Canon PowerShot G1 X - pierwszy "bezlusterkowiec" z wbudowanym szkłem?
Canon PowerShot G1 X nazwany został przez producenta w oficjalnym komunikacie "The Master Compact", co oznacza w wolnym tłumaczeniu kompakt mistrzowski. Nawet jeśli się nie zgadzamy z tym określeniem, to i tak można określić nowy aparat mianem nowatorskiego – chociażby pod tym względem, że konstruktorzy zamiast jednoznacznie opowiadać się po stronie kompaktu lub bezlusterkowca, wybierają trzecią drogę.
Punktem, w którym Canon G1 X różni się od dotychczasowych modeli z linii PowerShot, jest 14,3-megapikselowa matryca CMOS o wymiarach 18,7 x 14 mm, większa o co najmniej milimetr w każdą stronę od sensorów formatu Mikro Cztery Trzecie, a 6,3-krotnie od tej z PowerShota G12. Wymiary pikseli i ich rozłożenie pożyczono z modelu EOS 600D. Takiego wnętrza nie powstydziłyby się Lumiksy z wymienną optyką.
Obudowa "bezlusterkowca" od PowerShot G1 X kryje wmontowane na stałe szkło typu zoom o mnożniku 4x, które zapewnia ekwiwalent zakresu ogniskowych 28-112 mm, przy jasności f/2,8 - f/5,8. Canon zarzeka się, że obiektywy te są przygotowywane z taką samą pieczołowitością i według tych samych projektów co słynne EF.
Są tam więc szkło Ultra Aspherical, system stabilizacji IS, a okrągły bokeh zapewniać ma sześciolistkowa przysłona. Filtr Neutral Density umożliwiać ma stosowanie dużego otworu przysłony nawet przy mocnym świetle w celu wyodrębnienia obiektu z tła, nie upośledzając funkcjonowania obiektywu w niekorzystnych warunkach. Złośliwi mogliby wtrącić tu uwagę lub dwie w kwestii jasności szkła, ale chwilowo przemilczmy.
Przetwornik zainstalowany w G1 X sparowano z procesorem DIGIC 5, który stanowi podstawę znanego z poprzednich PowerShotów systemu HS. System ten pozwalać ma na osiąganie dobrych wyników w słabym oświetleniu i spełnia swe zadanie na tyle dobrze, że producent obiecuje osiągalne przy pełnej rozdzielczości ISO w przedziale od 100 aż do 12 800.
Tryb seryjny pozwala na wykonywanie serii 6 zdjęć z prędkością 4,5 na sekundę przy pełnej rozdzielczości lub cykanie przy 1,9 fps do zapełnienia karty pamięci. Jeśli to nie wystarcza do utrwalenia ruchu, pozostaje zawsze nagrywanie wideo w Full HD (1080p) przy 24 fps i z dźwiękiem w stereo.
W metalowej obudowie Canona PowerShot G1 X osadzony został także 3-calowy uchylny wyświetlacz PureColor II VA LCD o rozdzielczości 920 tys. punktów (w razie potrzeby skorzystać można z optycznego wizjera), flesz typu pop-up i Gorąca Stopka pozwalająca na podpięcie wielu przydatnych akcesoriów. Canon oferuje adapter do filtrów, FA-DC58C, który umożliwia skorzystanie z filtra polaryzacyjnego czy adaptera Macro Ring Lite (MLA-DC1).
Reszta możliwości to standard, do którego przyzwyczaiła nas seria Canon PowerShot G, czyli m.in. możliwość w pełni manualnej i półautomatycznej kontroli, obsługa 14-bitowych RAW-ów i wiele innych funkcjonalności pozwalających na zaawansowane zabawy z aparatem.
Na koniec drobny disclaimer - używanie przeze mnie słowa "bezlusterkowiec" jest tylko połowicznie żartobliwe, bo jestem przekonany, że Canon PowerShot G1 X to rzecz najbliższa kompaktom z wymienną optyką, jaką zobaczymy w stajni Canona jeszcze przez długi czas - w tej kwestii zdania nie zmieniam zresztą już od dawna. Nadal uważam też, że głębsze zanurzenie w świat CSC jest Canonowi niepotrzebne do szczęścia.
Błędem ze strony japońskiego producenta jest natomiast zaimplementowanie obiektywu, który gwarantuje nie tyle jasność, co ciemność na poziomie 5,8 przy ogniskowej 112 mm. Jeśli nowy sprzęt Canona nie przyjmie się na rynku, to mocno średnie pod tym względem szkło będzie bardzo prawdopodobnym winnym.
Źródło: Canon