Kamienie milowe fotografii, które stały się kulą u nogi
Niecałą dekadę temu, producenci sprzętu fotograficznego tkwili w gigantycznym wyścigu megapikselowym. Przed kilkoma laty zaczęli konkurować na rozpiętość tonów. Aktualnie starają się nas raczyć wysokimi czułościami, coraz naturalniejszą kolorystyką, a także redukcją filtrów dolnoprzepustowych. Czym zatem różnią się dzisiejsze sprzęty od tych sprzed kilku, kilkunastu lat?
18.11.2014 | aktual.: 26.07.2022 19:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Stanąłem ostatnio przed bardzo trudnym wyborem. Realizując zlecenia reporterskie, okazało się że mój mały Sony RX1 dawał znacznie wyższą jakość obrazu, niż osławiony przed laty Canon 5D Mark II. Nawet w połączeniu ze wspaniale rysującymi, profesjonalnymi, stałoogniskowymi obiektywami z serii L, wszystkie pliki generowane przez Canona dołowały jakością. Z miniatur programu Lightroom bez problemu byłem w stanie wyłowić klatki z piątki. Różnica była tym wyższa, im słabsze oświetlenie. Pokusiłem się nawet o pozostawianie Canona w domu, ale wówczas mało kto brał mnie za „poważnego” fotografa. Zapewne brzmi to śmiesznie, ale podejrzewam że dla klienta komicznie może wyglądać wielki facet z małym aparacikiem przy oku. Zdarzyło mi się także, że kolega po fachu zepchnął mnie łokciem mówiąc: „ przesuń się, bo ja tu pracuję”. A ja? :)
To dzieje się na naszych oczach
Kiedy kilka lat temu drżącą ręką płaciłem za 5D Mark II wraz z obiektywami i różnymi dodatkami, nie mogłem się dopchać do mojego sprzętu. Sprzedawca założył obiektyw i położył sprzęt na ladzie, nagle wyrosła przede mną ściana ludzi chcących wziąć to cudo do ręki. Dzisiaj ze smutkiem pożegnałem mojego wieloletniego przyjaciela z nadzieją, że będzie służył kolejnym właścicielom.
Czas płynie, technologia galopuje, a na szczycie nastąpiła niesamowita zmiana. Jeszcze 5 lat temu nie uwierzyłbym, że Canon odda prym, ich matryce przez wiele sezonów były absolutnie najlepsze. Nikonowcy ze smutkiem wymieniali sprzęt na znienawidzonego Canona. A Canonowcy chodzili z nosem zadartym ku górze.
Nikon i Sony za Canona
Sony wchodząc na rynek lustrzanek cyfrowych, wprowadzało złom. Kiedy moi kursanci przynosili na zajęcia alfy 100, 200, czy ich kolejnych następców, współczułem im fatalnego wyboru, spowodowanego zapewne namową sprzedawców marketów elektronicznych. Pierwsze alfy tak bardzo utrudniały życie fotografowi, że wielu z nich bez namowy decydowało się na zmianę systemu na cokolwiek innego. Pod względem jakości obrazu, to już przeszłość! Sony wprowadziło na rynek kilka bezlusterkowców dających znacznie lepszy obraz niż konkurencja. I choć dalej nie mogę zrozumieć fenomenu półprzepuszczalnego lustra i elektronicznego wizjera, to liczy się jednak efekt końcowy, a ten jest aktualnie na absolutnym topie!
Nikon korzystając między innymi z matryc Sony osiąga podobne efekty, dzięki Bogu nie rezygnując z klasycznego wizjera z pryzmatem, poprzez który (nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę o tym pisał, jak o zbawieniu) możemy patrzeć w rzeczywistość, a nie elektroniczne jej odwzorowanie.
Jak to było kiedyś?
Profesjonalista żyjący z fotografowania dostaje do ręki nowoczesne narzędzie, które w momencie zakupu spełnia jego oczekiwania. Jednak technologia nieprzerwanie się starzeje i to, co dzisiaj jest dla nas spełnieniem marzeń, jutro może być kulą u nogi. Niedościgniona chęć podnoszenia jakości sprawi, że kiedy aktualny model aparatu zostanie zamieniony przez jego następcę, a portale fotograficzne przedstawią kolejne fantastyczne funkcje upakowane do nowych, piękniejszych obudów, zechcemy wydać kolejne pieniądze… Czy aby na pewno jest tak, że to, co nowe, jest lepsze? Marcin Falana przesłał mi link do tekstu w portalu popphoto.com, który traktuje o trzydziestu najważniejszych aparatach cyfrowych wszechczasów. Warto zahaczyć o tę lekturę, bo znajduje się w niej wiele ciekawostek. Znakomitą część pewnie znacie lub przynajmniej kojarzycie. Ja chciałbym dodać do tego kilka swoich spostrzeżeń opartych o osobiste doświadczenie z ostatniej dekady.
