Vivian Maier - Clark Kent w spódnicy

©Vivian Maier/Maloof
©Vivian Maier/Maloof
Rafał Nitychoruk

22.05.2014 12:11, aktual.: 26.07.2022 19:57

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Czy nic nie znacząca niania z przedmieść zmieni historię światowej fotografii?

O tej tajemniczej postaci mówi się teraz więcej z okazji filmu. Obejrzałem go w kinie i jestem pod ogromnym wrażeniem. Ja odkryłem już swoją Vivian Maier. Teraz polecam każdemu, żeby poszedł znaleźć własną jej interpretację. Nie potrafię sucho zrecenzować tego obrazu, bo zbyt mało mi emocjonalnego dystansu. Tak, ten film porusza. Robi to na wielu płaszczyznach.

Szukając Vivian Maier (2013) zwiastun PL

Niania, szpieg i tajemnica

Co odpowiedzieć na pytanie: na co idziesz do kina? Na film o fotografie? Wszyscy dziś fotografujemy. Film o niani? Ckliwa historia. Film o szpiegu? Nie była żadnym!

Poszedłem na film z obawą, w którym kierunku to pójdzie? Łzawo-słodka historia pełna wzruszeń i wspomnień? Szeroko rozwinięty wątek feministyczny? Sucha historia, nudna jak wykład z ewolucji narzędzi stolarskich?

Historia zaczyna się od tajemniczej litanii. To osoby z otoczenia Vivian, charakteryzują ją jednym słowem. Dowiadujemy się, że była skryta, ekscentryczna, może szalona... Czemu tak sądzą, dowiadujemy się w dalszej części filmu. Niestety nie dowiemy się nigdy dlaczego mieli rację. Te same pytania zadawane różnym osobom, dają zupełnie inne odpowiedzi. Zamknięta ale zagadująca obcych o politykę. Kiedy jedne dzieci mówiły jej "Viv", inne używały "panno Maier". Były nawet wątpliwości co do nazwiska, które podawała zapisywane dowolnie, zależnie od okazji. Czasami nie podawała go też wcale. Nie dziwi więc, gdy powiedziała o sobie, że jest kimś w rodzaju szpiega.

Film zostawia więcej znaków zapytania niż odpowiedzi

Dla jednych miła i ciepła, dla innych surowa i...okrutna. Opowieść wychodząca z ciepłych wspomnień, z czasem mrocznieje. Wiele razy chciałoby się zapytać, co się stało. Co przydarzyło się Vivian Maier? Dlaczego zachowywała się w ten sposób? Co z rodziną? Czy poznamy kiedyś tajemnicę jej ciotki? Wszystkie osoby mogące odpowiedzieć na te pytania, swoje tajemnice zabrały do grobu.

Dobra realizacja i montaż

Mimo skakania z postaci na postać, film jest spójny. Napięcie jest stopniowane w atrakcyjny sposób. Czekają nas nawet zwroty akcji. Do kina nie zabierajmy więc krzyżówki czy sudoku, bo marne szanse na oderwanie wzroku od ekranu. Na uznanie zasługuje ogrom pracy włożony w odszukanie byłych pracodawców oraz rodziny. Wykorzystano też dostęp do danych urzędowych, co pozwala na stawianie kolejnych pytań.

©Ravine Pictures, LLC 2013
©Ravine Pictures, LLC 2013

Znakiem czasu jest technika użyta do produkcji filmu. Widoczne jest między innymi użycie kamer sportowych. Na zdjęciach zza kulis widać też lustrzanki cyfrowe użyte do nagrania wywiadów. Udowadnia to, że nie trzeba dysponować ogromnym budżetem czy drogim sprzętem, aby zrealizować profesjonalnej jakości film.

Co naturalne, zobaczymy też wiele fotografii. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że zachwyt nad nimi, skądinąd słuszny, jest podyktowany chęcią skonsumowania popytu na zdjęcia i albumy. Czy to źle? Nie, bo nie można inaczej "sprzedać" wartościowej historii. Vivian zdecydowanie na to zasługuje. Potwierdzają Joel Meyerowitz i Mary Ellen Mark. Cieszę się, że w filmie znalazło się miejsce na wywiad z nimi. Jest to pewna wartość dodana. Warto zwrócić uwagę na charakterystykę fotografa ulicznego, jaka pojawia się przy tej okazji.

To o co można mieć pretensje to traktowanie widza nieco z góry. Szczególnie w momencie, gdy Maloof opisuje wywoływanie zdjęć. Tak, ten skomplikowany proces, w trakcie którego dzieje się magia. Widać tu próbę zrobienia wrażenia na ludziach, którzy czasami nie wiedzą co to jest klisza. Nie wiem czy było to zamierzone czy było w tym autentyczne zdziwienie twórców filmu.

John Maloof ©Ravine Pictures, LLC 2013
John Maloof ©Ravine Pictures, LLC 2013

A skoro już jesteśmy przy twórcach... Warto zauważyć, że szczególnie dużo miejsca zajmuje John Maloof. Mam co do tego mieszane uczucia. Z jednej strony odnosi się wrażenie, że jest bohaterem na równych prawach z samą Vivian. Z drugiej strony, to nic dziwnego bo wynika z samego pomysłu na scenariusz. W końcu to on "szuka".

Szkoda, że ginie tu nazwisko Charliego Siskela. Jest to postać znikająca gdzieś w cieniu Vivian i Maloofa, ale to on jest doświadczonym producentem i miał największy wpływ na wynik końcowy.

Charlie Siskel ©Ravine Pictures, LLC 2013
Charlie Siskel ©Ravine Pictures, LLC 2013

Rewolucja w historii fotografii

Prawda jest taka, że odkrycie Vivian Maier nie wywraca przeszłości do góry nogami. Wywraca teraźniejszość. Za życia nie została odkryta, nikt się nią nie inspirował, niczego nie zmieniła. Była nikim, do tego stopnia, że ciężko było ustalić skąd pochodzi. Nikt się nią nie interesował. Niektórzy nie wiedzieli nawet, że robiła zdjęcia. Czy ktoś, kto nie miał na nic wpływu, wywraca cokolwiek? Nie. Jest to ładny slogan, powstały na potrzeby marketingu.

Nie możemy tak zwyczajnie wcisnąć jej między jedną a drugą datę. Historia ma swoje zaczepienie w teraźniejszości. Robimy coś dziś, a jutro to przejdzie do czasu przeszłego.

©Ravine Pictures, LLC 2013
©Ravine Pictures, LLC 2013

Czy Vivian Maier zasługuje na miejsce w podręcznikach? Z całą pewnością tak. Jej odkrycie nie porusza zakurzonych encyklopedii, tylko ambitnych fotografów dzisiaj. Wydaje mi się, że owoce rewolucji jaką jest niania, zobaczymy dopiero niebawem. Pewnie minie jeszcze chwila, zanim na dobre zakorzeni się w masowej świadomości a jej obrazy staną się kultowe. Jednak te fotografie mają moc i bronią się same. Nie mam więc wątpliwości, że tak się właśnie stanie. Jeśli Maier zapisała się w historii, to z dniem odkrycia w 2009r.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia