Mądra archiwizacja danych uchroni Cię od bolesnej straty Twojego fotograficznego dorobku [poradnik]
Niestety, utrata danych zdarzyła się niemal połowie osób, z którymi miałem do czynienia w ostatnim czasie. Kiedy podczas ostatniego wykładu zapytałem na sali, kto spotkał się z takim problemem, zobaczyłem las rąk. Jak się przed tym uchronić?
15.04.2016 | aktual.: 23.10.2016 12:18
Przyczyn utraty danych może być całe mnóstwo. Wadliwy dysk, zgubione karty, pożar w domu czy też nasza głupota. Wszystkich czynników oczywiście nie jesteśmy w stanie wyeliminować, szczególnie w naszym domowym środowisku. Są jednak proste i niedrogie sposoby, żeby uchronić się przed bolesną utratą danych. Ostatnio sam straciłem jeden dysk - po prostu się zepsuł po półtora roku od zakupu. Na szczęście nie miałem na nim zbyt dużo zdjęć, a pliki JPG udało się odzyskać, ale najadłem się bardzo dużo strachu. Nie były to zdjęcia komercyjne, ale pamiątki również trzeba pielęgnować. Naszemu redaktorowi naczelnemu też jeden z dysków zaczął stukać, po czym się wysypał. Stracił wszystkie dane i tyle. Są oczywiście firmy, które pomagają w sytuacjach beznadziejnych, ale ich wynagrodzenie opłacane jest w złocie. Zdecydowanie lepiej zapobiegać, niż leczyć.
Wiele osób twierdzi, że problem ich nie dotyczy i spotykając się z czytelnikami często słyszę takie słowa. Ba, sam do niedawna tak myślałem, do wspomnianej śmierci dysku. Samych metod archiwizowania danych jest dość dużo, ale skupię się na tych, z których ja korzystam.
Wadliwy lub źle dobrany dysk
W dobie tanich dysków w supermarketach ich jakość spada. Nie ma również kontroli nad tym, co dzieje się z dyskami podczas transportu, a przerzucane w koszu w Tesco, również mogą ulegać uszkodzeniom. Wiele osób podłącza takie dyski na stałe, a rozwiązania typowo konsumenckie nie są przystosowane do ciągłej pracy, a jedynie okazjonalnej. Jak wykazały badania Backblaze, odsetek awarii w 3 latach użytkowania to aż 22% na próbie 25 tysięcy dysków. Oznacza to, że jeśli korzystasz z 4 dysków, w przeciągu trzech lat, jeden z nich ulegnie awarii.
Uszkodzenia mechaniczne
Jedziemy na wycieczkę, wkładamy dysk do plecaka i idziemy w góry. Dysk obija się o aparat, obiektywy i butelkę z wodą. Dyski talerzowe zbudowane są z wielu delikatnych elementów, które dość łatwo mogą ulegać awarii. Wystarczy, że ramię zbyt mocno dotknie talerzy - tragedia murowana. Rzadko kiedy dbamy o jego odpowiednie zabezpieczenie i po podłączeniu może spotkać nas niemiła niespodzianka.
Lekkomyślność, wypadki losowe
Wachlarz różnych wypadków może być naprawdę długi. Ktoś może nam się włamać do mieszkania i wszystko ukraść. Mieszkanie może spłonąć, ale równie dobrze możemy zostawić plecak z dyskiem w pociągu czy autobusie.
- Kopia zapasowa dysku w komputerze
Jak się uchronić przed utratą?
