Kodak się poddał - chce upaść

Po wielu miesiącach problemów i nieprzyjemnych historii związanych z poczynaniami góry amerykańskie oddziały Eastman Kodak (wraz ze spółkami zależnymi) złożyły wniosek o upadłość. Wszystko wskazuje więc na to, że jesteśmy świadkami odejścia kolejnej legendy, która nie mogła się odnaleźć na rynku cyfrowym mimo swoich innowacyjnych produktów.

Fot. na lic. CC BY-ND 2.0/Flickr/onigiri-kun
Fot. na lic. CC BY-ND 2.0/Flickr/onigiri-kun
Piotr Dopart

Po wielu miesiącach problemów i nieprzyjemnych historii związanych z poczynaniami góry amerykańskie oddziały Eastman Kodak (wraz ze spółkami zależnymi) złożyły wniosek o upadłość. Wszystko wskazuje więc na to, że jesteśmy świadkami odejścia kolejnej legendy, która nie mogła się odnaleźć na rynku cyfrowym mimo swoich innowacyjnych produktów.

Prawdę powiedziawszy, było to do przewidzenia już wtedy, gdy Kodak postanowił wyprzedawać się z patentów zamiast spokojnie i mądrze ciąć koszty. Pozbawianie się w praktyce najpewniejszego źródła dochodów i poddanie się w zakresie innowacyjnych rozwiązań, zamiast zdwojenia wysiłków, było wyrokiem śmierci wydanym na firmę, szczególnie w świetle działań niektórych osób decyzyjnych.

Mowa oczywiście o CEO Antonio Perezie, który w tak trudnym dla firmy czasie pozwalał sobie na wydawanie bajońskich sum na przeloty prywatnym odrzutowcem, co skończyło się setkami tysięcy dolarów wygenerowanych kosztów.

Grupa Citigroup udzieliła już 1 mld dolarów kredytu na utrzymanie płynności w trakcie procesu upadłościowego, zaś Perez poinformował, że kierownictwo uważa obraną drogę za "niezbędny krok i rzecz właściwą, którą trzeba zrobić dla przyszłości Kodaka". Od siebie mogę dodać, że na poczekaniu mógłbym wymyślić dużo lepszy krok, jak choćby podziękowanie CEO poprzez wykopanie go z firmy, co jednak byłoby musztardą po obiedzie.

Choć często podawanym powodem upadku Kodaka jest potraktowanie rzekomo po macoszemu rynku cyfrowego, to jednak trzeba przyznać Kodakowi, że to nie do końca prawda. Matryce produkowane przez giganta pojawiały się w aparatach fotograficznych wielu firm, w tym najbardziej prestiżowych.

I w pełni zasłużenie. Jak skomentował w rozmowie telefonicznej Stefan Daniel z firmy Leica, bankructwo Kodaka nie dotknie sprzętu tej pierwszej firmy ze względu na zeszłoroczną sprzedaż sekcji sensorowej funduszowi Platinum Equity. Jak podkreśla Daniel, w Image Sensor Solutions (przemianowanej na 2sense Imaging) została praktycznie ta sama ekipa, a Leica jest w pełni usatysfakcjonowana jakością dostarczanych produktów. To tylko potwierdza, jak olbrzymi błąd popełnił Kodak, pozbywając się takiego skarbu.

Nie jest również do końca prawdą, że Kodak nie usiłował się ratować już wcześniej. W 2004 roku racjonalizując i restrukturyzując swe działania, firmie udało się wypracować zysk netto w wysokości 676 mln dolarów. Tu jednak odezwał się zwykły pech - niedługo po tym zaczął się kryzys, a Kodak znów zaczął mieć problemy.

Po tym, jak akcje Kodaka przez miesiąc kończyły notowania poniżej dolara, NYSE zagroziła spółce, że usunie ją z parkietu. Giełda dała Kodakowi sześć miesięcy na wyratowanie się. Cofnięcie ostrzeżenia wymagało, aby na koniec każdego miesiąca papiery wartościowe EK były droższe, a średnia cena zamknięcia wyższa niż jeden dolar za akcję.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)