Canon EOS‑1D X Mark II - test najszybszej lustrzanki na świecie
Druga odsłona flagowego Canona została zaprezentowana tuż przed Euro 2016 we Francji. To obecnie najszybsza lustrzanka na świecie, która ma poradzić sobie na meczu, w dżungli i na wojnie. Czy zastosowane ulepszenia rzeczywiście przełożą się na lepsze zdjęcia? Sprawdzimy to w naszym teście.
Opis i specyfikacja
Canon EOS-1D X Mark II pojawił się na początku lutego 2016 roku, czyli miesiąc po premierze Nikona D5. Najbardziej profesjonalne lustrzanki zawsze pojawiają się niedługo przed ważnymi wydarzeniami sportowymi, takimi jak Mundial, Euro czy Olimpiada. To najlepszy czas, kiedy agencje robią zakupy, a tu Canon i Nikon walczą ze sobą szczególnie mocno.
Poprzednik, model EOS-1D X, był swego rodzaju połączeniem serii 1D i 1Ds, czyli aparatu reporterskiego i studyjnego. Dziś funkcje studyjne przejęły modele 5Ds i 5DsR, natomiast reporterski otrzymał pełnoklatkową matrycę. Dokładnie tą samą drogą podążył Nikon, choć Canon przez dłuższy czas nie miał w ofercie konstrukcji o wyjątkowo dużej liczbie pikseli.
EOS-1D X Mark II ma właściwie tylko jednego konkurenta na rynku i jest nim oczywiście wspomniany wcześniej Nikon D5. Mimo podobieństw w konstrukcji, w aparatach dostrzegłem całe mnóstwo różnic, które opiszę w dalszej części testu.
Budowa i obsługa
Model 1D X Mark II prawie nie różni się od swojego poprzednika w kwestii ergonomii. Delikatnie przeprojektowano joysticki i dodano przełącznik trybu filmowego, który umieszczono obok wizjera. Aparat cechuje się nawet tą samą wagą, która wynosi 1340 gramów. Przyjrzyjmy się poszczególnymi przyciskom i elementom sterującym.
Podobnie, jak w innych modelach serii 1, nie umieszczono tu koła trybów. Tryby są zmieniane w taki sposób, jak w Nikonach z wyższej półki: po wciśnięciu przycisku mode, wybieramy konkretny tryb kołami nastaw. Obok wspomnianego przycisku umieszczono również wybór napędu i trybu AF, a także wybierak pomiaru światła i kompensację lampy błyskowej. Nad dużym pryzmatem pentagonalnym umieszczono moduł GPS, który może przydać się do geotagowania zdjęć. Do tej pory należało zaopatrzyć się w zewnętrzny odbiornik, który z kolei uniemożliwiał podłączenie innych akcesoriów. Po prawej stronie znajdziemy przyciski odpowiadające za podświetlenie monochromatycznych ekranów, zmianę balansu bieli, kompensację ekspozycji, a także zmianę czułości ISO. Nie zabrakło oczywiście spustu migawki, a także przycisku M-Fn, który służy do wyboru stref AF.
Tylna ściana, w porównaniu do innych aparatów bez wbudowanego uchwytu pionowego, jest wręcz ogromna. Po lewej stronie umieszczono przyciski menu i info. Obok mieści się duży wizjer oparty o pryzmat pentagonalny, o pokryciu 100% kadru i powiększeniu x0,76. Dodatkowo, wzorem modeli 7D Mark II i 5Ds, możemy wyświetlić w nim szereg informacji. Prócz siatki i poziomicy dostajemy informacje o trybie fotografowania, pomiarze światła, balansie bieli, trybie AF, napędzie czy jakości zdjęć. Podgląd poszczególnych opcji możemy w razie potrzeby wyłączyć. Niemniej jednak nie wpływają one negatywnie na ocenę samego kadru. Wizjer dodatkowo wyposażony jest w zasłonkę do długich czasów naświetlania. Nie zabrakło również korekcji optycznej, ale aby jej dokonać, należy zdjąć muszlę oczną.
