Canon EOS R - aparat, który możesz spersonalizować
Długo przyszło nam czekać na pełnoklatkowe bezlusterkowce innej firmy niż Sony. Doczekaliśmy się jednak i do naszej redakcji trafił niedawno Canon EOS R - nowość w ofercie tej firmy. Miałam okazję sprawdzić, jak aparat wypada w praktyce.
Pierwszą okazję do przetestowania Canona EOS R miałam już następnego dnia po jego dostarczeniu do redakcji, podczas gali rozdania nagród Huawei Next Image 2018 w Paryżu. Nie miałam za wiele czasu, żeby bliżej poznać aparat, a już mieliśmy przed sobą fotograficzne wyzwania.
Solidny i stylowy korpus
Korpus Canona EOS R wykonany jest ze stopu magnezu i poliwęglanu, z częściami włókna szklanego. Jest uszczelniony przed warunkami atmosferycznymi, pyłem i zachlapaniami. Aparat nie jest czarny, a ciemnografitowy - trochę przypomina model EOS M50, z tym, że jest większy i odrobinę bardziej kanciasty. Samo mocowanie obiektywu jest zdecydowanie jaśniejsze od aparatu, w kolorze zbliżonym do stalowego. Matowe wykończenie sprawia, że R-ka wygada całkiem dobrze. Uchwyt jest wygodny i gość głęboki, podobny do tych znanych z lustrzanek, co sprawia, że aparat dobrze leży w ręce.
Canon zdecydował się na kilka nowych rozwiązań, jeśli chodzi o ergonomię i obsługę aparatu. Na górnej ściance nie znajdziecie już klasycznego pokrętła zmiany trybów (PASM). Tryby zmienia się wciskając przycisk "Mode" wbudowany w pokrętło obsługiwane kciukiem. Aktywny tryb widoczny jest na górnym, całkiem sporym i wyraźnym panelu LCD. Znajdziemy na nim również informacje o parametrach ekspozycji, wi-fi, czy poziomie naładowania baterii.
Wyświetlacz zajmuje sporą część górnej ściany aparatu, dlatego nie znajdziemy tam wiele więcej. W przedniej części, poza spustem migawki jest jeszcze jedno programowalne pokrętło i przycisk funkcyjny. Poza tym, mamy przycisk odpowiedzialny za podświetlenie monitora, "lock" oraz przycisk, którym rozpoczniemy nagrywanie filmu. Włączanie i wyłącznie aparatu rozwiązane zostało przełącznikiem po lewej stronie wizjera w formie pokrętła. Zajmuje stosunkowo sporo miejsca, i nie wygląda rewelacyjnie. Można to było rozwiązać w inny sposób.
Na korpusie znajdziemy tylko dwa pokrętła. Jeśli używamy nowych obiektywów z systemu R, trzecie pokrętło, również programowalne, znajdziemy na nich. Co więcej, można zmienić kierunek pracy pokrętła. Rozwiązanie to jest wygodne, a fakt, że wszystkie pokrętła można zaprogramować według własnego uznania sprawia, że aparat może być bardzo wygodny w użyciu - jeśli już się do niego przyzwyczaimy. Bo przyzwyczaić się trzeba.
Kolejnym nowym elementem, którego nie spotkacie w innym aparacie, jest konfigurowalny pasek wielofunkcyjny, który znajduje się na tylnej ścianie, po prawej stronie od wizjera. Dotykowym "smyradełkiem" możemy zmieniać wybrane wcześniej ustawienia. Kiedy przesuwamy po nim palcem działa, jak pokrętło, możemy też przypisać wartości do jego skrajnych punktów, które aktywujemy stuknięciem. Z paska trzeba nauczyć się korzystać - jest to zupełna nowość. W związku z tym, że jest to element dotykowy, żeby uniknąć niechcianej zmiany parametrów, nieużywany po chwili się blokuje i żeby go odblokować trzeba na krótką chwile dotknąć go palcem. Przyznam, że początkowo przysporzyło mi to trochę nerwów. Blokadę na szczęście można wyłączyć w menu, wtedy trzeba jednak uważać, żeby nie zmienić niechcący parametrów. Możecie przypisać do paska osobną funkcję do trybu fotografowania, jak i filmowania. Do wyboru jest sporo możliwości, jak na przykład wartość ISO lub balans bieli.
Dotykowy jest również odchylany ekran o przekątnej 3,15 cala - ale nie jest to żadna nowość. Za jego pomocą możemy wybierać pole autofokusa, kiedy patrzymy przez wizjer. Canon naprawdę się starał, żeby ta funkcja była wygodna - mamy możliwość dostosowania obszaru (9 do wyboru), oraz trybu pracy - względny lub bezwzględny. Starał się, ale dla mnie wciąż nie jest to dobre rozwiązanie - kiedy podnoszę aparat do oka, a dominujące mam lewe, nos dotyka często prawej części ekranu. Musiałabym więc ustawić obszar aktywny na lewą stronę, ale wymagałoby to obsługi lewą ręką, bo prawą zwyczajnie nie sięgnę tak daleko nie odrywając palca od spustu migawki. Przez te kilka dni nie znalazłam optymalnego rozwiązania dla tej funkcji i punkty autofokusa zmieniałam klasycznie - za pomocą pokręteł lub przycisków nawigacji, co w przypadku małego punktu zajmuje niestety trochę czasu.
