Co wolno, a czego nie wolno fotografowi w podróży? [poradnik]
Oprócz sprzętu fotograficznego na wakacje warto zabrać ze sobą bagaż wiedzy. Na świecie obowiązują różne przepisy dotyczące fotografowania ludzi, zabytków, obiektów użyteczności publicznej itp. Zazwyczaj różnią się one w zależności od kraju. Warto je znać, aby uniknąć kłopotów – w końcu nieznajomość prawa nie zwalnia od jego przestrzegania, a konflikt z prawem może zepsuć nam wyjazd.
Oprócz sprzętu fotograficznego na wakacje warto zabrać ze sobą bagaż wiedzy. Na świecie obowiązują różne przepisy dotyczące fotografowania ludzi, zabytków, obiektów użyteczności publicznej itp. Zazwyczaj różnią się one w zależności od kraju. Warto je znać, aby uniknąć kłopotów – w końcu nieznajomość prawa nie zwalnia od jego przestrzegania, a konflikt z prawem może zepsuć nam wyjazd.
Podstawowa zasada w większości miejsc na świecie brzmi: w przestrzeni publicznej wolno nam fotografować prawie wszystko, a tam, gdzie mamy do czynienia z prywatnym właścicielem, należy pytać o zgodę. Podobnie, jeśli zamierzamy sprzedać zdjęcie - fotografowanie i publikowanie to dwie osobne kwestie.
- Jeśli wykonujemy zdjęcia w miejscach publicznych na własne potrzeby - to możemy fotografować wszystko, na czym ktoś nie powiesił tabliczki "zakaz fotografowania" – mówi Piotr Trybalski, podróżnik, dziennikarz i fotograf, autor książki "Fotograf w podróży". - Zakaz zazwyczaj dotyczy obiektów o znaczeniu militarnym, infrastruktury o charakterze strategicznym (np. elektrownia) czy prywatnych, których właściciel może sobie nie życzyć, aby ktoś fotografował jego własność. Jeśli fotografujemy na potrzeby komercyjne (czyli planujemy sprzedaż zdjęcia np. do reklamy) to… w dalszym ciągu możemy fotografować. Jeśli jednak zdjęcie sprzedamy i - bez pozwolenia np. właściciela budynku, bez spisanej umowy z modelem - ktoś zwróci się z roszczeniami, wówczas nasza sytuacja jest nieciekawa. Nie można fotografować np. w prywatnych obiektach, jak galerie handlowe - zazwyczaj są w nich stosowne oznaczenia zakazujące fotografowania - mówi Trybalski.
Ochroną bywają objęte miejsca należące do prywatnych właścicieli, obiekty wojskowe, ale również... niektóre powszechnie znane i rozpoznawalne zabytki. W Londynie dwie lokalizacje: Trafalgar Square i Parliament Square – nie mogą być fotografowane w celach komercyjnych. Wymagana jest pisemna zgoda burmistrza. Nasz ekspert dodaje jeszcze kilka.
- Ze znanych miejsc, których fotografowanie jest zakazane lub ograniczone, mogę wymienić Casa Batlló w Barcelonie (zakaz wykorzystywania zarówno w celach komercyjnych, jak i prasowych), Chrysler Building w Nowym Jorku, Twin Towers w Kuala Lumpur czy słynne London Eye (w przypadku komercyjnego wykorzystania obiekt nie może być na głównym planie, jeśli fotografujemy krajobraz, nie może być wykorzystywany komercyjnie jako ujęcie wyizolowane z tła), mówi Piotr Trybalski. - Mało kto wie, że istnieje zakaz komercyjnego wykorzystania zdjęcia Wieży Eiffla… podświetlonej o zmroku i nocą. Fotografię wieży można wykorzystywać tylko wtedy, gdy jest robiona za dnia. Zakaz komercyjnego wykorzystania zdjęć dotyczy też słynnego znaku London Underground, francuskiego Luwru, a także zdjęć widoku wykonanych z platformy widokowej "Top of the Rock" na Rockefeller Center w Nowym Jorku - zakaz obejmuje także wykorzystanie w materiałach prasowych. W powyższych przypadkach zawsze trzeba starać się o wcześniejszą pisemną zgodę właścicieli miejsca. Zazwyczaj jest ona płatna - dodaje fotograf.
