Leica M10 - pierwsze zdjęcia z Wetzlar
Prezentacja modelu Leica M10 w siedzibie producenta w Wetzlar to wydarzenie jedyne w swoim rodzaju. Trudno znaleźć inną imprezę sprzętową, która skupia w jednym miejscu więcej gwiazd światowej fotografii. Miałem przyjemność sprawdzić nowy aparat nieco dłużej i także wykonać nim trochę przykładowych zdjęć.
Przygodę z nową Leiką M10 rozpocząłem od rozmowy z projektantami cyfrowego M-systemu. Stefan Daniel (Director of Product Management) i Jesko von Oyenhausen (Leica M Product Manager) przedstawili główne założenia projektowe, ustalone na podstawie wymagań profesjonalistów, z którymi Leica ściśle współpracuje. Efektem jest aparat odrobinę odchudzony, ze szkieletem wykonanym z magnezu. Główne elementy - góra i dół - dalej pozostają mosiężne, co jest od samego początku znakiem rozpoznawczym Leiki. Bardzo mocny nacisk postawiono na upodobnienie gabarytów do wzorcowego wymiarowo, według profesjonalistów, modelu M7.
W wypowiedziach dizajnerów sporo można było usłyszeć także o możliwościach nowej matrycy. Nie ujawniony został jej dostawca, a raczej dostawcy, ponieważ, jak twierdzą panowie, sensor nie jest wytwarzany przez jednego producenta w całości. Podkreślono jednak znacznie rozszerzoną rozpiętość tonów oraz fantastyczne parametry pracy na wysokich czułościach.
Fizyczne pokrętło czułości ISO, czyli odpowiedź na prośby fotografów
Jedną z nowości jest fizyczne pokrętło czułości w aparacie, które ma wartości ISO 100-6400, A, czyli auto-ISO oraz M, które można zaprogramować na dowolną czułość w zakresie do 50 000 ISO. To kolejna odpowiedź na prośby profesjonalistów, którzy chcą mieć możliwość ustawienia wszystkich zmiennych fizycznie przed rozpoczęciem fotografowania, bez potrzeby włączania aparatu, ale także w trakcie zdjęć. Czas, czułość ISO i wartość przysłony na pierścieniu obiektywu - wszystko jest pod ręką. Pozostałe funkcje dostępne są w podręcznym menu, które można zdefiniować według własnych potrzeb.
Pierwsze wrażenia z kilkudziesięciominutowej pracy z Leiką M10 są fantastyczne!
Swoje pierwsze wrażenia na gorąco, tuż po premierze, opisałem w osobnym tekście, opublikowanym wczoraj. Na szczęście miałem jeszcze trochę czasu, dzień później, na sprawdzenie Leiki M10 nieco dłużej. Operowanie aparatem jest, w mojej opinii, jeszcze prostsze, niż to miało miejsce w Leice M (Typ 240).
Poza możliwościami sensora, który stoi na naprawdę bardzo wysokim poziomie, drugą znaczącą zmianą jest praca w trybie Live View. Dwa lata temu w teście Leiki M-P (Typ 240) narzekałem na tę funkcję. Muszę przyznać, że projektanci zadbali tym razem także o ten element. Ostrzenie przy użyciu ekranu i peakingu stało się o wiele wygodniejsze niż u poprzednika. Sprawność fotografowania z podglądu jest prawie tak dobra, jak przy korzystaniu z dalmierza.
Leica M10 znacznie przyspieszyła. 5 kl./s wydaje się nie być niczym wyjątkowym, bo w rzeczywistości nie jest, jednak dla manualnego dalmierza jest to wartość zupełnie wystarczająca. A w połączeniu z szybkim zapisem zdjęć na kartach i dość sprawnym uwalnianiem bufora pamięci (2 GB), nowa Leica stała się bardzo przydatnym sprzętem nawet dla fotografów lubiących dla pewności zrobić serię klatek, zamiast jednej.
Na przykładowych zdjęciach starałem się pokazać szeroki zakres czułości ISO aparatu
Testy wykonywaliśmy w trudnych warunkach dla aparatów cyfrowych. Wetzlar było wczoraj skąpane w słońcu i mroźne. Efektem tego było bardzo ostre światło i głębokie cienie. Warto zwrócić uwagę, że na większości klatek mamy sporo informacji, zarówno w jasnych częściach, jak i nawet w mocnych cieniach. Zamieszczam zdjęcia bez jakiejkolwiek ingerencji, zgrane prosto z karty pamięci. Pozostawiam Wam ocenę parametrów fotograficznych. Jesko von Oyenhausen zachwalał właściwości matrycy, mówiąc, że udało się dopracować nowy sensor „tak mocno, na ile pozwala dzisiejsza technologia".
