Czy na pewno potrzebujemy tych wszystkich funkcji w aparatach?

Czy na pewno potrzebujemy tych wszystkich funkcji w aparatach?

Czy na pewno potrzebujemy tych wszystkich funkcji w aparatach?
Marcin Watemborski
17.09.2019 10:08, aktualizacja: 17.09.2019 12:10

Współczesne aparaty cyfrowe – lustrzanki i bezlusterkowce – są napchane najnowszymi technologiami i wieloma rozwiązaniami. To świetne, że rynek się rozwija i mamy możliwości ich wykorzystania, ale czy naprawdę są one niezbędne?

Kiedyś to były czasy, a teraz… teraz to nie ma czasów. Właściwie jest zupełnie odwrotnie! Współczesna technologia i rozważania producentów sprzętu na temat ergonomii i nowych rozwiązań są genialne. Kiedyś nie było możliwości robienia jednocześnie backupu na drugiej karcie pamięci, stabilizacja obrazu była koszmarna, a matryce miały kilka do kilkunastu megapikseli. Dziś możemy przebierać w sprzęcie i wybrać ten, który spełnia nasze kryteria.

Obserwuję rynek fotograficzny od lat i staram się być z nowinkami na bieżąco. Często widzę rozwiązania, bez których moglibyśmy się spokojnie obejść. W porządku – może nie wszyscy, bo niektóre z nich są przeznaczone dla wąskiej grupy odbiorców. Super, że producenci o tym myślą i wychodzą naprzeciw oczekiwaniom profesjonalistów, jednak gdyby nie było niektórych ”ficzerów” też byłoby dobrze.

Obraz

Stabilizacja matrycy

Powiem szczerze – nigdy w życiu nie miałem swojego aparatu ze stabilizacją matrycy. IBIS to świetna technologia, która pozwala na wydłużenie czasu przy fotografowaniu z ręki i zachowaniu nieporuszonego obrazu. W połączeniu ze stabilizacją optyczną w obiektywie lub dodatkowo cyfrową z procesora przetwarzania obrazu dopełnia "świętej trójcy".

Właściwie nie wiem, czy kiedykolwiek miałem sytuację, gdzie przydałaby się stabilizacja matrycy. Zawsze, gdy miałem kiepskie warunki oświetleniowe, podbijałem czułość ISO lub korzystałem ze statywu, gdy szumy nie były mile widziane. Ewentualnie błyskałem lampą. Być może filmowcy mają inne odczucia na ten temat, gdyż stabilizacja pozwala w wielu przypadkach odejść od stosowania gimbali.

Super zaawansowane ustawienia trybów autofokusa

Gdy używałem Canona EOS 5D Mark III, zupełnie poważnie – nie wiedziałem jak dokładnie ustawić tryb autofokusa. Fakt, że głównie korzystałem z trybu pojedynczego punktu bez śledzenia. Czasem zmieniał go na strefowy, ale zabawa suwakami czułości ruchu była dla mnie po prostu zbędna.

Obecnie, gdy używam Fujifilm X-T2, korzystam z trybu pojedynczego punktu AF lub strefowego. Wiele się nie zmieniło. W porządku – czasem włączam wykrywanie twarzy, co ułatwia pracę. Nie widzę jednak potrzeby określania priorytetu oka, wzmacniania czułości śledzenia, ani podobnych rzeczy.

Obraz

Inaczej na pewno wygląda to u fotografów sportowych, czy reporterów, którzy często są w biegu. Świetnie, że w aparatach są tak zaawansowane funkcje, które sprawdzą się w różnych dziedzinach fotografowania. To sprawia, że wiele modeli różnych producentów może mieć uniwersalne zastosowanie.

Zbyt duża rozdzielczość matryc i upchanie pikseli

Matryce mają określony fizyczny rozmiar. Ile pikseli da się upchać, tego nie wiem. Patrząc na ostatni twór Sony, model A7R IV i jego 61 Mpix, mało mnie zdziwi. Dobrze mieć możliwość zrobienia ogromnego wydruku, ale czy każdy tego potrzebuje? Pamiętam, że chyba jednym z pierwszych modeli aparatów z ponad 30-megapikselową matrycą był Nikon D800, później Nikon D810, Nikon D850, Canon EOS 5Ds R, a teraz Sony A7r IV, Panasonic S1R oraz inne. By wykonać wydruk dobrej jakości w formacie A3, potrzeba zaledwie 10 Mpix.

Tyle dobrze, że w wielu korpusach z dużą rozdzielczością matrycy są tryby robienia zdjęć o mniejszej rozdzielczości. Niestety za wielkością zdjęcia w pikselach, idzie wielkość pliku. A dyski nie są z gumy. Jeśli będziemy fotografować z maksymalną rozdzielczością, niby dla większego szczegółu na zdjęciu, którego i tak nikt nie zauważy, co chwilę będziemy musieli dokupować większe dyski. Przy okazji przydadzą się też szybsze podzespoły w komputerze, by nadążyć z obróbką plików.

Podwójny slot kart pamięci

Wiem, że dla niektórych to obowiązkowa pozycja. Sam byłem podekscytowany tym, że producent daje możliwość robienia kopii bezpieczeństwa lub zwiększenia miejsca na zapis zdjęć, dzięki dodatkowemu wejściu na kartę pamięci.

Obraz

Nie wiem jednak, czy naprawdę aż tak wielu osobom jest to potrzebne. Nie wiem, jak często psują się im karty pamięci. Owszem, zdarzyło mi się popsuć kartę, ale były to uszkodzenia mechaniczne, nigdy nie spotkałem się z błędem odczytu zdjęć. Kiedyś fotografowie robili zdjęcia na filmach, gdzie nie mieli możliwości jednoczesnego zapisu na drugim nośniku. Gdy ktoś zepsuł film, zdjęcia szły w zapomnienie.

Na pewno dodatkowy slot kart pamięci zwiększa poczucie bezpieczeństwa na zleceniu. Plus dla tych producentów, którzy pamiętają o wymaganiach. Z drugiej strony – naprawdę z jednym slotem da się żyć.

Dotykowy ekran

Nigdy, przenigdy nie lubiłem używania dotykowych ekranów w aparatach fotograficznych i nigdy tego nie polubię. Nie ma chyba rzeczy, która bardziej by mnie irytowała przy przeglądaniu zdjęć, jak tylny ekran LCD z odciskami palców. Tym bardziej że nigdy też nie spotkałem się z ekranem tak responsywnym, jak smartfony. Zawsze można odczuć opóźnienie. Funkcja dotykowa to chyba pierwsze, co wyłączam w każdym aparacie, który biorę do fotografowania.

Z drugiej strony - ta funkcja jest ciekawie rozbudowana w kontekście menu i filmowania w wielu korpusach. Wybieranie punku ostrości przy użyciu dotyku, gdy patrzymy na ekran w pozycji selfie, jest wygodne, jednak profesjonaliści raczej niezbyt często korzystają z tej opcji. Pamiętam, że w Canonie EOS R wiele osób narzekało na to, że ustawianie punku AF za pomocą ekranu dotykowego było niewygodne.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)