Haiti: Z obiektywem w piekle, cz. III

  • Nie patrz na niego, ze mną rozmawiasz ? chłopak ma dwadzieścia lat, budowę Herkulesa i maczetę przy pasie. Za nim stoi drugi, równie wielki i równie ponury. Mój tłumacz robi krok w tył, a ja zaczynam intensywnie myśleć. Dać w zęby czy wiać od razu? Ale wtedy będę miał cały obóz na karku. Co robić?
Fot. Tomasz Woźny
Fot. Tomasz Woźny
Tomasz Woźny

21.03.2010 | aktual.: 01.08.2022 15:25

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

*- Nie patrz na niego, ze mną rozmawiasz *? chłopak ma dwadzieścia lat, budowę Herkulesa i maczetę przy pasie. Za nim stoi drugi, równie wielki i równie ponury. Mój tłumacz robi krok w tył, a ja zaczynam intensywnie myśleć. Dać w zęby czy wiać od razu? Ale wtedy będę miał cały obóz na karku. Co robić?


ZOBACZ TAKŻE: Haiti: Z obiektywem w piekle  CZĘŚĆ I |  CZĘŚĆ II

Możesz pomóc ofiarom trzęsienia ziemi na Haiti! SMSową zbiórkę pieniędzy organizuje Polska Akcja Humanitarna.


Obozy dla uchodźców to końcowy punkt naszej haitańskiej odysei. Ostatnie echa trzęsienia ziemi przebrzmiały w mediach już dawno temu, świat zapomniał o małym, upadłym kraiku na morzu Karaibskim, a dziennikarze spakowali manatki i ruszyli do Afryki, gdzie chrześcijanie mordują się z muzułmanami. My zaś ciałem i duszą wciąż tkwimy w ruinach Port-au-Prince, zadając sobie pytanie, czy wszystko co dotąd zrobiliśmy nie poszło na marne? Skupiamy się na dokumentalistyce: zdjęciach, które raczej nie trafią do gazet codziennych, kadrach przeznaczonych do magazynów. Trudniejszych, bardziej ambitnych i mniej widowiskowych. I tylko gdzieś na dnie serca, pozostaje drażniąca jak rzęsa w oku wątpliwość, czy ktokolwiek będzie chciał to oglądać?

Fot. Tomasz Woźny
Fot. Tomasz Woźny

Ale ? jak mi ktoś kiedyś powiedział ? wartości trudu nie mierzy się szansą na jego sukces, lecz wartością samego celu. I tej wersji postanawiamy się trzymać. Po raz kolejny zaciskamy zęby i pełni wiary umawiamy się z Jonasem, naszym kierowcą, na wyjazd do obozu dla uchodźców. Zostało nam pieniędzy na cztery dni jeżdżenia, trzeba to wykorzystać. Najemy się po powrocie.

Jest jeszcze ciemno, gdy słyszymy klakson naszego samochodu. Zakładamy pasy z obiektywami, łapiemy aparaty i wskakujemy do wozu. Czas ruszać do roboty! Jonas szybko studzi nasz zapał:

- Czas pogadać, chłopaki. Za te pieniądze nie pojadę.

Paweł klnie po Polsku.

Negocjacje

Każdy dziennikarz przed wyjazdem w miejsce takie, jakim jest Haiti, powinien przejść przyspieszony kurs negocjacji. Dla mieszkańców trzeciego świata każdy obcokrajowiec jest workiem z pieniędzmi, które tylko czekają żeby nimi szastać na lewo i prawo. Sto pięćdziesiąt dolarów dziennie za kierowcę z autem to wydatek, na który każdy dziennikarz powinien sobie pozwolić bez mrugnięcia okiem.

- Jonas, popatrz na nas ? staram się być cierpliwy. ? Nie mamy pieniędzy na jedzenie. Nie mamy pieniędzy na pokój w hotelu. Nie mamy pieniędzy nawet na cholerną wodę, uzdatniamy tą z basenu.

Po godzinie dochodzimy do zgody ? dwieście dolarów za dwa dni jeżdżenia. Jeden wieczór przeznaczamy na poszukiwanie odpowiednich miejsc. Nie obchodzą nas dobrze zaopatrzone obozy pod auspicją ONZ czy Amerykanów. Szukamy tych zapomnianych, na uboczu, gdzie brakuje wszystkiego. Po pierwsze oni bardziej potrzebują naszej obecności, po drugie (wiem, czytelnicy mnie za to zjedzą) ubóstwo jest bardziej fotogeniczne.

