Olympus OM‑D E‑M1 Mark II - pierwsze wrażenia [wideo]
Po 3 latach od premiery pierwszej odsłony modelu E-M1, Olympus zaprezentował jego następcę. Mimo że wygląd praktycznie się nie zmienił, w środku czeka nas prawdziwa rewolucja.
21.09.2016 | aktual.: 09.12.2016 13:07
Olympus OM-D E-M1 Mark II to najwyższy model w ofercie japońskiego producenta. Zastępuje jego pierwszą generację, która cieszyła się popularnością, a sprawność układu AF zrobiła na nas niemałe wrażenie kilka lat temu. Aparat dedykowany jest profesjonalnym fotografom, którzy oczekują od korpusu wysokiej wytrzymałości, ponadprzeciętnej prędkości i innych zaawansowanych funkcji.
Olympus OM-D E-M1 Mark II - pierwsze wrażenia
E-M1 Mark II w stosunku do poprzednika przeszedł delikatny lifting, jeśli chodzi o wygląd. Zresztą chodząc dzisiaj po stoisku Olympusa, kilkakrotnie pomyliłem go z poprzednikiem. Aparat wykonany został ze stopu magnezowego, który, jak na najwyższy model przystało, został uszczelniony. Producent zapewnia o jego najwyższej odporności na czynniki zewnętrzne, i wierzę w te zapewnienia, szczególnie że od dłuższego czasu korzystam m.in z pierwszego E-M1, który niejednokrotnie porządnie zmókł.
Aparat wyposażony jest w charakterystyczny, bardzo głęboki grip i dość płaską resztę część korpusu. To sprawia, że aparat świetnie leży w dłoni, a palce ledwo dochodzą do końca gripu. Całość pokryta jest miłą w dotyku gumą.
Samo sterowanie jest niemal identyczne jak w poprzedniku. Za zmianę parametrów odpowiadają dwa pokaźne koła nastaw, w tym jedno oplatające spust migawki. Obok nich umieszczono koło trybów z charakterystyczną dla Olympusów blokadą, która działa na zasadzie - włącz/wyłącz i nie ma konieczności przytrzymywania jej za każdym razem, gdy chcemy zmienić tryb.
Po drugiej stronie wizjera umieszczono włącznik, obok którego znajdziemy przyciski odpowiadające za zmianę pomiaru światła, trybu działania AF, zmianę napędu oraz obsługi trybu HDR. Przesiadając się z modelu E-M1, każdy odnajdzie wszystkie elementy sterujące z zamkniętymi oczami.
Tylna ściana została nieco przeprojektowana. Wizjer nie wystaje tak mocno z obudowy, a ekran nie jest już tylko odchylany, a obracany - wzorem E-M5 Mark II i Pena-F. To wg. mnie dobre posunięcie, szczególnie że E-M1 Mark II ma też rozbudowane funkcje filmowe, które opiszę w dalszej części artykułu. Trochę szkoda, że nie zastosowano joysticka do zmiany punktów AF, jak ma to miejsce w konkurencyjnym Fujifilm X-T2, choć ich wybór klasycznym nawigatorem jest wygodny.
W środku czeka nas niemała rewolucja
Sercem OM-D E-M1 Mark II jest matryca Cztery Trzecie Live MOS o rozdzielczości 20 megapikseli. Producent zapewnia jednak, że jest to nowy sensor, a nie ten, zastosowany w PEN-F. Matryca współpracuje z nowym, dwurdzeniowym procesorem TruePic XIII.
Szybkość działania aparatu jest naprawdę imponująca, zarówno, jeśli mówimy o szybkości wykonywania zdjęć seryjnych, jak i autofokusie. Aparat wyposażono w zupełnie nowy układ ustawiania ostrości, który bazuje na 121 punktach detekcji fazy osadzonych na matrycy. To, co ważne - powiązane są z taką samą liczbą punktów detekcji kontrastu, a dodatkowo - wszystkie są krzyżowe. W trybie pojedynczym autofokus działał błyskawicznie, niezależnie od warunków oświetleniowych. Autofokus ciągły w pierwszych testach wypadł nieco gorzej, bo zdarzało mu się szukać ostrości dopiero po jej zgubieniu, co skutkowało wieloma nieostrymi zdjęciami w serii. Jednak na dokładniejsze testy przyjdzie jeszcze czas, kiedy dostaniemy egzemplarze produkcyjne, a warunki testów będą bardziej sprzyjające.
