Uliczny test aparatu Sony RX1
To mój pierwszy test w ramach projektu street-lab. Do swojego laboratorium wziąłem Sony RX1. Czy okazał się dobrym partnerem do zdjęć ulicznych?
28.03.2014 | aktual.: 02.11.2016 10:40
Co w teście?
Nie chcę powtarzać technicznego, fachowego testu moich kolegów z Fotoblogii. To test możliwości sprzętu w pracy nad serią zdjęć ulicznych. Nie znajdziecie tu szczegółowej specyfikacji, skupiłem się bowiem na praktycznej stronie pracy z aparatem.
Drogi św. Mikołaju
Marzeniem każdego współczesnego ulicznego fotografa jest mały, nierzucający się w oczy aparat z porządnym obiektywem, dobrym autofocusem, potężną matrycą, robiący 3 kl./s, z przyzwoitym buforem dla tłustych RAW-ów, dobrą ergonomią, superdesignem. Byłoby świetnie, gdyby był niezniszczalny, miał zainstalowane podgrzewanie dłoni jak kierownice nowoczesnych aut, czytał w myślach i wygrywał World Press Photo… Marzenia marzeniami, a przyzwoity "uliczny" aparat powinien spełniać chociaż trzy z wyżej wymienionych życzeń. I nie mam na myśli ostatnich trzech. Bardziej zależy mi na pierwszych trzech, czyli focusie, obiektywie i rozmiarze.
Bez względu na to, jakiego aparatu używam, zawsze pamiętam o starej dobrej sentencji: sprzęt nie robi zdjęć. Jestem przyzwyczajony do pracy dużymi lustrzankami, ale one niestety nie za bardzo nadają się do zdjęć ulicznych. Kiedy usłyszałem o tym, że Sony wyprodukowało pełnoklatkowego bezlusterkowca, miałem nadzieję, że to będzie TEN aparat. Firma Sony Polska udostępniła mi RX1 na cały miesiąc.
"Sorry, taki mamy klimat"
Aparat dostałem jeszcze pod koniec stycznia. Zima wtedy dopiero się zaczęła, -10 st. C to była norma. W tej temperaturze zrobiłem RX1 kilka próbnych zdjęć na spacerze z psem i od razu odpuściłem sobie pracę w takich warunkach. Sprzęt po kilku zdjęciach po prostu się wyłączył. Wrócił do życia dopiero po paru chwilach spędzonych pod kurtką. Od razu przypomniały mi się kultowe już słowa pani minister.
Blue Monday
Kolejną próbę podjąłem przy trochę lepszej pogodzie. Tak się złożyło, że parę dni przed otrzymaniem przesyłki z aparatem był Blue Monday (najbardziej depresyjny dzień w roku). Moim zdaniem taki Blue Monday u nas trwa dłużej niż jeden dzień. Postanowiłem poszukać tego nastroju w swojej pracy na ulicy.
Zawsze gotowy
Mówi się, że każdy uliczny fotograf powinien mieć zawsze aparat przy sobie. Z RX1 to jest możliwe, ponieważ rozmiary aparatu na to pozwalają. Sprzęcik mieści się w dużej kieszeni zimowej kurtki typu parka albo w sakwie, którą można przymocować przy pasie. Tyle o transporcie. "Ten moment" może nam niestety umknąć, jeśli trzymamy aparat w kieszeni. W trybie fotografowania aparat noszę na szyi zawieszony na krótkim pasku. Palec na spuście, oczy dookoła głowy.
Na porę fotografowania obrałem sobie godziny szczytu, ponieważ wtedy nastrój Blue Monday da się zauważyć. Tłumy ludzi w sinym, porannym świetle albo tuż po wczesnym zmroku. Na początku wybrałem program: preselekcja przysłony, ISO: auto, balans bieli: auto. Starałem się fotografować przy niskich wartościach przysłony.
Po pierwszych dniach fotografowania szybko zorientowałem się, że autofocus aparatu raczej nie radzi sobie przy dynamicznej pracy. Nie udało mi się zrobić żadnego przyzwoitego zdjęcia ludzi idących "na mnie", które byłoby ostre. Aparat nie ma trybu śledzącego autofokusu. Do pomiaru światła i balansu bieli nie mam zastrzeżeń, na kilkaset zdjęć tylko kilka było prześwietlonych. Pracowałem na RAW-ach, wiec bez problemu wyciągnąłem jakość z tych mniej doskonałych zdjęć. To dzięki supertłustym plikom z 24 mln matrycy.
