Olympus OM‑D E‑M5 Mark II – dojrzały rozwój w dobrym stylu [test]
Jak z matrycy o rozdzielczości 16 Mpix otrzymać aż 64-megapikselowe fotografie? To tylko jedna z kilku istotnych, nowych funkcji, które sprawdziliśmy w bezlusterkowcu Olympus OM-D E-M5 Mark II. Zobaczmy czy aparat poradzi sobie z konkurencyjnymi lustrzankami.
30.03.2015 | aktual.: 30.05.2016 14:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Budowa i wykonanie
Pierwszym współczesnym przedstawicielem rodziny aparatów Olympus OM-D był zaprezentowany w lutym 2012 roku model E-M5. Aparat trochę namieszał na rynku i otrzymał wiele pozytywnych opinii. Niemal równo 3 lata później przedstawiono jego bezpośredniego następcę: model Olympus OM-D E-M5 Mark II.
Aparat plasuje się obecnie pomiędzy profesjonalnym, flagowym E-M1, a o wiele tańszym E-M10. Jego głównymi konkurentami są bezlusterkowce, takie jak Fujifilm X-T1, Panasonic Lumix GX7, Sony A6000 czy Sony A7/A7 II, ale też lustrzanki Nikon D7200/7100 czy Canon 70D.
Wykonanie korpusu
Korpus aparatu Olympus OM-D E-M5 Mark II to mądre rozwinięcie konstrukcji poprzednika. Oba modele są do siebie podobne, jednak E-M5 Mark II to aparat bardziej dojrzały, dopracowany. Wygląda dynamicznie, nowocześnie, pomimo zachowania stylistyki retro. Korpus jest nieco grubszy, ale nadal smukły i nieduży.
Aparat jest świetnie wykonany z produktów wysokiej jakości. Wszystkie elementy są dobrze spasowane, pracują z dużą kulturą. Czuć, że jest to produkt premium z wysokiej półki. Solidny, magnezowy korpus jest uszczelniony przed wilgocią i kurzem, a producent zapewnia, że możemy z niego korzystać w zakresie temperatur od -10 do 40 stopni Celsjusza.
Olympus OM-D E-M5 Mark II waży 470 gramów (z akumulatorem), a jego wymiary to 123.7 × 85 × 44.5 mm. Bezlusterkowiec jest zasilany akumulatorem litowo-jonowym BLN1 o pojemności 1220 mAh, który według specyfikacji ma starczyć na wykonanie ok. 330 zdjęć. W zestawie znajduje się ładowarka na baterię, dzięki czemu możemy wyjąć akumulator i szybko go naładować, korzystając w tym samym czasie z aparatu i innej baterii. Wydawałoby się, że to norma, nic wyjątkowego, szczególnie w sprzęcie za takie pieniądze. A jednak warto także ten fakt odnotować, bo do aparatów marki Sony tego typu ładowarki trzeba dokupić sobie samemu.
Z lewej strony korpusu ulokowano złącza USB 2.0/AV, micro HDMI (typ D) oraz gniazdo mikrofonu (minjack) do jednoczesnego nagrywania dźwięku, poprzez zewnętrzny mikrofon. Po podłączeniu dodatkowego gripa HLD-8G uzyskamy jeszcze dostęp do złącza słuchawkowego. Z przodu ulokowano też gniazdo synchronizacji zewnętrznej lampy błyskowej. Po przeciwnej stronie korpusu znajduje się komora skrywająca gniazdo kart pamięci SD/SDHC/SDXC. To dobre rozwiązanie, które sprawia, że możemy łatwo wyjmować i wkładać karty pamięci, mając aparat podpięty do statywu.
Aparat nie ma wbudowanej lampy błyskowej, ale na obudowie znajdziemy gorącą stopkę, do której można podpiąć dołączoną do zestawu lampę błyskową FL-LM3. Nieduży palnik lampy flasha można odchylać do góry i obracać o 360 stopni, co pozytywnie wpływa na jej przydatność. Dzięki temu możemy np. odbijać błyski od ścian, co z pewnością przyda się w czasie zdjęć reporterskich czy ślubnych. Nie zabrakło też modułu Wi-Fi do bezprzewodowego przesyłania zdjęć.
Ważną nowością w korpusie E-M5 Mark II jest 3-calowy, dotykowy, odchylany i obracany ekran LCD o rozdzielczości 1 037 000 punktów. To spory postęp w porównaniu z poprzednikiem, który miał ekran AMOLED o przeciętnej rozdzielczości 610 000 punktów. W dodatku umożliwiał jedynie odchylanie w dół oraz w górę. Dzięki mocowaniu na jednym zawiasie z lewej strony (jak w aparatach marki Canon czy Nikon) ekran w E-M5 Mark II można nie tylko odchylić w dół i górę, ale także obrócić monitor nawet o 180 stopni, co może się przydać przy wykonywaniu zdjęć typu selfie lub nagrywaniu filmów. Jeśli natomiast zachcemy korzystać tylko z wizjera, to ekran można odwrócić i po prostu zamknąć, aby nie został uszkodzony. Mechanizm pracuje płynnie i sprawia wrażenie solidnie wykonanego. Sam ekran dobrze odwzorowuje kolory, jest jasny i kontrastowy. Złego słowa nie można też powiedzieć o działaniu funkcji dotyku.
