Leonardo Magrelli tworzy „puste odbicia”, które wprawiają w znaczny niepokój
Mieliśmy okazję porozmawiać z wyjątkowym artystą. Leonardo Magrelli stworzył serię „wizualnych błędów”, opartych na odbiciach lustrzanych. Normalne by było, gdyby w tych autoportretach pojawiał się autor. Tymczasem... zaserwował on nam dawkę „pustych odbić”, które skłaniają do refleksji.
Leonardo Magrelli: Studiowałem wzornictwo i grafikę. Pracowałem jako projektant książek dla wydawnictwa fotograficznego, Punctum press, co znacznie przybliżyło mnie do fotografii. W tamtym czasie nie miałem planów zostania fotografem, jednakże pracowałem w innym studio, które było bardziej skoncentrowane na kroju literatury.
Kiedy rzuciłem obie prace, zacząłem działać na własną rękę. Właściwie nie jestem w stanie nawet powiedzieć, kiedy to nastąpiło. Zrozumiałem po prostu, że chcę spędzać więcej czasu z samymi obrazami, a nie z ich okładkami.
Podobnie jak wielu innych, myślę, że sensem fotografowania nie jest już tylko idealny, dobrze zrównoważony obrazek. Nie chodzi o chwytanie chwili oraz zdecydowanie sensem nie jest tworzenie koncepcji piękna. Każdy jest w stanie zrobić takie obrazki swoim smartfonem.
Ze względów estetycznych, uważam, że fotograf musi wybrać swój obszar zainteresowań. Kiedy w twoim umyśle pojawi się mocny pomysł, który wchodzi na wyższy poziom poszukiwań, „piękno” nie stanowi dłużej żadnej wartości, zwłaszcza w kontekście produkowanego obrazu.
Osobiście, powoli zaczynam koncentrować swoją uwagę na możliwościach, jakie daje fotografia cyfrowa. Jestem daleki od tradycjonalistów i jestem przeciwny demonizacji fotografii cyfrowej. Uważam, że to medium powinno być konkretnie zbadane i wykorzystywane do wyrażania i pokazywania tego, czego nie jest w stanie wyrazić inne medium.
W przypadku projektu „Meerror”, to dzięki fotografii cyfrowej jesteśmy w stanie zobaczyć to, czego normalnie nie moglibyśmy dostrzec – widzimy to, co bezpośrednio odbijają lustra.
Zawsze wierzyłem w to, że fotografowanie to bardzo intymny akt, który powinien pozostać w sferze prywatnej – bez ujawniania dążeń i uczuć wewnętrznych innym. Kiedy fotografuję ludzi, staram się im nie przeszkadzać i być niedostrzeżonym, ponieważ mnie samemu to by przeszkadzało po drugiej stronie obiektywu.
Ten projekt ma pokazywać to, co „widzą” lustra, kiedy nie stoimy przed nimi. Zdjęcia są wykonane na wprost lustra, lecz nie ma w nich odbicia, tak jakby osoba, która w nie patrzy była niewidzialna, przezroczysta. To prawdziwe obrazy, których nie jesteśmy w stanie dostrzec ze względu na nasze własne odbicie, które każdorazowo pojawia się, gdy podejdziemy do lustra. Możemy podglądać to, co widać w lustrze, ale nigdy nie będziemy w stanie zobaczyć tego wszystkiego bezpośrednio. Tylko znikając możemy stanąć przed lustrem i zobaczyć nową perspektywę.
Jest to seria autoportretów, które są i ich nie ma jednocześnie. Właściwie – czym jest portret? Każde ze zdjęć jest dekonstrukcją klasycznego autoportretu, a owocem tych poszukiwań są te obrazy. Przez zaburzenie naturalnej percepcji, ta seria zmusza do pewnej refleksji...
Jak wspominałem – zawsze miałem wewnętrzną potrzebę do pozostania niezauważonym, niemalże tak, jakbym zniknął. Zawsze lubiłem małe aparaty. Przez długi czas fotografowałem Canonem G12, niedawno przeniosłem się na nowego Olympusa PEN-F.