Olympus PEN E‑PM1 Mini - stylowy maluch z dużym potencjałem [test]
Lans, długie lufy i fajne szale - to główne niepoważne powody, dla których warto być fotografem. Biały Olympus PEN E-PM1 Mini wpasowuje się w tę ideę, nie tylko dlatego, że został stylowo zaprojektowany. Najtańszy bezlusterkowiec w ofercie Olympusa gwarantuje przede wszystkim dobrą jakość zdjęć i dosyć prostą obsługę za stosunkowo nieduże pieniądze. No i świetnie pasuje do szala.
Lans, długie lufy i fajne szale - to główne niepoważne powody, dla których warto być fotografem. Biały Olympus PEN E-PM1 Mini wpasowuje się w tę ideę, nie tylko dlatego, że został stylowo zaprojektowany. Najtańszy bezlusterkowiec w ofercie Olympusa gwarantuje przede wszystkim dobrą jakość zdjęć i dosyć prostą obsługę za stosunkowo nieduże pieniądze. No i świetnie pasuje do szala.
Specyfikacja
Najnowsza seria aparatów Olympus PEN została zaprezentowana pod koniec czerwca 2011 r. Aparaty weszły do sprzedaży jesienią tego roku. Rynek bezlusterkowców, do których zalicza się aparat typu Mikro Cztery Trzecie, powoli się rozrasta, zatem japoński producent postanowił rozszerzyć swoją ofertę o tańszy i prosty w obsłudze model dla mniej zasobnych klientów. Oprócz znanych dobrze PEN-ów z serii E-P oraz E-PL do rodziny wszedł nowy przedstawiciel – model E-PM1, znany także jako PEN Mini.
Uproszczona obsługa, niższa cena, ale specyfikacja z najwyższych modeli - tak w skrócie można podsumować Olympusa PEN E-PM1 Mini. Do tego zgrabne, proste, stylowe obudowy w sześciu wersjach kolorystycznych: czarnej, białej, srebrnej, ciemnobrązowej, fioletowej oraz srebrno-różowej.
Sercem Olumpusa PEN E-PM1 Mini jest sensor Mikro Cztery Trzecie High speed Live MOS o rozdzielczości 12.3 megapiksela ze stabilizacją obrazu. W połączeniu z nowym procesorem obrazu TruPic VI aparat umożliwia pracę z czułością ISO 200 – 3200 (rozszerzalną do 12 800) oraz nagrywanie filmów 1080i Full HD ze stereofonicznym dźwiękiem (format zapisu AVCHD lub Motion JPEG). Ważnym elementem jest też autofokus FAST AF z 35 punktami oraz podświetlaniem AF dla zdjęć przy słabym oświetleniu i AF śledzącym obiekt nawet poza kadrem. Aparat oferuje czasy otwarcia migawki do 1/4000 s i zdjęcia seryjne wykonywane z prędkością do 5 kadrów na sekundę.
Z tyłu króluje 3-calowy ekran LCD o rozdzielczości 460 000 punktów. W najprostszym PEN-ie z rodziny nie mogło zabraknąć intuicyjnego przewodnika Live Guide w trybie filmowania HD oraz fotografowania także w trybach P/S/M/A.
Budowa i jakość wykonania
Prostota, dobry styl i wysokiej jakości materiały – to pierwsze, co rzuca się w oczy po wzięciu PEN-a Mini w dłonie. Aparat został bardzo dobrze wykonany z materiałów wysokiej jakości.
Olympus PEN E-PM1 waży 215 g (bez akumulatora) i ok. 263 g (z akumulatorem i kartą pamięci), a jego wymiary to 109,5 x 63,7 x 34,0 mm (bez elementów wystających). Taka specyfikacja stawia go w czołówce bezlusterkowców pod względem niskiej wagi oraz niedużych rozmiarów.
Znajomi sugerowali mi, że dostałem do testów iPhone’a w fotograficznej wersji, a to dlatego, że mało który Polak ma możliwość zobaczenia na własne oczy aparatu w białej, błyszczącej obudowie. Mimo to Olympus PEN Mini przypadł do gustu większości osób, którym go pokazywałem. Aparat był celem spojrzeń wielu ludzi, obok których przechodziłem, zabierając go na ramieniu na testy w mieście.