Mocnym punktem jest także pokrywający 100% kadru wizjer elektroniczny o rozdzielczości 2,36 miliona punktów i powiększeniu 1,48 x, znany z modelu E-M1. Wizjer jest wyposażony w regulację dioptrażu (zakres od −4 do +2) oraz umożliwia zmianę ustawień jasności i temperatury barwowej (15-stopniowa skala). Nowa jest także muszla przy wizjerze, która w odróżnieniu od poprzednika jest solidnie zamocowana.
Wizjer charakteryzuje się bardzo szybkim odświeżaniem i dobrym oddaniem barw. Jest przejrzysty, jasny, dokładny i naprawdę duży. Pod względem wyświetlanego obszaru jest porównywalny, jeśli nie lepszy, od topowych, pełnoklatkowych lustrzanek z tradycyjnymi celownikami. Wyświetlacz pokazuje większość podstawowych parametrów w trakcie fotografowania, zatem w wielu sytuacjach nie musimy odrywać oka od aparatu w celu zmiany ustawień. Dobrze sprawdza się w nocy czy w czasie słonecznych dni.
Tuż przy wizjerze umieszczono czujnik zbliżeniowy, który automatycznie przełącza tryb wyświetlania z wizjera na ekran i odwrotnie. Proces przełączania jest szybki i sprawny. W czasie testów nie sprawiał żadnych problemów, a obraz był wyświetlany zawsze tam, gdzie chciałem. Czujnik jest wykorzystywany przez aparat do automatycznego dostosowywania jasności obrazu wyświetlanego w wizjerze. Spodobało mi się również, że aparat sam natychmiast przełącza wyświetlanie obrazu z wizjera na wyświetlacz, w momencie odchylania ekranu. To praktyczne, mądre rozwiązanie.
Budowa wnętrza
Sercem aparatu Olympus OM-D E-M5 Mark II jest matryca Mikro Cztery Trzecie (17.3 x 13mm) LIVE MOS, o rozdzielczości 16 megapikseli, - identyczna, co u poprzednika. Obsługuje ją procesor obrazu TruePic VII, znany z flagowego modelu E-M1. Ten duet umożliwia fotografowanie z prędkością do 10 kl./s z czułością w zakresie ISO 100-25600 oraz nagrywanie filmów Full HD z prędkościami 60p, 50p, 30p, 25p lub 24p. i próbkowaniem 77 Mb/s., oraz z możliwością nagrywania z różną częstotliwością klatek.
Sensor nie został wyposażony w piksele detekcji fazy, a zatem nowy bezlusterkowiec nie ma systemu podwójnego, szybkiego autofokusu z obiektywami Cztery Trzecie, jak ma to miejsce w E-M1.Olympus OM-D E-M5 Mark II korzysta z modułu FAST AF, który współpracując ze szkłami Mikro Cztery Trzecie będzie działać w oparciu o 81 pól AF.
Mocnym punktem aparatu jest system 5-osiowej stabilizacji matrycy, który ma umożliwić wykonywanie nieporuszonych zdjęć do 5 EV. System działa zarówno w trybie fotografowania, jak i filmowania, o czym zresztą opowiem szerzej, za chwilę.
Wprowadzono także wiele nowych funkcji w aparacie. Główną nowością jest tryb Composite still shot, który umożliwia wykonanie połączonych zdjęć JPEG o rozdzielczości 40 Mpix lub RAW 64 Mpix. Uzyskanie tak ogromnej rozdzielczości jest możliwe dzięki połączeniu 8 ekspozycji w jedno zdjęcie. Każde jest wykonywane przy innym położeniu matrycy. Szerzej ten oraz inne tryby opiszę w osobnym podpunkcie.
Ergonomia i obsługa
Sporo zmian zaszło także w kwestii ergonomii. W bezlusterkowcu zmieniono i dodano nowe przyciski czy dźwignię znaną z modelu E-M1. Zmianie uległ kształt przedniej i tylnej tarczy, które obsługują najważniejsze parametry. Aparat ma też inaczej wyprofilowany grip z przodu.
Olympus OM-D E-M5 nie był mistrzem ergonomii. Większość przycisków aparatu jest dość mała, mocno wystaje poza obrys obudowy i nie mają one wyczuwalnego skoku. W trakcie naszych testów szczególnie kiepsko sprawowały się przyciski używane najczęściej, czyli te ulokowane wokół przycisku OK.
