Dodał uśmiechy na zdjęciach ofiar ludobójstwa. Rząd Kambodży się wściekł

Dodał uśmiechy na zdjęciach ofiar ludobójstwa. Rząd Kambodży się wściekł

Dodał uśmiechy na zdjęciach ofiar ludobójstwa. Rząd Kambodży się wściekł
Marcin Watemborski
13.04.2021 09:24, aktualizacja: 13.04.2021 11:50

Doszło do skandalicznej sytuacji, w których artysta chciał pochwalić się swoimi umiejętnościami koloryzowania historycznych zdjęć, ale na tym się nie skończyło. Wziął na warsztat bardzo trudne fotografie, na których dodał uśmiechy ludziom, którzy zginęli w strasznych męczarniach. Na reakcję nie trzeba było długo czekać.

Niezrozumiany artysta chciał dobrze. Wyszło odwrotnie

W sztuce bardzo łatwo jest przesadzić, o czym przekonał się irlandzki fotograf Matt Loughrey. Jego materiał pokazujący pokolorowane historyczne zdjęcia uśmiechniętych ludzi wzbudził niemałe poruszenie. Zrobiło się na tyle głośno, że głos zabrał rząd Kambodży.

Kadry, które Loughrey poddał obróbce w Adobe Photoshop, ukazują ofiary ludobójstwa z Kambodży. Są to ludzie, którzy byli torturowani, okaleczani aż w końcu zamordowani w więzieniu S-21 Toul Sleng. Historycznie przez ten obóz śmierci przeszło około 17 000 osób, z czego jedynie 12 uszło z życiem.

Loughrey zrobił jeszcze rzecz bardziej karygodną. Dodał na twarzach ofiar uśmiech. W publikacji na azjatyckiej stronie pisma, artysta tłumaczy, że zwrócił uwagę na delikatnie rysujące się uśmiechy na twarzach kobiet, co mogło być reakcją na bardzo nerwową sytuację. Na końcowych kadrach wszyscy są uśmiechnięci – zarówno mężczyźni jak i kobiety – i to od ucha do ucha. Według artysty ma to symbolizować ich siłę wobec oprawców, którym łatwo się uśmiechać względem ofiar, bo przecież to oni mają władzę.

Z pozyskaniem zdjęć nie było problemu, ponieważ te są dostępne w archiwum Muzeum Ludobójstwa Tuol Sleng. Konflikt mógł jedynie wystąpić w kwestii praw do materiału.

Opis tortur w Więzieniu Bezpieczeństwa 21

Większość więźniów była przetrzymywana w S-21 od dwóch do trzech miesięcy. Kilkunastu wysokich rangą oficerów Czerwonych Khmerów przetrzymywano dłużej. W ciągu dwóch, trzech dni po przywiezieniu do S-21 wszyscy byli zabierani na przesłuchanie. System tortur w Tuol Sleng został wymyślony tak, żeby więźniowie przyznawali się do wszystkich przestępstw, o które zostali oskarżeni. Więźniowie byli bici, traktowani elektrowstrząsami, przypalani rozżarzonym metalem i wieszani. Niektórzy byli kaleczeni nożem lub duszeni plastykową torbą. Inne metody wymuszania zeznań to wyrywanie paznokci i polewanie alkoholu na rany, przetrzymywanie głowy pod wodą i waterboarding. Kobiety były czasem gwałcone przez śledczych pomimo to, że wykorzystywanie seksualne było niezgodne z polityką Demokratycznej Kampuczy. Wielu więźniów umierało podczas tortur, choć nie było to zalecane przez reżim, ponieważ Czerwoni Khmerzy potrzebowali ich zeznań.

Fałsz, fałsz i jeszcze raz fałsz!

Łatwo można domyślić się, że materiał od razu wywołał kontrowersje. Na Twitterze rozeszły się komentarze oburzonych użytkowników, którzy zwracają uwagę na fałszowanie historii przez Matta Loughreya. O ile samo koloryzowanie zdjęć nie wydaje się być niczym złym, to manipulacja faktami już tak – i to bez dwóch zdań.