I rzeczywiście, większość korpusu jest biała – bez dodatkowych rzeźbień czy wypustek. Odskocznię od białej barwy stanowi srebrny, górny pasek, na którym znajduje się mikrofon stereo, malutki głośnik, gorąca stopka, spust oraz włącznik/wyłącznik. Z kolei tylna ścianka to czarny prostokąt z dominującym panoramicznym ekranem. Mniej więcej 1/3 powierzchni tylnej ścianki stanowi część nawigacyjna ze stylizowanym, karbowanym gumowym pasem z wyprofilowaną górną częścią. Na uwagę zasługuje bardzo precyzyjny i dobrze wykonany przycisk spustu, nagrywania czy koło ustawień z tyłu. O wiele gorzej sprawują się trzy malutkie przyciski – Info, Menu oraz Podgląd. O ich ergonomii będę jeszcze pisać dalej, natomiast klawisze te zupełnie nie pasują stylem do reszty obudowy – wyglądają, jakby zostały zaczerpnięte ze współczesnego aparatu, a nie kompaktu w stylu retro. Przyciski te mają też zbyt twardy skok oraz dziwnie trzeszczą, sprawiając wrażenie tandetnego wykonania.
Wytrawna ręka projektantów Olympusa PEN E-PM1 Mini jest również widoczna w skórzanym pasku w kolorze obudowy stylizowanym na modę retro. W wypadku testowanego egzemplarza pasek był biały z jednej strony i jasnobrązowy z drugiej. Gadżetem dodającym smaczku jest obła, zgrabna, metalowa sprzączka służąca do regulacji długości. Pasek jest odpowiednio szeroki i solidny, aby aparat nosiło się z dużym komfortem i pewnością. Ten ciekawy element dodaje też niewielkiemu aparatowi wiele gracji i dobrego stylu, który charakteryzuje modele z serii PEN.
Kiepsko wykonano oraz ulokowano gniazda portów z gumową zaślepką. Plusem jest natomiast solidna klapa komory baterii oraz karty pamięci.
Obsługa Olympusa PEN E-PM1 ogranicza się w zasadzie do korzystania z kilku przycisków, koła ustawień z tyłu i spustu na koniec. Koło ustawień chodzi płynnie, ale nie jest przesadnie czułe. Trzy przyciski funkcyjne ulokowane nad oraz pod kołem mogłyby być nieco większe – osoby z wielkimi palcami z pewnością będą miały problem z klikaniem w przycisk Menu. Niestety, żadnym przyciskiem nie można też zmienić czułości ISO. Aby to zrobić, trzeba przycisnąć OK i przejść kilka pozycji, aby wybrać ikonę z wyborem ISO. Można zapomnieć o szybkim ustawiania ekspozycji.
Aparat jest z przodu śliski i płaski jak deska, a to oznacza zupełny brak komfortu trzymania na dłuższą metę. Przy krótszych seriach nie jest źle – Mini jest bardzo lekki, a dużym udogodnieniem jest wyprofilowana guma pod kciuk z tyłu. Bardzo trudno fotografować tym aparatem jedną ręka i zmieniać parametry kołem nastaw. Przyciski nawigacyjne są wysunięte zbyt mocno w prawą stronę. Problem na szczęście znika, kiedy podtrzymuje się aparat lewą dłonią, chociaż dalej zmiana ustawień ekspozycji nie należy do przyjemności.
No ale coś za coś – PEN E-PM1 Mini to prosty aparat i najlepiej sprawdza się w trybach automatycznych, fotografowaniu dla przyjemności od czasu do czasu. Ma ładnie wyglądać i oferować dobrą jakość zdjęć bez zbędnych ustawień. Z takim powołaniem został stworzony i nie próbuje nawet silić muskułów na profesjonalistę. Patrząc z tej perspektywy, malucha trzeba zdecydowanie pochwalić, bo bardzo dobrze spełnia swoją rolę.
