Nikon Z50 – czego musi nauczyć się młodszy brat Z6 i Z7? [test]
Nikon Z50 to pierwszy bezlusterkowiec z matrycą APS-C w rodzinie Nikon Z. Po zobaczeniu specyfikacji na papierze byłem sceptycznie nastawiony – zwłaszcza do systemu AF. Wziąłem na warsztat tego malucha i nieźle się zdziwiłem. To dobry aparat! Dlaczego tak sądzę, przeczytacie w artykule.
29.11.2019 | aktual.: 29.11.2019 13:57
Nikon Z50, czyli mniejszy korpus i mniejsza matryca. Ale czy gorsze niż Nikon Z6 i Nikon Z7? Patrząc na cyferki w specyfikacji, nie byłem specjalnie zachwycony. Czas pochylić głowę, powiedzieć ”przepraszam” i stwierdzić jasno – mniejszy nie znaczy (aż tak) gorszy.
Jakość wykonania i wzornictwo
Nikon Z50 utrzymuje współczesny design i jest znacznie mniejszy od swoich starszych braci. Ma wymiary 127 x 94 x 60 mm, a z baterią i kitowym obiektywem Nikkor Z 16-50 f/3.5-6.3 VR waży 533 gramy. Dzięki wykonaniu z tworzywa sztucznego i metalu, korpus jest trwały ale jednocześnie lekki. Grip nie jest zbyt głęboki, ale nawet w rękawiczkach nie miałem problemu ze stabilnym uchwytem.
Układ przycisków i ergonomia
Jak wspominałem – korpus dobrze leży w ręce, przypadnie do gustu zwłaszcza osobom o mniejszych dłoniach. Bardzo podoba mi się to, że złożony, wraz z obiektywem, bez problemu zmieści się w niewielkiej torbie, lub nawet w kurtce z dużymi kieszeniami.
Na przodzie aparatu znalazły się 2 przyciski funkcyjne, do których możemy przypisać różne funkcje. Pod jednym z nich miałem przypisaną zmianę balansu bieli , drugiego nie miałem potrzeby wykorzystywać. Obok nich znalazł się bagnet Nikon Z, a po drugiej stronie przycisk do zwalniania blokady obiektywu. Nie zabrakło również zielonej lampki pomocniczej autofokusa. Jest również przednie pokrętło zmiany parametrów (przysłona).
Po lewej stronie korpusu znajdziemy złącza: mikrofonowe, micro USB (opcyjne i ładujące) oraz mini HDMI. Zabrakło niestety złącza słuchawkowego, ale jak na aparat kierowany do amatorów jest nieźle. Po prawej stronie nie ma żadnych złączy.
Komora baterii oraz pojedynczy slot kart pamięci mieszczą się na spodzie aparatu. Jedyne, co mogę zarzucić konstrukcji to brak sprężynki otwierającej klapkę. Każdorazowo będziemy musieli podnosić ją paznokciem, co może być niewygodne, zwłaszcza dla osób z większymi dłońmi. Swoją drogą - nowa bateria EN-EL25 ma starczyć na ok. 300 zdjęć. W czasie testu nie udało mi się jej rozładować do końca. Zrobiłem dokładnie 293 klatki wykorzystując EVF naprzemiennie z ekranem LCD.
Góra korpusu przywita nas odświeżonym układem przycisków. Po lewej stronie nie znajdziemy żadnego, dalej jest podnoszona lampa błyskowa ze złączem gorącej stopki, pokrętło do korekcji wady wzroku i reszta: pokrętło trybów PASM bez blokady, przełącznik foto/wideo, tylne pokrętło (czas), a na przodzie u góry kolejno: włącznik ze spustem migawki, dedykowany przycisk do nagrywania, przycisk zmiany czułości ISO oraz przycisk kompensacji ekspozycji. Wszystkie chodzą z wyczuwalnym oporem i czasem trzeba włożyć trochę siły w zmianę niektórych parametrów.
Ekran LCD i wizjer EVF
Na tyle jest dość mało fizycznych przycisków, które uzupełnia dotykowy ekran LCD (3,2 cala, 1,04 mln punktów) odchylany w dół do pozycji selfie. Niestety nie jest obracany ani uchylany podczas fotografowania z żabiej perspektywy w orientacji pionowej. Zawiasy są dość solidne. Wracając do guzikologii - znajdziemy tam: blokadę ekspozycji, wybierak wielofunkcyjny z przyciskiem OK na środku, Info , Menu, Odtwarzanie oraz Kasowanie. Właściwie jedynym, czego mi tu brakuje to dżojstik do zmiany położenia punktów ostrości, ale tę funkcję przejął wybierak wielofunkcyjny.