Po prawej stronie od wizjera umieszczono nowy przełącznik trybu Live View i Video, oparty o tę samą zasadę, co inne modele producenta. Dalej znajdziemy przycisk AF-ON, blokadę ekspozycji i aktywację wyboru pól AF.
Poniżej umieszczono joystick, a pod nim klasyczne, duże koło nastaw, z centralnym przyciskiem SET. Pod ekranem znajdziemy szereg przycisków do obsługi trybu podglądu. Pod nimi znalazł się drugi, monochromatyczny ekran wyświetlający informacje o kartach pamięci, folderach i jakości zdjęć. Po prawej znajdziemy włącznik z blokadą niektórych elementów sterujących, a obok niego, zdublowane przyciski do uchwytu pionowego.
Przy uchwycie pionowym umieszczono jeszcze jego włącznik i gniazdo wężyka spustowego. Z przodu znajdziemy również sloty kart pamięci. Canon zdecydował się umieścić dwa złącza - CF i CFast. Szkoda, że wzorem Nikona nie są to dwa sloty jednego rodzaju pamięci. Nikon daje użytkownikom wybór.
Na lewej ścianie znajdziemy szereg złączy pod miękkimi, gumowymi zaślepkami. Są to: Ethernet 300 MB/s, USB 3.0, mini HDMI, gniazdo PC, mikrofonowe, słuchawkowe oraz zdalnego wyzwalania. Na przodzie obudowy znajdziemy dwa zestawy przycisków funkcyjnych. Szkoda, że przyciski mają dość mały skok, przez co ich wyczucie pod palcami nie jest zbyt łatwe.
Szkoda również, że Canon nadal nie zastosował podświetlenia przycisków, które znajdziemy u konkurenta, a nawet w niższym modelu D500.
Nie zapominajmy o baterii - to nowy model LP-E19, który jednocześnie jest zaślepką slotu. Według producenta wystarcza na zrobienie około 1200 zdjęć. Podczas moich testów, po zrobieniu około 1100 zdjęć, przy włączonym GPSie i nagraniu kilkunastu klipów, wskazania akumulatora nadal pokazywały 40% naładowania. Myślę, że przy samym fotografowaniu, spokojnie możemy osiągnąć wynik 3-4 tysięcy zdjęć na jednym ładowaniu. Co ciekawe, akumulator od poprzednika LP-E4 również pasuje, choć prędkość zdjęć seryjnych spada wtedy do 12 kl./s.
Warto przyjrzeć się również ekranowi, który ma przekątną 3,2 cala, a jego rozdzielczość to 1,62 mln punktów. Co ważne, jest jasny i bardzo dobrze odwzorowuje barwy. Canony z wszystkich aparatów na rynku najwierniej odwzorowują barwy, a to, co widzimy na małym ekranie, jest bardzo zbliżone do tego, co wyświetla skalibrowany monitor. Ekran wyposażony jest również w funkcję dotyku, ale jej przyjrzę się w dalszej części testu.
Przejdźmy jednak do samego chwytu i materiałów, z których wykonano korpus. Konstrukcja oparta jest oczywiście o stop magnezowy, który został pokryty czarnym lakierem i twardą, charakterystyczną dla Canona gumą. Aparat świetnie leży w dłoni, choć pionowy grip mógłby być nieco głębszy, szczególnie dla osób o dużych dłoniach. W przypadku tak ciężkiego korpusu, guma mogłaby być nieco bardziej miękka i lepka, co pozytywnie przełożyłoby się na pewność chwytu.
Sam aparat wykonany jest jednak bardzo pancernie. W końcu Canony serii 1 słyną z tego, że wracają całe z wojny, rajdów czy zamieszek. To klasa sama w sobie. Co ważne, Canon zastosował nową migawkę i zespół lustra. Żywotność migawki szacowana jest na 400 000 cykli, a jej opóźnienie wynosi 36 lub 55 ms w zależności od wybranego trybu. Dodatkowo mamy możliwość wykorzystania trybu cichych zdjęć, w którym lustro pracuje bardziej sprężyście i rzeczywiście trochę ciszej, ale ludzie na ulicy nadal będą się za nami obracać.