Ekran i menu
Z tyłu głównym elementem jest błyszczący 3-calowy ekran LCD o rozdzielczości 460 000 punktów. Niestety, jest to gorszy wyświetlacz, niż OLED-owy ekran o rozdzielczości 614 000 punktów zastosowany w PEN E-P3. Wyświetlacz dobrze spełnia swoją rolę przy kadrowaniu czy wyborze funkcji, ale już o wiele gorzej przy wyborze zdjęć. Ekran jest jasny, ale nieco mało kontrastowy. Widoczne są też opóźnienia, np. w momencie kiedy z bardzo jasnego elementu przejdzie się do bardzo ciemnego albo w trybie wideo.
Menu Olympusa E-PL1 zostało zachowane w typowej dla producenta formie i podzielone na 2 części – tzw. skrócone menu w trybie podglądu na żywo oraz klasyczne, rozbudowane menu.
Zacznę od skróconego menu. Po lewej i prawej stronie ulokowano kolumny z cechami zdjęcia (np. ISO, balans bieli czy jakość zdjęcia), a na dole znajdują się parametry ekspozycji (czas naświetlania, wartość przysłony, wartość ekspozycji oraz skala ekspozycji). Funkcję zmiany parametrów ekspozycji aktywuje się przyciskiem OK. Dostępny jest też tryb SPK (Skrócony Panel Kontroli) - panel wskazujący podstawowe ustawienia aparatu nad podglądem na żywo, żywcem zapożyczony z lustrzanek cyfrowych. Jego wielką zaletą jest możliwość podejrzenia wszystkich ważnych parametrów na jednym ekranie, bez konieczności przewijania. SPK został fabrycznie wyłączony, a jak go uruchomić, opiszę kilka akapitów niżej.
Rozbudowane menu uruchamia się przyciskiem Menu. Po jego naciśnięciu do wyboru jest 5 trybów fotografowania: Art, iAuto, Scene, Wideo, PASM, oraz Setup, po wyborze którego można przejść do głównego menu. Podstawowe parametry znajdują się w Menu fotografowania 1 i 2 oraz Menu odtwarzania. Dopiero czwartym elementem jest Menu własne z wieloma rozbudowanymi ustawieniami.
Na uwagę zasługuje tryb Live Guide, pierwszy raz zastosowany w Olympusie PEN E-PL1. Live Guide pokazuje bezpośrednio na ekranie w trybie podglądu na żywo rezultaty zmian w ustawieniach przeprowadzonych przez użytkownika. Tyle że zamiast zastanawiać się, czym jest przysłona i jaki ma wpływ na wartość ekspozycji czy głębię ostrości, aparat w menu ma po prostu funkcję Rozmycie tła i suwak pozwalający na jego zmianę. Live Guide pozwala na zmianę kolorów zdjęcia, ich nasycenia, jasności, rozmycia tła oraz pokazania ruchu. Live Guide zawiera też serię krótkich, ale skutecznych porad dla zupełnie początkujących fotografów. Duży plus za tę funkcję.
Menu Olympusów nigdy mi nie leżało, chociaż jest przejrzyste i proste w obsłudze. Irytują pewne drobiazgi, np. konieczność kliknięcia w górny przycisk koła ustawień, aby móc ponownie kliknąć góra/dół i lewo/prawo, gdy chce się kontrolować wartość przysłony i czas naświetlenia. Wkurza, że kiedy chcę przybliżyć zdjęcie, to nie mogę od razu przesuwać podglądu kołem ustawień, tylko muszę wcisnąć przycisk Info i dopiero wtedy możliwość przesuwania zostanie aktywowana. Pewne funkcje są mocno schowane, jakby trochę na siłę. Dobrym przykładem jest tu tryb SPK (Szybki Panel Kontroli) – jeden z dwóch trybów skróconego menu, który jest fabrycznie wyłączony. Aby go uruchomić trzeba:
- Wcisnąć Menu i wybrać Setup,
- Przejść do zakładki Menu własne,
- Wybrać kategorię D „Wyśw.”,
- Wybrać „Ustawienia sterowania”,
- Wybrać jeden z trybów fotografowania,
- Przejść na sam dół i kliknąć w SPK,
- Wybrać „Wł.”.
Później należy uruchomić skrócone menu przyciskiem OK i zmienić odblokowany widok przyciskiem Info. Prawda, że nic trudnego?