Olympus OM-D E-M5 Mark II zrobił w tym względzie duży krok naprzód. Wspomniane przyciski są większe, szersze, mają przyjemny skok – są podobne do tych z modelu E-M1. Chociaż ciągle w rękawiczkach trudno je wyczuć bez patrzenia. W modelu E-M5 Mark II zastosowano znany z modeli E-P5 oraz E-M1 system pokręteł sterujących 2×2, składający się z dwóch tarczy i dźwigni. Tylny przełącznik można ustawić w dwóch pozycjach. W pierwszej pozycji przednie pokrętło służy do regulowania wartości przysłony, a tylnym można zmienić czas ekspozycji. Przy drugim ustawieniu zmienimy wartość ISO i balans bieli. Oczywiście menu możemy zaprogramować po swojemu, np. aby służyło do zmiany AF/MF.
Dźwignia pracuje z dużą kulturą, chociaż stawia dosyć mocny opór przy przełączaniu w górę. W jej środku dodatkowo znajduje się przycisk funkcyjny. To rozwiązanie ma swoich fanów, jak i przeciwników. Obiektywnie rzecz biorąc, trzeba przyznać, że specjalna dźwignia daje mnóstwo możliwości, ponieważ możemy sami zmieniać w menu jej funkcje. Osobiście na początku nieco gubiłem się, przełączając balans bieli zamiast czasu czy wartość przysłony zamiast czułości i odwrotnie. Po kilku dniach wszystko jednak wróciło do normy – przyzwyczaiłem się do pracy z dźwignią i uważam, że jest to praktyczne rozwiązanie.
Zupełnie zmieniono układ górnej ścianki. Nadal znajdziemy tam główne tarcze, które jednak nie nachodzą na siebie, jak w modelu E-M5, a raczej sąsiadują ze sobą naprzeciwko. To zupełnie nowe, solidne, grube tarcze z małymi wyżłobieniami i fakturą dookoła, która sprawia, że aparatem steruje się komfortowo, także w rękawiczkach. Obie są wykonane precyzyjnie, pracują z dużą kulturą, są odpowiednio duże i komfortowe. Duży plus za tę zmianę na lepsze.
W podobnym stylu została wykonana także tarcza zmiany trybów. Jest grubsza, ma karbowane boki oraz przycisk blokady po środku, który ma dwie funkcje – wciśnięty blokuje, a zwolniony umożliwia kręcenie tarczą. To proste, praktyczne i skuteczne rozwiązanie, które stosuje firma Olympus od dawna, a którego niestety brakuje w aparatach wielu innych marek. Oczywiście konkurencyjnie producenci stosują blokadę tarczy trybów, jednak w wielu wypadkach przycisk trzeba trzymać wciśnięty, aby móc zmieniać tryby.
U góry aparatu ulokowano także dwa przyciski funkcyjne Fn3 i Fn4, których funkcje można zmieniać samemu w menu, a także przyciski HDR i służący do sterowania nagrywaniem filmów (ich funkcje również można samemu zmienić) . W sumie Olympus OM-D E-M5 Mark II ma aż 11 przycisków funkcyjnych, co sprawia, że aparat daje ogromne możliwości personalizacji. Wszystkie z nich mają fabrycznie ustawione pewne funkcje, a większość ma również dedykowane oznaczenia nadrukowane na powierzchni. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby ustawić ich funkcje samemu. W czasie testów nie widziałem jednak takiej potrzeby, ponieważ przyciski są dobrze i logicznie ułożone.
E-M5 Mark II ma także inaczej wyprofilowany uchwyt z przodu, ale także podpórkę pod kciukiem, z tyłu. Grip jest przyjemniejszy, bardziej obszerny, lepiej wyprofilowany. Pokrywa go przyjemne w dotyku tworzywo sztuczne imitujące skórę, które sprawia, że aparat nie ślizga się i pewnie leży w dłoni. To nieco inny materiał, niż u poprzednika. Aparat jest dobrze wyważony i z większością niedużych obiektywów sprawuje się wyśmienicie. Nieco gorzej jest po podpięciu dużego szkła, takiego jak M. Zuiko 12-40 mm f/2.8, kiedy fotografowanie jedną ręką staje się praktycznie niemożliwe. Przy takim zestawie przydatny jest dodatkowy, doczepiany grip.
Menu w modelu OM-D E-M5 Mark II to typowy dla tego producenta klasyk. Zostało ono podzielone na dwie części: tzw. skrócone menu w trybie podglądu na żywo oraz klasyczne, rozbudowane menu.
Główne menu jest podzielone na 5 kategorii (kart) z ikonami graficznymi po lewej stronie. Podział jest logiczny, czytelny, przejrzysty i przyjemny w obsłudze. Wiele elementów da się ustawić zgodnie z własnymi potrzebami. Mimo to niektóre funkcje są dosyć mocno ukryte i potrzeba dużo czasu, aby je odnaleźć.
