Canon EOS RP - budżetowy aparat wcale nie musi być zły [TEST]
Różnica w cenie pomiędzy Canonem EOS R, a najnowszym budżetowym EOS RP jest znaczna. Nie ma możliwości, żeby cena niższa o 4 tysiące złotych nie odbiła się na jakości sprzętu. Sprawdziłam, jak budżetowy Canon EOS RP sprawdza się w prawdziwym życiu.
12.03.2019 | aktual.: 13.03.2019 07:42
Canon EOS RP to młodszy, mniejszy brat Canona EOS R. Odchudzony o sporo bajerów aparat, wciąż jest jednak pełnoklatkowym bezlusterkowcem, a dzięki pozbawieniu go "świecidełek" jego cena znacznie spadła. Canon EOS RP kosztuje o 4 tysiące złotych mniej niż Canon EOS R, a to prawie połowa ceny. Sprawdziłam, jak obniżenie ceny wpłynęło na jakość tego aparatu.
Naprawdę mały i lekki korpus Canona EOS RP
Zacznę może od tego, co widać gołym okiem. Wymiary najnowszego aparatu Canona są naprawdę niewielkie: 132,5 × 85 × 70 mm. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę to, że zmieściła się tam pełnoklatkowa matryca. Choć wyglądem przypomina R-kę, jest nieco niższy, a wizjer jest wyraźnie mniej wysunięty. Na górnej ściance aparatu nie znajdziecie już wyświetlacza, a nieco "udziwnione" pokrętło wyboru trybów PASM zostało zastąpione klasycznym, znanym z lustrzanek Canona.
Producent zdecydował się też nie umieszczać w Canonie EOSie RP dotykowego paska wielofunkcyjnego, co według mnie nie jest wielką stratą. Właściwie nie jest stratą wcale - korzystanie z niego w Canonie EOSie R nie jest dla mnie ani intuicyjne, ani wygodne.
Akumulator pozwala na zrobienie tylko 250 zdjęć
Istotną różnicą jest zastosowanie w RP mniejszej baterii, niż w R-ce. Zamiast znanej z zaawansowanych lustrzanek LP-E6, zastosowano mniejszą LP-E17, którą znajdziecie też w lustrzankach i bezlusterkowcach APS-C. To spory minus, bo aparat jednak jest energożerny - bez dwóch akumulatorów się nie obejdzie. Na jednym zrobicie około 250 zdjęć.
Pozwoliło to jednak zaoszczędzić trochę miejsca i slot kart pamięci znajduje się pod klapką baterii, co według mnie jest kiepskim posunięciem - kojarzy mi się z lustrzankami dla początkujących, choć w gruncie rzeczy nie wpływa znacznie na funkcjonalność aparatu. Na plus jest za to możliwość ładowania akumulatora w aparacie przez USB-C. Kiedy padnie nam bateria w terenie, możemy podładować go z powerbanku.
Mniejszy wizjer nie może być mniejszy bez utraty jakości. Porównując obraz z obu aparatów, wyraźnie widać, że ten w RP jest słabszej jakości, niż w R-ce. Ponad milion punktów różnicy musi jednak wpływać na jakość. Mimo tego w wizjerze elektronicznym o wielkości 0,39 cala i z ponad 2 milionami punktów całkiem nieźle widać to, co chcemy fotografować.
Trzymając w ręku oba modele, widać że Canon EOS RP jest dość mocno okrojony względem Canona EOS R. O jakieś... 4 tysiące złotych. Jest też znacznie lżejszy, co jest jego niezaprzeczalnym plusem.
Jakość obrazu na dobrym poziomie
Ważniejszą kwestią jest jakość obrazu, jaki generuje aparat oraz wygoda pracy. Sercem Canona EOS RP jest 26-megapikselowa pełnoklatkowa matryca. W odróżnieniu od R-ki, po odłączeniu obiektywu od aparatu, nie zakrywa jej migawka, więc możemy sobie na nią popatrzeć i narazić na wszelkie zabrudzenia.
Autofokus, chodź oporny w obsłudze, działa sprawnie
Obsługa aparatu nie powinna sprawiać problemu użytkownikom aparatów Canona. Z małymi obiektywami aparat świetnie leży w dłoni, grip jest głęboki. Problemem dla mnie w codziennym użytkowaniu obu aparatów z serii R jest precyzyjne ustawienie pola autofokusa podczas pracy, która wymaga tego, żeby odbywało się to szybko.
Mizianie kciukiem po wyświetlaczu wciąż nie jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem i trudno mi się do niego przyzwyczaić, a w przypadku małego punktu wyboru pól AF, przesunięcie go z jednego końca kadru, na drugi, za pomocą wybieraka trwa wieczność. Do dyspozycji mamy co prawda mniej pozycji, niż w R-ce, bo "zaledwie" 4779, ale to wciąż bardzo dużo.
Z drugiej strony, nie może być tak źle, jeśli fotografując biegające po tarasie koty, na niemal każdym zdjęciu udało mi się trafić z ostrością. Wychodzi na to, że mizianie kciukiem po ekranie z dodatkowym wsparciem śledzenia obiektu może się sprawdzić. Koty moich rodziców potrafią naprawdę nieźle szaleć. Bezlusterkowce Canona całkiem dobrze radzą sobie z wyodrębnianiem pierwszego planu i jego śledzeniem. Po tych kilkunastu minutach spędzonych na tarasie, w pełnym słońcu zaczęliśmy się lubić z EOSem RP, a obrazek z niego naprawdę mi się spodobał.