Jedna z internautek rozpoznała na zdjęciach swojego wuja i podkreśliła, że opisana w Vice historia pod jego portretem jest fałszywa. Mężczyzna nazywał się naprawdę Khva Leang i był nauczycielem w szkole podstawowej. W magazynie pojawiły się informacje, że miał na imię Bora i był farmerem. Kobieta wspomina również, że niemożliwym jest, by Loughrey kontaktował się z jego potomstwem w celu uzyskania informacji, bo jego jedyny syn również nie żyje.

Na tym się nie skończyło.

Nie wszystkim było do śmiechu

Materiał ma azjatyckiej stronie Vice wzbudził zainteresowanie rządu Kambodży, który zabrał głos w zamieszaniu. 11 kwietnia 2021 roku zostało opublikowane oficjalne pismo Ministerstwa Kultury i Sztuk Pięknych.

W oświadczeniu znajdziemy potwierdzenie tego, ze zdjęcia z dawnego khmerskiego więzienia, w którym torturowano ludzi poddano edycji w kwestii koloru oraz wyrazu twarzy sprawiając, że ofiary się uśmiechają. Ministerstwo podkreśliło, że nie wyraża zgody na publikowani takich manipulacji, a prawda historyczna jest inna, jak też zostały naruszone dobra archiwów Muzeum Ludobójstwa.

Z pisma wynika, że Loughrey nie kontaktował się z nikim w kwestii wykorzystania zdjęć do swojego projektu, co jest sprzeczne z ustawą o archiwach z 2005 roku. Na koniec Ministerstwo zwraca się do fotografa oraz redakcji magazynu o usunięcie zmanipulowanych zdjęć z internetu oraz informuje o rozważeniu wejścia na drogę sądową lokalną oraz międzynarodową, jeśli żądania nie zostaną spełnione.

Artykuł został zdjęty ze strony Vice.

A co, gdyby ktoś domalował wąsy na zdjęciu dziadka z Auschwitz? [OPINIA]

To nie pierwszy raz, gdy spotykam się z brakiem poszanowania historii, kultury czy dobrego imienia w fotografii. Po zapoznaniu się z całą sprawą, od razu na myśl przyszły mi dwie inne – pierwszą jest bezmyślne robienie selfie na torach prowadzących do dawnego niemieckiego obozu śmierci Auschwitz-Birkenau, natomiast druga to "zabawne" zdjęcia nieświadomych turystów w okolicy Pomnika Pomordowanych Żydów Europy w Berlinie.

Mimo tego, że z jednej strony mamy do czynienia z zawodowym (ale nieprofesjonalnym) fotografem, a z drugiej ze zwyczajnie głupimi turystami, łączy ich jedno – brak elementarnej wiedzy i szacunku dla pamięci zmarłych. Wyobrażacie sobie to, że ktoś tańczyłby na grobach waszych krewnych lub stwierdził, że domalowanie wąsów na "zdjęciu katalogowym" z obozu śmierci jest zabawne? Ja, delikatnie mówiąc, bardzo bym się zdenerwował i wytoczył całą artylerię przeciwko takiemu "artyście".

Materiał Loughreya jest w moim odczuciu po prosu niesmaczny. Przede wszystkim świetnie by było, gdyby w pierwszej kolejności dowiedział się, jaki jest status prawny zdjęć, które wziął na warsztat. W dalszej części miło by było, gdyby przedstawił swoją wizję choćby władzom muzeum i poinformował, jakie przesłanie mają nieść obrobione zdjęcia.

Patrząc na te prace nie widzę więźniów, tylko ludzi na starych portretach. Fotograf zatracił wyraz historyczny obrazów. Zwróćcie uwagę, że na oryginalnych zdjęciach (polaroidach?) pod wizerunkiem więźnia jest jeszcze numer, którego nie zobaczymy na obrobionej wersji. Tak się po prostu nie robi.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)