Historia zdjęcia Nsali, czyli piekło w prywatnej kolonii króla Belgów
Małżeństwo angielskich misjonarzy kończyło właśnie śniadanie, gdy na werandzie ich domu usiadł jeden z miejscowych mężczyzn. Przybysz położył przed sobą dwa małe przedmioty i bez słowa zaczął się w nie wpatrywać. Było to wszystko, co zostało po jego pięcioletniej córeczce – odcięte dłoń i stopa.
Możliwe, że pod koniec życia pozbawiony skrupułów król Belgów przeklinał dzień, w którym wymyślono fotografię. Niegdyś sam przekonywał, że jego działalność w Kongu ma otworzyć dla cywilizacji jedyną część globu, do której ta jeszcze nie dotarła. Niedługo po tym postęp obrócił się przeciwko niemu.
Leopold II Koburg, bo o nim mowa, był na ustach wszystkich z powodu wścibskich fotografów-amatorów, którzy mieli czelność dokumentować zbrodnie popełnianie w jego imieniu przez europejskich zarządców. Władca przez lata ukrywał przed międzynarodową opinią publiczną okrucieństwa, do których dochodziło w Kongu; udało mu się przekonać wszystkich, że jego przedsięwzięcie ma charakter charytatywny. Fotografia zburzyła to wszystko niczym domek z kart: w jednej chwili wizerunek dobrotliwego filantropa, za którego chciał uchodzić monarcha, ustąpił miejsca krwawej bestii.
Rozterki, które mogły mu wtedy towarzyszyć, zainspirowały słynnego amerykańskiego pisarza Marka Twaina do stworzenia w 1905 r. pamfletu pt. Solilokwium króla Leopolda. Autor potępiał w nim postać monarchy, kreśląc jego fikcyjny monolog wewnętrzny.
Kodak był dla nas bolesnym nieszczęściem. To najpotężniejszy wróg, który się z nami zmierzył (...). To jedyny świadek, jakiego spotkałem w swej długiej karierze, którego nie mogłem przekupić – pisał szyderczo Twain. O mocy tych słów świadczy najlepiej fakt, że aparat fotograficzny marki Kodak był używany przez pewną angielską misjonarkę, której udało się zdemaskować Leopolda II.
Dramat afrykańskiego ojca
Belgijscy parlamentarzyści nie byli zainteresowani koloniami, ponieważ uważali, że państwa ich wielkości nie stać na utrzymywanie kosztownych terytoriów zamorskich. Leopold II nie zamierzał jednak rezygnować, gdyż widział w tych ziemiach nie tylko prestiż, ale i okazję do wzbogacenia się. W 1876 r. monarcha zorganizował w Brukseli Międzynarodową Konferencję Geograficzną, na której starał się przekonać specjalistów i działaczy społecznych, że zamierza otoczyć opieką mieszkańców Konga, będących narażonych na działanie arabskich handlarzy niewolników.
Dziewięć lat później terytorium w sercu Afryki zostało przyznane Leopoldowi II na mocy postanowień konferencji berlińskiej. Co istotne, kolonia nie weszła w posiadanie państwa belgijskiego, lecz została włączona do prywatnego majątku króla. Tak zaczął się dramat milionów Afrykanów, którzy byli zmuszani przez przedstawicieli monarchy do zbierania kauczuku oraz kości słoniowej. Kongo stało się prawdziwą żyłą złota zwłaszcza w latach 90. XIX w., gdy powstały gumowe opony Dunlopa.
Bunty i niewyrabianie przez tubylców nieludzko wysokich norm zbioru kauczuku były surowo karane. Pacyfikowano całe wioski, odcinano dłonie i porywano dla okupu (którym był oczywiście kauczuk) kobiety i dzieci. Jeden z wielu takich ludzkich dramatów został uwieczniony na zdjęciu przez angielską misjonarkę Alice Seeley Harris, nazywaną matką praw człowieka.
Widać na nim mężczyznę o imieniu Nsala, który wpatruje się w stopę i dłoń odcięte jego pięcioletniej córce Boali. Fotografia została wykonana 14 maja 1904 r. Dzień wcześniej piętnastu strażników firmy Abir Kongo Company zaatakowało wioskę Wala, z której pochodził Nsala. Jak można się domyślić, powodem agresji było niewyrobienie przez plemię wymaganych zbiorów kauczuku.