Dodatkowo mechanizm lustra został zaprojektowany wzorem modeli EOS-5Ds i 5DsR. Ten został wyposażony w system, który tłumi drgania, co z kolei pozwala na osiągnięcie dłuższych czasów naświetlania przy fotografowaniu z ręki, jak i ze statywu. Rzeczywiście, w porównaniu do poprzednika, całość pracuje bardziej miękko i sprężyście.
Obsługa
Pod kątem obsługi praktycznie nic nie zmieniło się w porównaniu z poprzednikiem. Co ważne, przed zdjęciami, nad aparatem koniecznie trzeba przysiąść i spersonalizować go do swoich potrzeb. Samej personalizacji przyjrzę się w kolejnym rozdziale, bo możliwości, jakie otwiera przed nami EOS-1D X Mark II, są ogromne.
Podczas fotografowania wchodzenie do menu będzie rzadkością, z uwagi na mnogość przycisków na obudowie. Każda z najważniejszych opcji ma przypisany osobny przycisk, a ich zmiany odbywają się poprzez obracanie tarczami nastaw. Wszystkie przyciski, prócz wspomnianych na froncie obudowy, mają odpowiedni skok i są dobrze wyczuwalne pod palcami.
Canon po raz pierwszy, w tak wysokim modelu, zastosował również obsługę dotykową i tu niestety się rozczarowałem. Niższe modele są wręcz stworzone do obsługi dotyku, a w 1D X Mark II funkcja dotykowa ogranicza się właściwie tylko do wyboru punktu AF w trybie Live-View. Muszę przyznać, że obsługa menu, a przede wszystkim menu podręcznego przy pomocy dotyku, jest bardzo wygodna, niezależnie od segmentu. Tu trochę tego zabrakło.
Jeśli miałbym dalej szukać słabszych punktów, byłby to brak dźwigni do wyboru stref AF, który został pokazany w modelu EOS 7D Mark II. W 1D X Mark II wybór również nie sprawia kłopotu, ale wspomniana dźwignia to naprawdę dobry pomysł.
W obsłudze pomaga duży, monochromatyczny ekran w górnej części obudowy. Wyświetla on większość parametrów, takich jak: tryb, balans bieli, tryb AF, pomiar światła, napęd, wskazania akumulatora, miejsce na karcie oraz oczywiście ekspozycję wraz z drabinką.
Przytatny jest także przycisk Q, który wywołuje menu podręczne. Je również możemy spersonalizować, ale do jego obsługi ewidentnie brakuje funkcji dotyku. Tu Canon niepotrzebnie wyciął tę możliwość. Podobnie, jak w przypadku innych funkcji, można byłoby ją po prostu dezaktywować w razie potrzeby.
Obsługa Canona EOS-1D X Mark II jest naprawdę wygodna, ale z drugiej strony Canon w innych modelach udowodnił, że ma kilka fantastycznych opcji, które z powodzeniem jeszcze bardziej usprawniłyby obsługę flagowego modelu.
Menu
Układ menu w nowym Canonie EOS-1D X Mark II pozostał niezmieniony i nie został ujednolicony z innymi, nowymi produktami japońskiego producenta. W modelu EOS-80D chwaliłem nowy, płaski design, więc szkoda, że nie trafił on do flagowego produktu. Z drugiej strony ciężko znaleźć w nim słabsze ogniwa. Na górze ekranu mamy do wyboru 6 zakładek - fotografowania, autofokusu, odtwarzania, ustawień całego aparatu, głębokich ustawień personalizacyjnych, jak również zakładkę własnych ustawień. Po rozwinięciu konkretnej zakładki, poniżej, zestaw bloczków informuje nas, ile znajduje się w niej kart. W menu ustawień personalizacyjnych jest ich aż 8, z kolei na autofokus przeznaczono ich aż 5. To z kolei pokazuje, z jak rozbudowanym sprzętem mamy do czynienia. Co ważne, wszystko jest logicznie poukładane i dobrze opisane. Dla przykładu, od ponad pół roku mam Sony A7II i za każdym razem, gdy szukam jakiejś nieco głębszej funkcji, muszę przetrząsać całe menu.
