Nowy Orłan-10 zestrzelony prze Ukraińców. Dron kryje przestarzały i tani aparat
Nie tego spodziewalibyśmy się po profesjonalnym sprzęcie wojskowym za 120 tys. dolarów (ponad 500 tys. złotych). Okazuje się, że sercem zwiadowczego Orłana-10 jest bardzo budżetowy i stary sprzęt fotograficzny. Przyjrzeliśmy się mu dokładnie i zdradzamy, co to za aparat.
W kwietniu 2022 roku pisaliśmy o przejęciu przez ukraińskich żołnierzy drona bojowego Orłan-10. Wówczas byliśmy przekonani, że są tam montowane jedynie stare amatorskie lustrzanki cyfrowe z obiektywem Canon EF 50 mm f/1.8 STM. Okazuje się, że to tylko jeden z wariantów, bo najnowsze zdjęcia pokazują coś zupełnie innego.
Drony Orłan-10 to technologia sprzed 12 lat, gdy zostały opracowane w Petersburgu. Ich głównym zadaniem jest rozeznanie terytorium wroga. Latają one w formacji 2 lub 3 maszyn, a każda z nich ma określone zadanie. Pierwsza prowadzi rekonesans, druga zakłóca sygnał wroga, a trzecia to podniebny przekaźnik, który transmituje w czasie rzeczywistym obraz do bazy.
Orłan-10 to kamyk w złotym papierku
Czas na chwilę zastanowienia, bo przyjdzie nam mówić o kosztach. Jeden Orłan-10 to koszt około 90-120 tys. dolarów. Biorąc pod uwagę tę cenę, spodziewaliśmy się znaleźć w środku zaawansowany sprzęt fotograficzny, który da świetną jakość obrazu, nie będzie szumił, ani nic. Bardzo się pomyliliśmy.
W pierwszym z przejętych dronów była lustrzanka cyfrowa Canon EOS 800D z matrycą APS-C o rozdzielczości 26 Mpix oraz obiektywem Canon EF 50 mm f/1.8 STM. Ten obiektyw w połączeniu z takim aparatem daje ekwiwalent ogniskowej 80 mm dla pełnej klatki. Oznacza to, że kąt widzenia jest zawężony, a zbliżenie większe. Koszt takiego zestawu to około 3500 złotych i spokojnie sprawdziłby się przy amatorskiej fotografii portretowej, ale w dronie za pół miliona złotych wygląda przekomicznie. Określenie Orłana-10 kamieniem w złotym papierku to i tak zbyt lekki komentarz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nowe zdjęcia i jeszcze większa prowizorka
Na nowych zdjęciach ponownie zobaczymy amatorską lustrzankę cyfrową, ale trudno do końca ocenić czy jest to Canon EOS 800D czy wcześniejszy Canon EOS 750D. W przeciwieństwie do poprzedniego Orłana-10 nie widać tu żadnych przeróbek, jak zewnętrzne zasilanie, czy płytka wzmacniająca. To po prostu aparat z obiektywem wsadzony do środka latającego bezzałogowca.
Ciekawy jest jednak obiektyw. Uprzednio mieliśmy do czynienia z bardzo budżetowym rozwiązaniem, czyli plastikowym obiektywem standardowym, a teraz jest to Canon EF 85 mm USM. Jest to również stary obiektyw pamiętający konstrukcyjnie czasy lustrzanek na film, aczkolwiek w wersji ze średniej półki. To jedno z ulubionych szkieł portretowych wielu fotografów. W przypadku korzystania z korpusu Canona z matrycą APS-C, 85 mm "zmieni się" na 136 mm, czyli da większe powiększenie, na dodatek dzięki konstrukcji optycznej tego obiektywu, jakość obrazu będzie lepsza – jego rozdzielczość sprawia, że będzie ostrzej niż przy plastikowej 50-tce.
Czy Orłan-10 poradzi sobie na polu walki?
Przy założeniu, że mamy do czynienia z Canonem EOS 800D, wygląda na to, że tak. Korpus pozwala na kręcenie w rozdzielczości Full HD i 60 kl./s, a bateria starczy na 600 zdjęć. Zapewne jeden przelot wytrzyma.
Autofokus opiera się na 45 punktach krzyżowych, więc w dobrych warunkach oświetleniowych z obiektywem 85 mm f/1.8 sprawdzi się całkiem w porządku. Problem polega na tym, że matryca w Canonie EOS 800D nie ma stabilizacji, rzeczone szkło również nie. Dron musiałby korzystać z bardzo krótkich czasów naświetlania, by podczas lotu nie poruszyć zdjęć, co skłania do wykorzystania wysokich czułości ISO, więc zdjęcia mogą być pełne szumu.
Warto podkreślić, że nie wiadomo, czy sprzęt został przerobiony na potrzeby przemysłu wojskowego. Gdyby jednak tak było i w środku znalazłaby się matryca czuła na podczerwień, rekonesans byłby dokładniejszy. Technologię fotografii podczerwonej, ukazującej lepiej bazy wojskowe stosowano już podczas II wojny światowej za sprawą filmu Kodak Aerochrome 1443 z 1942 roku.
Podsumowując – spodziewaliśmy się w dronach za grube setki tysięcy lepszego sprzętu rozpoznawczego. Dla przemysłu wojskowego wykorzystanie tanich i starych lustrzanek to prawdziwy wstyd. Tym bardziej, gdy propaganda chwali się najnowocześniejszymi rozwiązaniami technologicznymi.
Marcin Watemborski, redaktor prowadzący Fotoblogii