Olympus Stylus Tough TG4 - twardziel ze zdjęciami RAW [test]
Olympus co roku odświeża swój flagowy produkt serii TG. Czy i tym razem twardziel obroni tytuł najlepszego wszystkoodpornego kompaktu na rynku?
14.06.2015 | aktual.: 25.05.2016 13:52
Dokładnie dwa lata temu testowałem w Portugalii model TG-2, rok później Krzysiek, również w Portugalii testował TG-3, natomiast TG-4 zabrałem ze sobą do Berlina, gdzie nie przeżywał kąpieli w oceanie czy rzucania po plaży, ale sprawdził się naprawdę dobrze.
Budowa i obsługa
W porównaniu do poprzedników, obudowa pozostała identyczna. Producent zapewnia o jej odporności na czynniki zewnętrzne takie jak kurz, pył, wodę czy nacisk 100 kg. Jego wodoszczelność wynosi 15 metrów. Brak zmian ma swoje plusy - mając akcesoria do poprzednich ewolucji Tough’ów bez problemu wykorzystamy je w nowym TG-4.
Wygląd nie pozostawia złudzeń, bo od razu widać, że mamy do czynienia z aparatem, który przeznaczony jest do zadań specjalnych. Rozmawiając ze znajomymi, dochodzę do wniosku że jest to aparat dla facetów, kobietom raczej jego wygląd nie przypadł do gustu. Mnie się podoba, ale jak wiadomo, o gustach się nie dyskutuje.
Do jego wykonania ciężko mieć jakiekolwiek zastrzeżenia - to solidna konstrukcja wykonana z tworzywa z elementami metalu na przedniej ścianie. Na górnej ścianie aparatu znajdziemy włącznik, spust migawki, dźwignię zoomu, a także mikrofon stereo oraz odbiorniki GPS i Wi-Fi.
Z tyłu umieszczono 3-calowy ekran o rozdzielczości 460 tys. punktów wyposażony w panel ochronny. W porównaniu do TG-2 jest znacznie jaśniejszy, choć szkoda że jego rozdzielczość nie oscyluje w granicach miliona punktów (co dziś jest właściwie standardem). Obok niego, znajdziemy koło trybów, standardowy zestaw przycisków włącznie z 4-kierunkowym nawigatorem, a także przycisk nagrywania filmów.
Na lewej ścianie znalazła się solidna zaślepka kryjąca złącza USB i micro HDMI, natomiast pod zaślepką na dolnej ścianie - gniazdo akumulatora i kart SD/SDHC/SDXC (obsługuje EyeFi). Co ważne, zaślepki wyposażone są w dwustopniową blokadę przed otwarciem. Dzięki temu nie ma szans na otwarcie którejś z nich przypadkowo, np. pod wodą. Bateria wystarczy na zrobienie około 350 zdjęć. W praktyce oznacza to jednak bezproblemowe, całodzienne fotografowanie. Szkoda jednak, że nie dołączono do zestawu ładowarki samego akumulatora, przez co musimy ładować cały aparat. Dodatkowo, po wyjęciu baterii, restartuje się zegar.
Na przedniej ścianie prócz obiektywu o ekwiwalencie ogniskowych 25-100 mm i jasności f/2.0-4.9 znajdziemy lampę błyskową oraz diodę LED. Dodatkowo, ściągając pierścień z obiektywu, możemy dołączyć akcesoria takie jak konwerter tele, rybie oko czy nakładkę Led Ring-flash. Aparat dotarł do mnie z ostatnim akcesorium, które przyda się głównie przy wykorzystaniu trybu mikrsokopowemu, któremu przyjrzę się w dalszej części testu. Szkoda tylko, że światłowód (którym de facto jest wspomniany ring-flash) pracuje jedynie w diodą LED, a nie przenosi światła lampy błyskowej)
Obsługa
Na aparacie nie znajdziemy zbyt wielu przycisków, ale jego obsługa jest dość wygodna. Dodatkowo mamy możliwość przeglądania zdjęć za pomocą stukania w prawą lub lewą ścianę aparatu w celu przełączania między kolejnymi ujęciami. Podczas przeglądania ich przy pomocy nawigatora już po kilkudziesięciu zdjęciach zaczyna boleć kciuk, bo przycisk ma dość ostre krawędzie, które z kolei przydają się pod wodą.
Menu
Układ zakładek jest bardzo zbliżony do bezlusterkowców Olympusa. W lewej części ekranu znajdziemy 7 zakładek, przy czym każda z nich ma jedną kartę, co pozytywnie przekłada się na czytelność menu. Dodatkowo mamy do dyspozycji menu podręczne, wyświetlone na głównym ekranie. Dzięki niemu szybko zmienimy ISO, korektę ekspozycji, balans bieli czy ustawienia obrazu. Olympus ma jedne z najwygodniejszych menu podręcznych, które nie zasłaniają całego ekranu, więc nawet bez przycisków funkcyjnych jesteśmy w stanie sprawnie obsługiwać aparat.