Tak, jak wspomniałem, mamy również menu podręczne, aktywowane przyciskiem „Q”. Jest ono w pełni możliwe do skonfigurowania. W moim przypadku pokazywało ono tryb fotografowania, drabinkę ekspozycji, ISO, tryb AF i wybór punktów, pomiar światła, jakość zdjęć, balans bieli oraz napęd. Niemniej jednak funkcje, które mają być w nim wyświetlone, zależą tylko i wyłącznie od użytkownika.
Menu podręczne wyświetlane jest również w trybie Live-View i trybie filmowym. Funkcje wyświetlane są w prawej i lewej części ekranu, dzięki czemu nie przysłaniają całego kadru.
Pesonalizacja
Chociaż w naszych testach nie ma oddzielnego miejsca na możliwości personalizacji, to pominięcie tego aspektu w kontekście do testowanego EOSa byłoby nieporozumieniem.
Powiem krótko - w 1D X Mark II można spersonalizować niemal wszystko. Zacznijmy jednak od przycisków. Tych, które możemy zaprogramować jest 8, przy czym funkcje na przyciskach, na przodzie obudowy, są dublowane, tzn. te same funkcje znajdziemy zarówno przy uchwycie pionowym, jak i poziomym. W porównaniu do np. Sony A7R II liczba przycisków i funkcji może i jest uboga, ale trzeba zwrócić uwagę, że samych dedykowanych konkretnym funkcjom przycisków w 1D X Mark II jest znacznie więcej.
Do tego mamy możliwość włączania lub wyłączania poszczególnych opcji, co ma sprawić, że obsługa aparatu będzie znacznie szybsza. Do takich funkcji należą m.in tryby fotografowania, typy pomiaru światła czy tryby napędu. Jeśli fotograf korzysta tylko z trybów AV i M, pomiaru punktowego i matrycowego i tylko ze zdjęć pojedyńczych i szybkiej serii, nie ma problemu, żeby tylko te funkcje były dostępne pod dedykowanymi przyciskami. To bardzo wygodne, jeśli fotograf zajmuje się konkretną dziedziną i po prostu nie korzysta z innych opcji. Dzięki temu zmiana poszczególnych funkcji będzie znacznie szybsza.
Dodatkowo możemy ustawić szybkość zdjęć seryjnych dla poszczególnych trybów napędu i ograniczyć długość serii. Canon zastosował również funkcję mikroregulacji ekspozycji i ekspozycji lampy. Regulacja odbywa się co 1/8 EV od -1 do + 1EV, zarówno dla ekspozycji światła zastanego, jak i lampy błyskowej. W 1D X Mark II możemy także regulować kompresję zdjęć JPG dla 4 rozmiarów, w 10 stopniowej skali.
Podobnych, personalizacyjnych funkcji znajdziemy jeszcze wiele. Co jednak ważne, wszystkie ustawienia indywidualne możemy wyeksportować na kartę, więc jeśli fotograf dostanie w agencji inny egzemplarz, to posiadając wyeksportowane na kartę pamięci ustawienia, nie straci ani chwili na konfigurowanie drugiego korpusu. To już typowo profesjonalne funkcje, których na próżno szukać w aparatach z niższej półki.
Fotografowanie w praktyce
Szybkość i wydajność
Nowy Canon EOS-1D X Mark II to obecnie jeden z najszybszych aparatów na rynku. Za szybkość działania odpowiada m.in podwójny procesor Digic 6+. Aparat już w niespełna pół sekundy po włączeniu może wykonać serię zdjęć. Tu nie ma mowy o jakichkolwiek opóźnieniach. W działaniu całego aparatu nie znalazłem ani jednego słabego punktu. Aparat wszystkie funkcje zmienia w momencie ich wyboru. Po wykonaniu serii zdjęć, 1D X Mark II w ogóle nie zwalnia, pozwalając na przeglądanie dotychczas zapisanych zdjęć. Wszystko po prostu dzieje się w czasie rzeczywistym.