Wreszcie wybieramy dwa miejsca. Wieczór wita nas w drodze. Nasz pick-up przedziera się przez ulice Port-au-Prince, Paweł zagaduje Jonasa, ja obijam się na pace z Jacqulinem, tłumaczem. W powietrzu unosi się pył, słońce delikatnie ślizga się po kalekich ruinach domów i sklepów najeżonych plątaniną zbrojeń. Miasto tętni życiem, żar leje się z nieba, a ja ćmie papierosa chłonąc otaczającą mnie inność ? brzmienie kreolskiej mowy, twarze z innego świata, mdły zapach śmierci i sprzedawanej na poboczach kapusty. Mija nas konwój dziennikarzy. Zapakowani w Jeepy Wranglery, z ochroną i maseczkami skrywającymi twarz, czyści, najedzeni i bogaci. Jadą w kierunku lotniska.

Obóz

Światło jest idealne, gdy docieramy do obozu dla uchodźców w dzielnicy Del Mas 75. Haiti po kreolsku to ?kraj wysokich gór?. Brzmi bardzo poetycko, ale w praktyce oznacza to, że większość budynków powstaje na stromych stokach. Podobnie jest w ?naszym? obozie ? sklecone z byle czego blaszane chatki i namioty (rozpięte na palikach płachty z brezentu) szczelnie pokrywają zbocze jednego z dziesiątek wzgórz Port-au-Prince. Wygląda ładnie i fotogenicznie, panorama ułatwi czystsze kadrowanie, ale gdy przyjdzie pora deszczy cały obóz spłynie wraz z wodą do doliny.

- I dlatego ci ludzie najbardziej potrzebują teraz namiotów ? kończy swój wykład Jonas.

On zostaje z Pawłem, brzemię mojego tłumacza bierze na siebie Jacquline. Niestety jego angielski jest bardzo słaby. Zaczynam kombinować. Co chcę pokazać? Czego potrzebuję? Jakie motywy mogę znaleźć? Niektóre spośród chatek są wciąż na etapie budowy. Całe rodziny łopatami i kilofami ryją twardą, kamienistą ziemię, stawiając szkielety swoich nowych domów ? żerdzie, na których rozepną później płótno lub położą blachę. Żerdzie i płótna to linie, które mogą podzielić kadr. Na początek brzmi nieźle. Ruszam stromym zboczem w dół, szukając dobrego kadru, wyostrzając percepcję do granic możliwości. I od razu zaczynają się problemy. Kiedy podchodzę do ludzi i pytam się o zgodę na zdjęcie, większość daje mi przyzwolenie, po czym zamiera w wystudiowanych pozach ze wzrokiem wbitym w obiektyw i szerokim uśmiechem na ustach. Ech, nie tak to miało wyglądać.

Fot. Tomasz Woźny
Fot. Tomasz Woźny

Jacquline mozolnie raz za razem tłumaczy, że nie trzeba pozować, żeby się mną nie przejmowali i wracali do swoich zajęć. Ale oswojenie się z moją obecnością wymaga czasu, potrzebna jest cierpliwość. Kiedy wszystko już jest na dobrej drodze, a poszczególne elementy kadru ?wskakują? na swoje miejsce, zostaję zdemaskowany. Prześladowcami są dzieci. Obrazek podróżnika otoczonego tłumem maluchów wydaje się dość powszechny i niegroźny, ale dla fotografa to prawdziwa zmora. Dzieci wskakują przed obiektyw w najmniej odpowiednim momencie, a ich ciekawości nie pokonają nawet najbardziej cierpliwe tłumaczenia. Pozostaje znieruchomieć z aparatem przy oku, przestać się uśmiechać, przybrać marsową minę i czekać, aż im się znudzi.

Inna taktyka wymaga refleksu i lisiego sprytu. Widzisz kadr, podlatujesz z aparatem i zanim ktokolwiek zorientuje się, kto, co, jak i kiedy, strzelasz zdjęcie, by po chwili odlecieć w siną dal. Jest to jednak dość niekulturalne i grozi konfliktem w przypadku dorosłych, którzy nie chcą być fotografowani. Po trzech godzinach mam może trzy zdjęcia, z których nie jestem niezadowolony. Przyczajony w dziwnej pozycji, fotografuję starszą kobietę, która straciła dom, jest sama, nie ma siły, by zrobić sobie chatkę i śpi na ziemi przed namiotem swoich dawnych sąsiadów. Jestem już bardzo zmęczony i chce mi się pić. Myślę o kadrze i o domu.