Strażnicy reprezentujący interesy firm działających na terenie Konga pochodzili z dzikich plemion, które w tamtym czasie wciąż praktykowały kanibalizm. Mordowanie Afrykanów rękami innych tubylców było często stosowaną praktyką; strażnicy byli brutalni, ponieważ mieli świadomość, że za pobłażliwość wobec osób niespełniających norm sami mogą zostać ukarani. Leopold II dobrze wiedział, co dzieje się w jego kolonii, ponieważ sam rozkazał zaprowadzać dyscyplinę siłą. Król zarabiał na eksploatacji kauczuku przez prywatne firmy pokroju Abir Kongo Company, udzielając koncesji oraz będąc większościowym udziałowcem.
Ludzie, którzy najechali Walę, zamordowali na miejscu dwóch wodzów wioski oraz rodzinę Nsali: jego żonę Boningangoę, dziesięcioletniego syna Esangę i córkę Boalę. Następnie pokroili swoje ofiary na kawałki, ugotowali w kotłach i zjedli. Nsala zdołał uciec, wykradając wcześniej szczątki swojej córki.
Prawda wychodzi na jaw
Mężczyzna postanowił pokazać pozostałości Boali misjonarzom, jako dowód okrucieństwa, które spotkało jego bliskich; w tym czasie rdzenni mieszkańcy Konga wiedzieli już, że misjonarze byli jedynymi białymi przybyszami z dalekiego lądu, u których mogą szukać pomocy. Nsala trafił pod dach Alice Harris i jej męża Johna.
Małżeństwo od dawna dokumentowało zbrodnie i łamanie praw człowieka w kolonii Leopolda II, uwieczniając najbardziej przerażające przykłady na zdjęciach. Obrazy okaleczonych Afrykanów były prezentowane na specjalnych pokazach slajdów w Europie i Stanach Zjednoczonych w celu potępienia krwawych rządów króla Belgów.
Pięć dni po sfotografowaniu Nsali John Harris napisał list do Henry’ego Grattana Guinnessa, jednego z założycieli Stowarzyszenia na rzecz Reformy Konga (The Congo Reform Association). Wyraz twarzy ojca, przerażenie osób postronnych oraz odcięte dłoń i stopa przemówią do największych sceptyków. To zdjęcie jest najbardziej wymowne i (…) wywoła u widzów wybuch wściekłości – przekonywał.
Przeświadczenie Harrisa o misyjnej roli tej fotografii było jak najbardziej słuszne. Zdjęcie Nsali zostało wydrukowane w wydanych w 1904 r. egzemplarzach książki Rządy króla Leopolda w Afryce autorstwa brytyjskiego dziennikarza Edmunda D. Morela. Można było je również znaleźć w pierwszych wydaniach wspomnianego już pamfletu Solilokwium króla Leopolda. W kampanię przeciwko belgijskiemu władcy włączyło się wielu wybitnych pisarzy epoki, wśród których znaleźli się m.in. Arthur Conan Doyle i nasz rodak Józef Korzeniowski, znany całemu światu jako Joseph Conrad.
Coraz gorsza prasa skłoniła monarchę do stworzenia siatki opłacanych dziennikarzy, którzy dyskredytowali w swoich artykułach jego przeciwników. Dla zachowania pozorów powołał też komisję śledczą, która miała zbadać, co zaszło w wiosce Nsali (oczywiście nie wykazała ona żadnych nieprawidłowości na niekorzyść króla). Działania te nie odniosły większego skutku. W 1908 r. zrezygnowany Leopold II sprzedał Kongo państwu belgijskiemu. Rok później zmarł.
Szacuje się, że w ciągu dwóch dekad jego rządów w Afryce mogło zginąć nawet 10 mln mieszkańców Konga, co stanowiło w przybliżeniu połowę ówczesnej populacji tego regionu. Wyzysk tubylców przyniósł królowi fortunę w wysokości nie mniejszej niż 220 mln franków. Dziś ta suma byłaby równa blisko 4 mld złotych.