Skrócone menu uruchamia się przyciskiem OK. Na ekranie wyświetlają się wówczas po bokach dwie kolumny z parametrami lub w formie tablicy na całym ekranie. Także tutaj możemy dokonać ingerencji i samemu zmieniać wyświetlane funkcje. Przełączanie pomiędzy oboma trybami odbywa się przyciskiem Info. Menu jest jasne, przejrzyste i spójne z innymi bezlusterkowcami producenta.
Wykonywanie zdjęć
Idea nowych bezlusterkowców z serii OM-D podoba mi się od samego początku. To połączenie klasycznego, sprawdzonego wzornictwa, z nowoczesnymi rozwiązaniami. Osobiście uważam, że już Olympus OM-D E-M5 wyglądał wyśmienicie, jednak cały jego urok psuła nieprzemyślana do końca ergonomia.
Jego następca E-M5 Mark II to aparat, który wyrósł już z wieku dziecięcego. To dojrzały, przemyślany i innowacyjny aparat, który jest pozbawiony większości wad poprzednika. Fotografowanie nowym bezlusterkowcem sprawia dużo przyjemności, szczególnie, kiedy do korpusu jest podpięte nieduże szkło. Wtedy aparat dobrze leży w dłoni i to mimo stosunkowo niedużego uchwytu z przodu. Nie ciąży przy tym na szyi czy ramieniu i można go bez problemu schować do torby, czy zwykłego plecaka, nie czując dużego obciążenia. W sam raz na wycieczkę czy spacery po mieście.
Model E-M5 Mark II nie tylko lepiej wygląda od poprzednika, ale też ma znacząco ulepszoną ergonomię. Przyciski nie są już tak głęboko osadzone, są większe, mają przyjemny skok. Moim zdaniem przyciski mogłyby być jeszcze nieco większe i bardziej wyprofilowane, ponieważ trudno je wyczuć w rękawiczkach, ale i tak jest o wiele lepiej, niż w E-M5.
Kwestią dyskusyjną jest system pokrętłem 2x2 ze specyficzną dźwignią. To rozwiązanie ma swoich fanów, jak i krytyków. Osobiście jestem gdzieś po środku. Przed zakupem tego aparatu warto po prostu wybrać się do sklepu i samemu sprawdzić, jak ten system sprawdza się w naszych dłoniach.
Bardzo spodobał mi się nowy 3-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 1 037 000 punktów, który można odchylać na różne strony: w górę, w dół, na boki czy nawet do zdjęć selfie. Sama konstrukcja mogłaby być nieco cieńsza, ale poza tym dla mnie to przykład tego, jak powinno się konstruować tego typu wyświetlacze. Ekran jest jasny, kontrastowy, funkcja dotyku reaguje bardzo dobrze, a sama konstrukcja umożliwia pracę niemal pod każdym kątem. Jest przy tym solidnie wykonana.
Szkoda, że Olympus nie ma funkcji wykorzystywanej w aparatach Panasonic Lumix, która umożliwia wykorzystywanie wyświetlacza, jako ekranu dotykowego do sterowania obszarem AF.
Japoński producent zastosował w modelu E-M5 Mark II identyczną matrycę co u poprzednika. To może być zniechęcające dla wielu, ponieważ 16-megapikselowy sensor ma już swoje lata. Jest jednak obsługiwany przez nowy, wydajny procesor obrazu i nadal jest to jednak jedna z najlepszych matryc na rynku. A na pocieszenie dodam, że fani wysokomegapikselowych aparatów otrzymali tryb Compositle still shot, który umożliwia uzyskanie aż 64 Mpix.
Olympus E-M5 Mark II wykonuje zdjęcia o wysokiej jakości i przyjemnych dla oka barwach. Tradycyjnie dla aparatów tej marki ma tendencję do lekkiego zażółcania zdjęć, chociaż duży wpływ na to może mieć funkcja ocieplania barw, którą można wyłączyć. Aparat dobrze oddaje balans bieli oraz mierzy ekspozycję.
Osobiście nie jestem wielkim fanem mistycznej plastyki zdjęć z matryc Mikro Cztery Trzecie. Jest to jednak odczucie zupełnie subiektywne. Obiektywnie trzeba przyznać, że przy wielu rodzajach fotografii i możliwościach obróbki plików RAW, nie ma to już w dzisiejszych czasach aż takiego znaczenia dla wielu osób i przy wielu typach fotografii.
Ze względu na swoje rozmiary, stosunkowo niską wagę oraz dobrze uszczelnioną konstrukcję, Olympus OM-D E-M5 Mark II wydaje się być aparatem kierowanym do podróżników – zarówno tych amatorskich, wakacyjnych, jak i poważnych, profesjonalnych. Aparat powinien też przypaść do gustu dokumentalistom, a także świadomym fotografom ślubnym. Jak na bezlusterkowca przystało jest nieduży, więc nie zwraca na siebie uwagi fotografowanych osób, a z drugiej strony gwarantuje prędkość aż 10 kl./s i wysoką wydajność.
