Szukając spadkobierców Vivian Maier, czyli walka o ogromne pieniądze

Autoportret fotografki
Autoportret fotografki
Źródło zdjęć: © © Vivian Maier
Piotr Kała

08.09.2014 09:57, aktual.: 26.07.2022 19:50

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zaczęła się batalia o prawo do ogromnych zysków, jakie może przynieść talent Vivian Maier.

Historia, którą zna "fotograficzny świat" zaczyna się wtedy, gdy John Maloof z Chicago, młody historyk, w 2007 roku kupuje na giełdzie staroci niewiadomego pochodzenia pudła z niewywołanymi zdjęciami. Wiele czasu, wysiłku i szczęścia sprawiło, że Maloof doszedł do wniosku, że trafił na żyłę złota. Zarówno w sensie artystycznym to wielki skarb i odkrycie, bo dopiero po jej śmierci okazało się, że Vivian Maier pozostawiła po sobie tysiące naświetlonych klisz z obrazem Ameryki czasów prosperity. Jest to obraz, którego nie powstydziłby żaden z ówczesnych najlepszych fotografów ulicznych.

Zdjęcia Vivian stały się także skarbem w sensie dosłownym. Szczególnie po filmie dokumentalnym autorstwa Johna Maloofa "Szukając Vivian Maier", gdzie w sugestywny sposób została pokazana historia odkrywania kim była autorka zdjęć, galerie i kolekcjonerzy z całego świata zaczęli interesować się dokonaniami nieznanej do tej pory niani-fotografki. Automatycznie wymierna wartość zdjęć też wzrosła. Kiedy zaczyna chodzić o duże pieniądze, do gry wkracza więcej ludzi, którzy chcą coś z tego tortu uszczknąć dla siebie, o czym pisze New York Times.

Obraz
© © Vivian Maier

Jasnym jest, że John Maloof, który zakupił klisze ze zdjęciami, nie posiada majątkowych praw autorskich do prac Vivian Maier. Maloof zakupił tylko klisze, a indywidualna twórczość na nich zawarta to własność jej autorki, czyli Vivian Maier. Co więcej, ta twórczość ma wielokrotnie wyższą wartość od wartości samych klisz. Ponieważ fotografka nie żyje, prawa do dysponowania jej majątkiem przechodzą na jej krewnych. John Maloof zrobił w tej kwestii własne dochodzenie i odnalazł najbliższego krewnego Maier mieszkającego we Francji, Sylvaina Jaussauda. Fotografka nie miała własnej rodziny w Stanach. Maloof porozumiał się Sylvainem co do kwestii dysponowania zdjęciami autorstwa Maier.

Tymczasem nijaki David C. Deal, były fotograf i prawnik, zainteresował się sprawą ewentualnego naruszenia praw autorskich zdjęć Vivian Maier, i przeprowadził swoje śledztwo, z którego miałoby wynikać, że najbliższą rodziną autorki jest inny Francuz, Francis Baille, który nigdy nie spotkał Vivian Maier, a nawet nie wiedział o jej istnieniu do tej pory. Natomiast David C. Deal tłumaczy, że chodzi o to, aby wszystko odbyło się w zgodzie z prawem, a swoją prowizję maksymalnie zredukował, wkładając przy tym w całą sprawę swoje pieniądze. Jednocześnie, nawet jeśli przegra sprawę, będzie miał co opowiadać wnukom, bo jest to "najbardziej interesująca sprawa, z jaką miał do czynienia w swoje karierze"

Sprawę o pierwszeństwo do milionowych zysków musi zbadać sąd. Tego typu sprawy, nawet w Stanach, mogą ciągnąć się latami i może się okazać, że wystawy i sprzedaż zdjęć Maier w galeriach zostanie wstrzymana do czasu wyjaśnienia sprawy.

Choć John Maloof nie jest krewnym Vivian Maier, aby posiadać prawa jako spadkobierca do dysponowania jej zdjęciami, to zrobił dla Vivian i jej pamięci, prawdopodobnie więcej niż ktokolwiek inny, kiedy żyła. Z całą pewnością można stwierdzić, że gdyby nie jego upór, nigdy nie usłyszelibyśmy o fotografce. Szkoda tylko, że w sądzie, w walce o pieniądze między krewnymi, nie ma to żadnego znaczenia.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia