i VM-E Close Focus
Zakupione wcześniej nie markowe adaptery zdawały się luźno montować w bagnecie Sony A7. Zakładał się je łatwo i podobnie łatwo można było osadzić w nich dowolny obiektyw z mocowaniem M. Po założeniu na aparat całość dawała się poruszać i przesuwać o kawałki milimetra czyli całość nie była scentrowana tak jak należałoby. Przejściówki niemarkowe kosztują - 40 - 70 zł i są tak skonstruowane aby po prostu działać. W ofercie Voigtländera są przejściówki, które kosztują odpowiednio około 700 i około 1200 zł…. Czy to nie przesada? To tylko pierścienie dystansujące…. Po co przepłacać? Otóż nie. Jakość precyzji wykonania bagnetu w obiektywach Voigtlander z mocowaniem M jest tak duża, że nie mają one najmniejszych luzów. Mocowane są w przejściówce Voigtländera (i korpusie Leica M) bardzo ciasno. Idealnie precyzyjnie. Sam adapter w korpusie Sony także! To dziwne ale bagnet Nex w Sony A7R i obiektywach Sony czy Zeiss dla Sony montuje się luźniej niż bagnet przejściówki Voigtländer`a. Czuje się precyzję, stojącą na straży idealnego umiejscowienia osi obiektywu przed matrycą. Zdecydowanie nie warto kupować samego obiektywu tylko od razu pomyśleć o adapterze Voigtlander (każdy miłośnik jakości fotografii, prędzej czy później i tak kupi przejściówkę markową - jestem o tym przekonany - my kupiliśmy). Markowe adaptery z Leica M na bagnet Sony E (Nex) są dwa.
VM-E
To standardowy adapter. Wykonany bardzo precyzyjnie, ciężki i solidny. Ten musimy zakupić aby być pewnym, że nic nie stracimy z jakości optycznej montowanego obiektywu - niezależnie czy będzie to markowa Leica, Zeiss ZM czy właśnie Voigtlander.
VM-E Close Focus
To lepsza inwestycja. Adapter umożliwia poprzez płynny obrót pierścienia na zmniejszenie minimalnej odległości fotografowania obiektywami z mocowaniem M, które cechują się nieco wiekszą odległością minimalnego ostrzenia w porównaniu do konstrukcji dedykowanych do Sony czy lustrzanek. Dla mnie jest to rozwiązanie zdecydowanie poprawiające ergonomię pracy i możliwości twórcze. Zdecydowanie warto zakupić tą wersję adaptera!
Jakość optyczna
Tu chyba największa niespodzianka. Obiektywy są bardzo ostre - ale nie to w ich przypadku jest największą zaletą. Są specyficzne. Oferują swoiste połączenie starego - klasycznego - obrazowania (teraz używa się - renderowania) z nowoczesnymi wymaganiami przenoszenia kontrastu i ostrości. Ten konglomerat powoduje z jednej strony zachowanie tych konstrukcji zgodne z tym co zawsze uczono o optyce, z bardzo wysilonymi osiągami, zwłaszcza najbardziej zaawansowanych i najnowszych konstrukcji. Co to oznacza? Obiektywy takie jak 1,4 35 zbudowane są w oparciu o klasyczny układ soczewek. Ci, którzy zachwycają się nieprzezroczystm sposobem przedstawiania rzeczywistości przez starsze typy obiektywów - kochają to zjawisko. Nowoczesne konstrukcje takie właśnie jak Sonnar 1,8 55 lub APO-Summicron 2 50 są właśnie wynikiem tak zaawansowanych obliczeń, że ich budowa nie przypomina niczego co znamy z przeszłości, a efektem jest eliminacja większości wad optycznych. Obiektyw nic nie dodaje od siebie do zapisywanego obrazu. Obrazy są bezduszne. Idealne i to sobie obecnie chwalimy, ale gdy zestawimy je z niektórymi obrazami znanymi z historii fotografii nagle okazuje się, że to w tamtych właśnie coś jest. To „coś” jest trudne do zdefiniowania. My zauważyliśmy to przy okazji analizy fotografii zrobionych Summicronem-C.
Voigtländery takie właśnie są. Użyteczne od w pełni otwartej przysłony (tu ważna precyzja adaptera i powiększenie podglądu w wizjerze) stają się ostrzejsze po lekkim przymknięciu aby w końcu osiągnąć perfekcyjną ostrość od brzegu-do brzegu przy przysłonie 8.