Tak, jak wspomniałem - E-M1 Mark II jest piekielnie szybki. Jak udało się ustalić w trakcie rozmów po premierze, maksymalna szybkość wykonywania zdjęć seryjnych przy wykorzystaniu migawki mechanicznej wynosi 15 kl./s z ciągłym autofokusem i pomiarem światła.
W trybie cichym aparat wykorzystuje migawkę elektroniczną i daje możliwość fotografowania w dwóch prędkościach. W szybszym trybie (H) mamy aż 60 kl./s w pełnej rozdzielczości i zapisie RAW , ale musimy pogodzić się z pewnymi ograniczeniami - tylko pojedynczy AF (zablokowany na pierwszej klatce) i zablokowany pomiar światła. Co ważne, została poprawiona szybkość sczytywania informacji z matrycy z 1/20 na 1/60 s, co ma zredukować efekt rolling shutter. W trybie wolniejszym (L) aparat oferuje 18 kl./s, ale mamy za to ciągły autofokus i pomiarem światła.
Pracownicy Olympusa zapewniali, że taka prędkość będzie wystarczająca do zarejestrowania poruszających się obiektów bez efektu „pływania”, ale np. z wentylatorem, aparat w tym trybie już sobie nie poradzi. Niestety, podczas krótkich testów nie byłem w stanie tego sprawdzić. Olympus E-M1 Mark II wyposażony jest także w funkcję, którą kilka lat temu chwalił się Nikon w modelu 1. To wykonywanie zdjęć jeszcze przed finalnym wciśnięciem spustu migawki. Aparat jest w stanie zarejestrować 14 klatek, co może być przydatne podczas fotografowania np. podrywających się do lotu ptaków czy innych sytuacji, w których wyczekujemy danego momentu. Bufor również został powiększony w stosunku do poprzednika, a pełną prędkość przy zapisie RAW utrzymuje przez około 50-60 zdjęć. Niestety, producent nie podaje dokładnych danych.
Aparat robi naprawdę rewelacyjne wrażenie, jeśli chodzi o prędkość działania, jak również autofokus i zdjęcia seryjne. Obecnie to jeden z najszybszych aparatów na rynku.
Szybszy wizjer, dwa sloty kart pamięci i bardziej pojemna bateria
Wizjer w stosunku do poprzednika nie został zmieniony. Ma tę samą wielkość i rozdzielczość 2.36 mln punktów, ale skrócono jego reakcję do 6 ms, i szybkość odświeżania 120 kl./s. Rzeczywiście, porównując go z E-M1 czy wizjerem, zastosowanym w Penie-F, jest bardziej responsywny. To, co ważne z punktu widzenia profesjonalisty - zastosowano także dwa sloty kart SD, w tym jedno kompatybilne z kartami UHS II. Aparat pozwala na zapis symultaniczny lub przy zapisie RAW+JPG RAWy mogą trafiać na jedną, a JPGi na drugą kartę. Wszystko zależy od naszych upodobań.
Olympus zastosował także wyraźnie większy, nowy akumulator, który pozwala na 40% dłuższą pracę, co powinno zapewnić minimum 500 zdjęć na jednym ładowaniu. Dodatkowo, wreszcie pojawił się procentowy wskaźnik naładowania. Bardzo mi tego brakowało, szczególnie że w przypadku Olympusów aparat potrafi przez cały dzień pokazywać pełne naładowanie, po czym od razu przeskoczyć na migający, czerwony wskaźnik. To według mnie bardzo dobry krok i mam nadzieję, że będzie stosowany również w niższych modelach.
Wydajna stabilizacja i filmy 4K
Olympus słynie z jednej z najlepszych stabilizacji na rynku. W E-M1 Mark II zastosowano nowy, 5-osiowy układ, który w połączeniu z nowymi, stabilizowanymi obiektywami (300 mm f/4 i 12-100 mm f/4) osiąga wydajność nawet 6.5 EV, co przy ogniskowej 100 mm powinno zapewnić ostre zdjęcia z czasem nawet 1s. Podczas krótkich testów nie byłem w stanie tego sprawdzić, ale podczas pełnego testu, na pewno to zrobię. Producent nie podaje wydajności układu stabilizacji samej matrycy, ale zakładam, że będzie on wydajniejszy o około 0.5 EV w stosunku do modeli E-M5 Mark II.