Niestety dyski zainstalowane w komputerach również bywają zawodne, a to właśnie na nich najczęściej trzymamy aktualne projekty. W tym wypadku, jeśli dysk ulegnie awarii, automatycznie tracimy cały materiał. Tu z pomocą przychodzą narzędzia, takie jak Time Machine w systemie OS X czy tworzenie kopii zapasowej w Windowsie 10. Wykorzystywane przeze mnie dyski WD mają również fabryczną aplikację WD Smart Ware. Narzędzia działają niesamowicie intuicyjnie, a archiwizacja odbywa się na zewnętrznym dysku bez naszych dalszych ingerencji. Tu w przypadku awarii jednego z dysków, zostajemy z kopią lustrzaną naszego systemu i plików na drugim dysku. W moim przypadku, kopia z laptopa tworzy się na dysku sieciowym WD My Cloud 2TB, natomiast ze stacjonarnego, na dysku 3.5. Tu nie tworzę jeszcze jednej dodatkowej kopii na macierzy RAID, bo dane, tak czy inaczej, są na dwóch niezależnych dyskach.
- Dane na dyskach zewnętrznych
Obecnie jesteśmy w erze tanich przestrzeni dyskowych i dużych plików RAW zajmujących niekiedy po 50-100 MB. Ja archiwizuję większość z nich - w szczególności pamiątkowe zdjęcia, jak również zlecenia dla dużych klientów. Z doświadczenia wiem, że niektórzy klienci lubią wracać do starszych zleceń i wykorzystywać je w nowszych projektach. Miejsce na dyskach kończy się szybko, ale na szczęście możemy wspomagać się zewnętrznymi rozwiązaniami. Zgrywając materiał na zewnętrzny dysk nie robimy jednak jego kopii zapasowej.
Tu z pomocą przychodzą macierze RAID. Brzmi to bardzo profesjonalnie i niedostępnie, ale wbrew pozorom, zrozumienie działania podstawowych RAID’ów jest niesamowicie proste. Już spieszę z wytłumaczeniem.
RAID pozwala na współpracę dwóch lub większej liczby dysków, aby zapewnić dodatkowe możliwości, nieosiągalne przy użyciu jednego dysku, jak i kilku dysków podłączonych jako oddzielne (Wikipedia). Z punktu widzenia fotografa najważniejsze będą RAID 0 i RAID 1. Czym się różnią te dwa systemy?
RAID 0 pracuje w sposób maksymalizujący transfer. Dane są dzielone i przeplecione między dyskami. Dzięki temu plik jest dzielony i zapisywany na dwóch dyskach, co zapewnia około dwukrotnie większy transfer. To dobre rozwiązanie, kiedy prędkość dysków HDD nam nie wystarcza, a dyski SSD o podobnej pojemności są zbyt drogie. Nie jest to jednak bezpieczne rozwiązanie - awaria jednego z dysków spiętych w RAID 0 oznacza uszkodzenie plików rozdzielonych między dyski. Sam nie korzystam z tego rozwiązania.
RAID 1 to najpopularniejszy system dla fotografów. Korzystam z macierzy WD My Book Pro, który wyposażony jest w dwa dyski 4TB Black. Mimo że cała macierz ma 8TB, system wykrywa ją jako 4TB. Dlaczego? RAID 1 robi kopię lustrzanką jednego dysku na drugi. W razie awarii jednego z nich nie tracimy żadnych danych, ponieważ te przechowywane są na drugim. Wszystko dzieje się absolutnie automatycznie, a jedyne, co musimy zrobić, to wybrać odpowiedni RAID przy pierwszym podłączeniu macierzy. Dysk wyposażony jest w interfejs Thunderbolt, który zapewnia prędkość do 20 GB/s, więc praca z takim dyskiem jest tak samo szybka, jak z dyskiem zamontowanym bezpośrednio do płyty głównej.
- Chmury internetowe
Dziś bardzo popularne są wszelkiego rodzaju chmury - Dropbox, Creative Cloud, Google Drive czy One Drive. W darmowych planach oferują od kilku do kilkunastu gigabajtów przestrzeni. W momencie, gdy jedna karta pamięci ma 16 GB, przestaje to wyglądać tak różowo. Jeśli dodamy do tego transfer plików z maksymalną prędkością, którą dostarcza nam dostawca Internetu, rozwiązanie przestaje mieć sens, jeśli myślimy o przechowywaniu absolutnie wszystkich danych poza domem.
