I’m Back – cyfrowa rewolucja w świecie fotografii tradycyjnej. Znamy specyfikację przystawki
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Widzieliśmy już wiele różnych projektów cyfrowych przystawek do aparatów tradycyjnych. O ile te do średniego formatu działają dobrze od dawna, to mały obrazek, (35 mm) został niechlubnie pominięty. I’m Back ma szansę to zmienić.
Koncepcja przystawki cyfrowej do tradycyjnego aparatu małoobrazkowego – bez względu na to, czy to lustrzanka czy dalmierz – przejawia się co jakiś czas na forach oraz portalach fotograficznych.
Ostatnim takim tworem, na który zwróciliśmy uwagę była przystawka ”PSEUDO”. Z założenia urządzenie miało być montowane do komory ładowania filmu i mieć kształt kasetki na błonę zwojową. Matryca miała być zasilana wymiennymi bateriami, mieć moduł WiFi oraz pracować w zakresie czułości ISO 100-200. Niestety ten projekt nie znalazł zwolenników i umarł śmiercią naturalną.
I’m Back ma być jednak kompletnie inną konstrukcją niż PSEUDO, a swoim wyglądem będzie przywodziła na myśl dawny wynalazek Amerykanów, czyli przystawkę Kodak DCS 400. Ideałem piękności nie będzie, aczkolwiek niech tutaj zagra użyteczność. W środku I’m Back mamy znaleźć 16-megapikselową matrycę CMOS, dzięki której będziemy mogli nagrywać filmy w rozdzielczości ok. 4K. Za pomocą modułu Wi-Fi możliwy będzie podgląd na żywo na ekranie smartfona. Całym urządzeniem będzie zarządzał mikrokomputer Raspberry Pi Zero.
Wstępna specyfikacja zaskakuje, lecz czas ostudzić entuzjazm. W miejscu montowania filmu nie znajdziemy matrycy światłoczułej a matówkę, z której obraz będzie przechwytywany za pomocą miniaparatu przez Raspberry Pi Zero. Niestety jego matryca może być rozmiarów takich, jak w smartfonie.
Takie rozwiązanie pozwoli na złapanie głębi ostrości oraz barw generowanych przez stare obiektywny w tani sposób. Pełnoklatkowa matryca byłaby znacznie droższa. Jak się domyślacie – za małą matrycą idzie niewielka szczegółowość obrazu – będzie ona zdecydowanie gorsza niż zeskanowana klatka filmu 35 mm. Co za tym idzie – te zdjęcia nadadzą się może jedynie do wrzutki na Instagram czy Facebooka – nie spodziewajcie się jakości komercyjnej. Małe matryce pozwolą na zarejestrowanie mniejszej ilości światła, więc praca w trudnych warunkach będzie wymagała podbicia czułości, a co za tym idzie – gorszy obrazek. Jeśli mieliście nadzieję na pliki RAW – niestety, nic z tego.
Plusem I’m Back jest to, że istnieje. To znaczy – został skonstruowany działający prototyp. Na dodatek końcowa wersja ma być kompatybilna z wieloma modelami tradycyjnych aparatów oraz będzie niedroga. Produkt ma być wyposażony w 2-calowy ekran LCD i kosztować 175 euro, czyli około 750 złotych. Jednak aby to się stało potrzebne jest aż 85 tysięcy euro, na co organizatorzy mają jeszcze 2 miesiące.
Pytanie, które sobie zadaję odnosi się do sensowności całego projektu. Jasne, fajnie jest robić zdjęcia tradycyjnymi aparatami, ale czy rezygnowanie z negatywu ma jakikolwiek cel? Osobiście uwielbiam fotografować na błonie światłoczułej i nie wyobrażam sobie zamiany jej na niedoskonałą cyfrową przystawkę, zwłaszcza, że dobrej jakości skaner można kupić już za 1000 złotych.
Więcej informacji znajdziecie na Kickstarterze.