Fotograf kontynuuje dzieło Avedona i tworzy portret mieszkańców Stanów Zjednoczonych
Richard Avedon zasłynął jako wybitny fotograf mody, ale stworzył także świetny reportaż „In The American West”, w którym dokumentował mieszkańców USA na Zachodnim Wybrzeżu. John Mireles poszedł o kilkadziesiąt kroków dalej. Podjął się stworzenia portretów Amerykanów z każdego pojedynczego stanu. Rozmawialiśmy z twórcą projektu na temat jego pracy.
20.07.2016 | aktual.: 20.07.2016 18:41
Marcin Watemborski: John, nie zawsze byłes fotografem. Co skłoniło Cię do podjęcia się dokumentowania świata?
John Mireles: Jakieś 15 kilo temu, kiedy byłem młodym człowiekiem, aktywnie uprawiałem wspinaczkę wysokogórską. Udało mi się w końcu doścignąć najlepszych sportowców w Stanach Zjednoczonych. Kiedy podróżowałem po USA oraz Europie z czołowymi wspinaczami tamtych czasów, zacząłem dokumentować ich wysiłek przy pomocy mojego aparatu.
Jakiś czas później miałem już bazę klientów opartą na magazynach, traktujących o sportach outdoorowych. Wraz z coraz większym apetytem na fotografię, rósł apetyt na zyski. Z czasem zacząłem zajmować się sportami generalnie. W ciągu lat moje umiejętności rosły, a ja podejmowałem się zleceń od coraz to ważniejszych klientów, kończąc na najlepszych agencjach reklamowych i firmach z rankingu Fortune 500.
Moje pierwsze zdjęcie ukazało się 26 lat temu. Od tamtego czasu zwykłem mówić, że nie ma wielu rzeczy, których nie robiłem jako profesjonalny fotograf. Robiłem śluby od Japonii do Jamajki, portrety muzyków, sportowców oraz miliarderów i podróżowałem po całym świecie z moim aparatem. Zajmowałem się sportami, krajobrazami a nawet studyjną martwą naturą. Były też zdjęcia lifestyle'owe, dokument, fotografia podróżnicza i portretowa. Jestem dumny, a zarazem szczęśliwy z tego, co stworzyłem i z tego, że mogę dalej to robić.
Obecnie praktycznie porzuciłem fotografię zarobkową i nie szukam nowych klientów. Koncentruję się na współczesnym praktykowaniu sztuki. Moim głównym zadaniem, celem jest stworzenie pracy, która wyzwala emocjonalną więź między mną, a bohaterem; między moimi bohaterami, a widzem oraz wręcz między mną, a widzem. Kocham portret, ponieważ jest to niesamowicie potężne narzędzie, które pozwala nawiązać więź z każdą osoba, z którą pracuję.
Nie interesuje mnie robienie ładnych obrazków. Znajoma ostatnio widziała kilka z moich ładniutkich krajobrazów, które zrobiłem dla zabawy podczas jakiejś podróży. Zapytała - dlaczego nie robię takich więcej - zaśmiałem się i zażartowałem, że są za proste. Żeby nie było – nie neguję dokonań wielu wybitnych pejzażystów! Lubię wyzwania tworzenia tego, czego nie mogą zrobić inni. Podchodzenie do tysięcy nieznajomych i proszenie. by zapozowali w przenośnym studio nie jest takie proste, zwłaszcza, że często pojawiają się odmowy.
Umiejętność zaangażowania innych w swoją działalność posiada niewiele osób, ale to jest to, co uwielbiam. Kiedy nawiązuję więź z moim bohaterem jestem w stanie stworzyć obraz, który przemawia do mojej własnej potrzeby nawiązania relacji z ludzkością. Dopiero wtedy jestem usatysfakcjonowany.
Coraz bardziej odchodzę od tradycyjnej formy fotografii – to praca oparta na jakości estetycznej obrazu. Interesuje mnie nawiązanie dialogu między praca, a widzem poprzez zaszczepienie uwarunkowań kulturowych oraz tekstu. Uważam, że dobre dzieło sztuki zadaje więcej pytań, niż udziela na nie odpowiedzi.
Jestem obecny w każdym zdjęciu. Nie robię zdjęć bezmyślnie. Świadomie naruszam strefę komfortu mojego bohatera, by później, dzięki bliskiej perspektywie, przybliżyć mojego odbiorcę, do świata bohatera w sposób, w który nie mogą zrobić tego sami – nawet, jeśli byli wtedy przy mnie.
Chce, by ludzie czuli... czuli coś... coś jak... radość, smutek, duma, empatia, zniesmaczenie. To drugorzędna sprawa, chodzi o sam akt czucia, budzenia emocji.
Projekt zaczął się zdjęciami mężczyzny i kobiety, wywodzących się z klasy robotniczej w San Diego. Robiłem ciasne portrety z odległości 30 do 60 centymetrów przy użyciu cyfrowego średniego formatu.
Stworzyłem w tamtym czasie jednolicie oświetlone portrety właścicieli sklepów, mechaników, byłych wojskowych oraz innych mieszkańców okolicy. Rezultatem była wystawa z wydrukami 1,2 x 1,5 metra na zatłoczonej ulicy, niedaleko miejsc, w których fotografowałem.
Dzięki tak bliskiemu podejściu i dramatycznemu powiększeniu, widzowie modli doświadczyć prawdziwości charakteru. Wystawienie zdjęć w przestrzeni publicznej jest hołdem dla tej społeczności, dla całej okolicy.
Po reakcjach ludzi w Sand Diego, zdecydowałem się na rozszerzenie działalności w innych miastach, aż w końcu postanowiłem sfotografować wszystkie 50 stanów oraz jeden z kolumbijskich dystryktów i siostrzane miasto San Diego – Tijuanę. W trakcie tej rozmowy – mam za sobą udokumentowane 20 stanów.
Celem tej pracy jest stworzenie więzi pomiędzy odbiorcami, a bohaterami, którzy pochodzą z kompletnie innych środowisk i regionów, więc pomoże to w zrozumieniu uniwersalnej prawdy o tym, że wszyscy jesteśmy Sąsiadami, którzy dzielą wspólnie ludzkość.
Podczas podróży po kraju zmieniłem perspektywę kompozycyjną. Teraz fotografuję moich bohaterów z poziomu talii, by dodać takie rzeczy jak ich ubranie oraz inne rzeczy do ich historii. Zachowałem neutralne tło, ponieważ chce zachować spójność materiału.
Zdjęcia stały się dla mnie sposobem medytacji. Dzięki koncentrowaniu się na spójności i zminimalizowaniu elementów rozpraszających uwagę, moi bohaterowie stali się bardziej wyraziści i dostojni. Dzięki temu, że nie są oni osadzeni w żadnej konkretnej przestrzeni, widz jest wolny, lub przeciwnie – zmuszony do stworzenia w głowie swojej własnej historii o tym, kim jest osoba na zdjęciu i co robi.
W mojej torbie fotograficznej znajdziesz Nikona D810, kilka aparatów Fujifilm X100S oraz X-T1 oraz mojego Hasselblada H5D, którego używam do realizacji projektu. Do oświetlania bohaterów wykorzystuję lampy Profoto 7B oraz czasem B1.
Czasem, kiedy potencjalny bohater waha się przed zgodzeniem się na portret, mówię: „Mam tutaj zabawki za 25 tysięcy dolarów i proponuję ci zrobienie darmowego zdjęcia. Jak możesz odmówić takiej ofercie?”.
Zdjęcia wykorzystane za zgodą autora.