Chcąc nie chcąc – korzystając z Nikona Z50, będziecie niejako zmuszeni do używania dotykowych funkcji ekranu, choćby do powiększenia zdjęcia lub zmiany wyświetlanych parametrów, co we wcześniejszych modelach było dostępne za pomocą fizycznych przycisków. Można się do tego przyzwyczaić z czasem, ale nie jestem miłośnikiem takiego rozwiązania. Wiem, że podobnie jak mnie, wielu fotografów denerwuje się, gdy ekran jest brudny od odcisków palców.
Nad ekranem znalazł się wyświetlacz EVF o rozdzielczości 3,69 mln punktów. Jest jasny, a jego odświeżanie jest wystarczające, by nie męczyło wzroku. Kolory są dobrze odwzorowane. Korzysta się z niego bardzo przyjemnie, chociaż do topowych modeli trochę mu brakuje. Nie zapominajmy jednak, że Nikon Z50 nie jest sprzętem dla profesjonalistów, a dla ambitnych amatorów.
Nie będę się rozwodził nad menu, ponieważ jest ono intuicyjne i jeśli korzystaliście wcześniej z jakiegokolwiek Nikona, odnajdziecie się w nim bez najmniejszego problemu. Plus dla producenta za konsekwentność w tworzeniu oprogramowania.
Nikon Z50 – jakość zdjęć i fotografowanie
Zanim powiem wam trochę o samym fotografowaniu, zaznaczę, że prezentowane pliki pochodzą bezpośrednio z aparatu (SOOC) i nie były obrabiane. Wszystkie zdjęcia plenerowe były robione na automatycznych ustawieniach w trybie P, z automatycznym ISO oraz automatycznym balansem bieli. Wyłączyłem wszystkie upiększacze, jak redukcja szumów itp. Wykorzystałem ”Neutralny” profil obrazu bez wyostrzania oraz matrycowy pomiar światła.
Matryca, czułość ISO i balans bieli
Sercem korpusu Nikon Z50 jest procesor EXPEED 6 oraz matryca APS-C o rozdzielczości 20,9 Mpix. W 2019 roku oczekuję od korpusów APS-C większej rozdzielczości sensora, ale nawet tyle jest wystarczające w amatorskim zastosowaniu. Chociaż dla przypomnienia - w Canonie EOS 90D oraz Canonie EOS M6 Mark II znajdziemy matrycę APS-C o rozdzielczości 30,2 Mpix.
Natywna czułość ISO to zakres 100-51 200, rozszerzalne w górę aż do wartości 204 800. Jak to wygląda w praktyce? Rzućcie okiem na galerię poniżej. Według mnie granica używalnego ISO w tym aparacie to 6400. Na czułości 12 800 widać już kolorowy szum, a detale zaczynają zanikać. Zdjęcie zrobione na rozszerzonej czułości ponad 60 000 jest już kompletnie nieużywalne.
Mamy listopad, więc we Wrocławiu został rozstawiony Jarmark Bożonarodzeniowy. To świetne miejsce, by sprawdzić aparat w różnych warunkach – nie tylko pod kątem zmieniającego się oświetlenia, ale również temperatury. W dniu testów było około 5 stopni Celsjusza, nie padało, ale wilgotność była dość spora.
Balans bieli nie szaleje w warunkach dziennych. W automatycznym trybie możemy ustawić go na 3 sposoby. Pierwszy służy ochłodzeniu braw, drugi ma ”oddać nastrój”, a trzeci ocieplić obraz. Jako, że jestem romantykiem, wybrałem ten drugi. Efekty możecie zobaczyć poniżej.
Co do fotografowania po zmroku – wszystko zależy od ilości światła. Cieszy mnie jednak to, że nie ma dziwnych kolorów, artefaktów, ani irytującej dominanty barwowej. Ten obrazek naprawdę mi się podoba!
Nikon Z50 ma możliwość robienia do 11 kl./s z utrzymaniem ostrości w trybie ciągłym oraz parametrów fotografowania. Zobaczcie poniżej jak się sprawdził z kitowym obiektywem. Właściwie nie mam zarzutów. 209 punktów autofokusa było szybkie i celne, klatki są naświetlone prawidłowo, a balans bieli odpowiednio utrzymany. Przyznam szczerze, że obawiałem się o działanie autofokusa ze względu na dość małą ilość punktów, lecz niepotrzebnie. Dla przypomnienia, w Fujifilm X-T30 znajdziemy ich aż 425 i tyle samo w amatorskim korpusie Sony A6100.
Jak maluch sprawdził się w studio?