Na uwagę zasługuje także fakt, że producent sporo pracy włożył w kolorystykę zdjęć. Stefan Daniel (Director of Product Management) podkreślił:
W mojej opinii, to o czym mówili projektanci, jest faktycznie wyczuwalne. Rzecz jasna, nie jest to ingerencja w stylu filtrów w klimacie Instagrama. Zdjęcia robiłem w warunkach dość chłodnego oświetlenia. A gotowe obrazy charakteryzują się cieplejszym kolorem niż w rzeczywistości, lekkimi zabarwami żółto-zielonkawymi, które w tym wypadku odrobinę poprawiały nasze czerwone z zimna twarze. Nie jestem w tej kwestii obiektywny, ale mnie się kolorystyka zdjęć wykonanych Leiką spodobała.
To pewnie już truizm, jednak warto o nim wspomnieć. Aparat nie jest jedynie zbiorem suchych parametrów. Te w M10 stoją na bardzo wysokim poziomie, ale ta Leica to jeden z najlepiej wyważonych i fantastycznie leżący w rękach aparat, z jakim miałem do czynienia. Obsługa jest bardzo prosta. Fotografowanie klasycznym dalmierzem wymaga przyzwyczajenia, jednak jeśli się to już opanuje, przyjemność z pracy nową M-ką jest wielka.
Zdjęcia przykładowe
Leica M10, podobnie jak poprzednicy, to nie aparat dla wszystkich. Ci, dla których fotografia to tylko praca w ciemności, wybiorą Sony A7S Mark II. Szybkostrzałowcy poszukający 15 kl./s w profesjonalnych lustrzankach o wielkości ekspresu do kawy będą musieli zadowolić się produktami wyposażonymi w AF, najlepiej szybkich. Każde M10 wymaga także od fotografa bardzo dobrej umiejętności posługiwania się aparatem w półautomatycznych lub manualnych programach. M10 dość specyficznie mierzy światło, trzeba się do tego przyzwyczaić. Wreszcie M10 w swoim założeniu jest małym aparatem dalmierzowym, patrzymy przez wizjer, którego obraz nie jest tożsamy z tym, co potem będzie na zdjęciu.
Dyskretny, w całości ręcznie, świetnie wykonany i bardzo wygodny, jeśli się z nim polubisz. Obraz, który otrzymujemy w wyniku połączenia emki z najlepszą optyką świata, jaką produkuje Leica, jest jedyny w swoim rodzaju. Rysunek, bokeh, filmowa miękkość i ostrość są niepowtarzalne. Ja je osobiście bardzo lubię i mimo iż głównie pracuję z modą i reklamą, gdzie często ważniejsza jest liczba pikseli, bardzo często sięgam do M, nawet przy zleceniach komercyjnych.
Das Wesentliche
Pod takim hasłem odbyła się premiera nowego modelu M w Wetzlar - siedzibie i fabryce marki Leica. Całą imprezę prowadził Matt Stuart. Jako nowy członek Leikowej Hall Of Fame zaprezentowany został Joel Meyerowitz. Całą imprezę uświetniła prezentacja nowej Leiki M10 przez właściciela marki Leica - Dr. Andreasa Kaufmanna. Jak już napisałem we wstępie, z uwagi na premierę, wszystkie oczy skierowane były na Wetzlar. Na gali można było spotkać wiele nazwisk fotograficznych, dziennikarzy, youtuberów. Byliśmy także i my - Fotoblogia.
Creme de la creme imprezy to możliwość zwiedzenia fabryki. Ręczne polerowanie soczewek, niesamowita dbałość o szczegół i możliwość obejrzenia niektórych procesów produkcji to doświadczenie niezapomniane. Niestety na zdjęciach widać jedynie część tego, co pozwolono nam zobaczyć, bo przez większość czasu zabroniono nam fotografować. Cały wyjazd był jednak bardzo udany. Z niecierpliwością czekamy na możliwość dłuższego przetestowania Leiki M10 - aparatu, który zdecydowanie zasługuje na uwagę.