Canon 5Ds - aparat, w którym wszystko jest „bardziej" [cz.1]

Canon 5Ds - aparat, w którym wszystko jest „bardziej" [cz.1]

Canon 5Ds na sesji samochodu
Canon 5Ds na sesji samochodu
Źródło zdjęć: © www.arturnyk.pl
Artur Nyk
01.09.2015 13:33, aktualizacja: 26.07.2022 19:31

Na początek podsumujmy kilka spraw. Po pierwsze lubię Canona, nie lubię Nikona, test więc będzie oczywiście nieobiektywny. To chyba oczywista oczywistość dla wszystkich, którzy od dawna czytają mój blog. Po drugie, choćby mnie skręcało z bólu, jeśli Canon jest w czymś gorszy od Nikona, to po cichu, ale jednak to przyznaję. Po trzecie, nie testuję aparatu w teoretycznych testach, a tylko i wyłącznie pod względem mojego, konkretnego wykorzystania sprzętu, nie będzie więc odniesień jak aparat zachowuje się w fotografii dokumentalnej, pejzażowej ani ślubnej.

Jeśli interesujecie się Canonem 5Ds, to na pewno przeczytaliście już kilka różnych testów opisujących wszystkie funkcje i parametry. Mogę więc to sobie wszystko odpuścić i zająć się tym co najważniejsze: jak sprawdza się w realnej pracy.

Canona 5Ds mam już ponad dwa miesiące i mogę powiedzieć, że przetestowałem go już w wielu zupełnie różnych sytuacjach. Udało mi się też porównać go z jego największymi konkurentami czyli Canonem 5D Mark III i Nikonem D810. Jeśli natomiast jesteście ciekawi jak radzi sobie z filmem, to muszę was rozczarować, bo nie nagrałem jeszcze ani pół sekundy filmu, w sumie to zapomniałem, że ten aparat ma możliwość filmowania… Jeszcze ostatnie zdanie nim przejdę do konkretów. Choć 5Ds jest bardzo zbliżony do 5D Mark III, to ja będę raczej odnosił się do Canona 1Ds Mark III, którym pracowałem przez ostatnie siedem lat. Muszę się przyznać, że 5D Mark III miałem wcześniej tylko raz w ręku i to przez chwilę.

Czy warto kupić 5Ds?

Wiele osób zadawało mi ostatnio to pytanie. Odpowiedz mam jedną. Zdecydowanie tak. Ale… to nie jest aparat dla każdego. To co bowiem stawowi o jego przewadze, czyli ogromna rozdzielczość, ponad 50 Mpx, jest też źródłem jego "wad". Pliki są ogromne, RAW waży od 50 do 80 MB! Nagle moje karty zrobiły się mikroskopijne, a dyski zapełniają się w błyskawicznie. Czułość też jest mniejsza niż w konkurencyjnym sprzęcie, a to też efekt wielkiej rozdzielczości. Bateria jest pożerana w błyskawicznym tempie. A mimo to nadal uważam, że to fantastyczny aparat.

Dla kogo jest więc to aparat? Właśnie dla mnie, czyli dla fotografa reklamowego. Rozdzielczość 50 Mpix to dokładnie format kalendarza B2 (50x70 cm) przy 300 dpi. W takim właśnie formacie najczęściej wydaje się kalendarze wieloplanszowe i do tej pory pliki musiały być interpolowane, czyli sztucznie zwiększana była ich rozdzielczość, co skutkowało utratą ostrości. Oczywiście zdjęcia w takim formacie nie ogląda się z odległości 30 cm jak zwykłą gazetę, więc nikogo to nie razi. W październiku drukuję pierwszy kalendarz z 5Ds i już nie mogę się doczekać efektu.

Większa rozdzielczość pozwala też na większą swobodę fotografowania. Często zdarza się tak, że już po sesji klient zmienia zdanie i nagle trzeba skadrować znacznie inaczej. Przy 20 Mpx często byłem wtedy już na granicy dobrej jakości, teraz ten problem prawie nie będzie istniał. Tak samo gdy na zdjęciu trzeba prostować perspektywę i sporą część zdjęcia trzeba na to poświęcić.