Niewielu z nas miało okazję korzystać z wynalazków Kodaka czy pierwszych w pełni profesjonalnych urządzeń Nikona i Canona, zatem swoją historię rozpoczynam w roku 2004. Zaznaczam, że to moje prywatne spostrzeżenia i chętnie poczytam także o Waszych.
Fuji FinePix S1 pro
To moje pierwsze zderzenie z fotografią cyfrową. Mój przyjaciel przywiózł Fuji z Nowego Jorku i myślę, że do zużycia sprzętu mocno przyczynili się jego znajomi, chcący choć przez chwilę potrzymać profesjonalny aparat cyfrowy. Zbudowany na bazie Nikona, wyposażony w bardzo nowatorskie rozwiązanie matrycy Super CCD był wówczas marzeniem fotografów ślubnych. Miał w swoim czasie najlepszą rozpiętość tonów, a do tego wyglądał jak na swój czas niesamowicie.
雪山 Olympus E-1-極地測試篇
Olympus E-1
W 2004 roku stałem się posiadaczem Olympusa E-1. Była to moja pierwsza lustrzanka cyfrowa. Osławiony wówczas system 4/3 miał zrewolucjonizować rynek. Absolutnie fantastyczny aparat jak na tamten czas, doskonale uszczelniony, wyposażony w dobrze działający system czyszczenia matrycy. Przede wszystkim jednak - doskonale zaprojektowana ergonomia tego aparatu. Już po kilku dniach pracy udało mi się bezbłędnie opanować umiejscowienie przycisków i nie musiałem odrywać oka od wizjera, by zmieniać ustawienia. Jakość obrazu od samego początku pozostawiała wiele do życzenia, ale genialna optyka Zuiko Digital, a także bardzo szybko i pewnie działający AF wynagradzały niedoskonałości ówcześnie raczkującej technologii matryc cyfrowych. Ekran LCD miał tak niską jakość, że informował bardziej o fakcie wykonania zdjęcia, niż o prawdziwym jego wyglądzie. Z tym jednak spotkałem się ponownie kilka lat później, pracując nieprzyzwoicie drogą przystawką Phase One P40+, z której ekranu nie dało się wyczytać praktycznie nic.
Olympus Digital-SLR Camera - E-1 Ad
Canon 5D/5D Mark II
Kiedy mój kolega przesłał mi link o nadchodzącej premierze pierwszego Canona 5D, serce zaczęło szybciej bić. Niestety w owym czasie cena była tak wysoka, że niewielu z nas mogło sobie na niego pozwolić. To sprzęt, którego nigdy nie miałem na własność, ale podczas zagranicznych warsztatów fotograficznych świeciłem oczami do wszystkich jego posiadaczy. Wydawało się wówczas, że Canon na wiele lat zawłaszczy rynek. Faktycznie tak trochę się stało, bo jakość obrazu produkowana przez piątkę, a także wszystkie pozostałe lustrzanki Canona, była absolutnie fantastyczna, jak na tamten czas. Dodatkowo stało się wówczas jasne, że podobnie jak w przypadku analogów, większa klatka materiału światłoczułego dawała ładniejszą plastykę obrazu.
Canon 5D (Mark 1) video review
Porównując cyfrowe zdjęcie z 5D do innych, miałem wrażenie, że to absolutny szczyt jakości. Canon nie ustrzegł się jednak wad w swoim sprzęcie - tragicznie funkcjonujący AF i przeciętnie moim zdaniem rozwiązana „przyciskologia” pozostała na wiele lat w piątkach. Jego następca Canon 5D Mark II po raz kolejny zrewolucjonizował myślenie o fotografii cyfrowej, pozwalając na pracę na wysokich czułościach z zachowaniem pięknych kolorów i szczegółów. AF pozostał jednak ten sam. Producent zaczął mieć dodatkowo kłopot z powtarzalnością sztuk obiektywów, nawet w najbardziej profesjonalnej serii L. Do dzisiaj kupując obiektywy Canona, warto przestrzelić je ze swoim body, a i to nie daje gwarancji że piątka zawsze będzie trafiać z ostrością.
Bezlusterkowce
Miałem okazję pracować wieloma z nich. Najdłużej w moim garażu sprzętowym zagościł jednak Sony NEX-5 w jego pierwszej wersji. Rewolucja w myśleniu o zdjęciach? Absolutnie nie, wspominając małe kompakty analogowe w typie Olympusa Mju lub inne Contaxy, Ricohy czy Nikony, które nazywane były aparatem na wszelki wypadek, fotografia cyfrowa wróciła „do kieszeni” profesjonalnych fotografów. Okazało się, że można fotografować kreatywnie, utrzymując wysoką jakość obrazu, ale jednocześnie nie taszcząc ze sobą wielkiej torby. W wielu wypadkach zrezygnowano jednak z wbudowanego wizjera. A sama technologia bezlusterkowa spowodowała, że nie da się stosować w tych aparatach klasycznego wizjera optycznego, który patrzy przez obiektyw. Rozwiązaniem są wizjery elektroniczne, które w starszych wersjach mają fatalną jakość.