Możliwość zupełnie bezgłośnego, ale nadal szybkiego fotografowania, przy wykorzystaniu elektronicznej migawki, może z kolei spodobać się fotografom koncertowym. Warto też dodać, że standardowo aparat umożliwia fotografowanie z czasami do 1/8000 s, a przy wykorzystaniu migawki elektronicznej nawet do 1/16000 s, co jest imponującym wynikiem.
Chcąc wykorzystywać go do takich celów, trzeba jednak wyposażyć się w przynajmniej 2-3 dodatkowe baterie, ponieważ E-M5 Mark II potrafi wykonać ok. 300 zdjęć na jednym akumulatorze. Jak na sprzęt tej klasy to wynik w normie. Jednak porównując go z lustrzankami, nawet tanimi, możemy czuć się nieco rozczarowani. Na szczęście w zestawie jest jednak dedykowana, zewnętrzna ładowarka.
Z kolei funkcja wykonywania zdjęć w rozdzielczości 40 lub 64 Mpix (opisuję ją niżej) wprawdzie jest jeszcze dosyć ograniczona, jednak wprawne ręce fotografa krajobrazów z pewnością zrobią z niej bardzo dobry użytek. Z kolei tryb Live Composite spodoba się fanom malowania światłem.
Autofokus
Olympus OM-D E-M5 Mark II korzysta z systemu automatycznego ustawiania ostrości FAST-AF, który działa w oparciu o detekcję kontrastu i ma 81 pól AF. W kiepskich warunkach oświetleniowych pracę AF może wspomagać czerwona dioda. Do wyboru mamy kilka trybów pracy: pojedynczy (AF-S), ciągły (AF-C), pojedynczy z możliwością ręcznego wspomagania (S-AF+MF) oraz ciągły ze śledzeniem (C-AF+TR). Aparat umożliwia też korzystanie ze wszystkich 81 pól lub może ustawić grupę punktów składającą się z 9 obszarów. Możemy też wybrać pojedynczy punkt ostrości z możliwością zmiany jego wielkości. Miłośników ręcznego ustawiania ostrości ucieszy natomiast możliwość korzystania z funkcji Focus Peaking z maksymalnym, aż 14-krotnym stopniem powiększenia obrazu.
Aparat bardzo dobrze radzi sobie z automatycznym ustawianiem ostrości. W czasie testów nie zauważyłem problemów z celnością, a ostrość była ustawiana w mgnieniu oka. Testowy egzemplarz nie miał również problemów z uchwyceniem ostrości w kiepskich warunkach oświetleniowych, np. w kanałach w Pradze. Trzeba jednak przyznać, że zajmowało mu to trochę więcej czasu. Sprawnie nadążał również za poruszającymi się obiektami w trybie śledzenia. Co ważne przez cały czas testów nie zauważyłem, aby aparat wykonał choćby jedno źle wyostrzone zdjęcie.
Szybkość i wydajność
Trudno mieć jakiekolwiek uwagi odnośnie szybkości pracy modelu E-M5 Mark II. Aparat praktycznie od razu jest gotowy do pracy, po czym nie sprawia żadnych problemów w kwestii wydajności. Menu oraz podgląd zdjęć przegląda się płynnie, a formatowanie karty jest szybkie. Nie zauważyłem, aby aparat stawiał ograniczenia w pracy podczas zapisywania nawet długich serii plików RAW. Jak już pisałem, przełączanie pomiędzy wizjerem, a ekranem oraz odwrotnie odbywa się od razu, bez opóźnień. Pod tym względem zachowuje się wręcz wzorcowo.
Producent podaje, że Olympus OM-D E-M5 Mark II potrafi wykonywać zdjęcia seryjne z prędkością do 10 kl./s. W naszym teście prędkości wykorzystaliśmy kartę pamięci SanDisk Extreme Pro UHS-1 64 GB.
Aparat ogólnie utrzymuje deklarowaną maksymalną prędkość zdjęć seryjnych, a w trybie JPEG nawet fotografuje nieco szybciej. Przy zapisie plików w formacie RAW udaje się wykonać ok. 12 zdjęć, po czym prędkość spada do 2,5 kl./s. Wybierając format JPEG wykonamy ok. 12 zdjęć w czasie pierwszej sekundy, a potem jeszcze 6 przy pełnej prędkości. Później aparat rejestruje przy 4 kl./s. To naprawdę dobre wyniki.
Stabilizacja obrazu
Olympus OM-D E-M5 Mark II został wyposażony w 5-osiowy system stabilizacji matrycy, co oznacza, że aparat stara się niwelować 5 rodzajów drgań: ruch w pionie i poziomie, a także obrót wokół trzech różnych osi. To podobny system, który zastosowano we flagowym modelu E-M1. Producent ocenia skuteczność tego systemu na do 5 EV.