Często w pracy pojawia się też taka sytuacja, gdy muszę sfotografować jakiś przedmiot z bliska i zachować pełną głębię ostrości. Najczęściej wtedy muszę odsuwać się do tyłu, by przedmiot zmniejszył się w kadrze na tyle by głębia ostrości jaką jestem w stanie osiągnąć objęła go od początku do końca. W efekcie po skadrowaniu, dostawałem zdjęcie 5 Mpx, zamiast 20 Mpx. Teraz pewnie dostałbym np. 15 Mpx. W tej sytuacji przyda się funkcja Crop, która na początku wydawała mi się całkowicie niepotrzebna. Dzięki niej mogę od razu obciąć niepotrzebne boki zdjęcia i otrzymać lżejszy RAW.

Czy Canon 5Ds ma dobrą ergonomię?

Tak, pod warunkiem, że nie porównuje się go do 1Ds Mark III, czy też innych „jedynek". Gdy wziąłem go pierwszy raz do ręki, wydał mi się bardzo mały i lekki, ale to wina ogromnego korpusu modelu 1Ds z wbudowanym gripem. Gdy podpiąłem 5Ds gripa, musiałem przyznać, że właściwie pasuje mi bardziej, niż moja stara „jedynka". A to z powodu głównego wyłącznika umieszczonego po lewej stronie pod pokrętłem zmiany programów. Wiem, że nie wszystkim on pasuje w tym miejscu, to w końcu indywidualna sprawa. Trochę nie pasuje mi blokada pokrętła zmiany programów, nie uważam by była konieczna, ale do tego też można się przyzwyczaić. Znacznie lepiej natomiast chodzą pokrętła, niż w 1Ds Mark III. Bardzo podoba mi się też umiejscowienie przycisku do kontroli głębi ostrości. „Jedynka" miała go w mało szczęśliwym miejscu. Wizjer jest tak samo dobry i tak samo mam problem z ogarnięciem jednym spojrzeniem całości, ale to wina noszonych okularów, które odsuwają oko od wizjera.

Musiałem natomiast długo przyzwyczajać się do innego sposobu potwierdzania ostrości i nadal nie jestem przekonany, że Canon zastosował tu dobre rozwiązanie. Przyzwyczajony byłem do tego, że wybrany punkt ostrości jest podświetlony cały czas na czerwono tak długo jak trzymam palec na wciśniętym do połowy spuście. Wprawdzie dodatkowo pojawiała się jeszcze zielona kropka na dole wyświetlacza, ale z powodu okularów nie bardzo miałem ją w polu widzenia. Tymczasem tu po ustawieniu ostrości, punkt ostrości widoczny jest przez chwilę, po czym znika. Nie jest też w normalnym trybie czerwony, a czarny (oczywiście nadal jest jeszcze potwierdzenie w postaci zielonej kroki, no ale te okulary…). Podświetlenie na czerwono pojawia się tylko w nocy lub gdy włączy się na stałe podświetlenie. W teorii ma to pomóc gdy fotografujemy w ciemnościach, jednak jak dla mnie takie krótkie podświetlenie, sprawdza się tylko do kontroli punktu ostrości.

Natomiast by sprawdzić np. poziomicę to jest muszę kilka razy naciskać spust. No właśnie, poziomica. Dla mnie to rewelacyjna sprawa. Bez względu czy pracuję na statywie czy z ręki, poziomicę mam na stałe włączoną w wizjerze. Dzięki niej ustawienie aparatu w poziomie czy w pionie jest bardzo łatwe. Już ta jedna mała funkcja sprawiła, że przesiadkę na nowy aparat odczuwam jako postęp. Poziomica w wyświetlana w trybie Live View jest pomocna przy pracy na statywie, ale to, że mam ją też w wizjerze, bardzo pomaga w pracy.

Polubiłem też kratkę, którą mogę wyświetlić sobie w wizjerze, a także informacje o stanie baterii, jakości plików, balansie bieli, trybie AF, drive ( no normalnie nie da się po polsku jednym słowem tego określić), trybie pomiaru i detekcji migotania (to raczej tylko przy filmach ma znaczenie).

Wizjer 5Ds
Wizjer 5Ds
Wizjer 5D m3
Wizjer 5D m3

Podoba mi się, że mogę skonfigurować sobie informacje na ekranie, nie tylko pod kątem co chcę tam widzieć, ale i w jakim miejscu. Dzięki temu można poukładać sobie w prawie dowolny sposób, te funkcje, do których chcę mieć szybki dostęp.

fot. Canon
fot. Canon

Czy autofokus jest lepszy, niż w 5D Mark III?