Jak sprawdza się Canon EOS RP w prawdziwym życiu?
Innego dnia zabrałam EOSa RP na imprezę firmową organizowaną w biurze, na której robiłam zdjęcia. Trudne, niejednorodne światło, reportażowy charakter zdjęć to idealne warunki, żeby sprawdzić, czy się z aparatem polubię, czy nie.
Jakość obrazka jest naprawdę niezła, zwłaszcza, kiedy podłączyć do niego Canona RF 50 mm f/1.2 L USM. Autofokus jest szybki i celny. Wykrywanie twarzy działa sprawnie, chociaż przy większej liczbie osób w kadrze, zaczyna się gubić i zdarza się, że nie trafi, tam gdzie chciałam. W przypadku zdjęć, na których jakaś osoba stała plecami w moją stronę, zdarzało się, że aparat uznawał ją za pierwszy plan i nie widział twarzy osoby, z którą rozmawiała. Wykrywanie twarzy i oka świetnie sprawdza się w przypadku portretów z jedną osoba w kadrze.
Niezaprzeczalnym minusem Canona EOS RP jest brak możliwości zastosowania elektronicznej migawki w trybie manualnym. Tryb cichy działa tylko przy pełnej automatyce.
Słabo wypada też filmowanie. Przy rozdzielczości 4K musimy liczyć się z przycięciem obrazu. Zdziwiło mnie, że nie można nagrać filmów w FullHD w kinowym standardzie 24 kl./s (w 4K można), do wyboru mamy jedynie 25 kl./s. Nie ma też co liczyć na C-Log. Można by było to jeszcze jakoś przełknąć, ale najbardziej boli mnie fakt, że w 4K nie możemy skorzystać z systemu Dual Pixel AF. Filmowanie, to nie jest mocna strona Canona EOS RP.
Ciekawe, że przy dość słabych parametrach nagrywania, Canon zdecydował się umieścić w aparacie wejście na mikrofon.
Test szumów zdany na piątkę
Jeśli chodzi o szumy, nie mogę powiedzieć niczego złego. Na poziomie ISO 6400 szumy są do zaakceptowania. Narzekać można dopiero od poziomu 12800 - a to naprawdę niezły wynik. Porównałam poziom szumów z Canonem EOS 6D Mark II. Pojawia się, wiele głosów, że w RP jest ta sama matryca, chociaż producent temu zaprzecza. Porównując zdjęcia z obu aparatów widać, że różnice są bardzo subtelne. W przypadku Canona EOS 6D Mark II wydaje się być nieco więcej kolorowego szumu od poziomu ISO 6400. Wygląda na to, że nawet jeśli matryca jest taka sama, to jej programowanie jest inne, a jakość obrazka się poprawiła.
W porównaniu z tym, co oferuje Canon EOS R, RP wypada odrobinę słabiej. Różnica w poziomie szumów jest tu zdecydowanie większa, niż przy zestawieniu z 6D Mark II.
W RP nie ma też szału, jeśli chodzi o zdjęcia seryjne - 5 kl./s lub 4 klatki ze śledzeniem AF.
Canon EOS RP - budżetowy nie znaczy zły
W ogólnej ocenie Canon EOS RP jest dobrym aparatem. W cenie 6600 złotych to naprawdę budżetowa pełna klatka. W zestawie otrzymacie też adapter do obiektywów EF. Od budżetowych aparatów nie można wymagać zbyt wiele. Chciałoby się wymagać, ale rynek aparatów jest, jaki jest. Jeśli potrzebujemy bardziej zaawansowanych rozwiązań, musimy zapłacić więcej.
Canon EOS RP świetnie sprawdza się zwłaszcza z dedykowanymi obiektywami RF. Nie miałam możliwości sprawdzić go z obiektywem RF 35 mm f/1.8 Macro IS STM, ale myślę, że taki mały, lekki, szybki i ostry zestaw wielu osobom przypadłby do gustu. Dobrze sprawdza się też z obiektywem Canon RF 24-105 mm f/4L IS USM - jest świetny na początek przygody z systemem RF. W zestawieniu z ogromnym Canonem RF 28-70 mm f/2L USM nie przypadł mi do gustu - obiektyw jest po prostu za duży względem niewielkiego korpusu - w dodatku nie ma mocowania na statyw, co sprawiło, że miałam małe obawy o bagnet aparatu. Najwyraźniej Canon ma pewność, co do jego wytrzymałości.
Ten aparat zdecydowanie nie jest skierowany do ścisłego grona profesjonalistów, choć mógłby być śmiało wykorzystany jako drugi, zapasowy korpus. Canon EOS RP kierowany jest raczej do pasjonatów, którzy chcą rozsmakować się w możliwościach, jakie daje pełnoklatkowa matryca, jednocześnie licząc się z ograniczeniami, które płyną ze stosunkowo niskiej ceny. Nie zainteresuje on jednak tych, którzy w swojej torbie mają już pełnoklatkową lustrzankę lub bezlusterkowca.