Canon EOS-1D X Mark II to prawdziwy karabin maszynowy. Maksymalna szybkość wykonywania zdjęć seryjnych to 14 kl./s w normalnym trybie oraz 16 kl./s w trybie Live-View (z podniesionym lustrem). Dla porównania, poprzednik oferował prędkość o 2 kl./s niższą dla każdego z trybów. Nikon D5 jest również o 2 kl./s wolniejszy od najnowszego Canona. Maksymalna prędkość oferowana jest oczywiście z ciągłym działaniem układu AF.
Długość serii RAW Canon deklaruje na 170 zdjęć przy wykorzystaniu kart CFast 2.0. Korzystając z karty SanDisk Extreme Pro 64 GB bez problemu uzyskiwaliśmy 170-185 zdjęć w serii. Przy zapisie RAW + JPG z najwyższej jakości, maksymalną prędkość uzyskujemy wykonując serie nie dłuższe niż 100-105 zdjęć. Opróżnianie bufora z plików RAW + JPG zajmuje około 6 sekund, podobnie przy zapisie samych RAWów. Dla plików JPG, jedynym ograniczeniem jest pojemność karty.
Dla porównania, Nikon D5 przy wykorzystaniu kart XQD oferuje zapis 200 plików RAW z pełną prędkością. Tak czy inaczej, 170 RAWów w serii to naprawdę świetny wynik. Dodatkowo należy wspomnieć o opóźnieniu migawki. Standardowo wynosi on około 55 ms, ale można skrócić go do około 35 ms. W obydwu przypadkach jednak nie możemy mówić o odczuwaniu tzw. shutter lagu.
Autofokus
Układ w Canonie EOS-1D X Mark II oparty jest o 61 punktów, z czego 41 są punktami krzyżowymi, a 5 podwójnie krzyżowymi. Punkty pokrywają dużą powierzchnię kadru - o około 20% większą w stosunku do poprzednika. Tu Nikon D5 wypada nieco lepiej pod względem liczby punktów - ma ich 153. Jednak w porównaniu do testowanego Canona, ich rozkład jest bardzo podobny i zajmuje podobną powierzchnię. Co jednak ważne, wszystkie punkty w Canonie są czułe do wartości f/8, podczas gdy Nikon oferuje czułość do f/5.6, natomiast dla ciemniejszych szkieł możliwy jest wybór 9 (z 15) punktów w centrum kadru. Canon ma tu więc przewagę dla osób, które korzystają ze szkieł f/5.6 z konwerterami.
Układ AF w 1D X Mark II działa rewelacyjnie, zarówno dla trybu pojedynczego, jak i ciągłego. Podczas testów zrobiłem kilka tysięcy zdjęć, również długich serii, ze śledzeniem różnych obiektów i nieostre zdjęcia były prawdziwą rzadkością. Tu należą się duże brawa.
Co ważne, w menu, samemu autofokusowi poświęcono aż 5 kart. Mamy możliwość regulowania takich parametrów, jak czułość śledzenia, śledzenie przyspieszania/zwalniania czy szybkość automatycznego przełączania punktów AF. Do wyboru mamy 5 predefiniowanych ustawień wspomnianych czynników. Dodatkowo możemy wybrać punkty, które możemy wybierać ręcznie, a także strefy AF. Opcji ustawień samego autofokusu jest po prostu mnóstwo. Rozmawiając z jednym z reporterów, który fotografuje sport, dowiedziałem się, że ustawienie autofokusu w jego 1D X pierwszej generacji zajęło mu kilka tygodni, a różnice w ustawieniach dla różnych dyscyplin sportu są naprawdę duże.