Jest lepszy. Przynajmniej na papierze, bo ma dodatkowo detekcję kolorów skóry, którą wykorzystuje przy śledzeniu twarzy w trybie Servo. Moje odczucia z pracy AF są bardzo dobre. Mam za sobą sesję, gdzie robiłem zdjęcia pracujących w pośpiechu ludzi na statku i pracowałem w trybie AI Focus. Robiłem to na 70-200/4 L IS (więc AF nie mógł skorzystać z podwójnie krzyżowych punktów AF ze względu na jasność obiektywu) i na około 80 klatek tylko na jednej mam źle ustawioną ostrość z powodu liny, która weszła w kadr.

W porównaniu do 1Ds Mark III różnica na plus jest duża, bo przede wszystkim punkty AF są szerzej rozstawione w kadrze. Jeszcze nie są tak szeroko jak mi się marzy, ale wreszcie teraz robiąc portret w pionie, mogę bez problemu ustawić ostrość na usta albo na oczy. W „jedynce" miewałem z tym problem.

Czy są jeszcze jakieś plusy Canona 5Ds?

Migawka. Chodzi rewelacyjnie miękko. Nie chodzi tu jednak o komfort, a o mniejsze wibracje i tym samym o mniejsze niebezpieczeństwo poruszenia zdjęcia. Rożnica jest naprawdę istotna i wyczuwalna.

Balans bieli. O tak, tu też jest coś ekstra, czyli automatyka z priorytetem bieli. Mamy tu do wyboru dwie wersje automatyki, zwykłą, przy której robiąc zdjęcie w świetle żarówek mamy i tak wszystko żółte (jak pisze producent mamy tu priorytet atmosfery) i drugi tryb nazwany AWBw czyli wreszcie automatykę, która działa tak jak zawsze powinna. Dzięki temu robiąc zdjęcie przy świetle żarówek, biel będzie rzeczywiście biała.

Małe RAWy. Canon nie powtórzył błędu jaki Nikon zrobił przy modelu D800 i dzięki temu mamy do wyboru trzy rozmiary plików. Normalny 50 Mpix, średni 28 Mpix i mały 12 Mpix. Ten ostatni nie wiem do czego się przyda (a gdy pracowałem na pierwszym 5D, to była to dla mnie gigantyczna rozdzielczość…), ale średni rozmiar będzie znakomity do większości normalnych zdjęć. Na razie jeszcze nie pracowałem w tym trybie, bo stale na razie skupiłem się na maksymalnych osiągach aparatu, ale sądzę, że z tego trybu będę korzystał bardzo często.

Zdjęcia poklatkowe. Można robić je od razu jako film, lub jako zwykłe zdjęcia. Spróbowałem, działa i mam zamiar tego używać.

USB 3.0. No cóż, tego wymaga wielki rozmiar plików, ale dobrze, że jest, bo przyśpieszy to transfer zdjęć.

A co z komputerami?

Duże pliki wymagają szybkich komputerów, to wszyscy wiedzą. Obawiałem się więc, jak moje komputery poradzą sobie z ogromnymi RAWami i plikami TIFF. Dotychczas TIFF w 16 bitach miał 120 MB. Teraz ma około 300 MB.

Najpierw jednak trzeba zająć się RAWami. Mój ulubiony Aperture, na którym pracuję od lat, nie dał sobie w pełni rady. Program nie wspieramy jest już przez Apple, od trzech lat nie był w zasadzie rozwijany i to dało się wyraźnie odczuć. Niby wszystko w miarę płynnie pracowało, ale gdy chciałem zrobić podgląd do 100% musiałem czekać prawie 10 sekund. Nie dało się w ten sposób pracować i po dwóch tygodniach zrobiłem, to czego nigdy nie chciałem. Zainstalowałem Lightrooma. O mojej miłości do tego programu niech świadczy, że gdy na nim pracowałem mój kot natychmiast wychodził z domu. Biedak, bardzo nie lubi krzyków. Wiem, większość z was pracuje na LR i nie rozumie o co mi chodzi. To temat na inny post.

No, ale szybkość pracy znacznie wzrosła, a co gorsza zobaczyłem, że mogę wyciągnąć z plików znacznie więcej niż w Aperture. Poszedłem więc za ciosem i sprawdziłem jak poradzi sobie Capture One.

Kot nadal przesiadywał poza domem, ale to co zobaczyłem na ekranie przeszło moje oczekiwania. Komputer radził sobie znakomicie i to nie tylko mój Mac Pro ale i pięcioletni już MacBook Pro 13" z 4 GB ramu, który przeżył już mnóstwo kurzu, wody i upadków na sesjach. Ku mojemu zdziwieniu nawet na nim podgląd do 100% był prawie natychmiastowy, a transfer mimo braku USB 3.0, szedł sprawnie.

