Zdjęcia jako dokumenty czasów
Fotoblogia namawia w poradnikach do solidnego przygotowywania się do zdjęć i przykładania wizjera do oka w sposób przemyślany. Żyjemy jednak w dobie selfie stick, Facebooka i zalewu zdjęć wykonywanych już przez prawie każde urządzenie elektroniczne. Może jednak warto nosić ze sobą po prostu aparat...?
09.01.2015 | aktual.: 26.07.2022 19:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na początku zeszłego stulecia węgierski artysta Laszlo Moholy-Nagy powiedział, że każdy, kto nie zrozumie fotografii, będzie należał do analfabetów przyszłości. Dzisiaj niełatwo znaleźć człowieka nieposiadającego minimum jednego aparatu fotograficznego. Po co go kupujemy? Zwykle w celu dokumentacji naszego życia. Staramy się zabierać sprzęt na wakacje, spacer, wyjście ze znajomymi, na imprezę, wycieczkę, spotkanie rodzinne, do łóżka - krótko mówiąc, prawie wszędzie. Dzisiaj, kiedy smartfony wyposażone są w bardzo wysokiej jakości kamery, w praktyce aparat fotograficzny towarzyszy nam zawsze.
Postanowiłem odrobinę odwrócić opinię powielaną przez poradniki o fotografowaniu. "Zanim zrobisz zdjęcie pomyśl, zapisz, zanotuj, przygotuj, wyciągnij właściwy obiektyw, ustaw sprzęt, wykadruj, wciśnij spust migawki, przekadruj, pomyśl raz jeszcze..." i tak w nieskończoność. Nie podważam takiego podejścia, popełniłbym wówczas samobójstwo, w końcu sam to powtarzam. Jestem jednak przekonany, że aparat fotograficzny warto mieć ze sobą zawsze. Dlaczego?
Dokumenty z przeszłości
Kilka lat temu na strychu jednej z krakowskich kamienic trafiłem na walizkę pełną zdjęć. Należały one prawdopodobnie do architekta, przedstawiały polskie miasta. Część fotografii dokumentowała planowane miejsca inwestycji, inne przedstawiały rzeczywistość lat sześćdziesiątych. Na czas oglądania zdjęć, wraz z moimi znajomymi zostaliśmy przeniesieni w świat magii. Widzieliśmy znane nam ulice, ale z innymi chodnikami, sklepami, modą, ludźmi, motoryzacją, rozwiązaniami komunikacyjnymi. Wielu miejsc już najzwyczajniej nie ma. Inne zmieniły się tak mocno, że pamięć o nich pozostała jedynie na zdjęciach. Szczególnie widoczne jest to w Polsce, gdzie inwestycje podążają w niesamowitym tempie.
Fotograf agencji Magnum Donovan Wylie uwiecznia na swoich klatkach strażnice wojskowe. Wiele z nich już nie istnieje i jedynym wspomnieniem po nich pozostają zdjęcia. Zastanówmy się, ilu miejsc nie sfotografowaliśmy? Mnie na myśl przychodzi przynajmniej kilka miejsc w moim rodzinnym Krakowie, koło których przechodziłem prawie codziennie, a dzisiaj trudno je sobie przypomnieć, ponieważ coś, co powstało w ich miejsce, wrosło w panoramę miasta równie mocno, jak to, co istniało tam wcześniej.
Photographer Donovan Wylie on his Outposts series
Mój ulubiony polski fotograf Wojciech Plewiński powiedział kiedyś, że wiele zdjęć, które 40, 50 lat temu kadrował podczas postprodukcji, dzisiaj pokazuje w całości. Zauważył, że znajdują się na nich szczegóły, które z czasem nabrały szlachetności, postanowił zatem rozszerzyć kadry.
Rodzina
Wyświechtane powiedzenia „Z rodziną wychodzi się najlepiej na zdjęciu”, "Świat biegnie, a my wraz z nim". Święta i Sylwestry przypominają jednak, że minął kolejny rok, mnóstwo naokoło się zmieniło. Aparat fotograficzny daje możliwość zapamiętywania. Ludzie, nasze psy, koty odchodzą, a fotografie dają pewien rodzaj nieśmiertelności. Trzeba wyciągnąć aparat lub smartphone i zatrzymać najciekawsze chwile. Wspomnienie to nieoderwalna część człowieka. Richard Billingham dokumentował życie ojca alkoholika i mimo sporego smutku płynącego z w gruncie rzeczy przygnębiającego materiału, trudne dzieciństwo obróciło się w jego sławę.
