I’m Back – cyfrowa rewolucja w świecie fotografii tradycyjnej. Znamy specyfikację przystawki
10.10.2017 09:36, aktual.: 26.07.2022 18:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Widzieliśmy już wiele różnych projektów cyfrowych przystawek do aparatów tradycyjnych. O ile te do średniego formatu działają dobrze od dawna, to mały obrazek, (35 mm) został niechlubnie pominięty. I’m Back ma szansę to zmienić.
Koncepcja przystawki cyfrowej do tradycyjnego aparatu małoobrazkowego – bez względu na to, czy to lustrzanka czy dalmierz – przejawia się co jakiś czas na forach oraz portalach fotograficznych.
Ostatnim takim tworem, na który zwróciliśmy uwagę była przystawka ”PSEUDO”. Z założenia urządzenie miało być montowane do komory ładowania filmu i mieć kształt kasetki na błonę zwojową. Matryca miała być zasilana wymiennymi bateriami, mieć moduł WiFi oraz pracować w zakresie czułości ISO 100-200. Niestety ten projekt nie znalazł zwolenników i umarł śmiercią naturalną.
I’m Back ma być jednak kompletnie inną konstrukcją niż PSEUDO, a swoim wyglądem będzie przywodziła na myśl dawny wynalazek Amerykanów, czyli przystawkę Kodak DCS 400. Ideałem piękności nie będzie, aczkolwiek niech tutaj zagra użyteczność. W środku I’m Back mamy znaleźć 16-megapikselową matrycę CMOS, dzięki której będziemy mogli nagrywać filmy w rozdzielczości ok. 4K. Za pomocą modułu Wi-Fi możliwy będzie podgląd na żywo na ekranie smartfona. Całym urządzeniem będzie zarządzał mikrokomputer Raspberry Pi Zero.
Wstępna specyfikacja zaskakuje, lecz czas ostudzić entuzjazm. W miejscu montowania filmu nie znajdziemy matrycy światłoczułej a matówkę, z której obraz będzie przechwytywany za pomocą miniaparatu przez Raspberry Pi Zero. Niestety jego matryca może być rozmiarów takich, jak w smartfonie.
Takie rozwiązanie pozwoli na złapanie głębi ostrości oraz barw generowanych przez stare obiektywny w tani sposób. Pełnoklatkowa matryca byłaby znacznie droższa. Jak się domyślacie – za małą matrycą idzie niewielka szczegółowość obrazu – będzie ona zdecydowanie gorsza niż zeskanowana klatka filmu 35 mm. Co za tym idzie – te zdjęcia nadadzą się może jedynie do wrzutki na Instagram czy Facebooka – nie spodziewajcie się jakości komercyjnej. Małe matryce pozwolą na zarejestrowanie mniejszej ilości światła, więc praca w trudnych warunkach będzie wymagała podbicia czułości, a co za tym idzie – gorszy obrazek. Jeśli mieliście nadzieję na pliki RAW – niestety, nic z tego.
Plusem I’m Back jest to, że istnieje. To znaczy – został skonstruowany działający prototyp. Na dodatek końcowa wersja ma być kompatybilna z wieloma modelami tradycyjnych aparatów oraz będzie niedroga. Produkt ma być wyposażony w 2-calowy ekran LCD i kosztować 175 euro, czyli około 750 złotych. Jednak aby to się stało potrzebne jest aż 85 tysięcy euro, na co organizatorzy mają jeszcze 2 miesiące.
Pytanie, które sobie zadaję odnosi się do sensowności całego projektu. Jasne, fajnie jest robić zdjęcia tradycyjnymi aparatami, ale czy rezygnowanie z negatywu ma jakikolwiek cel? Osobiście uwielbiam fotografować na błonie światłoczułej i nie wyobrażam sobie zamiany jej na niedoskonałą cyfrową przystawkę, zwłaszcza, że dobrej jakości skaner można kupić już za 1000 złotych.
Więcej informacji znajdziecie na Kickstarterze.