W niektórych krajach fotografowanie w przestrzeni publicznej jest mocno ograniczone. Bardzo surowe prawa dotyczące fotografów obowiązują w Sudanie. Nie możemy fotografować nie tylko obiektów wojskowych, mostów czy stacji kolejowych, ale również wykonywać zdjęć ubogich dzielnic czy osób żebrzących (źródło: ambasada USA w Chartumie). Dodatkowo każdy, kto zamierza fotografować podczas pobytu w Sudanie, musi otrzymać pisemną zgodę ministerstwa spraw wewnętrznych – niezależnie od tego, czy jest zawodowym reporterem czy podróżnikiem fotografującym przy okazji. - Warto wiedzieć, że zasada otrzymania pozwolenia na działalność dziennikarską i filmową - w tym przypadku fotograficzną - związaną z wykonywanym zawodem dotyczy wielu krajów, w szczególności tych, które usilnie dbają o zmianę swojego wizerunku w mediach, np. Mali czy republik byłego ZSRR - tłumaczy Piotr Trybalski.
Wszelkie prawa zastrzeżone
Ostrożność warto też zachować w przypadku zastrzeżonych znaków firmowych. Niektóre firmy strzegą ich bardzo pilnie, więc jeśli na zdjęciu, które opublikujemy, zaplącze się nam rozpoznawalne logo, przedstawiciele firmy mogą skontaktować się z nami w tej sprawie (tak dzieje się często w USA). Prawem tym bywają objęte również budynki, co oznacza, że komercyjne wykorzystanie ich zdjęć wymaga zgody.
- W USA przyjęto w roku 1990 Architectural Works Copyright Protection Act, pozwalający chronić budowle prawem autorskim, co oznacza, że nie można ich kopiować - wybudować sobie podobnego z wyglądu czy też takiego samego budynku. Jednak prawo to nie zabrania fotografowania i sprzedawania zdjęć, na których są owe budynki (nie wyizolowane!) - dopóki będą publicznie dostępne – mówi Piotr Trybalski. - Oczywiście jeśli zrobimy zdjęcie budynku i pojawią się na nim marki (logotypy czy to budynku czy np. sklepów etc.) - większość photostocków odrzuci nam takie zgłoszenie. Podobnie jak zdjęcia np. brytyjskich czy austriackich zamków, pałaców, ogrodów, które w większości są własnością prywatną. Do zamieszczenia ich w stockach w modelu royalty-free potrzebne jest pisemne pozwolenie właściciela - tzw. property release.
A co z muzeami czy obiektami należącymi do dziedzictwa narodowego, które przecież często znajdują się na trasie wycieczki dla fotografów? Tu sytuacja bywa zawiła. - Rzeczywiście, niektóre obiekty zarejestrowały znaki towarowe - i to nie tylko za granicą. Zrobił to też Zamek Królewski na Wawelu w Krakowie. Co to oznacza? Że zamek jest jak puszka coca-coli, którą owszem, można fotografować na własne potrzeby, ale nie mamy prawa publikować zdjęcia w mediach czy - nie daj Boże - w stockach fotograficznych, bez uprzedniej, pisemnej zgody właściciela znaku. W praktyce taki zakaz załatwia problem zarabiania na zdjęciach wykonanych przez fotografów, z którego to zarabiania Zamek Królewski na Wawelu nic nie miał. Czy to zgodne z prawem? Wydaje mi się, że to jakaś prawna ekwilibrystyka, zwłaszcza że Zamek Królewski na Wawelu to nie prywatna własność, ale wspólne dobro narodowe. Z tego, co wiem, opłaty za fotografowanie np. w muzeach są nielegalne i zgłoszone już do Rejestru Klauzul Niedozwolonych. - wyjaśnia nasz rozmówca i zaleca ostrożność co do fotografowania we wnętrzach muzealnych: tu ograniczenia wprowadza się z uwagi na dobro zabytków, które mogą ucierpieć przy kontakcie z fleszem. - Nie zrobimy zdjęcia w większości muzeów, galerii, wnętrzach zamków czy pałaców. W niektórych miejscach wolno fotografować, ale bez lampy błyskowej i bez statywu. Każde miejsce rządzi się swoimi prawami i trzeba to sprawdzić, nim zaplanuje się fotografowanie.
Gdy fotografujesz ludzi...
- W fotografowaniu ludzi obowiązuje zasada 3+: jeśli fotografuje się minimum trzy osoby, nie ma potrzeby proszenia o zgodę na publikację wizerunku – mówi Piotr Trybalski. - Oczywiście mówimy o publikacji prasowej/prywatnej, nie reklamowej. Komercyjne wykorzystanie zawsze wymaga uzyskania zgody.