Sony NEX-5 First Impressions (feat. Panasonic GF1)
Postęp technologiczny
Czas jednak mija, a fantastyczna ergonomia nie wydaje się być najważniejszą cechą aparatu fotograficznego (choć pożądaną przez fotografów), wszak jest on wraz z obiektywem tylko przedłużeniem pomysłu zdjęciowego. Ważna jest jednak jakość powstającego obrazu. Każdy chce wyciągnąć z matrycy jak najwięcej ważnych dla siebie szczegółów. Docieramy zatem do momentu, w którym okazuje się, że po kilku latach sprzęt cyfrowy staje się praktycznie bezużyteczny. Nie byłbym w stanie dzisiaj już namówić klienta na zdjęcia z Olka E-1, który powyżej iso 400 szumiał jak zardzewiała rura. Jak napisałem wyżej, czas Canona 5D powoli mija, dodatkowo canonowski RAW jest dość ubogim w informacje plikiem, kolory są jak na dzisiejsze standardy dość sztuczne, a szumy pojawiają się przy stosunkowo niskich czułościach. I nawet druga wersja piątki ma mocno zawężoną rozpiętość tonów w porównaniu ze współcześnie stosowanymi przez Nikona czy Sony matrycami (produkowanymi przez Sony).
Zapewne wszystko to, co dzisiaj jest absolutnym topem technologicznym, za 5-10 lat będzie kompletnie przestarzałe, ceny wypasionych i drogich dzisiaj „puszek” spadną drastycznie, a jedyne co nam pozostanie, to obiektywy. Te, jeśli tylko nie spadnie ich jakość wykonania (a coraz częściej można niestety o tym usłyszeć), pozostaną towarem kupowanym na lata.
Kiedy rozpoczynałem moją poważną przygodę z fotografią, otrzymałem od mojego dziadka jego lustrzankę średnioformatową. To niesamowita przyjemność. Podobnie, jak mechaniczny zegarek jest przekazywany potomkom, dziedziczymy także sprzęt fotograficzny. XXI wiek spopularyzował jednak nowe cyfrowe technologie. Czasem nie zdążymy się nacieszyć nowym gadżetem, kiedy na rynek wprowadzane jest zupełnie nowe urządzenie, technologicznie kilkakrotnie przewyższające poprzednie. To powoduje, że być może nie kupimy już nigdy więcej aparatu fotograficznego na przysłowiowe lata. To, co jakiś czas temu było absolutnym hitem, dzisiaj nie wydaje się być niczym interesującym. Technologia pędzi, a konsument nie nadąża z zarabianiem kasy, za którą może zakupić nowe gadżety. Być może jesteśmy wytworem specjalistów od reklamy, być może lepią sobie oni nas tak, żebyśmy nieprzerwanie dążyli do nowego, ale technologia faktycznie kroczy coraz większymi susami. Nie sposób jest się zatrzymać, kiedy poprzez portale podobne niniejszemu otrzymujemy coraz więcej informacji na temat kolejnych ułatwień i ulepszeń rewolucjonizujących obsługę sprzętu. Smartfony produkują już tak wysokiej jakości pliki, że aparat kompaktowy wydaje się być narzędziem coraz częściej omijanym nie tylko przez profesjonalistów, ale i amatorów.
Czy warto zatem poddać się pędowi technologicznemu i prześcigać się w kupowaniu nowości? Wszystko zależy od tego, co robisz zdjęciowo. Jeśli Twoja fotografia opiera się o bardzo wysoką jakość obrazu, jeśli oczekujesz superostrych klatek produkowanych przez nowoczesne aparaty pozbawione filtra dolnoprzepustowego, zapewne tak. Myśląc budżetowo, nawet najbardziej podstawowe, ale nowe modele aparatów osiągają lepsze efekty, niż kilka lat temu produkowane topowe lustrzanki. Wygoda i ergonomia to jednak domena sprzętu z wyższej półki. Kiedy nie dysponujesz wystarczającym budżetem, musisz wybierać między szybkością, ergonomią i wygodą pracy a jakością obrazu.
Pamiętajmy jednak, że sprzęt to aparat plus obiektyw. Na szkłach kompletnie nie opłaca się oszczędzać!
Trzecią drogą jest czekanie na sygnał, kiedy do łask wrócą stare lustrzanki cyfrowe, wzorem komputerów Atari i Commodore. Aktualnie jesteśmy w erze instagramu imitującego materiały analogowe, przypominające „socjalistyczne” ORWO czy Polaroidy.