Co najważniejsze jednak, Capture One wyciągnął z pliku znacznie więcej niż LR. Znacznie więcej. Pokrzyczałem więc, pokląłem i wykupiłem w końcu abonament na CO. Dzięki temu mogę teraz powiedzieć, że nie mam żadnych problemów z wydajnością komputerów przy tak ogromnych RAWach.

A jak radzi sobie bateria?

Canon daje do 5Ds ulepszoną baterię LP-E6N, która ma większą pojemność, niż LP-E6. Generalnie jest to bez znaczenia, którą baterię używam, bo tak czy inaczej jest dramat. Przyzwyczajony jestem, że Canon 1Ds Mark III robił bez problemu 1000 zdjęć na jednej baterii i to z podpiętym komputerem. A baterię miałem tą samą przez 7 lat. Teraz mój rekord to 240 zdjęć z podpiętym komputerem i to bez używania Live View. Znajomy mówił mi, że robiąc seryjne zdjęcia sportowe, udało mu się zrobić prawie 1000 klatek na jednej baterii, bo miał wyłączone wyświetlanie. Tylko, że miał ustawioną rozdzielczość na 28 Mpx.

Wiem, że nie mogę porównywać wydajności baterii z 5Ds i 1Ds Mark III, bo w tym drugim bateria ma bardzo duże wymiary, ale 240 zdjęć? Serio Canon?

Wiem, że nie mam innego wyjścia jak kupić gripa i wtedy mając na pokładzie dwie baterie, będę mógł pracować już w miarę spokojnie.

Ile można wyciągnąć z RAWów?

Czas na konkrety, zobaczmy jak wygląda obraz z 5Ds. Na początek zdjęcie z Tatr, na którym sprawdzałem możliwości programów. W Tatry udało mi się pojechać na jeden dzień i jak na złość prawie cały czas padało. Ale czy to nie najlepsza pogoda do sprawdzania sprzętu? W końcu przy ładnej pogodzie i dobrym świetle nawet telefon zrobi dobre zdjęcie. Deszczowa pogoda jest bardzo wymagająca więc zdjęcia zrobione w takich warunkach będą bardzo dobrym wyznacznikiem jakości aparatu.

Oto pierwsze zdjęcie zrobione obiektywem 50/1,4 przy następujących parametrach: f/4, 1/1250 s, ISO 100. Słońce, a właściwie jego marne promienie, świeciły przez mgłę zza skały. Na RAWie marnie to wyglądało, czarno, bez koloru i szczegółów.

Polecam zapisanie sobie na dysku wszystkich zdjęć i wtedy porównanie oglądając jedno po drugim (zdjęcia są podpisanie nazwami programów).

Oryginalny RAW ISO 100, f4, 1/1250s bez korekcji otwarty w Capture One
Oryginalny RAW ISO 100, f4, 1/1250s bez korekcji otwarty w Capture One

Na pierwszy ogień poszedł Aperture. Dosyć dużo udało mi się odzyskać w cieniach, ale pojawiły się przy tym okropne kolorowe artefakty. Niezbyt dużo wycisnąłem z chmur, zwłaszcza po prawej stronie, podciągnąłem też nasycenie koloru, pomogło to chmurom, ale skały i kosodrzewina nie wyglądały dobrze.

Wywołanie w Aperture
Wywołanie w Aperture

Znacznie lepiej wyglądało to po otwarciu i korekcji w Lightroomie. W chmurach pojawiło się dużo szczegółów, znacznie więcej mogłem wyciągnąć ze skał i mocno zmniejszył się poziom szumów.

Wywołane w Lightroomie CC
Wywołane w Lightroomie CC

No i w końcu Capture One. To zupełnie inna liga i jednocześnie inna bajka. Zdjęcie bowiem trochę inaczej reagowało na korekty. Nie miałem najmniejszych problemów w wyciągnięciem szczegółów w światłach. Tak gdzie w LR pozostały przepalenia (choć skądinąd dodaje całkiem przyzwoicie to wygląda), tu nie musiałem nawet użyć maksymalnych ustawień. To samo jest z cieniami, odzyskanych szczegółów jest cała masa. Jednak odzyskanie cieni spowodowało też mocne rozjaśnienie chmur co odczuwamy jako ogólny spadek kontrastu. To jednak pozorna wada. We wszystkich trzech programach robiłem tylko korekcje globalne, nic nie maskowałem. Nie ma najmniejszego problemu, by miejscowo przyciemnić znowu chmury. Zwróćcie też uwagę na śnieg. Tu jest naprawdę biały.