W naszych testach nie udało się uzyskać aż tak dobrego wyniku. OM-D E-M5 Mark II umożliwia wykonanie ostrych, wyraźnych zdjęć z ręki, z włączoną stabilizacją przy czasie 0,5 s. Podobny rezultat bez stabilizacji można osiągnąć przy 1/8 s, poniżej którego praktycznie wszystkie zdjęcia są mocno rozmyte. Maksymalna uzyskana przez nas skuteczność wynosi zatem ok. 3 EV. To i tak bardzo dobry wynik.
Composite still shot
To funkcja, która budzi chyba największe emocje w kontekście E-M5 Mark II. Dzięki niej, z aparatu z matrycą o rozdzielczości 16 Mpix, możemy uzyskać zdjęcia o ogromnej rozdzielczości 40 Mpix, przy zapisywaniu plików JPEG lub nawet 64 Mpix, przy wyborze formatu RAW. Wykonując zdjęcie RAW + JPG uzyskamy nawet 3 pliki:
- ORF (plik RAW o rozdzielczości 9280 x 6938, czyli 64 Mpix i rozmiarze ok. 100 MB;
- JPEG (8 zdjęć w jednym o końcowej rozdzielczości 7296 x 5472, czyli 40 Mpix);
- ORI (pojedynczy plik RAW o rozdzielczości 16 Mpix).
To dobre rozwiązanie, bo zawsze mamy plik źródłowy, który potem możemy odtworzyć w sytuacji, kiedy docelowe zdjęcia high res nam nie wyszło. Ktoś mógłby zapytać, czemu owo zdjęcie miałoby nie wyjść? Powód jest prosty i jest ściśle związany z techniką uzyskiwania 64-megapikselowych fotografii z 16-megapikselowej matrycy.
Otóż Olympus OM-D E-M5 Mark II wykorzystuje system stabilizacji matrycy do delikatnego przesuwania sensora w czasie wykonywania zdjęć w tym trybie. Aparat wykonuje 8 fotografii, a każda jest przesunięta o pół piksela. W ten sposób finalne zdjęcia są niezwykle szczegółowe i pełne detali, ale pod warunkiem, że fotografowane obiekty nie poruszają się. Fotografując np. poruszających się ludzi ich postacie wyjdą na zdjęciu rozmazane, jakbyśmy ustawili długi czas naświetlania. Stąd wynika jasny wniosek – tryb ten może się świetnie sprawdzić przede wszystkim w fotografii produktowej, studyjnej, statecznej, ew. także krajobrazowej i architektonicznej, ale pod warunkiem, że na zdjęciach nie będzie poruszających się obiektów. Przy fotografii ulicznej czy reportażu tryb ten jest niestety zupełnie bezużyteczny. Przynajmniej do czasu, bo podobno Olympus już pracuje nad usprawnieniem trybu, aby umożliwiał on fotografowanie ludzi. Warto też wspomnieć, że zdjęcia w tym trybie możemy też wykonywać przy wykorzystaniu lampy błyskowej.
Sam proces wykonywania zdjęć jest bardzo prosty – ustawiamy aparat na statywie, możemy wybrać odstępy pomiędzy wykonywanymi zdjęciami i wciskamy spust. Po ok. 5 sekundach otrzymujemy gotowe zdjęcie, jak te w tej galerii.
Połączone zdjęcia High Res Shot można wywołać w tradycyjny sposób w Adobe Camera RAW 8.8 czy Lightroomie.
Sama idea poruszania matrycy w celu wykonywania kilku zdjęć i łączenia ich w jedno to nie pomysł firmy Olympus. Taki system istnieje i jest wykorzystywany przynajmniej od kilku lat przez firmę Hasselblad jako Multishot. Dzięki niemu z matrycy o rozdzielczości 50 Mpix można uzyskać zdjęcia o rozdzielczości aż 200 Mpix. Funkcja ta została zaprezentowana w czasie targów Photokina 2012 w Kolonii, jednak nie namieszała zbytnio w świecie fotografii. Dziwne, że pomysł ten został wykorzystany ponownie dopiero teraz przez firmę Olympus. Jak jednak widać, ta teoretycznie prosta idea umożliwia uzyskanie świetnych rezultatów. Spodziewam się zatem, że funkcja High Res Shoot będzie rozwijana przez Olympusa, ale także niebawem może pojawić się u konkurencji.
Oryginały wszystkich zdjęć możecie znaleźć na naszym profilu na Flickr.com.
