Canon EOS 1200D - budżetowa lustrzanka dla niewymagających [test]
Canon ma obecnie aż osiem linii lustrzanek cyfrowych. Testowany dzisiaj Canon 1200D, będący następcą 1100D, otwiera stawkę. Nie można oczekiwać od niego fajerwerków, ale czy jest wart swojej ceny, szczególnie w czasach, gdy po piętach depczą mu tanie, małe bezlusterkowce? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w poniższym teście.
16.04.2014 | aktual.: 26.07.2022 19:59
Wykonanie
Canon 1200D został zrobiony z chropowatego plastiku, który jest dość przyjemny w dotyku i nawiązuje do faktury nowych obiektywów japońskiego producenta. Minusem tego rozwiązania jest podatność na zarysowania. Wystarczy przeciągnąć po aparacie paznokciem lub włożyć go do szuflady, a na obudowie pojawią się białe ślady. Na szczęście łatwo je usunąć wilgotną szmatką. Aparat należy do wagi piórkowej w segmencie lustrzanek; korpus waży 435 g, czyli jest cięższy o niespełna 30 g od najmniejszej lustrzanki cyfrowej na świecie - Canona 100D. Niewielki ciężar nie przekłada się jednak na solidność konstrukcji. Odniosłem wrażenie, że trzymam w ręce dość kiepsko wykonany aparat. Na szczęście grip jest dość głęboki, dzięki czemu chwyt jest pewny mimo niezbyt solidnej konstrukcji.
Tylną ścianę w większości zajmuje 3-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 460 tys. punktów bez obsługi dotyku. Muszę przyznać, że dawno nie miałem do czynienia z aparatem, który miałby tak małą rozdzielczość wyświetlacza, przez co ocena ostrości kadru jest loterią. Na plus należy jednak policzyć bardzo naturalne oddanie barw.
Wizjer zastosowany w 1200D to typowy układ luster, który ustępuje oczywiście pryzmatowi pentagonalnemu, ale trudno mieć do niego zastrzeżenia. Pokrywa 95% kadru z powiększeniem 0,8x, co jest typowym wynikiem w tej klasie.
Lewą ścianę aparatu zajmuje zaślepka kryjąca gniazda USB, HDMI oraz pilota, a na dole obudowy pod jedną klapką znajduje się akumulator i gniazdo kart SD/SDHC/SDXC. Na jednym ładowaniu akumulatora udało mi się zrobić nieco ponad 500 zdjęć, co jest niezłym wynikiem. Brakuje jednak dokładnego wskaźnika naładowania baterii.
Obsługa
Canony użytkuję od kilku lat i na szczęście zarówno układ przycisków, jak i układ menu tylko delikatnie zmienia się z modelu na model. W końcu po co modyfikować coś, co jest dobre? Na tylnej ścianie znajduje się standardowy zestaw przycisków wraz z 4-kierunkowym nawigatorem, do każdego przycisku przypisana jest odpowiednia funkcja.
W mojej ocenie przyciski są za płaskie i wymaga to przyzwyczajenia. Na górnej ścianie jest koło trybów, obejmujący je włącznik, koło nastaw oraz przycisk podnoszenia lampy błyskowej. Koło trybów na szczęście nie jest wyposażone w blokadę znaną choćby z 60D czy 5D Mark III. Chodzi z odpowiednim skokiem, podobnie jak koło nastaw.
Menu
Canon od dłuższego czasu stosuje bardzo czytelny układ menu. Każda z kategorii zakładek oznaczona jest innym kolorem, a w związku z tym, że jest ich łącznie 10, każda mieści się na jednej stronie. To moim zdaniem jedno z lepszych rozwiązań, z jakimi miałem do czynienia w aparatach. Pozwala na szybsze przechodzenie między opcjami i jest bardziej czytelne. Na plus należy również policzyć dobre tłumaczenie i jasne opisy. Podręczne menu wywołuje się przyciskiem „Q”, a miedzy poszczególnymi opcjami przechodzi się, operując klawiszami kierunkowymi. Wszystko jest intuicyjne i nawet początkujące osoby powinny sobie poradzić z obsługą.
