Annie Leibovitz o przyszłości fotografii

Fotografia silniejsza niż kiedykolwiek w historii? W obliczu wszechobecnych doniesień o kryzysie w fotografii, wizja przyszłości według Annie Leibovitz jest zaskakująco optymistyczna.

Annie Leibovitz, fot. Robert Scoble
Annie Leibovitz, fot. Robert Scoble
Olga Drenda

22.06.2013 | aktual.: 26.07.2022 20:14

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Wśród gości Międzynarodowego Festiwalu Reklamy w Cannes nie zabrakło Annie Leibovitz. Autorka ikonicznych portretów, zapytana o przyszłość fotografii, podzieliła się wyjątkowo optymistyczną wizją – tym bardziej zaskakującą, że od kilku lat nie cichną raczej niewesołe opinie o kryzysie w mediach. Tymczasem zdaniem Leibovitz, fotografia ma się lepiej niż kiedykolwiek. „Sądzę, że ci z nas, którzy są fotografami, różnią się od pozostałych tym, że to, co robimy traktujemy bardzo poważnie”, mówiła. „Dzisiaj wszystko pędzi tak szybko, że tęsknimy za tym, co stałe. Społeczeństwo kocha statyczne obrazy. Za każdym razem, kiedy – nie daj Boże – wydarza się coś strasznego, zapamiętujemy pojedyncze kadry”.

Można się czepiać, że słowa Leibovitz nie uwzględniają coraz trudniejszych warunków pracy fotografów i coraz niższych wynagrodzeń, ale ogólny wydźwięk jest krzepiący i przynajmniej częściowo słuszny. Co prawda Reid Singer z portalu Flavorwire zauważył krytycznie, że ten optymistyczny stan rzeczy niekoniecznie dotyczy ostatnich prac Annie Leibovitz (jeśli przypomnimy sobie kuriozalną sesję inspirowaną huraganem Sandy, trudno będzie się nie zgodzić z tą opinią), ale wszystko wskazuje na to, że fotografia nie jest martwym medium i długo jeszcze nim nie będzie, pomimo tego, że zmienia się sposób, w jaki funkcjonuje ona w naszej rzeczywistości, a zawodowym fotografom pracuje się dzisiaj o wiele trudniej.

[solr id="fotoblogia-pl-70461" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://olga.drenda.fotoblogia.pl/1596,grupa-holograf-historie-ktore-cos-znacza-inspiracja" _mphoto="kakha-kakhiani-on-the-wa-f402fac.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2970[/block]

Dzisiaj fotografia jest popularniejsza niż kiedykolwiek w historii (dwa miliardy zdjęć miesięcznie w samej Polsce mówią same za siebie), ale paradoksalnie czasy nie sprzyjają pracy fotografa. Czy taki stan rzeczy będzie trwać długo, w jakim kierunku potoczą się sprawy? Warto tutaj przypomnieć debatę z udziałem m.in. Charlotte Cotton i Philipa-Lorca diCorcii , która miała miejsce w Muzeum Sztuki Współczesnej w San Francisco. Prowokacyjny tytuł: „Czy to koniec fotografii?” doczekał się ciekawego rozwinięcia. Organizatorzy debaty postawili tezę, że kryzys to dla fotografii naturalny stan – zmienia się jej pozycja, funkcja, wreszcie technologie, które w znacznym stopniu determinują to, jak traktujemy fotografię. Dziś ci, którzy głoszą, że fotografia ginie, wskazują na aparaty cyfrowe i telefony komórkowe jako przyczynę. Tymczasem są i tacy, którzy starają się wyjść z kryzysu obronną ręką: Stephen Mayes, dyrektor VII Agency, widzi w smartfonach nadzieję na rozwój dobrej fotografii - jeśli tylko trafią w ręce zdolnych użytkowników.

W swoim niespełna dwustuletnim życiu fotografia była traktowana jako rzemiosło, nauka, sztuka, miała udawać malarstwo, upiększać portretowanych, dokumentować fakty, kreować fikcję, ujawniać tajemnice, służyć propagandzie, wisieć w galerii i kosztować fortunę, krążyć po Internecie... sporo tego. Być może więc kryzys, nad którym tyle debatujemy, jest po prostu częścią tego odwiecznego bałaganu. Jeśli jednak prawdą jest to, co mówi Annie Leibovitz, i zapotrzebowanie na obraz nigdy nie zaniknie, można zachować pewną dozę optymizmu.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Komentarze (0)