Podczas testów wiele fotografowałem obiektywem Canon EF 200-400 mm f/4L IS USM z extenderem x1.4. Głównymi obiektami do testów ciągłego autofokusa były startujące z wrocławskiego lotniska samoloty, biegające po kołobrzeskiej plaży psy i samochody na torze. System pomiaru ciągłego AI Servo AF III+ działał za każdym razem niemal bezbłędnie, a jego skuteczność w wielu przypadkach była bliska 100%. Jedynym momentem, gdzie kilka razy spudłował, było fotografowanie psa, którego kolor był bardzo bliski kolorowi piasku. Poza tym, ten układ to prawdziwy majstersztyk.
Co ważne, autofokus działa również w trybie Live-View za sprawą układu Dual Pixel CMOS AF. Dzięki specyficznej konstrukcji niektórych pikseli, które składają się z dwóch fotodiod, możliwa jest detekcja fazy na samej matrycy. O tym układzie również można napisać wiele dobrego. Jego czułość, szybkość i sprawność jest porównywalna do najszybszych bezlusterkowców na rynku.
Podczas filmowania możemy wykorzystać ciągły autofokus, a ten sprawdza się naprawdę dobrze. Szybkość układu regulujemy w 10 stopniowej skali (od -7 do +2). Nawet w najszybszym ustawieniu nie dostrzegłem nerwowości czy rozostrzania. Korzystając ze spowolnienia przeostrzania, zmiana ostrości na poszczególnych planach jest o wiele wolniejsza, a wybór szybkości zależy już tylko od fotografa i konkretnego efektu, jaki chce uzyskać. W Nikonie nadal mamy do czynienia z detekcją kontrastu, która działa tak, że równie dobrze mogłoby jej nie być.
Funkcje dodatkowe
W nowym Canonie zdecydowano się na umieszczenie układu GPS. To miły dodatek, szczególnie dla fotografów, którzy zajmują się reportażem. Ustawień tego modułu, jak na 1D X Mark II przystało, jest rzeczywiście dużo. Aparat może rejestrować naszą pozycję również w momencie, gdy aparat jest wyłączony. Możemy także zmieniać częstotliwość sprawdzania naszej lokalizacji (od 1 sekundy do 5 minut), co oczywiście przekłada się na żywotność akumulatora. Przez większość czasu GPS był włączony, a aktualizowanie pozycji ustawiłem na co minutę.
W trybie 1 aparat co jakiś czas włącza GPS przy wyłączonym aparacie, natomiast w trybie 2, włącza go tylko w momencie, gdy aparat jest w trybie automatycznego wyłączenia. Z mojego doświadczenia wynika, że lepszym pomysłem jest włączenie trybu drugiego. Podczas testów korzystałem z trybu 1 i nie zauważyłem mocnego spadku naładowania akumulatora. Jednak po przyjeździe do domu, kiedy aparat przez 3 dni leżał nieużywany, GPS rozładował akumulator o około 30%. Tak czy inaczej, uważam, że GPS w aparacie to bardzo trafiona funkcja i to dobry krok, że pojawiła się w topowym modelu.
Szkoda, że nie pojawiły się jednak opcje, które zagościły w aparacie dla entuzjastów - modelu EOS-80D. Mam tu na myśli timer Bulb czy interwałometr.
Filmowanie
Canon jako pierwszy wprowadził na serio funkcję filmowania do swoich lustrzanek (w modelu EOS-5D Mark II). Był jeszcze Nikon D90, ale to Canon spopularyzował ten segment i to od niego tak naprawdę wszystko się zaczęło. Dziś rynek wygląda inaczej i Canon poszedł w nieco inną stronę. Funkcje filmowe są znacznie bardziej rozbudowane w bezlusterkowcach Sony i Panasonika, natomiast Canon mocno promuje kamery serii C. EOS-1D X Mark II to druga lustrzanka producenta filmująca w rozdzielczości 4K. Pierwszy był Canon EOS-1D C, który został zaprezentowany równolegle z poprzednikiem - EOS-1D X.
Canon EOS-1D X Mark II oferuje zapis w pełnej rozdzielczości 4K (4096 x 2160 pikseli), przez co proporcje boków to już nie klasyczne 16:9 a 17:9. Aby skorzystać z pełni możliwości filmowych flagowego Canona, konieczne jest wykorzystanie kart CFast. Na kartach CF zapiszemy jedynie 10 sekund materiału, a trudno traktować to poważnie.