Na tylnej ścianie aparatu poza przyciskami nawigacji (które też można zaprogramować), znajdziemy też 3 przyciski funkcyjne, umiejscowione tak, żeby łatwo można było je sięgnąć kciukiem, nie odrywając oka od wizjera. Sięgnąć je łatwo, ale wyczuć już trudniej - są dość małe i umiejscowione blisko siebie. Ich obsługa nie jest najwygodniejsza.
Pomimo kilku wad w projekcie trudno oprzeć się wrażeniu, że Canon EOS R jest dobrze przemyślany, możliwość zaprogramowania praktycznie wszystkich pokręteł i przycisków sprawia, że możemy dostosować go idealnie do swoich potrzeb, ale przyzwyczajenie się do jego obsługi wymaga nieco czasu.
Fotografownaie Canonem EOS R
Sercem Canona EOS R jest matryca CMOS 36x24 mm o rozdzielczości 30,3 megapiksela z technologią Dual Pixel oraz procesor DIGIC 8. 14- bitowe zdjęcie RAW, zapisane w formacie CR3 ma rozdzielczość 6720x4480 pikseli. Szczegółowość obrazu jest na wysokim poziomie.
Punkty autofokusa pokrywają 88 procent kadru w poziomie i 100 procent w pionie. Do wyboru mamy 6 metod ustawiania ostrości - od pojedynczego punktu o zmiennej wielkości, po wykrywanie twarzy i oka. Jeśli chodzi o ten pierwszy - najmniejszy punkt mógłby być nieco mniejszy, bo wybór pola ostrości nie jest do końca precyzyjny. Z drugiej zaś strony, już przy obecnej wielkości trudno o szybką zmianę punktu, zwłaszcza ze skrajnych pozycji kadru, bez wykorzystania dotykowego ekranu. Za to do funkcji wykrywania twarzy i oka nie mam zarzutów - tu wszystko działa szybko, sprawnie i pewnie. Nie mamy jednak możliwości wyboru oka, na którym aparat ma ustawić ostrość - zawsze wybierane jest te bliższe.
Stabilizację obrazu znajdziecie tylko w obiektywach, nie ma jej w korpusie. Pozwoliła mi ona na fotografowanie z ręki przy czasach rzędu 1/8 sekundy i bez problemu zrobiłam nieporuszone zdjęcia z obiektywem Canon RF 24-105 f/4. Nie musicie się martwić, jeśli chcecie podłączyć obiektywy z mocowaniem EF za pomocą adaptera - stabilizacja również będzie działać.
Elektroniczny półcalowy wizjer OLED o rozdzielczości 3,69 milionów punktów jest wystarczająco duży, żeby wyświetlane w nim informacje były czytelne, a obraz wyraźny.
Czułość ISO możemy wybierać z zakresu od 100 do 40000, z czego od poziomu 6400 możemy zwiększać ją co pół EV. Na wycinku zdjęcia szumy są wyraźne już od poziomu ISO 1600, jednak na całym zdjęciu zaczynaja wyraźniej przeszkadzać od 12800. Nie jest to imponujący wynik, jednak w połączeniu z wydajną stabilizacją obrazu R-ka pozwala zrobić udane zdjęcia w trudnych warunkach oświetleniowych, nawet z ręki.
Dzięki zastosowaniu technologii Dual Pixel, aparat posiada funkcję Dual Pixel RAW, znaną z Canona EOS 5D Mark IV. Umożliwia ona zmianę punktu widzenia w postprodukcji przy pomocy darmowego oprogramowania Canon Digital Photo Professional. Aparat zapisuje informacje o obrazie zebrane z dwóch elementów każdej fotodiody. Pozwala to na przesunięcie efektu bokeh. Przypomina mi to trochę efekt, jaki zobaczymy zasłaniając kolejno jedno i drugie oko. Dual Pixel RAW pozwala też na mikroregulację punktu ostrości. Z Dual Pixel RAW wiąże się jednak duży rozmiar pliku - dwa razy większy, od zwykłego RAW-a.
12-stykowe złącze w bagnecie obiektywu, zapewnia szybką komunikację pomiędzy obiektywem, a korpusem. Nie mam żadnych zarzutów co do prędkości i celności autofokusa. Praktycznie na wszystkich zdjęciach ostrość była tam, gdzie wskazywał punkt.