Wywołane w Capture One
Wywołane w Capture One
Wywołane w Capture One z miejscowo przyciemnionymi chmurami
Wywołane w Capture One z miejscowo przyciemnionymi chmurami

Przyjrzyjmy się teraz jak wygląda szczegół po powieszeniu do 100%. Z Aperture zrobiłem zrzut ekranu RAWa po korekcji. Natomiast TIFF wypuszczony z Lightrooma (16 bitów), eksportowałem do Capture One i w nim rozbiłem zrzuty ekranu.

W Aperture jest prawdziwy dramat i nawet nie ma o czym mówić...

Aperture, powiększenie 100%
Aperture, powiększenie 100%

Pomiędzy Capture One i Lightroomem różnica jest spora. LR próbuje bardzo odszumieć plik, ale w efekcie szczegóły są rozmyte, a na dodatek pojawiają się lekkie kolorowe artefakty. Wnioski pozostawiam wam.

Capture One po lewej i Lightroom po prawej, powiększenie 100%
Capture One po lewej i Lightroom po prawej, powiększenie 100%
Capture One po lewej i Lightroom po prawej, powiększenie 100%
Capture One po lewej i Lightroom po prawej, powiększenie 100%

Jaki z tego wniosek?

Jakość jaką osiąga aparat trzeba oceniać w kontekście programu do wywoływania RAW. Pomijając już Aperture, różnice jakie są pomiędzy Capture One, a Lightroomem, są tak gigantyczne jakbyśmy oglądali zdjęcia z dwóch aparatów różniących się klasą!

Mówimy tu oczywiście o ekstremalnie obrobionym zdjęciu. W normalnych warunkach różnice pewnie nie będą takie duże, ale właśnie na tym przykładzie najłatwiej je ocenić. Żeby być obiektywnym, ten mały test nie pokazuje, że Capture One jest bezwzględnie lepszy od Lightrooma, możliwe, że w innym ekstremalnym przypadku byłoby inaczej. A może nie.

Jak Canon 5Ds radzi sobie w portrecie?

Póki co zrobiłem jedną sesję portretową w studiu. I jak? Powiedziałbym, że normalnie. Nie widzę tu jakiegoś wzrostu jakości w stosunku do Canona 1Ds Mark III. Tak jak pisałem wcześniej przy dobrym świetle, każdy aparat sobie poradzi.

Obraz

Największą różnicą jest niesamowita rozdzielczość. Tak wygląda powiększenie do 100%. Korekcje dotyczyły tylko koloru, nie ostrzyłem dodatkowo zdjęcia.

Zdjęcie zrobiłem obiektywem 85/1.8, f/5,6 1/125 s, ISO 100.

Obraz

Niesamowita ilość szczegółów, to też niesamowita ilość ziarenek kurzu i innych niedoskonałości, które trzeba obrabiać…

Obraz

Przed zdjęciem okulary były dokładnie wyczyszczone. Jak widać...

To o co chodzi z tym „bardziej"?

Przy tej rozdzielczości wszystko widać bardziej. Możemy pokazać znakomity szczegół, ale też każde nasze niedociągnięcie widać bardziej. Tu mocniej widać każde poruszenie aparatu, każdą wadę obiektywu. Aberracja chromatyczna robi się nagle gigantyczna. Trzeba zmienić swoje podejście do obróbki i nauczyć się od nowa, co trzeba obrabiać, a co i tak nie będzie widoczne.

Potrzeba też większych dysków, większych i szybszych kart pamięci i niestety szybszych komputerów. Więcej czasu trzeba poświęcić na obróbkę, ale też efekt końcowy w druku może być znacznie lepszy.

Większe też znaczenia ma dobra kalibracja obiektywu. Miałem z tym na początku trochę problemów, bo okazało się, że 24-70/4 L IS ma małego backfocusa. Szczerze mówiąc, przy jedynce tego nie zauważyłem od razu, bo odchylenie nie było duże, tu wyszło to od razu jako spora nieostrość. Zrobiłem sobie sam kalibrację tymczasowo, ale i tak wybieram się do serwisu, by zrobili to już super dokładnie. Ten aparat to suma wielkich zalet i stających za nimi wad, które trzeba zaakceptować. Albo i nie.

A czy jest lepszy od Canona 5D Mark III i Nikona D810? Tak się składa, że mogłem to sprawdzić, oczywiście w ekstremalnych warunkach :) Ale o tym napiszę za kilka dni.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)