Fujifilm X‑S20 to aparat (prawie) doskonały. Przyjrzeliśmy mu się bliżej
Model Fujifilm X-S20 został zaprezentowany pod koniec maja 2023 r., a z końcem czerwca 2023 r. wejdzie do sprzedaży. Ten niewielki korpus z matrycą APS-C już na papierze zapowiadał się dobrze. W rzeczywistości jest jeszcze lepiej, niż myśleliśmy. Gdyby nie kilka drobnych szczegółów, mógłby być aparatem idealnym.
Fujifilm X-S20 to następca modelu Fujifilm X-S10. Podobnie, jak jego poprzednika, tak też X-S20 wyróżnia budowa bardziej zbliżona do współczesnych trendów na rynku bezlusterkowców. Korpus jest wyposażony w 4 pokrętła, więc bez większego problemu można nim sterować bez odrywania oka od wizjera. Dodajmy do tego nową baterię, która gwarantuje wykonanie ok. 800 zdjęć na jednym ładowaniu i obracany ekran, a zrozumiemy, że ten aparat to kawał solidnego sprzętu.
Mimo tego, że mały, Fujifilm X-S20 jest pełny technologii z wysokiej półki. Jego sercem jest znana z innych zaawansowanych modeli matryca X-Trans CMOS 4 w technologii BSI o rozdzielczości 26,1 Mpix, a wspomaga ją procesor przetwarzania obrazu X-Processor 5. Jak to się sprawdza w praktyce? Podobnie jak w innych modelach Fujifilm – jest szybko, celnie, szumy przypominają tradycyjne ziarno, kolory są dobrze oddane, a wszystko działa cichutko.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Od chwili, gdy wziąłem do rąk Fujifilm X-S20 wiedziałem, że ten aparat ma w sobie coś wyjątkowego. W mojej opinii jest wygodniejszy niż serie X-T, X-Pro czy nawet X-H. Uchwyt jest niezwykle wygodny, a cała konstrukcja dobrze wyważona. Rozmieszczenie przycisków jest bardzo dobre – najważniejsze funkcje mamy na wyciągnięcie palca. Nawet dla osoby, która nie miała wcześniej doświadczenia z konstrukcjami Fujifilm ten aparat będzie prosty do zrozumienia.
Co do jakości obrazu, Fujifilm X-S20 nie można nic zarzucić. Kolory są celne, a symulacje filmów światłoczułych pozwalają wydobyć z fotografowanej sceny jej charakter. Nie bez powodu fotografowie mówią, że nawet JPEG-i z aparatów Fujifilm są dobre i nadają się do druku bezpośrednio z aparatu. W tym przypadku nie jest inaczej.
Jako fotograf portretowy zwracam uwagę na kilka kwestii. Rzadko fotografuję w kolorze, ale gdy to robię, zależy mi na odpowiednim doborze balansu bieli. Tutaj wielki ukłon dla Fujifilm, ponieważ nawet automatyczny WB jest trafny. Idąc dalej – zawsze dążę do dobrego oddania koloru skóry mojego bohatera. Czasem oznacza to odcień przyjemny dla oka, a nie dokładny, a w przypadku X-S20 zapewniają to liczne symulacje filmów z moją ulubioną na czele, czyli Classic Chrome.
Trzecim aspektem jest estetyka czarnobieli. Gdy w większości fotografowałem na filmie, miałem 2 ulubione negatywy: Kodaka T-Max 100 oraz Fujifilm Acros 100. Jako że symulacja tego drugiego wraz z możliwością emulacji filtrów barwnych jest wgrana w oprogramowanie aparatu, nie mam na co narzekać w kwestii estetyki.
Mówiąc o Fujifilm X-S20, trzeba zwrócić uwagę na jego możliwości filmowe. Aparat może nagrywać w rozdzielczości 6,2K/30p w kodeku 4:2:2 10 bit, jak też 4K/60p oraz Full HD/240p. Krzywa F-Log2 przypadnie do gustu wlogerom (dla których jest specjalny tryb) oraz początkującym filmowcom. Dla nich też umiejscowiono na prawej stronie złącze słuchawkowo-miktofonowe. Bardziej ambitni ucieszą się z możliwości rejestracji materiałów w 12-bitowym formacie Apple ProRes RAW za pośrednictwem zewnętrznego urządzenia rejestrującego Atmos.
Fujifilm X-S20 w moich rękach wydawał się aparatem idealnym. No właśnie, wydawał się, bo taki nie jest, choć naprawdę mu blisko. Przy cyfrowych zdjęciach portretowych zależy mi na dobrej kompresji otoczenia, a przy korzystaniu ze standardowego, ekstremalnie ostrego obiektywu Fujinon XF 33 mm f/1.4 R LM WR to nie było możliwe. Porównując zdjęcie wykonane pełną klatką z założoną 50-tką, to inna bajka. W kadrze widać więcej otoczenia, a rozmycia brakuje, ale to bardzo indywidualna kwestia, a ktoś, kto sięga po aparat z matrycą APS-C robi to na pewno świadomie, więc to nie wada, a cecha tego sprzętu.
Odchodząc od moich preferencji, a koncentrując się na specyfikacji i budowie Fujifilm X-S20, to zabrakło mi na tyle (lub górze) dedykowanych aparatu przycisków do zmian ustawień autofokusa oraz balansu bieli. Te musiałem przypisać do szybkiego menu pod literą Q na górze korpusu. Wchodzenie za każdym razem do menu, by zmienić parametry, było trochę uciążliwe.
Kwestią, która nie jest bolesna dla mnie, lecz istotną dla wielu fotografów, jest pojedynczy slot kart pamięci w standardzie SD. Nawet w średniozaawansowanych korpusach konkurencji możemy znaleźć podwójne sloty, a posiadanie kopii zapasowej materiału podczas fotografowania jest niezwykle istotne. To doceni każdy, komu chociaż raz wyskoczył błąd odczytu jednej z kart.
Fujifilm X-S20 to aparat bardzo udany. Sprawdzi się nie tylko w rękach amatorów czy pasjonatów, ale z powodzeniem znajdzie swoje miejsce w torbie profesjonalistów choćby w postaci korpusu zapasowego. Oprócz slotu kart pamięci i wyciągnięcia ustawień na korpus trudno mu cokolwiek zarzucić. Gdybym dzisiaj miał kupić jakikolwiek aparat marki Fujifilm, byłby to właśnie model X-S20.
Fujifilm X-S20 będzie w sprzedaży od 29 czerwca 2023 r. w cenie 6299 złotych za sam korpus.
Marcin Watemborski, redaktor prowadzący Fotoblogii