Na londyńskiej olimpiadzie nie postrzelasz?
Zaczęło się od działań firmy ochroniarskiej, która uniemożliwiała wykonywanie zdjęć obiektów wykorzystywanych podczas igrzysk - na tym jednak obostrzenia się nie kończą. Okazuje się, że posiadacze biletów dostali zakaz publikacji w Internecie fotografii wykonanych podczas sportowych zmagań.
26.04.2012 | aktual.: 26.07.2022 20:34
Zaczęło się od działań firmy ochroniarskiej, która uniemożliwiała wykonywanie zdjęć obiektów wykorzystywanych podczas igrzysk - na tym jednak obostrzenia się nie kończą. Okazuje się, że posiadacze biletów dostali zakaz publikacji w Internecie fotografii wykonanych podczas sportowych zmagań.
Jak informuje fotograf Peter Ruck, spółka sprawująca pieczę nad organizacją igrzysk - Locog - zamierza zabraniać widzom m.in. wykorzystania zdjęć inaczej niż "do użytku prywatnego i domowego".
Wynika to z warunków, na które musi zgodzić się każda osoba kupująca bilet na olimpiadę. W podpunkcie 19.6.3 czytamy:
Obrazy, wideo i nagrania dźwiękowe igrzysk wykonane przez posiadacza biletu nie mogą być wykorzystane do innych celów niż przeznaczenie osobiste i domowe, posiadacz biletu nie może ich również licencjonować, emitować ani publikować nagrań wideo i dźwiękowych, w tym także na serwisach społecznościowych i w Internecie w ogólności, pod żadnymi warunkami nie może również używać obrazów i nagrań wideo oraz dźwiękowych w celach komercyjnych, czy to w Internecie, czy w jakimkolwiek innym medium, ani też udostępniać ich osobom trzecim w takich celach.
Innymi słowy - siedź jak trusia i na wszelki wypadek ani się waż sięgnąć po aparat. Nadgorliwość służb porządkowych względem fotografów nie od dziś stanowi przedmiot ożywionych dyskusji wśród profesjonalistów. Tak, tak, bezzasadne zatrzymania i konfiskaty to nie tylko domena polskiej policji. Co ciekawe - w tym samym dokumencie organizator przyznaje sobie prawo do wykorzystania wizerunku posiadacza biletu w dowolnym celu i bez konsultacji.
Problem numer dwa to, rzecz jasna, pazerność organizatora. Najwyraźniej nie zamierza on dopuścić do sytuacji, w której choćby najmniejsze pieniądze przejdą mu koło nosa. Działanie haczy zresztą o bezdenną żałość i świadczy o kompletnej bezsilności połączonej z brakiem pomysłów. Locog sygnalizuje strach, że osoba kręcąca igrzyska z trybun przebije pod względem atrakcyjności profesjonalną transmisję na żywo z kilku specjalistycznych kamer, a facebookowy post będzie ekwiwalentem porządnej relacji prasowej.
Przez polskie media przewaliła się burzą sprawa ACTA, nieco mniejszym zainteresowaniem cieszyły się kolejne zapisy przepchnięte cichaczem przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W USA następują kolejne próby przepychania kolejnych dokumentów "antypirackich", zakończone mniejszym lub większym sukcesem.
Paradoksalnie jednak, to nie same dokumenty stanowią istotę problemu - choć przyznać trzeba, że są szkodliwe zarówno ze względu na poszczególne zapisy, jak i na formę ich przemycania pod nosem opinii publicznej. Prawdziwym winnym jest pewien sposób myślenia, który prowadzi właśnie to takich bezsensownych, nieegzekwowalnych na dłuższą metę i bezrefleksyjnych działań i obostrzeń, które normalne mogą wydać się co najwyżej jakiemuś kosmicie z innej cywilizacji. Szkoda, że komitet organizacyjny igrzysk w pełni podąża tą niechlubną ścieżką.