Tłuste pliki
Jasna 35 Zeissa połączona z 24 mln matrycą to bardzo udane małżeństwo, płodzące piękne obrazki. Porównywałem jakość zdjęć z Canona 5d mk III + Sigma 35/1.4 z RX1. Na poziomie matrycy różnice są niemal niezauważalne, za to Zeiss ma moim zdaniem ładniejszą plastykę, zdjęcia są nieco "miększe", w tym dobrym sensie.
Mniej ruchu, więcej skupienia
Każdy aparat ma swoją dynamikę. Po crash teście w ruchu, po którym słabo oceniłem AF soniaka, zmieniłem sposób pracy. Street to nie musi być szalona jazda, jakieś skakanie po ulicy i trzaskanie obrazków. Można robić to spokojnie. Trochę zwolniłem, zacząłem szukać momentów, w których mogę się zatrzymać, wyostrzyć, zrobić kilka zdjęć. Stąd w mojej kolekcji jest dużo bardziej statycznych zdjęć, skręt w stronę portretu, więcej komponowania, więcej statyki. Dzięki niedużym rozmiarom aparatu udało mi się wtopić w tło, moja chwila zatrzymania i kadrowania często nie była zauważana przez przechodniów pogrążonych w "blue" nastroju. Do takiej fotografii RX1 bardziej się nadaje. Przez pierwsze dwa tygodnie fotografowałem bez wizjera. Wyświetlacz pracuje bez zarzutów.
Wizjery
Podczas testu dostałem najpierw wizjer optyczny, potem cyfrowy. Optyczny ma dwie wady: jest bardzo drogi i łatwo go zgubić. Montuje się go na gorącej stopce, nie ma żadnej blokady w stylu tych, które znajdują się w reporterskich lampach błyskowych. Każde wyjście z tym gadżetem wiązało się z dodatkowymi emocjami związanymi ze strachem przed utratą 2000 zł. Aparat wygląda bardzo ładnie z tym gadżetem i to jego jedyna zaleta.
Chociaż stara dobra szkoła dynamicznego fotografowania na ulicy to przysłona 8, wysokie ISO, ostrość ustawiona przed nieskończonością - i jazda! Do takich fotografii wizjer optyczny się nadaje, ale stara szkoła jest stara i dajmy jej spokój. Za to elektroniczny jest super! 2 mln matryca i niemal całkowity brak opóźnień czynią go absolutnie obowiązkowym akcesorium do aparatu. Minusem jest mocowanie. W porównaniu z optycznym kolegą ten wizjer trochę lepiej trzyma się aparatu, ale również nie ma blokady. Z wizjerami, niestety, aparat przestaje się mieścić w kieszeni kurtki.
Więcej mocy!
Słabą stroną aparatu jest bateria, która rozładowywała się po 200 zdjęciach. Niezbędne jest dokupienie ładowarki do aparatu. Ta, która znajduje się w zestawie, pozwala na ładowanie tylko przez podłączenie aparatu, co wyłącza go z użycia.
Wnioski
O tym napisali już wszyscy, ja potwierdzam: sprzęt za takie pieniądze powinien być uszczelniony. Przydałaby się też lepsza emulsja, ponieważ bardzo łatwo o odpryski. Autofocus przy dynamicznej fotografii w ogóle się nie sprawdza, jego domeną jest statyka. AF gubi się też przy fotografowaniu przedmiotów znajdujących się blisko obiektywu. Zaletą jest natomiast to, że jeśli już wyostrzy, to jest w punkt! I jeszcze ta bateria… Brak wbudowanego wizjera jest minusem, ale niewielkim. Z wizjerem aparat traci jedną ze swoich wielkich zalet, czyli kompaktowe rozmiary.
Przejdźmy do plusów. Fantastyczna matryca, obłędny obiektyw Zeissa, świetny pomiar światła, dobry automatyczny balans bieli, doskonały wyświetlacz. Ten aparat średnio nadaje się do zdjęć ulicznych, ale to kwestia temperamentu fotografa: na spokojniejsze dni jest idealny, jeśli natomiast jest apetyt na akcję, to wysiada.
Myślę, że jako aparat zapasowy w torbie fotoreportera, który nie wie, co zrobić z 10 000 zł, mógłby się znaleźć, ale równie dobrze można wydać jedną trzecią tej kwoty i mieć sprawny zapas, tyle że z mniejszą matrycą (np. Sony Nex 6). Nie jest jednak tak, że ceny tego aparatu nie da się uzasadnić. 24-milionowa pełna klatka i obiektyw Zeissa, do tego te rozmiary - to musi kosztować. Jestem ciekaw następcy, a jeszcze bardziej reakcji konkurencji na małą pełną klatkę.