- Jeśli fotografujemy pojedyncze osoby, lepiej zdobyć pozwolenie (tzw. model release). Jeśli jednak zdjęcia pojedynczych osób są wykorzystywane niekomercyjnie albo do publikacji w prasie i - co najważniejsze - osoby nie są przedstawiane w negatywnym kontekście, wówczas nie powinno być problemów. Ale to zawsze pozostaje w kwestii indywidualnej decyzji fotografa - mówi Piotr Trybalski.
Model release to oświadczenie, w którym strony regulują, w jakim zakresie może być wykorzystany wizerunek fotografowanej osoby, i ustalają ewentualne wynagrodzenie. Warto się o nie postarać, bo nigdy nie wiemy, jak potoczą się losy danego zdjęcia.
- Trzeba się też liczyć z tym, że jeśli uda nam się fotografia jakiejś osoby, a potem okaże się, że jest to prawdziwy hit, mamy okładki w większości liczących się czasopism (vide słynne zdjęcie Afganki Steve'a McCurry'ego) i, co za tym idzie, spore przychody z tym związane - może się okazać, że model/modelka zażąda wynagrodzenia. Chyba że po wykonaniu zdjęcia zapłaciliśmy za pozowanie: mamy na to świadków, nagranie wideo czy stosowny dokument – wyjaśnia ekspert.
Umowy można zawierać pisemnie lub ustnie, jednak można spotkać się z radami, aby na wszelki wypadek nosić ze sobą kartkę i coś do pisania, aby w dowolnej chwili mieć możliwość uzyskania zgody na piśmie od osoby fotografowanej. Piotr Trybalski miał do czynienia z takim przypadkiem. - W Alpach, w Austrii spotkałem fotografa, który wędrował po górach i robił zdjęcia, czasem fotografował też ludzi na szlaku. Kawałek za nim szedł… asystent i podsuwał fotografowanym stosowne model release do podpisania – mówi.
Licz się z tradycją
Nawet jeśli według prawa pytać nie musimy, zawsze wypada zrobić to z grzeczności. Dodatkowo należy wziąć pod uwagę panujące w danym kraju obyczaje czy tradycję religijną.
- W krajach muzułmańskich nie można fotografować ludzi, ponieważ jest to niezgodne z jedną z naczelnych zasad rządzących światem islamu: utrwalać można jedynie podobiznę Mahometa (rzeźby, obrazy), a nie ludzi czy zwierząt. Nie można fotografować kobiet, chyba że… mąż kobiety zezwoli. Oczywiście kraj muzułmański krajowi muzułmańskiemu nierówny. W krajach arabskich problem jest większy - mimo że w takim Egipcie czy Tunezji nie będzie większych problemów. W Iranie, kraju szyickiego islamu, można mieć poważne problemy, gdy wyciągnie się aparat i skieruje np. w stronę kobiety, włącznie z laniem pałką, na ulicy – wyjaśnia Piotr Trybalski.- Zupełnie inna motywacja zakazująca fotografowania ludzi kieruje rdzennymi mieszkańcami Peru czy Boliwii - tam zdjęcie oznacza kradzież duszy. Podobnie wierzą Majowie z Gwatemali, Hondurasu czy Meksyku. Warto o tym wiedzieć i liczyć się z konsekwencjami, zwłaszcza jeśli podróżujemy poza utartymi szlakami, z małym ruchem turystycznym, gdzie ludzie nie do końca są oswojeni z fotografowaniem. Z aparatem, bez specjalnego zezwolenia nie wjedziemy do żadnego z aborygeńskich communities w Australii.Ile osób to tłum?
Polskie prawo głosi, że możemy fotografować ludzi, jeśli stanowią część większej całości, i możemy udowodnić, że nie skupialiśmy się na nich (np. zdjęcia w krajobrazie, imprezy publiczne). W większości krajów obowiązują podobne zasady (czasem definiowane dokładniej: w Niemczech „tłum” zaczyna się od sześciu osób). Możemy fotografować również np. artystów ulicznych czy sportowców biorących udział w wydarzeniu otwartym dla publiczności. Tu musimy jednak uważać: jeśli zdjęcie może naruszyć czyjeś dobre imię lub ogólnie przyjęte granice prywatności, publikacja bez zgody osób fotografowanych będzie najprawdopodobniej niezgodna z prawem. Szczególną ostrożność trzeba zachować w kwestii fotografowania dzieci, bo choć jest to zazwyczaj zgodne z prawem, to rodzice mogą uznać fotografowanie za naruszenie prywatności.
Ja dodatkowo polecam e-book skompilowany z informacji dostarczonych przez fotografów z poszczególnych krajów, który przynajmniej częściowo objaśnia zawiłości prawa lokalnego.
Zobaczcie również: Bezlusterkowiec Olympus
[blomedia_0021747]