Zostawił aparat niecałe 100 metrów od... startującej rakiety! Nie spodziewał się, że to się stanie
John Kraus chciał poczuć prawdziwy dreszczyk emocji. Postanowił sfotografować start rakiety. Swój aparat ustawił niecałe 100 metrów od miejsca startu, czego bardzo szybko pożałował. Zobaczcie, co się stało z jego sprzętem.
05.03.2018 | aktual.: 26.07.2022 18:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
John Kraus to 18-letni fotograf z Florydy, który fotografuje między innymi starty rakiet na Przylądku Canaveral. John stara się urozmaicać swoje zdjęcia, więc wykonuje je z różnych punktów, używając różnych obiektywów. Na ostatni start rakiety Atlas V, John zabrał dwa aparaty, które aktywuje dźwięk - ten sam, który mógłby zabić każdego, kto znajduje się platformie startowej.
Fotograf skorzystał z dwóch Nikonów D7000, które miały uchwycić dwie zupełnie inne perspektywy. John zabezpieczył aparaty i obiektywy umieszczające je w plastikowych torbach, oczywiście z otworem na przednią soczewkę. Pomysł był dość odważny.
W stosunkowo bezpiecznej odległości 150-200 m od rakiety znalazł się korpus z obiektywem 80-200 mm f/2.8, który miał sfotografować cztery solidne dopalacze rakiety. Tutaj nie ma wątpliwości - powinno być bezpiecznie.
Drugi aparat, który znalazł się w samym centrum chaosu - niecałe 100 m od startującej rakiety, został wyposażony w obiektyw typu rybie oko Rokinon 8 mm. Co ciekawe, fotograf odebrał go dzień przed zdjęciami, więc można powiedzieć, że była to jego pierwsza poważniejsza sesja zdjęciowa. Aparat znajdował się w miejscu, gdzie kumuluje się większość energii rakiety, więc zdołał uchwycić kilka zdjęć zanim zasypała go chmura pyłu i spalin z silników rakiety.
Fotograf razem z innymi dziennikarzami został ostrzeżony przez przedstawicieli NASA, aby nie dotykać twarzy po obsłudze urządzeń pokrytych pyłem ze spalin i jak najszybciej umyć ręce. Początkowo obiektyw wyglądał tylko na bardzo zapylony, jednak po czyszczeniu okazało się, że gorące cząstki wżarły się w przednią soczewkę.
Na pytanie, dlaczego nie korzysta z filtrów UV w celu ochrony obiektywów John odpowiada, że zwiększa to znacznie prawdopodobieństwo zaparowania kolejnego szklanego elementu, co może zrujnować całe przygotowania do zdjęć. Poza tym tanie filtry mogą tworzyć niechciane artefakty, jak flary. Fotograf woli wybrać niedrogi obiektyw, w którym wymieni przednią soczewkę, albo cały obiektyw niż ryzykować nieudane zdjęcia przez zaparowany filtr. John jest zadowolony z obu zdjęć więc nie ubolewa nad stratą rybiego oka. Jak uważacie, czy to wysoka cena za tak niesamowite zdjęcie?