Co ważne, pliki 4K zapisywane są w kompresji MJPG, gdzie każda klatka kompresowana jest osobno, co z kolei znacząco podnosi jakość w stosunku do kodowania H.264. Bitrate wynosi aż 800 Mb/s, a pliki zapisywane są z próbkowaniem koloru 4:2:2. Dodatkowo, filmy w tej rozdzielczości zapisywane są z prędkością do 60 kl./s.
Tak duży bitrate to doskonała jakość i rzeczywiście filmy są niesamowicie szczegółowe, a o śladach kompresji w postaci artefaktów nie ma śladu. Należy jednak pamiętać, że do sprawnej obróbki materiału należy posiadać naprawdę mocną maszynę, bo na karcie 64GB zapiszemy zaledwie ok. 10 min materiału.
Zapis 4K niesie za sobą jednak pewne ograniczenia. Podczas filmowania aparat kadruje centrum matrycy i zapisuje tylko natywną rozdzielczość 4K matrycy aparatu. Wiąże się z tym zawężenie pola widzenia do cropa wynoszącego około x1.4. Nie mamy również możliwości wypuszczenia czystego sygnału 4K przez HDMI na zewnętrzny rekorder, a co za tym idzie - konieczne będzie wyposażenie się w wiele drogich kart CFast, chcąc wykorzystać pełny potencjał 1D X Mark II.
Kolejny minus 1D X Mark II otrzymuje za brak płaskiego formatu zapisu, takiego jak C-Log lub bliźniaczych S-Log’ów, znanych z aparatów Sony. W tym wypadku trzeba będzie się posiłkować zewnętrznymi profilami, które zawsze są jakimś półśrodkiem. Szkoda, że Canon nie umieścił również typowo filmowych funkcji, takich jak focus peaking czy zebra. Kolejny minus należy się za brak możliwości zmiany ISO w trybach P, Av, Tv - możemy to robić tylko w trybie manualnym, na drobnych fakturach pojawia się także mora. Na plus należy jednak policzyć zapis Full HD przy 120 kl./s, złącze mikrofonowe i słuchawkowe, a także brak widocznego efektu rolling shutter.
Co ważne, podczas filmowania bardzo sprawnie działa autofokus, co opisałem w poprzednim rozdziale. Więcej szczegółowych parametrów filmowania znajdziecie w tabeli na pierwszej stronie testu.
Filmy zostały nagrane przy wyłączonym odszumianiu.
Szumy
Canon EOS-1D X Mark II wyposażony jest w matrycę CMOS o rozdzielczości 20 megapikseli. Ta obsługiwana jest przez podwójny procesor Digic 6+. Matryca pracuje w natywnej czułości od ISO 100 do 51200 z możliwością rozszerzenia do ISO 50 w dół i 409 600 w górę. Tu warto wspomnieć, że rozszerzane czułości w D5 kończą się na wartości ponad 3 mln. Jak jednak mogliśmy zobaczyć na zdjęciach, przebijanie się na programowe czułości to tylko chwyt marketingowy.
Jakość zdjęć w najnowszym Canonie jest naprawdę na wysokim poziomie. Bardzo dobrą jakość zdjęć uzyskamy do ISO 1600, kiedy szum jest bardzo drobny i prawie niedostrzegalny. Spadek jakości zauważalny jest dopiero od ISO 3200, ale do wartości ISO 25600 jakość można uważać za w pełni akceptowalną. W specyficznych warunkach, jeśli kadr jest dobrze naświetlony, możemy skorzystać nawet z ISO 102 400. Niestety kolejne programowe czułości bardzo mocno degradują jakość obrazu i powodują, że nie używałbym ich nawet w ostateczności.
