Ściągamy lampę z sanek, czyli studio na lampach systemowych [poradnik cz. II]
Pora na kontynuację serii poradników o tanim, domowym studio. W tej części opiszę praktyczne zastosowanie lamp systemowych zarówno w domu, jak i plenerze.
Pora na kontynuację serii poradników o tanim, domowym studio. W tej części opiszę praktyczne zastosowanie lamp systemowych zarówno w domu, jak i plenerze.
Gdy zaczynałem przygodę z fotografią studyjną, moje wysposażenie bazowało na dwóch lampach. Za główne światło odpowiadała mocniejsza - Canon 580EX II, natomiast za światło kontrowe lub oświetlające tło mniejsza i słabsza - Tumax 386AFZ przeznaczona do systemu Pentaxa. Nie jest to idealny zestaw, ale z pewnością da się z nim robić wiele ciekawych zdjęć. Dzisiejszy artykuł będzie połączeniem poradnika z testem, w którym opiszę wady i zalety tego rozwiązania.
- Praca z lampami
Lampy systemowe są przede wszystkim małe, więc idąc z nimi na sesję, na pewno znajdzie się dla nich miejsce w standardowej torbie fotograficznej. Dzięki temu można używać ich w ciasnych pomieszczeniach, bez problemu zmieszczą się małych przestrzeniach, gdzie o umieszczeniu nawet niewielkiej lampy studyjnej można jedynie pomarzyć.
Do dziś w moich sesjach często korzystam z lampy systemowej, mimo posiadania większych lamp studyjnych. Przy wykonywaniu poniższej fotografii bardzo zależało mi na umieszczeniu czerwonego koloru w kadrze. Canona 580EXII z czerwonym filtrem schowałem za oparciem sofy. Jeśli chciałbym umieścić tam lampę studyjną, musiałbym przesunąć oparcie, instalować kolejny przedłużacz, a efekt byłby zbliżony.
Przy okazji innej sesji, tym razem plenerowej, korzystałem jedynie z lamp systemowych. Było to przede wszystkim bardzo wygodne, bo cały zestaw zmieścił się w niewielkim pokrowcu i średniej wielkości torbie fotograficznej. Sesję robiłem w godzinach wieczornych, więc nie bez znaczenia była regulacja mocy błysku. Tu lampy systemowe mają przewagę nad studyjnymi. O ile w tych drugich regulacja kończy się najczęściej na 1/32 mocy, w Canonie 580EXII moc można zmiejszyć aż do 1/128. Gdy pracuje się na wysokich ISO i niskich przysłonach, jest to nie do przecenienia. Oczywiście w słoneczny dzień sytuacja wygląda zupełnie inaczej, kiedy to w małych lampach najzwyczajniej brakuje mocy. Przy poniższym zdjęciu korzystałem z dwóch lamp, główna ustawiona była po lewej stronie wraz z parasolką, natomiast druga, bez modyfikatorów skierowana była do środka basenu. Dzięki dużym możliwościom regulacji mocy zredukowałem błysk lampy głównej do 1/64, wydobywając dramatyczne, nieporuszone niebo.
Oczywiście można zbudować domowe studio na lampach systemowych. Tak powstawały moje sesje, w których używałem jedynie dwóch lamp i blendy. Lubię pracować na mocno otwartej przysłonie, więc tu również regulacja mocy ma ogromne znaczenie. Lampy systemowe same w sobie nie są zbyt mocne, przy sesjach domowo-studyjnych pracują przy mocach od 1/16 do 1/4. Lubię wykorzystywać proste schematy oświetleniowe, dlatego gdy mam tylko dwie lampy, jedna zawsze odpowiada za światło główne, druga zaś za oświetlenie tła lub kontrę.
Budując domowe studio, koniecznie zaopatrzcie się w blendę lub kawałek styropianu. Dzięki temu uzyskuje się efekt trzeciej lampy, co bardzo przydaje się w oświetleniu typu clamshell. Taki setup prezentuje poniższe zdjęcie, gdzie Canon 580EXII z parasolką dyfuzyjną ustawiony był centralnie nad modelką, ustawiona na kolanach blenda wypełniała cienie i dawała charakterystyczny blik w oku, a druga lampa z DIY plastrem miodu oświetlała tło. Jest to bardzo prosty przepis na ciekawy, delikatnie oświetlony portret.
Kolejnym zdjęciem, które wykonałem przy pomocy wyłącznie wspomnianych dwóch lamp systemowych, jest nieco szerszy kadr modowy. Tak jak w wypadku większości zdjęć jedna lampa odpowiadała za światło główne, które zostało zmiękczone przez białą parasolkę dyfuzyjną w rozmiarze 110 cm. Druga lampa stała w opozycji do światła głównego i odpowiadała za zarysowanie postaci. Lampa ta nie była wyposażona w żadne dyfuzory, co niestety widać na twarzy modelki. Moim zdaniem ten przykład dobrze pokazuje, że do fotografii, gdzie kadry są nieco szersze niż typowe beauty, moc lamp systemowych w zupełności wystarcza. Canon 580EX II błyskał z 1/4 mocy, natomiast Tumax z minimalną mocą - 1/16. Lubię używać niskich wartości przysłony, żeby maksymalnie rozmyć tło i mieć mniej pracy w Photoshopie przy wymazywaniu ewentualnych niedoskonałości, dlatego przy tym zdjęciu użyłem wartości f/4 i ISO100. Tak więc nie bójcie się o to, że w domowym studio zabraknie Wam mocy, bo nawet jeśli macie ciemniejszy obiektyw, podkręcenie ISO do 200 nie będzie zbrodnią.