Olympus wreszcie potraktował poważniej nagrywanie filmów. Model E-M1 Mark II jako pierwszy bezlusterkowiec tego producenta oferuje nagrywanie w rozdzielczości 4K UHD przy 30 kl./s z bitrate 102 MB/s i Cinema 4K z prędkością 24 kl./s i bitrate na poziomie 237 Mb/s. Oczywiście podczas filmowania działa stabilizacja, więc możliwości zapowiadają się naprawdę dobrze. Z drugiej strony mogę powiedzieć „wreszcie”, bo Olympus zazwyczaj odstawał od konkurencji pod względem filmowania.
Niestety, podczas targów Olympus pokazał jedynie aparaty przedprodukcyjne, więc nie miałem możliwości zgrania wykonanych zdjęć i oceny ich jakości. Nie chcę też wróżyć z fusów i werdykt wydam na podstawie finalnego egzemplarza.
OM-D E-M1 Mark II zapowiada się naprawdę ciekawie. Mimo podobnego wyglądu zastosowano w nim szereg naprawdę znaczących ulepszeń - wydajniejszą stabilizację, zupełnie nowy układ AF na nowym sensorze, dwa sloty kart, a także niesamowicie szybką migawkę. Pierwsze wrażenia są naprawdę pozytywne, ale wszystkie szczegóły poznamy w pełnym teście. Nie znamy również ceny aparatu, ale z rozmów można było wywnioskować, że będzie kształtowała się na poziomie 1700-1900 Euro za korpus.
Nowe obiektywy
Wraz z flagowym Olympusem, firma zaprezentowała trzy nowe obiektywy M. Zuiko Digital. Pierwszy z nich to 25 mm f/1.2 z serii PRO. To według mnie najciekawsze szkło, szczególnie ze względu na taką jasność. Jak na system Mikro Cztery Trzecie, który jest znany raczej z miniaturowych stałek, obiektyw 25 mm f/1.2 jest naprawdę duży. Jego wielkość jest bardzo zbliżona do niemałego 12-40 mm f/2.8 Pro.
Charakteryzuje go bardzo skomplikowana konstrukcja optyczna składająca się z aż 19 elementów, przy czym tylko jedna soczewka jest poruszana do ustawienia ostrości, co rzeczywiście przekłada się na szybkość autofokusu, który działa błyskawicznie. To, co najbardziej mi się spodobało, to duża jasność - f/1.2, co wreszcie zapewnia naprawdę płytką głębię ostrości mimo niewielkiej matrycy systemu Mikro Cztery Trzecie. 9-listkowa przysłona zapewnia miękki, przyjemny dla oka bokeh i naprawdę ładnie rysuje! Jakość obrazu na f/1.2 jest bardzo dobra, a na pierwszych przykładowych zdjęciach nie widać oznak aberracji chromatycznej czy dystorsji. Wszystko wskazuje na to, że czeka nas naprawdę ciekawy obiektyw. Dodajmy do tego uszczelnienie, świetne wykonanie charakterystyczne dla obiektywów PRO. Trzeba jednak spodziewać się naprawdę wysokiej ceny. Obecnie jest ustalona na 1299 Euro, więc może oscylować w granicach 6000 zł.
Drugim obiektywem jest 12-100 mm f/4 IS PRO, który ma wszystkie cechy obiektywów PRO - uszczelnienia i metalową obudowę. Jak na system Mikro Cztery Trzecie jest dość pokaźnych rozmiarów, ale trzeba wziąć pod uwagę stałe światło i ponad 8-krotny zoom. Obiektyw kierowany jest przede wszystkim do osób, które dużo podróżują i oczekują jednego, wytrzymałego obiektywu o szerokim zakresie ogniskowych. Dodatkowo, wbudowana stabilizacja współpracuje ze stabilizowanymi matrycami, co w przypadku OM-D E-M1 Mark II może zaowocować wydajnością nawet 6.5 EV. Podczas krótkich testów nie miałem jak przetestować tego układu, ale zdjęcia, które zrobiłem, wyglądają naprawdę obiecująco. Cena taka sama jak w przypadku 25 mm f/1.2 - 1299 Euro.
Olympus zaprezentował także obiektyw 30 mm f/3.5 Macro, ale niestety miałem z nim do czynienia tylko przez chwilę i nie jestem w stanie napisać o nim nic więcej, niż dostępne jest w newsie.