Bruce Gilden „Face" - fascynująca, ale trudna lektura dla fanów fotografii

Jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych fotografów agencji Magnum. Zawdzięcza to m.in. swojemu sposobowi bycia, który na pierwszy rzut oka przywodzi mi na myśl bandziora z krakowskiego Kazimierza z lat osiemdziesiątych. Strach było się w te rejony zapuszczać, a kiedy już dochodziło do konfrontacji, stało się na z góry przegranej pozycji. Najnowszy projekt Bruce’a Gildena pt. „Face” to fascynująca, ale trudna lektura dla fanów fotografii.

Bruce Gilden „Face" - fascynująca, ale trudna lektura dla fanów fotografii
Źródło zdjęć: © ©Michał Massa Mąsior
Michał Massa Mąsior

07.02.2016 | aktual.: 26.07.2022 19:18

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

KarynMilwaukee, Wisconsin, USA
KarynMilwaukee, Wisconsin, USA© ©Bruce Gilden Magnum Photos

Jako że jestem samoukiem fotograficznym, postać Bruca Gildena poznałem dość późno. Kolega w barze pokazał mi krótkie wideo, w którym mistrz przechadza się po Manhattanie i raz po raz wpycha komuś przed nos swoją Leikę, jednocześnie błyskając lampą prosto w oczy. "Twardy gość, co?" usłyszałem. Zastanowiło mnie, jak to się dzieje, że Gilden nie chodzi stale z obitą twarzą. To chyba otworzyło mi nieco głowę i pomogło dojść do wniosku, że wkraczanie z aparatem fotograficznym w czyjąś sferę intymną nie musi być aż tak złe i nie na miejscu, jak sądziłem.

WNYC Street Shots: Bruce Gilden

Gilden otwarcie mówi o swojej trudnej młodości. O bardzo silnym ojcu i jego gangsterskich zapędach. Paradoksalnie, mnogość ciężkich przeżyć dołożyła bardzo wiele "charakteru" do jego zdjęć. W całości twórczości widać bezpośredni kontakt z ludźmi, których przedstawia na zdjęciach. Nie cofa się przed nikim i niczym, choć wie, kiedy odpuścić. Umiejętnie obraca się w każdym towarzystwie, dzięki czemu na jego fotografiach dostrzeżemy to, czego inni się boją.

Obraz

Na przełomie XX i XXI wieku, gdzie cały świat zachodni ma wyrobione potrzeby, panuje kult pieniądza, a „być" często zaczyna znaczyć „mieć”, stereotyp piękna sprowadza się do sztucznych biustów, wyrzeźbionych klat i botoksu. W takiej otoczce Bruce Gilden szuka osobowości, charakterów u ludzi, którym się nie poszczęściło lub po prostu poszli inną drogą. Albo też życie nie pozwoliło na więcej.

DebbieWest Bromwich, England
DebbieWest Bromwich, England© ©Bruce Gilden Magnum Photos

Kiedy opowiada o swoich zdjęciach, za każdym razem słyszymy historie życia ludzi na nich przedstawionych. To niesamowite, jak dużo można pamiętać… Często nie potrafi przywołać imion osób, o których mówi, ale wie, czym się zajmują, co lubią, zna pewne szczegóły z ich życia. Wielu z nich zwyczajnie lubi. To niby takie oczywiste, ale w dobie social media i coraz szybciej upływającego czasu, mało kto zna tylu ludzi osobiście.

Obraz

Mistrz opowiadając o albumie "Face" zaznacza, że z racji tego, że dobiega siedemdziesiątki, nie ma już siły biegać po ulicy za ludźmi (trochę chyba przesadza, bo wydaje się być w doskonałej formie fizycznej). Postanowił pracować w nowy sposób, tym razem w kolorze. Używa do tego średnioformatowej Leiki S. Zdjęcia są pełne przerażających szczegółów. Pochodzą z różnych miejsc Stanów Zjednoczonych, Anglii, a także Kolumbii. Są częścią szerszego projektu i pomysłu na pokazywanie osobowości. Tym razem jednak pyta wszystkich o zgodę na zrobienie zdjęcia. I tak nie chroni go to przed kłopotami prawnymi, bo nie wszystkim spodobało się, jak zostali na zdjęciach pokazani.

Bardzo ciasne kadry, lampa błyskająca centralnie w twarz i porażająca jakość optyki wyciągają wszelkie niedoskonałości skóry, a w połączeniu z bardzo charakterystycznymi typami urody efekt końcowy jest mocno wybuchowy. Miałem okazję widzieć te zdjęcia w gigantycznych rozmiarach podczas wystawy w Hamburgu. Przyznam szczerze, że niektóre z nich musiałem oglądać na dwa razy. Trochę jak małe, miejskie dziecko po raz pierwszy wchodzące do stajni, które najpierw cofa się przed nieprzyjemnym zapachem, potem jednak zaprzyjaźnia się z koniem. Początkowo odepchnięty uderzająca brzydotą, po wysłuchaniu opowieści dałem się uwieść portretom. Na pytanie, dlaczego pokazuje to tak mocno naturalistycznie, Gilden odpowiada, „bo taki jest świat”! Z jednej strony bywa taki, jakim go chcemy widzieć, jednak równolegle istnieje także ten, który Bruce pokazuje na swoich fotografiach. Trudno napisać coś więcej, trzeba to samemu zobaczyć i wyrobić sobie własną opinię.

Obraz

Czy jestem fanem Bruce'a Gildena? Pomimo że bliżej mi do innych gatunków fotograficznych, niż ten uprawiany przez Gildena, muszę przyznać, że jest on w ścisłej piątce moich ulubionych fotografów, razem z jego serdecznym przyjacielem Martinem Parrem. Uwielbiam jego prace za niesamowite wyczucie kadru, za konsekwencję i absolutnie mistrzowski dobór ludzi. Nawet w komercyjnych projektach fashion Bruce Gilden dobiera sobie modeli, na których twarzach widać doświadczenie życiowe. Oglądając prace BG mam wrażenie, że jestem blisko wydarzeń. A to chyba jest w fotografii dokumentalnej, ulicznej najważniejsze. Te zdjęcia nie pozostawiają odbiorcy w spokoju, nie pozwalają o sobie zapomnieć na długo.

Pewność siebie i charyzma Bruce'a Gildena to te cechy, które kazały mi go porównać do bandziora z Kazimierza. Mimo że urodził się na Brooklynie, to można stwierdzić, że jednak odrobinę do tego krakowskiego Kazimierza pasuje. Babcia Gildena pochodziła z Krakowa, a jedną z jego ulubionych potraw z  dzieciństwa była „kapusta with sausage”, co zamieniliśmy wspólnie w rozmowie na „bigos”. Swoją drogą, bardzo mnie ciekawi, jak Bruce Gilden patrzyłby na Kraków i jego mieszkańców przez obiektyw swojego aparatu?

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Komentarze (0)