- Łączenie światła błyskowego z innymi źródłami światła
Lampy systemowe mają bardzo duży plus jeśli chodzi o zastosowanie filtrów korekcyjnych i efektowych. W tej części skupię się na tych pierwszych. Wielu fotografów używa ringlighta, czyli obręczy z zamontowanymi żarówkami. Liczne grono osób kocha ten typ oświetlenia, ale równie liczne - nienawidzi. Ja zaliczam się do pierwszej grupy, więc możliwość zastosowania filtrów korekcyjnych jest dla mnie nieoceniona. Oczywiście do lamp studyjnych również można użyć filtrów korekcyjnych, ale są one trudniej dostępne. Na portalach aukcyjnych aż roi się od specjalnie dociętych filtrów do lamp systemowych. Sam bardzo często korzystam z filtrów CTO, kiedy łączę światło żarowe z błyskowym. Co dają takie filtry? Temperatura barwowa lamp żarowych to około 2800 K, natomiast błysk ma temperaturę około 5500 K. Tu powstaje problem z dopasowaniem balansu bieli. Zakładając, że światło żarowe będzie oświetlało twarz, a błyskowe tło i włosy modelki, występuje konflikt. Gdy ustawi się balans bieli na 5500 K, twarz będzie pomarańczowa, a gdy na 2800 K - wszystko, co będzie znajdować się za modelką, będzie niebieskie. Oczywiście może to być zamierzonym efektem, ale chcąc uzyskać jednolitą kolorystykę w całym kadrze, trzeba nałożyć filtry CTO na lampy błyskowe. Dzięki temu temperatura barwowa lamp błyskowych zostanie obniżona do około 2800 K. Do wyboru są różne gradacje tych filtrów, a wachlarz kolorów jest naprawdę szeroki. Poniższe zdjęcie pokazuje połączenie ringlighta i dwóch lamp błyskowych z filtrami CTO doświetlającymi tło i włosy modelki.
- Nie ma róży bez kolców
Mimo że nie mam większych zastrzeżeń do pracy z lampami systemowymi, większość prac tworzę przy wykorzystaniu lamp studyjnych. Praca z lampami reporterskimi jest przede wszystkim mniej wygodna. Zmiana mocy odbywa się najczęściej przy użyciu miniaturowych kontrolerów i pokazywana jest na równie miniaturowych wyświetlaczach. Kolejnym ograniczeniem przy pracy w studio jest ich zasilanie. Przy dłuższej sesji lampy z czasem zaczynają się coraz dłużej ładować, co wybija z rytmu. Oczywiście jest to plus w plenerze, gdzie mały rozmiar i brak zasilania sieciowego są nie do przecenienia. Następną sprawą jest brak światła pilotującego. Pracując na lampach studyjnych, mogę wyłączyć światła w całym pomieszczeniu, zdając się jedynie na światło żarówek pilotujących, które dodatkowo pokazuje mi rozkład świateł i cieni w kadrze, co jest bardzo wygodne. W lampach systemowych rozkład ten widać dopiero po wykonaniu zdjęcia. To niestety nie koniec wad tego typu rozwiązania. Palnik w lampach systemowych znajduje się pod obudową, która odpowiada za zoomowanie. W lampach studyjnych sytuacja wygląda inaczej. Palnik jest odsłonięty, a światło, które generuje, rozchodzi się we wszystkich kierunkach. Różnicę widać przy zastosowaniu większych softboxów - po użyciu lampy systemowej pojawia się tzw. hotspot, który świeci zdecydowanie mocniej swoim środkiem niż brzegami. Sytuacja wygląda równie nieciekawie przy użyciu beautydisha. W tego typu konstrukcji światło powinno rozchodzić się równomiernie po wewnętrznej płaszczyźnie modyfikatora. Przy użyciu lampy reporterskiej światło odbija się od reflektora, nierównomiernie oświetlając fotografowaną kompozycję. Oczywiście, można sobie z tym poradzić, używając stofeny, nakładki typu lighsphere, ale nie można nie wspomnieć o tym jako o minusie rozwiązania. Lista wad może zrażać, ale jeśli zastanawiacie się nad budowaniem studia na tego typu lampach, myślcie przede wszystkim o tym, co możecie zrobić przy ich pomocy, a nie o ograniczeniach!
- Podsumowanie
Zbudowanie własnego studio na lampach systemowych na pewno ma sens. Ogromną zaletą jest mobilność takiego zestawu oraz brak potrzeby stałego źródła zasilania. Na początek w domu to rozwiązanie również się sprawdzi. Problem pojawia się, kiedy wzrasta zainteresowanie większą liczbą modyfikatorów - lampy systemowe mogą być ograniczeniem. Moim zdaniem idealnym rozwiązaniem jest uzupełnienie standardowego zestawu lamp studyjnych o jedną lub dwie lampy systemowe. Tak więc jeśli macie lampę, którą instalujecie na sankach aparatu, pora ją ściągnąć, dokupić wyzwalacz i uchwyt i cieszyć się nowymi możliwościami! Zachęcam!
[plus] mobilność
[plus] możliwość szerokiej regulacji mocy
[plus] mając lampę systemową, można tanio rozbudować zestaw
[plus] duża dostępność filtrów korekcyjnych i efektowych
[plus] idealne uzupełnienie zestawu bazującego na lampach studyjnych
[minus] zasilanie bateryjne może być uciążliwe w pomieszczeniach
[minus] zabudowany palnik ogranicza możliwości modyfikacji światła
[minus] brak światła pilotującego
W dzisiejszym artykule chciałem rozwiać Wasze wątpliwości odnośnie do budowy studio na lampach studyjnych. Jeśli jednak pozostały niewyjaśnione kwestie, zapraszam do zadawania pytań w komentarzach!