Fotografowanie w praktyce
Coraz bardziej lubię niewielkie aparaty, dlatego bardzo spodobał mi się Canon 100D i wszelkiej maści bezlusterkowce. Canon 1200D niestety przypomina, że mamy do czynienia z lustrzanką z najniższej półki. Nie można powiedzieć, że robienie zdjęć tym aparatem drażni, bo jego obsługa jest wygodna, ale jest zupełnie bezpłciowe, nie budzi żadnych emocji.
Canon 1200D zestawiony jest z obiektywem 18-55/3.5-5.6 IS II, który nie ma ani silnika STM, ani USM, przez co ostrzeniu towarzyszy charakterystyczny dźwięk silnika, a przednia soczewka obraca się wraz ze zmianą ostrości. Do zalet należy zaliczyć dołączoną klasyczną ładowarkę, co ostatnio nie jest tak oczywiste, bo producenci wolą dostarczyć tylko kabel USB do ładowania aparatu.
Autofokus
Pomiar ostrości bazuje na 9 punktach. Ten sam układ zastosowano m.in. w Canonie 600D i 1100D. Działa on wyjątkowo szybko i celnie, nawet z podstawowym obiektywem. Podczas filmowania autofokus praktycznie nie działa. Matryca nie ma pikseli odpowiedzialnych za detekcję fazy, więc ostrzenie w trybie live view odbywa się bardzo wolno i mało celnie.
Szybkość i wydajność
Sercem obsługującym matrycę i inne podzespoły aparatu jest procesor Digic 4, użyty już w poprzedniku. Aparat włącza się w niecałą sekundę i bardzo szybko reaguje na wszystkie polecenia.
Zdjęcia seryjne można wykonywać z prędkością 3 kl./s. Do testu wybrałem kartę SanDisk Ultra 30 MB/s. Przy zapisie dużych plików JPG aparat utrzymuje maksymalną prędkość przez cały czas. Przy zapisie RAW maksymalna prędkość utrzymuje się tylko przez 2 s, przy zapisie RAW+JPG 1200D dostaje zadyszki już po 4 zdjęciach, a kolejne wykonywane są z ponad sekundowym odstępem. Trudno uznać to za dobry wynik, ale na plus zasługuje fakt, że nawet podczas zapisu zdjęć można swobodnie przeglądać zdjęcia i korzystać z menu.
Funkcje dodatkowe
Jak wspomniałem na początku, Canon 1200D to aparat bez fajerwerków czy nowych technologii znanych z bardziej zaawansowanego sprzętu fotograficznego. Nie ma w nim Wi-Fi, NFC ani GPS. I niedziwne, to w końcu najtańsza lustrzanka Canona.
Producent pomyślał jednak o doszkoleniu swoich klientów: z myślą o nich zaprojektował aplikację o Companion, która ma przybliżyć użytkownikowi podstawowe aspekty fotografii, takie jak głębia ostrości, zamrażanie ruchu itp. Szkoda tylko, że większość przykładowych zdjęć w aplikacji została zrobiona obiektywami kosztującymi więcej niż 1200D. Niemniej jednak to ciekawa opcja, szczególnie z punktu widzenia osób, które stawiają pierwsze korki w świecie fotografii.
Filmy
Po raz pierwszy aparat z 4-cyfrowej serii Canona nagrywa filmy FullHD. Przy wykorzystaniu maksymalnej rozdzielczości 1200D nagrywa z prędkością 30, 25 i 24 kl./s, HD 720p, 60 i 50 kl./s i 640 x 480. Do wyboru jest tryb manualny i automatyczny, ale jak wspomniałem w pierwszej części testu, nie można wykorzystać autofokusu. Brak peakingu i kiepski wyświetlacz także nie ułatwiają zadania. Producent nie przewidział również miejsca na złącze mikrofonu. Jakość nagrań, jak na Canona przystało, jest na wysokim poziomie, nie ma dokuczliwego efektu rolling shutter czy mory.