Producent chwali się też podpowiedziami wyskakującymi w menu. Idea jest świetna, ale w praktyce chmurki z pomocą są zbyt duże i zasłaniają często i pół menu, a to przeszkadza w połapaniu się w kolejnych podkategoriach. Pomogłaby z pewnością większa rozdzielczość ekranu i nieco mniejsza czcionka.
Kolejnym powodem do irytacji jest fakt, że aparat nie zapamiętuje ostatniej pozycji w menu. Chcąc często zmieniać bardziej zaawansowane parametry, trzeba żmudnie przedzierać się przez wszystkie części menu.
Jeśli jednak nie przeszkadzają Wam te szczegóły, to powinniście być zadowoleni z menu w Olympusie PEN E-PM1 Mini. Patrząc na całokształt, to dobrze skonstruowane, dosyć przejrzyste i stosunkowo proste w obsłudze menu.
Zakładając, że traktujemy Olympusa PEN E-PM1 Mini jako prosty sprzęt do zabawy zdjęciami w trybach automatycznych, fotografowanie nim sprawia przyjemność. Kompletnie nie odnalazłem się natomiast przy konieczności ręcznych ustawień. Jak na bezlusterkowca przystało, aparat jest mały, lekki i z odpowiednim obiektywem można go schować nawet w kieszeni. Olympus PEN E-PM1 nie do końca spełnia się w roli kieszonkowego aparatu z dosyć długim (po odblokowaniu) kitowym obiektywem 14-42 mm f/3.5-5.6. Do zdjęć streetowych czy reportażowych idealnym rozwiązaniem będzie jeden z „naleśników”, np. M. Zuiki Digital 17 mm f/2.8 czy konkurencyjny Lumix G 14 mm f/2.5.
Aparat działa bardzo szybko i sprawnie – nie zauważyłem żadnych wyraźnych opóźnień w menu czy podglądzie. PEN Mini uruchamia się w ok. 3 s. Nieco szybsze mogłoby być ładowanie skróconego menu, ale to szczegół.
Olympus PEN E-PM1 pozwala na fotografowanie w trybie seryjnym z prędkością do 5 kl./s. W testach aparat trzyma się tego wyniku. Przy korzystaniu z karty pamięci SanDisk Extreme Pro SDHC UHS-1 aparat zwalniał w serii po ok. 5 s przy zapisie najwyższej jakości JPEG-ów oraz po ok. 2,5 s, korzystając z formatu RAW. Daje to odpowiednio 25 JPEG-ów oraz 12-13 RAW-ów. To bardzo dobry wynik jak na sprzęt tej klasy.
Wyprodukowanego w Chinach bezlusterkowca wyposażono w system autofokusu FAST AF z 35 punktami AF oraz diodą podświetlającą przy słabym oświetleniu. Bazujący na detekcji kontrastu autofokus działa bardzo szybko i precyzyjnie w scenach statycznych, łapiąc ostrość w dobrych warunkach oświetleniowych w mniej niż 0,5 s. Przy gorszym świetle uruchamiana jest czerwona dioda wspomagająca AF, a aparat ustawia ostrość w ok. 1 - 2 s.
Niestety, system AF sprawuje się o wiele gorzej przy scenach ruchomych. Autofokus jest wtedy mniej celny oraz dużo wolniejszy, pracując bez porównania gorzej niż w testowanym wcześniej Panasoniku Lumix GF-3. Olympus ma nad czym pracować w porównaniu do konkurencji.
Aparat bardzo dobrze radzi sobie z automatycznym ustawianiem balansu bieli. Nie zauważyłem, aby miał z tym większy problem, poza typowym mankamentem dla tego typu aparatów - światłem żarowym. Aparat gwarantuje też dobry zakres tonalny - daleko mu do lustrzanek, ale widać zdecydowany postęp w stosunku do pierwszych konstrukcji typu M 4/3.
Dosyć specyficznie działa reprodukcja kolorów. PEN Mini dobrze oddaje barwy, chociaż odnoszę wrażenie, że w warunkach gorszych niż idealne zdjęcia są odrobinę zbyt ciepłe oraz mało intensywne. Żółte zabarwienie jest dostrzegalne szczególnie na ludzkiej skórze, a efekt ten jest dodatkowo potęgowany w trybie i-Enchance. Podobny efekt zauważyłem, testując ponad rok temu Olympusa PEN E-PL1.