Detale
Oddanie szczegółów na zdjęciach prezentuje się bardzo dobrze. Do ISO 1600 właściwie nie widać spadku szczegółowości obrazu. Nawet ISO 6400 nie degraduje zbyt wielu szczegółów, a w niektórych sytuacjach możemy pokusić się o skorzystanie z ISO 25600. Powyżej tej wartości, jakość zaczyna mocno spadać, więc chcąc fotografować szczegółowe obiekty, najlepiej nie wychodzić poza ISO 6400. Tak, czy inaczej - duże brawa dla Canona.
Szumy w praktyce
Zdjęcia po obróbce RAW
Zdjęcia przykładowe
Artykuł podzieliłem na cztery galerie. Pierwsza z nich to normalne zdjęcia zrobione w formacie RAW, a następnie wywołane w Adobe Lightroom CC 2015 bez żadnych zmian. Druga, to serie zdjęć z kolejnymi czułościami ISO. W trzeciej galerii umieściłem zdjęcia, z których wyciągnąłem szczegóły z cieni i świateł (shadows + 100, highlights -100) i delikatnie skorygowałem ekspozycję. W czwartej i piątej galerii umieściłem serie zdjęć zrobionych przy wykorzystaniu trybu seryjnego 14 kl./s z ciągłym, śledzącym autofokusem. Do zdjęć wykorzystałem obiektywy Canon 17-40 mm f/4L USM, Sigma 35 mm f/1.4 ART DG HSM oraz Canon 200-400 mm f/4 L IS USM.
- Zdjęcia przykładowe
- Zdjęcia po korekcji
- Zdjęcia seryjne (mniejszy rozmiar)
- Zdjęcia seryjne 2 (mniejszy rozmiar)
Podsumowanie
Co nam się podoba
Canon EOS-1D X to rasowy aparat z najwyższej półki. To, co zasługuje na szczególną uwagę, to szybkostrzelność - 14 lub 16 kl./s to prawdziwy rekord. Jeśli połączymy to z błyskawicznym, niesamowicie celnym i czułym układem AF, otrzymujemy prawdziwą bestię. Nie sposób przejść obojętnie obok świetnej matrycy, której osiągi to również światowa czołówka. To, co również zwraca uwagę, to potężne możliwości personalizacji niemal każdego elementu flagowego Canona. Na plus należy policzyć także moduł GPS.
Co nam się nie podoba
Szkoda, że Canon zrezygnował z kilku bardzo udanych rozwiązań, które znamy z innych modeli. Mam tu na myśli dźwignię wyboru stref AF (z EOS-7D Mark II), zaawansowane funkcje dotyku czy interwałometr. Szkoda, że przez 4 lata Canon nie zdecydował się na zmiany w samej konstrukcji aparatu, które umożliwiłyby np. podświetlenie przycisków, co jak udowodnił Nikon, jest niesamowicie przydatne. Ostatnie rozczarowanie to tryb filmowy. O ile nie mam żadnych zastrzeżeń do jakości materiału, o tyle brak płaskiego zapisu C-Log, czy czystego wyjścia HDMI, a także brak zebry czy peakingu pozostawiają niedosyt.
Wedykt
Canon, modelem EOS-1D X Mark II pokazał, że w profesjonalnej fotografii reporterskiej i sportowej, lustrzanki nadal nie widzą konkurencji w bezlusterkowcach. Drugą sprawą jest wąski rynek, na który trafi testowany aparat. To głównie fotografowie sportowi i fotoreporterzy, więc kupno nowego 1D X Mark II będzie naturalnym krokiem w uzupełnieniu systemu.
Canon EOS-1D X Mark II to prawdziwy profesjonalista, który na rynku ma tylko jednego konkurenta. Który jest lepszy? Tego nie można jednoznacznie stwierdzić, bo oba aparaty, mimo bardzo bliskiej rywalizacji, są różne pod wieloma względami. Na plus Canona może działać cena, która wynosi 25 999 zł, a w cenie otrzymujemy 64 GB kartę CFast wraz z czytnikiem. Tu jednak bardziej liczy się to, co oferuje cały system, a jak wiadomo, profesjonalne, długie szkła kosztują prawdziwy majątek.