Fot. Tomasz Woźny
Fot. Tomasz Woźny

- Co ty robisz? ? ostry głos wyrywa mnie z zamyślenia.

Jest ich dwóch, rosłych i ponurych, jeden ma maczetę przy pasie. Nie mają koszulek, a ja mogę dokładnie policzyć mięśnie na ich klatkach piersiowych. Rzucam okiem na Jacquline?a.

    • Nie patrz na niego ziomuś, ze mną rozmawiasz ? szczeka ten niższy, krótko ścięty podchodząc bliżej. ? Co tu robisz, mówisz w ogóle po angielsku?*

Używa slangu, dobrze mi znanego z kawałków czarnoskórych raperów. Moje myśli zaczynają pędzić z prędkością japońskiego ekspresu. Dać w zęby? Uciekać? Negocjować? Szkoda byłoby stracić sprzęt.

- Robię reportaż?

    • Zdjęcia robisz ? przerywa krótko ścięty, patrząc na mój aparat. ? To ja ci powiem co zaraz zrobisz. Skończysz zdjęcia, a potem dasz tym ludziom pieniądze.*

Jacquline milczy, patrzy w bok. Paweł jest gdzieś daleko z Jonasem, jestem sam. Czas wziąć się garść.

    • Nic nikomu nie będę dawał, kolego ? czuję jak wzbiera we mnie złość. ? Od dwóch tygodni nie jadłem ciepłego posiłku, nie mam grosza przy duszy, a poza tym jestem tu po to, by robić pieprzone zdjęcia, a nie rozdawać jedzenie.*

Tego się nie spodziewali, zwykle biali obcokrajowcy są potulni jak owce. Przede mną są dwie opcje: albo ochłoną, albo zaraz dostanę w pysk i stracę sprzęt. Przewieszam aparat przez ramię, jedno wiem na pewno: z Polakiem tak łatwo im nie pójdzie.

Na szczęście wybierają pierwszą opcję. Po piętnastu minutach znam już ich imiona i historie, a oni sami deklarują swą opiekę w obozie.

    • Możesz robić tyle zdjęć ile chcesz, polubiłem Cię, białasie ? śmieje się Jude, ten krotko ostrzyżony.*

Grunt w takich sytuacjach to nie okazać słabości i gadać. Pochwalić dobrą znajomość języka, spytać o historię i zdjąć z twarzy uprzejmy ?amerykański? uśmiech. I przede wszystkim ? być szczerym. Tym razem poszło gładko, ale w drodze powrotnej do samochodu ocieram zlane potem czoło. Miałem sporo szczęścia.

Pożegnanie

Stoimy w korku na drodze wyjazdowej z Port-au-Prince. Gdyby nie nasze legitymacje prasowe, mielibyśmy spory problem z dostaniem się na autobus, przed dworcem kłębił się spory tłum, do bramy wejściowej przeciskaliśmy się kilkanaście minut. Na szczęście ogromny ochroniarz z obrzynem, jak tylko zobaczył nasze dziennikarskie blachy, złapał nas za fraki i wciągnął do środka.

Po ponad dwóch tygodniach opuszczamy Haiti. Za kilkanaście godzin na Dominikanie zobaczę łóżko, zjem ciepły posiłek, wezmę prysznic. Wyglądam przez okno autobusu, żegnając w duchu wszystko to, czym żyłem przez ostatnie tygodnie: ruiny, szpitale, obozy dla uchodźców i masowe mogiły. Chyba powinienem mieć poczucie dobrze spełnionej misji.

Na Haiti zostawiliśmy nasz namiot, leki i sporo zdrowia. Zabraliśmy ze sobą zdjęcia, wspomnienia i cień nadziei na to, że nasze świadectwo poruszy ludzkie sumienie. Że to, co robimy ma znaczenie. Już na Dominikanie idąc plażą wśród tłumów różowych i tłustych Amerykanów kilka razy natknęliśmy się na Haitańczyków zachęcających do odwiedzania jednej z wielu nadmorskich restauracji. Kiedy dowiadywali się, skąd wracamy, przestawali traktować nas jak turystów.

    • Niech Bóg ma was w swojej opiece ? mówili podając ręce do mocnego uścisku.*

ZOBACZ TAKŻE:

Haiti: Z obiektywem w piekle  CZĘŚĆ I |  CZĘŚĆ II


Możesz pomóc ofiarom trzęsienia ziemi na Haiti! SMSową zbiórkę pieniędzy organizuje Polska Akcja Humanitarna.

Komentarze (0)