Rozmycie tła i sposób w jaki renderują obraz jest piękny i urzekający - klasyczny właśnie, stąd dopisek Classic do wielu nazw Voigtländerów. Obiektywy zaawansowane potrafią powalić użytecznością w pełni otwartej przysłony, jak ma to miejsce w skomplikowanym pod względem budowy optycznej Noktonie 1,2 35 Aspherical II - obiektywie, który wywarł na nas największe wrażenie. Właściwie przymykamy przysłonę dla kontroli rozmycia tła i głębi ostrości, nawet bowiem od 1,2 obraz jest ostry - jeżeli oczywiście uda nam się ustawić ostrość….
Elektronika
Przewrotny podtytuł. Voigtländery nie mają połączeń elektronicznych. To obiektywy w pełni manualne, mechaniczne. Jednak w połączeniu z nowoczesną elektroniką Sony A7 dają wspaniałe rezultaty. Nie przenoszą danych exif ale działa funkcja wskazywania obszarów o podwyższonej ostrości no i powiększenie obrazu co znacznie ułatwia pracę. Do tego takie obiektywy jak Nokton 1,4 35 dają nam znane z konstrukcji obiektywów Leitz`a - szybkie przeostrzenie, krótkim ruchem jednego palca. Całość spisuje się świetnie, po nauczeniu się, gdzie mamy pierścień przysłony jego obsługa okazuje się intuicyjna.
Ogólne wrażenie
Bardzo pozytywne. Począwszy od opakowania, które jest bardzo solidne i eleganckie (a niektóre wręcz piękne jak te z obiektywu 1,4 35), na samym produkcie jakim jest bardzo dobrze wykonany obiektyw kończąc. Solidność, zwarta masa złożonych ze szkła i metalu konstrukcji zachęca do pracy i do przemyślanego fotografowania. Nie ma AF, ale radość z klasycznego fotografowania jest wielka, zwłaszcza, że ręczne nastawianie ostrości w Sonnarze 1,8 55 bywa meczące przez pewną bezwładność układu opto-elektronicznego, w którym pierścień nastawiania ostrości jest tylko przełącznikiem. Tu mamy klasyczny opór mechanicznych rozwiązań. Mnie to bardzo ujęło. Michała także.
Dla kogo jest to sprzęt?
Chyba nie dla wszystkich. Ten kto kocha szybki AF lub nie ma czasu myśleć o fotografii w bardziej wymagający sposób nie znajdzie w Voigtländerach nic dla siebie. To sprzęt dla tych, którzy chcą bardziej eksplorować fotografię, rozwijać się i doskonalić swoje obrazy. To świetny sprzęt dla tych, którzy kochają zabawę z kadrem i chcą aby ich obrazy robiły wrażenie na odbiorcach. To sprzęt, który rozwija angażując nasze zmysły, a odwdzięcza się pięknymi obrazami.
Małe obiektywy takie jak Nokton 1,4 35 czy 1,4 40 są dyskretne, a jakość zdjęć jest bardzo wysoka. Fotografowie uliczni mogą pokochać te obiektywy między innymi za to, że nie przyciągają wzroku. Sony A7 wygląda z takim Noktonem jak aparat kompaktowy. Jakość zdjęć jednak…. Zadziwia. Obiektywy tak mistyczne jak wspomniany we wstępie 1,2 35 czy 1,1 50 wymagają osobnych artykułów. To poważne narzędzia dające nieprawdopodobną jakość i możliwości twórcze. Heliar 1,8 75 to w najprostszych słowach idealna portretówka, ale jego też należy opisać oddzielnie co w miarę wolnego czasu uczynię. Dlaczego idealna - tu wiele wyjaśnia słowo Classic w nazwie. Każdy kto tęskni za „manualnością” analogowej fotografii i klasycznym, miękkim, aksamitnym rozmywaniem nieostrości znajdzie w tych obiektywach wspaniałe narzędzia.
Mieliśmy możliwość sprawdzenia tych obiektywów podczas krótkiego spaceru. A to wystarczyło aby ulec fascynacji. Zobaczcie sami. Voigtländery są niedoceniane, niszowe, ale teraz z takimi korpusami jak A7 potrafią wnieść bardzo dużo do naszej fotografii.