Richard Billingham: Artist Talk@ Chobimela VII
Jacques Henri Lartigue zasłynął z kolei z bardzo wesołych fotografii swojej rodziny i ludzi go otaczających. Zapisał się na kartach historii, jako pionier alternatywnego sposobu pokazywania bliskich. Jego rodzina zostanie zapamiętana jako bardzo radosna grupa ludzi.
Jacques-Henri Lartigue BBC Master Photographers (1983)
Nie każdemu z nas chodzi o sławę, ale każdy lubi pamiętać.
Mieć aparat ze sobą
Kiedy oglądamy znane zdjęcia, często wydaje nam się, że autor miał szczęście. Porównując do swoich fotografii, możemy mu zazdrościć, że nam się takie kadry nie zdarzają. Chyba nic bardziej mylnego. Spróbujmy pomyśleć o sytuacjach, w których się znaleźliśmy, a nawet nie pomyśleliśmy, by wyciągnąć aparat? Albo wcale go ze sobą nie mieliśmy.
Annie Leibovitz and The iPhone Camera
To trochę jak z dowcipem, w którym mężczyzna modlił się do Boga, żeby ten pomógł mu wygrać w totolotka. Nie pomyślał jednak, żeby wypełnić kupon lotto. Daj sobie szansę na dobre zdjęcie, zabieraj aparat ze sobą wszędzie i bądź gotowy na wciśnięcie spustu migawki.
Przeglądając album Mario Testino pt. Kate Moss, zwróćcie uwagę, że nie wszystkie zdjęcia najbardziej rozpoznawanej modelki świata są wykonane przy użyciu ciężarówki sprzętu oświetleniowego. Wiele klatek powstało przy okazji pokazów, spotkań, imprez, spacerów.
BBC OMNIBUS - DOCUMENTARY - MARIO TESTINO
Podobne kadry można zauważyć w publikacjach Annie Leibovitz czy Petera Lindbergha. To one pokazują prawdziwą twarz ludzi, których często kojarzymy z niemającym wiele wspólnego z rzeczywistością światem celebrytów.
Aparat jako notatnik
Nie każde zdjęcie musi być mistrzostwem świata. Warto czasem zrobić najzwyklejsze snapshoty i sprowadzić aparat do formy pamiętnika. To, że jesteś Fotografem przez duże „F” nie znaczy, że sprzęt wyciągasz jedynie do celów wyższych, bo stajesz się wtedy bufonem
Gianluigi Buffon Top Saves 1996-2008 - Pt. 2
Nobuyoshi Araki, którego zapewne nie trzeba nikomu przedstawiać, fotografuje wszystko i wszędzie. Czy da się w sobie wyrobić taki nawyk, żeby aparat fotograficzny mieć ze sobą zawsze? Chyba nawet nie trzeba, bo kto dzisiaj rusza się bez telefonu? Czasem warto jednak użyć go do zrobienia zdjęcia, przestając na chwilę grzebać w Facebooku.
Nobuyoshi Araki
Myślę, że warto mieć aparat w pogotowiu. Po pierwsze, możemy zawsze zrobić zdjęcie, po drugie, to uczy patrzenia kadrem i pozwala łatwiej zestawiać elementy w całość. To szkoła patrzenia, szukania czegoś interesującego, nauka widzenia konkretnymi ogniskowymi. Umiejętność skracania albo wydłużania perspektywy widzenia obiektywu, a jednocześnie wielka frajda z powstających obrazów. Wszystko to nie zmienia faktu, że pstrykanie bez pomysłu nie ma sensu. Róbmy zdjęcia, ale używajmy do tego głowy. Może trudno o tym wspominać w dobie gadżetów typu selfie stick, portali społecznościowych na bieżąco aktualizowanych w zdjęcia wszystkich zewsząd, ale fotografia to nie tylko zdjęcie wykonane telefonem skierowanym we własną, uśmiechniętą twarz.
Ps. Kiedy zamykałem edytor tekstu, przyszła mi do głowy pewna myśl. Być może część osób nadużywających powiedzeń „sam bym zrobił lepsze zdjęcie”, „twój aparat robi bardzo dobre zdjęcia” albo „co wy w tym widzicie, jakiś facet skacze przez kałuże i tyle…”, kiedy wezmą na szyję sprzęt, zamilkną choć na chwilę.