Raport sprzętowy znad polskiego morza

Czym się tam w tym roku fotografuje? Byłem, więc się przyjrzałem. Trochę się zdziwiłem, trochę spraw zrozumiałem, trochę się pośmiałem. Ale po kolei.

© Paweł Baldwin
© Paweł Baldwin
Paweł Baldwin

28.08.2016 | aktual.: 26.07.2022 18:53

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Czego nie widać nad Bałtykiem? Oczywiście aparatów jak na zdjęciu w nagłówku. Kieszonkowe kompakty wymarły niemal doszczętnie, oczywiście zastąpione przez wszechobecne smartfony. Choć akurat owo Fujifilm takim zwykłym kieszonkowcem nie jest, gdyż F770 poza niepozorną powierzchownością dysponuje też obiektywem 25-500 mm i RAWami. Ale tak czy inaczej, takich maleństw – mniej i bardziej wyrafinowanych, widać mało. A jaka klasa aparatów króluje? Ja bym nie zgadł. Duże kompakty z superzoomami! Głównie Nikony i Sony, choć przewijało się też trochę Panasoniców. Canon w ilościach śladowych. Dopiero teraz zrozumiałem skąd u mnie na blogu tak dużą popularnością cieszą się testy tego typu aparatów. Widać było jak na dłoni, że one po prostu są bardzo popularne. Do kieszeni smartfon, do poważniejszych zdjęć bridge / hybryda / superzoom (jakkolwiek chcemy te cyfrówki nazywać) – taka jest teraz tendencja. Całkiem sporo jest też lustrzanek, zdecydowanie tych prostszych. W tej klasie sprzętu ilościowo królują Nikony. Bezlusterkowce? Baaardzo skromnie. Olympusy przemykały się pojedynczo, więcej widać było Sony. Nie spodziewałem się, że tak ostatnio popularyzowana grupa cyfrówek, jest tak mało widoczna.

Największe zdziwienie? Nie dotyczyło ono aparatów, ale było bardzo miłe. Mnóstwo statywów! I to nie tylko wieczorem na plaży podczas obowiązkowego fotografowania zachodu słońca. Po prostu wszędzie i o każdej porze dnia spotykało się ludzi z plecakiem / torbą i statywem na ramieniu. Gdy ich widziałem podczas fotografowania, byli to przeważnie „lustrzankowcy”, choć dużych kompaktów na statywach wcale nie było o wiele mniej. Widać, że świadomość fotograficzna rośnie.

A z czego najbardziej się pośmiałem? No, nie tyle z czego, a z kogo. Z gościa, który dysponował najpoważniejszym sprzętem jaki widziałem podczas dwóch tygodni wakacji. Aparatem był jakiś duży Canon, najprawdopodobniej któraś „jedynka”. Ale już co do obiektywu wątpliwości nie miałem: 200/2. Istotą był jednak nie sprzęt, a samo fotografowanie. Niby normalka: zdjęcia kilkuosobowej rodziny na plaży. Nie, nie zdjęcia: sesja zdjęciowa. Czyli ustawianie, dyrygowanie, popędzanie. Wszystko to wobec ludzi, którzy mieli ochotę jedynie się poopalać, a dzieci liczyły na zabawę w piasku. Nic z tego! Fotografowanie ważniejsze. A gdy do tego celu używa się dwusetki, to się foci z co najmniej kilkunastu metrów, więc nie obywa się bez pokrzykiwania i wymachiwania. No i zmiana kąta spojrzenia o dziesięć stopni to nie głupie dwa kroczki, a miotanie się pomiędzy parawanami lub wbieganie do wody. Na dokładkę widać było, że rodzina fotografa była do takich sytuacji przyzwyczajona, więc – no, może nie olewała gościa, ale wyraźnie stosowała bierny opór. Kontrast był potężny: z jednej strony profesjonalnie (naprawdę!) zachowujący się fotograf, z drugiej ogólny plażowy luz i mający fotografa w nosie „modele”. Jednym słowem, urozmaicenie upalnego dnia nad wodą znacznie milsze i bardziej interesujące niż kolejna motolotnia ciągnąca reklamę supergluta.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Komentarze (0)