Na koniec znów wyjdzie, że czepiam się szczegółów, ale to przecież od nich zależy wysoka jakość. Niezmiernie irytująca jest niebieska, bardzo mocna i intensywna mała dioda umieszczona przy przycisku power on/off na górnej ściance. O ile w dzień jej mocny blask jest jeszcze do przeżycia, to w nocy bardzo razi po oczach, a idąc z włączonym aparatem, byłem widoczny z dużych odległości. To, moim zdaniem, całkowicie nieprzemyślany element, który niczemu sensownemu nie służy, może poza zwracaniem na siebie uwagi.
Tryby artystyczne
W Olympusie PEN E-PM1 Mini dostępnych jest 6 filtrów artystycznych: Pop Art, Zmiękczanie Ostrości, Ziarnisty Film, Fotografia Otworkowa, Diorama oraz Dramatyczna Tonacja. Fotografowanie z filtrami sprawia dużo radości - to świetne zabawki, dające ciekawe rezultaty. Duży plus.
Jakość zdjęćSzumy
Oddanie szczegółów
Nagrywanie filmów
Olympus PEN E-PM1 Mini oferuje możliwość nagrywania filmów w rozdzielczości Full HD 1080 60i. z dźwiękiem stereo w dwóch formatach AVCHD oraz Motion-JPEG. Drugi jest dostępny w najwyższej rozdzielczości HD 720 p. 30 kl./s. Maksymalna długość nagrywanego pliku to 4 GB (AVCHD) lub 2 GB (Motion-JPEG).
W trakcie nagrywania dostępny jest autofokus, który jest wprawdzie odrobinę wolniejszy niż w trybie fotografowania, ale mimo to jest bardzo precyzyjny i szybki. Korzystając z obiektywów z napędem ultradźwiękowym MSC, dźwięk autofokusu jest praktycznie niesłyszalny. Jakość nagrań stoi na wysokim poziomie.
Podsumowanie
Olympus PEN E-PM1 Mini ma bezapelacyjnie wiele plusów. Jest stylowy, wykonany z dobrych jakościowo materiałów, lekki oraz mały. Jego dużą zaletą jest z pewnością wysoka jakość zdjęć - niskie szumy i dobre oddanie szczegółów nawet przy ISO 1600. Na pochwałę zasługuje też szybki autofokus, który jednak nie jest mistrzem w swojej klasie, czy dobry system balansu bieli. Przeciętnemu użytkownikowi obsługa aparatu nie powinna sprawiać większego problemu - menu jest czytelne i przejrzyste, chociaż zdarzają się tu pewne wpadki. Ciekawym urozmaicieniem są filtry artystyczne, z możliwością zastosowania także w trakcie nagrywania filmów Full HD z dźwiękiem stereo.
Nowy PEN Mini to zdecydowanie propozycja dla osób, które chcą korzystać głównie z trybów automatycznych. Ze względu na duże uproszczenia w konstrukcji aparat nie nadaje się do dłuższego fotografowania z pełnymi manualanymi ustawieniami. Przedni panel bezlusterkowca jest całkowicie płaski i śliski, co wprawdzie pięknie wygląda, ale nie jest wygodne. Zastosowany tu ekran nie jest najlepszej jakości - zauważalne są opóźnienia, a barwy są nieco wyblakłe.
Testowany Olympus PEN E-PM1 Mini odziedziczył garść elementów z rozbudowanego Olympusa E-P3, jednak bliżej prawdy będę, pisząc, że jest to po prostu uproszczona wersja Olympusa P-PL3. Mimo że jego cena jest niższa (ok. 1850 zł) niż jego starszego brata, nie jest to jednak aparat budżetowy - raczej prosty w obsłudze i dla osób, które nie mają zamiaru zbyt mocno zgłębiać obsługi. Mnie PEN E-PM1 Mini nie odpowiada - dostrzegam w nim zbyt wiele irytujących szczegółów. Bardzo go jednak cenię, szczególnie za dobry wygląd, jakość wykonania oraz świetną jakość zdjęć i jestem przekonany, że może spełnić oczekiwania wielu z Was.