Śmierć gen. Pattona. Pies wyczekiwał w smutku na jego powrót
Zdjęcie bulteriera Willie’ego, wykonane tuż po śmierci gen. George’a Pattona, stało się jednym z najbardziej ikonicznych obrazów, ukazujących przywiązanie zwierzęcia do człowieka.
Amerykański generał George Patton został zapamiętany jako doskonały strateg, ale również postać kontrowersyjna, która nie gryzła się w język. Nie bacząc na sojusz, jaki łączył aliantów zachodnich z Sowietami, stwierdził na przykład bez ogródek, że "Rosja wyssała krew z Polski". Niektórzy sądzą, że te słowa kosztowały go życie. Chociaż do dziś nie udało się potwierdzić, że Patton zginął w wyniku zaplanowanego zamachu, bez wątpienia nie brakowało osób, którym mogło zależeć na uciszeniu niepokornego wojskowego.
Jeden z najbardziej utytułowanych generałów w historii USA zginął 21 grudnia 1945 r. – 12 dni po tym, jak został sparaliżowany wskutek wypadku samochodowego w pobliżu Mannheim w Niemczech. Co może zastanawiać, poza Pattonem pozostali pasażerowie nie doznali poważnych obrażeń.
Tymczasem wierny kompan generała, bulterier Willie, leżał pogrążony w smutku wśród osobistych rzeczy swego pana. Tak wielkie przywiązanie wynikało z faktu, że Patton i jego pies byli przez większość czasu prawie nierozłączni. Dość wspomnieć, że podczas pobytu generała w Anglii rzadko można było go zobaczyć bez towarzystwa Willie’go.
Patton zakupił zwierzę 4 marca 1944 r. od wdowy po oficerze RAF-u. Imię, które mu nadał, było na cześć Wilhelma Zdobywcy. Patton zabierał swojego pupila na polowania, inspekcje, a nawet narady sztabowe. Pod wieloma względami byli podobni. Jeszcze za życia mawiano o Pattonie, że jest prawdziwym "psem wojny", który – niczym bulterier – nie puszcza swego wroga. Willie – tak samo jak jego pan – nosił natomiast wojskowy nieśmiertelnik.
Po śmierci generała pies zamieszkał w rodzinnej posiadłości Pattonów w Massachusetts, gdzie dożył 13. roku życia. Podobno do samego końca tęsknił za swoim panem i ciągle próbował go szukać.
Adam Gaafar, dziennikarz Fotoblogii