Czy to znaczy, że nie warto z nich korzystać? Wręcz przeciwnie! Ja, jak najbardziej wykorzystuję Dropboxa czy Google Drive. Nie trzymam tam jednak wszystkich danych, a jedynie te, najważniejsze dla mnie. Jeśli moje mieszkanie spłonie, w przechowaniu danych nie pomoże najlepszy dysk i żaden RAID. Podobnie w przypadku kradzieży - złodziej raczej nie wyciągnie jednego dysku z naszej macierzy. Żeby się przed tym uchronić, te najbardziej wartościowe dane trzymam w chmurze. Część danych trzymam również na zewnętrznym dysku poza domem, tam, gdzie ewentualny pożar mieszkania czy jego splądrowanie przez złodziei nie dotknie tych danych. Co jakiś czas przywożę taki dysk do domu, gdzie dogrywam kolejne materiały i wywożę go z powrotem na swoje miejsce. Gdzie? Tego oczywiście Wam nie powiem, ale musi to być miejsce z dala od Waszego mieszkania.
Kilka rad na koniec
Myśląc o bezpieczeństwie danych, należy robić to kompleksowo. Kiedyś zdarzyło mi się stworzyć folder na dysku i nie skopiować do niego zdjęć, a następnego dnia wykorzystałem te same karty do kolejnego zlecenia. Miałem tyle szczęścia, że zdjęcia mogłem powtórzyć, ale co jeśli nie zgrałbym np. jednej karty ze zlecenia ślubnego i okazałoby się, że nie mam zdjęć z ceremonii? Na to pytanie chyba nie muszę odpowiadać. Dobrym pomysłem jest używanie wielu, ale mniejszych kart pamięci. Sam stawiam na karty 16GB, które mają dobry stosunek pojemności do ceny, a ewentualna utrata jednej karty nie będzie tak bolesna przy awarii karty o pojemności 64 czy 128 GB.
Zgrywając materiał, nie formatuję kart, a na kolejne zdjęcia idę z czystymi kartami, które zostały w mojej puli. Dopiero po oddaniu danego materiału pozwalam sobie na ich sformatowanie i nadpisanie danych. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Kolejną, dobrą radą jest szyfrowanie dysków. Z poziomu OS X robimy to w narzędziu dyskowym, natomiast Windows 10 udostępnia funkcję BitLocker. Oczywiście nie ma kodów nie do złamania, ale każde utrudnienie będzie działało na naszą korzyść. Mnie zdarza się gubić różne rzeczy (choć na szczęście dysku jeszcze nie zgubiłem). Jeśli jednak tak by się zdarzyło, osoba która podłączy dysk do komputera, dostanie do niego pełny dostęp. Chyba nie muszę mówić, że tego nie chcemy. Tu wystarczy znowu kilka kroków w kreatorze i nasz dysk jest zaszyfrowany. Teraz po każdorazowym podłączeniu musimy wpisać ustanowione wcześniej hasło i wszystko działa. Tak prosty krok, a tak wiele potrafi zdziałać.
Jak widzicie, mądre podejście do zadbania o nasze dane wcale nie musi być bardzo wymagające. Muszę przyznać, że sam raczej należę do laików komputerowych, a kiedy pierwszy raz usłyszałem o jakichś RAID’ach, od razu pomyślałem, że nie obejdzie się bez zatrudnienia informatyka. Jednak te trudno brzmiące słowa okazują się banalnie proste do rozszyfrowania, a prawidłowe dbanie o dane nie jest trudne. Najważniejsze, żeby dane nie spoczywały na jednym dysku, które są zawodne, co udowadniają badania. Kopie zapasowe to klucz do sukcesu i spokojny sen. A Wy, drodzy czytelnicy, jak przechowujecie Wasze dane?