Live Composite
Live Composite to kapitalne narzędzie dla osób z zamiłowaniem do malowania światłem. Funkcja ta polega na tym, że do jednego zdjęcia dodawane są źródła światła z następnych ujęć. Dzięki temu trybowi fotograf nie musi się martwić o prześwietlenie fotografii, a efekty są naprawdę imponujące. Wszystkie parametry trybu można oczywiście ustawić w głównym menu. Fotografowanie rozpoczynamy i kończymy wciskając spust migawki lub sterując aparatem z poziomu smartfona. Na koniec uzyskujemy gotowe zdjęcie – nic nie trzeba składać, montować i zapisywać.
Chcąc uzyskać najlepsze efekty, aparat powinien być ustawiony na stabilnym statywie w czasie wykonywana zdjęć, co jednak nie jest nowością przy malowaniu światłem.
Podczas premiery aparatu Olympus OM-D E-M5 Mark II w lutym 2015 r. mieliśmy przyjemność testować tę funkcję w Starej Oczyszczalni w Pradze. Wzięliśmy udział w sesji dynamicznych instalacji świetlnych Olafa Schieche i Eugenia Ospanova, artystów z Hamburga, którzy tworzą pod pseudonimem Zolaq. Przedstawione tu zdjęcia pochodzą prosto z aparatu, nie były przez nas montowane. Jak widać funkcja Live Composite umożliwia uzyskanie naprawdę interesujących rezultatów przy malowaniu światłem.
Wi-Fi
Olympus OM-D E-M5 Mark II jest wyposażony w moduł Wi-Fi. Aby połączyć się z aparatem, wystarczy zainstalować w smartfonie lub tablecie aplikację Olympus Image Share (dostępna w App Store oraz Google Play) i zeskanować odpowiedni kod QR z ekranu aparatu. Połączenie zostanie nawiązane automatycznie i zapamiętane. To prosta i sprawdzona metoda, która zasługuje na pochwałę.
Aplikacja Olympus Image Share jest przejrzysta, ma bardzo prosty i estetyczny interfejs, w którym każdy powinien się odnaleźć. Działa sprawnie, nie zawiesza się, a po rozłączeniu szybko nawiązuje ponowne połączenie. Umożliwia wiele możliwości: nie tylko podgląd wykonanych aparatem zdjęć oraz ich przesłanie do urządzenia przenośnego. Program ma funkcje zdalnego sterowania bezlusterkowcem w trybach iAuto, PASM oraz Art, wybieranie punktu ostrości, fotografowanie w trybach pojedynczym, seryjnym oraz z timerem. Połączenie smartfona z aparatem jest stabilne, chociaż przekazywany obraz lekko opóźniony, co jednak jest normą w tego typu aplikacjach.
Filmy
Olympus OM-D E-M5 Mark II ma bogate, rozwinięte funkcje filmów w porównaniu do poprzednika. Aparat umożliwia nagrywanie filmów w Full HD z prędkościami 60p, 50p i 30p, 25p, 24p (z próbkowaniem 77 Mb/s) oraz z możliwością nagrywania z różną częstotliwością klatek. Do wyboru mamy formaty MOV (MPEG‑4AVC/H.264) i AVI (Motion JPEG).
Co bardzo ważne, 5-osiowy system stabilizacji matrycy jest wykorzystywany także przy filmowaniu. I sprawuje się bardzo dobrze, co obrazuje krótkie, testowe nagranie poniżej. Ten sam kadr, w którym nagrywałem film, idąc powoli po trawniku, z aparatem w dłoniach, z wyłączoną i włączoną stabilizacją.
W pierwszym klipie widać wyraźnie dla tego typu ujęć drgania, a obraz niestabilny. Różnica w porównaniu do drugiego klipu jest ogromna. Obraz jest płynny, pozbawiony charakterystycznego szarpania, gwałtownych ruchów. Nie mam wprawy w filmowaniu z ręki, ale przy odrobinie wprawy możliwe jest osiągnięcie w wielu sytuacjach efektu mocno zbliżonego do fizycznego stabilizowania aparatu, np. poprzez steadicam.
Praktycznym i przydatnym rozwiązaniem jest również duży, odchylany ekran LCD, który umożliwia podgląd nagrywanego kadru z różnych, nietypowych kadrów. Nie tylko z góry i dołu, ale także boku, pod kątem, a także zza obiektywu, co można wykorzystać np. do kręcenia samego siebie przed kamerą.
Nowością w tym trybie jest też możliwość nagrywania filmów, patrząc w wizjer. Na nagrania można też nakładać specyficzne, specjalne filtry. Całkiem ciekawie prezentuje się efekt Multi Echo, który wyświetla kontrast następczy (powidok). Jest to zjawisko optyczne polegające na tym, że po wpatrywaniu się w jakiś kształt, w jednym z kolorów podstawowych, a następnie odwróceniu wzroku, w oczach pojawia się na chwilę ten sam, zamazany kształt w barwie dopełniającej, np. czerwone zachodzące słońce pozostawi w oczach swój okrąg w barwie zielono-niebieskiej.