Canon EOS 1200D - test funkcji wideo
Jakość zdjęć - szumy
W Canonie 1200D zastosowano chyba nieśmiertelną matrycę CMOS o rozdzielczości 18 megapikseli, która pracuje od ISO 100 do 6400 (rozszerzalna do ISO 12800). Kilka lat temu jakość zdjęć robionych za jej pomocą oceniana była całkiem wysoko, dziś natomiast według serwisu DxOMark pozostaje w tyle za większością konkurentów. Nikon D3300 wyprzedza Canona aż o 19 punktów. Sony z aparatem A5000 jest o 16 punktów lepszy, nawet kosztujący 1200 zł Olympus E-PM2 z mniejszą matrycą ma 9-punktową przewagę nad Canonem. Szkoda, że producent nie postawił na nowszy, choć niekoniecznie dużo lepszy sensor z Canona 70D.
Szum widoczny jest od wartości ISO 800, ale już przy kolejnym kroku EV pojawiają się kolorowe plamy, a jakość spada lawinowo. Ostatnia używalna czułość to ISO 3200. Z wyższych można skorzystać w ostateczności.
Jakość zdjęć - oddanie szczegółów
Na szczęście w kwestii oddania szczegółów Canon wypada lepiej. Najlepsza reprodukcja jest do wartości ISO 400, ale podbijanie czułości o kolejne wartości nie degraduje znacząco szczegółów. ISO 3200 jest ostateczną czułością, na której szczegóły są dość wiernie oddane. Dwóch ostatnich czułości można użyć w ostateczności.
Zdjęcia testowe
Wszystkie zdjęcia zostały wykonane w formacie RAW, a następnie wywołane w programie Lightroom 5.4 przy standardowych ustawieniach. Więcej zdjęć znajdziecie na naszym profilu w serwisie flickr.
Podsumowanie
Co mi się podoba
Podoba mi się przede wszystkim obsługa aparatu. Mimo ograniczonej liczby przycisków i pokręteł w krótkim czasie można się nauczyć obsługi większości funkcji. Pochwała należy się za menu, zarówno główne, jak i podręczne. Zaletą jest również szybkość obsługi: szybkie włączanie czy przechodzenie między poszczególnymi opcjami.
Co mi się nie podoba
Słabą stroną Canona 1200D jest wykonanie. Mimo że to najtańszy aparat producenta, obudowa nie powinna rysować się tak łatwo. Szkoda, że firma nie zastosowała nowszej matrycy, tak jakby kurczowo trzymała się sprawdzonej, ale przestarzałej konstrukcji, która jest już daleko za konkurencją. Tryb seryjny to kolejna wada tego sprzętu: działa wolno i krótko. Żałuję również, że nie ma możliwości użycia autofokusu podczas filmowania. Ostatnim drażniącym elementem jest kiepski wyświetlacz o małej rozdzielczości.
Werdykt
Wyraźnie widać, że Canon 1200D to aparat dla początkujących fotografów. Nie można powiedzieć, że to marny sprzęt, ale też zupełnie niczym nie wyróżnia się z tłumu. Cena 1700 zł przemawia oczywiście na plus, ale za podobną kwotę można kupić np. Nikona D3200 ze znacznie lepszą matrycą. Jeśli oszczędzimy 500 zł, nabędziemy Olympusa E-PM2 lub EOS-a-M, a jeśli dołożymy niespełna 300 zł, kupimy Canona 100D. Za wspomnianą kwotę możemy liczyć na lepsze wykonanie, znacznie lepszy dotykowy wyświetlacz, procesor Digic 5, autofokus podczas filmowania, wejście mikrofonowe i obiektyw z silnikiem STM. Nie mając jednak wspomnianych 300 zł, można rozważyć również zakup 600D, który kosztuje niemal tyle samo co 1200D.
Nie chcę spisywać na straty nowego najtańszego Canona, ale producent ma w ofercie trzy aparaty w bardzo podobnej cenie, przez co 1200D jeszcze bardziej ginie w tłumie. Na pewno nie jest to zły aparat, konkurencja (nawet wewnątrz firmy) oferuje jednak znacznie więcej.