Filmy nagramy w 4K, ale niestety z cropem około 1,7 x na co wiele osób narzeka, ja też. Poprzez złącze HDMI możemy za to wyprowadzić 10-bitowy sygnał. Aparat pozwala również na kręcenie filmów w ustawieniu Canon Log, które umożliwia uchwycenie szerszego zakresu dynamicznego. Mamy też możliwość zapisania 3 trybów użytkownika z własnymi ustawieniami filmowania. Kiedy wciśniemy przycisk rozpoczęcia filmowania, na trybie fotografowania innym niż automatyczny, aparat wybierze domyślnie trzeci tryb użytkownika, warto więc ustawić sobie pod "C3" w miarę uniwersalne nastawy.
Łączność z innymi urządzeniami
Canon EOS R wyposażony jest w moduł Bluetooth oraz Wi-Fi. Za pomocą aplikacji Canon Camera Connect łatwo i szybko prześlemy zdjęcia z aparatu do smartfona, tabletu lub komputera. Możemy wybrać, czy chcemy, żeby aparat automatycznie przesyłał zdjęcia do sparowanego urządzenia, lub przesłać wybrane obrazy w pełnej, lub zmniejszonej rozdzielczości lub pliki RAW.
Złącza, jakie znajdziemy pod gumowymi klapkami to: USB, HDMI mini, wejście na mikrofon, złącze słuchawek oraz złącze zdalnego wyzwalania. Po drugiej stronie aparatu znajdziemy pojedyncze gniazdo kart SD, ale to wszyscy pewnie wiecie.
Dodatkowe akcesoria
Mówiąc o akcesoriach dostępnych do Canona EOS R, muszę zacząć od adapterów mocowania RF na EF. Dzięki nim mamy możliwość zamocowania szerokiej gamy obiektywów. Nie zauważyłam, żeby w jakikolwiek sposób negatywnie wpływały na działanie szkieł oraz jakość zdjeć. Możemy wybierać pomiędzy wersją klasyczną oraz wyposażoną w pierścień wielofunkcyjny - taki sam, jak na obiektywach z serii RF. Pozwala nam to na zachowanie pełnej funkcjonalności i ustawień, nawet podczas stosowania obiektywów bez pierścienia, ale używanie go nie należy do najwygodniejszych. W przypadku adaptera pierścień znajduje się tuż przy bagnecie i cofanie ręki podtrzymującej obiektyw, zwłaszcza kiedy ten jest duży, jak na przykład 70-200 mm f/2.8 jest po prostu trudne. Jednak fajnie, że w ogóle mamy taka możliwość.
Dodatkowo do R-ki dostępny jest battery grip. Nie ma w nim nic szczególnego, ale i nie musi. Nie przypadł mi jednak do gustu ze względu na fakt, że jego uchwyt jest dość szeroki i aparat trzymany w pozycji pionowej nie leży dobrze w dłoni. Świetnie za to służy jako ładowarka do baterii. Z jego pomocą możemy ładować nawet 4 baterie na raz - 1 w aparacie, 2 w gripie i 1 w zewnętrznej ładowarce.
Żywotność akumulatora oceniam nieźle. Jeden w pełni naładowany wystarczył mi na cały dzień zdjęć i nie miałam kryzysu, związanego z wyświetlaną ostatnia kreską baterii. W tej kwestii zostałam miło zaskoczona. Do R-ki pasują te same akumulatory, co do Canona 5D - LP E6N.
Wysokiej klasy obiektywy z mocowaniem RF
Bardzo pozytywne wrażenie zrobiły na mnie obiektywy dedykowane do pełnoklatkowego bezlusterkowca Canona. Są naprawdę wysokiej jakości i dobrze się nimi pracuje. Miło zaskoczył mnie Canon RF 35 mm f/1.8 IS Macro STM - jest najtańszy z trzech dostępnych obecnie szkieł z mocowaniem RF, ale naprawdę dobrze się sprawdza. Poza tym, w odróżnieniu od dwóch pozostałych, jest stosunkowo mały i lekki. I kosztuje 2 500 zł!
Canon RF 50 mm f/1.2 USM robi wrażenie. Bardzo jasne szkło, w połączeniu z pełnoklatkową matryca pozwala na uzyskanie naprawdę płytkiej głębi ostrości, ale prawie 12 tys. złotych, które trzeba za niego zapłacić, może zniechęcić.
Canon EOS R zostawił po sobie pozytywne wrażenie. Jakość obrazu, jaki oferuje, jest naprawdę dobra. Początkowo jest trudny do okiełznania, ale wydaje mi się, że z czasem można sobie wypracować całkiem ergonomiczny i przede wszystkim dostosowany do własnych potrzeb system pracy tym aparatem. Słyszy się o nim wiele złego, ale mi naprawdę przypadł do gustu. Największy problem w przypadku Canona EOS R stanowi tak naprawdę jego cena. Prawie 12 tysięcy złotych za sam korpus, do tego minimum 2,5 tysiąca za obiektyw, lub chociaż 1000 zł za adapter z pierścieniem funkcyjnym, to trochę za dużo. Zwłaszcza, że konkurencyjne bezlusterkowce z pełnoklatkową matrycą można dostać za mniej niż 10 tysięcy złotych.