Można go przyrównać do tzw. efektu, który w filmach używa się do ukazania upojenia alkoholem czy zażycia narkotyków lub trucizny. W funkcjach znajdziemy też efekt One Shot Echo, czyli to samo, tylko powidok jest wyświetlany tylko raz i po chwili znika. Interesującym dodatkiem jest również efekt starego filmu czy różne efekty kolorystyczne. Co ciekawe, zastosowano tu także funkcję kodów czasowych, które docenią profesjonalni filmowcy.
Olympus OM-D E-M5 Mark II video test
Jakość nagrywanego obrazu stoi na wysokim poziomie. Kolory są żywe, naturalne, dobrze oddane. Autofokus pracuje szybko, celnie i niezwykle płynnie. Nie skacze chaotycznie, ale przechodzi delikatnie, czyli tak, jak powinien w dobrej kamerze.
Podsumowując, Olympus OM-D E-M5 Mark II dobrze sprawuje się jako nieduża, lekka kamera, z której możemy korzystać z różnych, często niedostępnych miejsc. Wydajny 5-osiowy system stabilizacji obrazu robi ogromną różnicę i sprawia, że wyćwiczona ręka wykona ujęcia niemal tak płynnie, jak z użyciem fizycznych stabilizatorów.
Szumy
Detale
Do ISO 800
Powyżej ISO 800
Malowanie światłem
Oryginały wszystkich zdjęć możecie znaleźć na naszym profilu na Flickr.com.
Co nam się podoba
Olympus OM-D E-M5 Mark II jest bardzo dobrze wykonany, a ergonomia stoi na wysokim poziomie. Jakość oraz konstrukcja uchylanego i odchylanego ekranu jest wzorcowa, podobnie jak zastosowany tu wizjer elektroniczny. Moduł AF jest bardzo szybki i niezwykle celny. Duży plus należy się też za wydajny i skuteczny 5-osiowy system stabilizacji matrycy oraz rozwinięty tryb filmowania i wysoką jakość zdjęć, z niskimi szumami do ISO 1600. Niektórzy fotografowie mogą docenić też innowacyjny tryb Composite Still Shot, w którym aparat wykonuje 8 zdjęć i łączy je w jedno, o rozdzielczości 40 Mpix (JPEG) lub nawet 64 Mpix (RAW), o wysokim oddaniu szczegółów. Spodoba się też funkcja Live Composite, która ułatwia malowanie światłem.
Co nam się nie podoba
Aparat potrafi wykonać do ok. 300 zdjęć na jednym akumulatorze, co jest wynikiem w normie, jak na bezlusterkowca, jednak kiepskim z perspektywy codziennego użytkowania. Chcąc wykorzystywać E-M5 Mark II na poważnie, trzeba się zaopatrzyć w kilka dodatkowych baterii, co podnosi koszt zestawu. Menu w aparacie jest dosyć zawiłe i niektórych funkcji trzeba długo szukać. Z kolei tryb wykonywania zdjęć o wysokiej rozdzielczości jest mocno ograniczony i staje się bezużyteczny, kiedy w kadrze znajdują się poruszający się ludzie, zwierzęta czy inne obiekty.
Werdykt
Olympus OM-D E-M5 Mark II to dojrzały i o wiele lepszy aparat od poprzednika. Mimo że ma identyczną matrycę i względnie podobny korpus, utrzymany w stylu retro, to jednak zupełnie inny i lepszy bezlusterkowiec, niż jego poprzednik. Mark II w tym wypadku oznacza nie tylko kosmetyczne, marketingowe odświeżenie, ale rzeczywisty rozwój.
Inżynierom udało się zachować większość zalet modelu E-M5, takich jak niska waga, zgrabne wymiary, świetne wykonanie, błyskawiczny i celny AF czy wysoka jakość zdjęć i wyeliminować największe mankamenty poprzednika. Zdecydowanie poprawiono ergonomię, która teraz stoi na wysokim poziomie. Dodano też klasowy, odchylany i obracany ekran LCD o wysokiej rozdzielczości oraz świetny wizjer optyczny z flagowego modelu E-M1. Mocnym punktem jest też skuteczny 5-osiowy system stabilizacji matrycy, który działa też w rozwiniętym trybie filmowania. Interesującym rozwiązaniem, z dużym potencjałem, jest też możliwość wykonywania zdjęć w rozdzielczości 64 lub/i 40 Mpix czy tryb do malowania światłem.
Jeśli kupując aparat Olympus OM-D E-M5 Mark II jesteście świadomi wszystkich zalet, jak i wad matryc Mikro Cztery Trzecie, to cena 4000 zł za ten model nie wydaje się być bardzo wygórowana. Szczególnie, że niebawem zapewne spadnie o kilkaset złotych. Powód jest prosty – E-M5 Mark II to obecnie najbardziej dopracowany bezlusterkowiec tego systemu na rynku i jeden z najlepszych aparatów tego typu w ogóle.