Nie byłbym sobą, gdybym nie wziął aparatu na testy studyjne z modelką. Była nią moja przyjaciółka – Alicja Aksamit, która coraz mocniej zaznacza swoje nazwisko na polskiej i europejskiej scenie techno. Fotografowałem przy użyciu balansu bieli, dedykowanego do zdjęć z fleszem, na czasie 1/125 s. Co ważniejsze - aparat ma natywne ISO 100, czego brakuje w Fujifilm.
Korpus pracował równo, nie zdarzyły się żadne dziwne akcje ani opóźnienia, a ustawianie ostrości z wykrywaniem twarzy i oka działało dobrze. Co do kolorów - jest to jeden z niewielu aparatów na rynku, który daje barwy z poprawnym balansem bieli bez potrzeby kręcenia w ustawieniach. Naprawdę podoba mi się odcień skóry i trzymam kciuki za Nikona w kwestii ulepszenia pod innymi względami kolejnych generacji małych Z-tek.
Nikkor Z 16-50 mm f/3.5-6.3 VR to ciekawy obiektyw
Jestem przyzwyczajony do korzystania z obiektywów stałoogniskowych, jednak Nikkor Z 16-50 mm f/3.5-5.6 VR przypadł mi do gustu. To chyba najbardziej kompaktowy obiektyw, który widziałem w zestawie z aparatem APS-C. Gdy jest złożony, bez problemu zmieści się do kieszeni kurtki. By go włączyć wystarczy przekręcić pierścień transfokacji na wartość 16 mm, o czym informuje nas aparat po włączeniu.
Nie spodziewałem się, że obiektyw, który otrzymujemy w zestawie, może być dobry, a jego użytkowanie sprawiać radość. Szkło reagowało szybko, a zanim zdążyłem pomyśleć o ostrości, ta była już ustawiona. Stabilizacja obrazu działa naprawdę dobrze i, nie wierzę, że to piszę, szczerze polecam ten obiektyw na początek przygody z fotografowaniem! Przysłona f/6.3 gorzej wygląda tylko na papierze. W rzeczywistości to zaledwie 1/3 działki i nie robi większej różnicy przy pracy.
Opcje filmowe
Nikon Z50 umożliwia filmowanie w rozdzielczości 4K UHD (3840 x 2160 pikseli) do 30 kl./s. Tym, co może zainteresować początkujących filmowców, jest możliwość kręcenia w rozdzielczości Full HD i klatkażu 120 kl./s, co umożliwi zastosowanie efektu slow motion. Niestety zabrakło Loga, czyli płaskiego profilu, który pomoże wyciągnąć więcej detali z ciemnych i jasnych partii obrazu.
Nikon Z50 – plusy, minusy i werdykt
Nikon Z50 to pierwszy bezlusterkowiec APS-C w serii Nikon Z. Na pewno znajdzie swoich zwolenników wśród amatorów zwłaszcza, że nowy korpus kosztuje 4299 złotych. Co prawda w tej klasie znajdziemy tańsze aparaty, jak na przykład Sony A6100 (3999 złotych z ob. 16-50 mm), Fujifilm X-A7 (3199 złotych z ob. 15-45 mm) lub Fujifilm X-T30 (3499 złotych za sam korpus).
To, co mi się podobało, to samo doświadczenie fotografowania. Jakość obrazu jest naprawdę dobra, nawet na czułości ISO 6400. Autofokus działa bardzo szybko i celnie nawet z kitowym obiektywem. Mógłbym się czepić jedynie braku dżojstika do ustawiania punktów AF i zmuszania użytkownika do korzystania z dotykowego ekranu LCD, czego sam po prostu nie lubię. Och tak – irytowała mnie jeszcze zmiana czułości, te przyciski są dla mnie po prostu za małe i wolałbym dobrze wyczuwalny skok, zwłaszcza podczas fotografowania w rękawiczkach.
Nikon Z50 to fajny (tak, to dobre określenie) korpus na początek, zwłaszcza do nauki fotografowania. Daje użytkownikowi duże spektrum funkcji, których nie wykorzysta od razu, ale z czasem będzie miał możliwość zrozumienia ich działania. Czy ja bym go kupił na początek? Tak, ale nie za tę cenę. Konkurencja nie śpi i za znacznie niższą kwotę możemy mieć aparat o zbliżonych, a nawet lepszych parametrach. Gdyby Nikon Z50 kosztował w granicach 3500 złotych za zestaw z obiektywem - brałbym.
Liczę na to, że w ofercie Nikona pojawi się również zaawansowany korpus APS-C i ciekawe obiektywy stałoogniskowe. Wtedy zacznę się zastanawiać, co dalej. Póki co – daję czas sobie i producentowi na dopracowanie koncepcji, jednak podkreślam, że jest dobrze. Liczę na to, że będzie bardzo dobrze.