Absurdalny obiektyw w akcji. Fotograf wykorzystał wielki format i szkło 140 mm f/1.0
Tak, dobrze przeczytaliście. Wielkoformatowy aparat i obiektyw o przysłonie f/1.0. Wiecie, co to oznacza? Dosłownie papierową głębię ostrości. Markus Hoefstatter ponownie balansuje na pograniczu sztuki i absurdu. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że zrobił ze wspomnianego szkła naprawdę dobry użytek.
Markus Hoefstatter zaimponował nam już kilkukrotnie. Jego zdjęcia źrenic wyszły przepięknie, lecz teraz czas na coś innego, chociaż również wpadającego w oko. Artysta rok temu zakupił obiektyw o ogniskowej 140 mm i przysłonie f/1.0. To jasne szkło było przeznaczone do projektorów, lecz z powodzeniem można je wykorzystać w fotografii.
Nasz bohater wziął rzeczony obiektyw i postanowił go zaadaptować do naprawdę wielkoformatowego aparatu. Wymiary materiału światłoczułego to 40 × 50 cm, więc w tym wypadku długość ogniskowa standardowego obiektywu wynosiłaby ok. 640 mm. W związku z tym ogniskowa 140 mm to bardzo szeroki kąt. Współczynnik przycięcia (crop factor) wynosi w tym przypadku x0,0067. Markus zamontował szkło z projektora, korzystając z mocowania wydrukowanego na drukarce 3D.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak się okazało, zamontowanie obiektywu wcale nie było problemem. Schody zaczęły się, gdy Markus chciał wywołać naświetloną płytkę, ponieważ jego ciemnia obsługuje maksymalnie płyty o rozmiarze 30 × 40 cm. Mimo że wydaje się, iż to niewielka różnica, to aż 67 proc. większa powierzchnia całkowita. Artysta trochę pokombinował i się udało.
Zanim pokażemy wam efekt, warto zwrócić uwagę na sam obiektyw, który ma powłoki radiacyjne. Prawdopodobnie jest to powłoka z toru, która daje żółtą poświatę. Popularnym sposobem na pozbycie się takowej jest wystawienie obiektywu na działanie światła UV. Po kilku-kilkunastu godzinach obiektyw znowu staje się krystalicznie czysty.
Markus jest miłośnikiem fotografowania oczu, więc na warsztat wziął oko swojego znajomego. Biorąc pod uwagę ekstremalnie szeroki kąt widzenia obiektywu, model musiał stanąć bardzo blisko. Tak powstało zdjęcie, będące bardziej ciekawostką niźli wartościowym kadrem. Tak czy siak, artyzmowi stało się zadość.
Marcin Watemborski, redaktor prowadzący Fotoblogii