Fotografowanie w praktyce
Aparat testowałem na ulicach Berlina, gdzie spędziłem długi weekend. Miasto nie jest żywiołem serii Tough, ale również podczas najzwyklejszych zdjęć pamiątkowych sprawdza się dobrze. Siedząc na Wyspie Muzeów kilka razy rzuciłem nim w krzaki - wyszedł z tego bez szwanku. Sama idea aparatów „wszystkoodpornych” bardzo mi się podoba, o czym pisałem już dwa lata temu. Sam fakt, że możemy spakować aparat do torby razem z zapiaszczonymi ręcznikami i zimnym piwem, na którym skrapla się woda daje bardzo duży komfort, bo nie musimy martwić się o to, że cokolwiek złego stanie się z aparatem.
Szkoda, że TG-4 nadal nie został wyposażony w pełny tryb manualny, a jedynie w priorytet przysłony, w którym możemy wybierać między trzema wartościami w zależności od używanej ogniskowej. Uważam, że w najwyższym modelu serii, taki tryb jak najbardziej powinien się pojawić.
Na plus należy jednak policzyć fakt, że w serii Tough po raz pierwszy pojawiły się RAW'y, co z kolei w przypadku aparatów z matrycą wielkości 1/2.3” już nie jest takie oczywiste. Jakości zdjęć przyjrzę się w dalszej części testu, ale możliwość zmiany balansu bieli, czy też odzyskiwania szczegółów ze świateł i cieni jest dla mnie bardzo dużą zaletą. O ile aparatów oferujących tylko zapis JPG nie traktuję do końca poważnie, bo RAW jest podstawą mojej pracy, o tyle TG-4 nawet z tak małą matrycą sprawdza się naprawdę dobrze. Zdjęcie poniżej wywołałem bez żadnych zmian, a poniżej zwiększyłem jego rozpiętość tonalną i ociepliłem balans bieli. Dzięki tak prostym zabiegom, wygląda dużo lepiej.
Autofokus
Układ ustawiania ostrości zawsze był mocną stroną Tough’ów. Nie inaczej jest w tym przypadku. W dobrych warunkach oświetleniowych ostrość ustawiana jest niemal w momencie wciśnięcia do połowy spustu migawki. Układ nie przejeżdża całej skali i działa szybko i celnie. Dopiero kiedy robi się ciemniej, pracuje nieco wolniej, ale nadal celnie. Dodatkowo układ może być wspomagany przez diodę LED, dzięki czemu nawet w ciemnościach nie mam zastrzeżeń do jego pracy.
Szybkość i wydajność
Olympus Tough TG-4 włącza się w około sekundę, co jest dobrym wynikiem. Nie mam zastrzeżeń do szybkości działania aparatu, bo wszystkie funkcje zmieniane są w momencie ich wyboru. Podczas oglądania zdjęć mogłyby szybciej się przełączać, ale nie jest to mocno uciążliwe.
W kwestii zdjęć seryjnych jest nieźle - szybkość wynosi 5 kl./s, do 100 zdjęć w serii. Nie mamy jednak możliwości zapisu RAW’ów co należy policzyć na minus.
Funkcje dodatkowe
Jak na aparat do zadań specjalnych przystało, wyposażono go w szereg istotnych funkcji. GPS sprawdzi się przy geotagowaniu zdjęć, szczególnie wtedy, gdy odwiedzamy nowe miejsca. Wi-Fi przyda się do robienia kopii zapasowych, ale możemy również fotografować z podglądem na żywo w smartfonie, a dodatkowo zmieniać parametry, w tym zoom. Aparat zapisuje również informacje o ciśnieniu, głebokości czy wysokości. TG-4 sprawdzi się również jako kompas.
Nie zabrakło także dedykowanych scen do fotografii podwodnej. Świetną funkcją jest możliwość wykorzystania trybu mikroskopowego, który umożliwia ustawienie ostrości już od 1 cm przy maksymalnej ogniskowej - do tego przyda się wspomniany Led Ring-flash, a efekty są naprawdę godne podziwu.
Nowością jest tryb Live Composite, który umożliwia podgląd na żywo podczas długich czasów naświetlania, dzięki czemu zdecydowanie łatwiej bawić się w malowanie światłem czy fotografować ulice pełne przejeżdżających aut.
Filmy
W aparatach Olympusa tryb filmowy z prawdziwego zdarzenia pojawił się dopiero w modelu OM-D E-M5 Mark II. Tough TG-4 oferuje zapis Full HD z prędkością 30 kl./s. Filmy są przeciętnej jakości, widać dość wyraźną kompresję i efekt rolling shutter. Dodatkowo obraz często jest rozostrzany, a podczas zmiany ogniskowej drży. Dźwięk jest dość mocno przytłumiony, ale należy pamiętać, że mikrofony są wodoodporne. Dodatkowo mamy możliwość uruchomienia trybów 120 kl./s przy 640x480 i 240 kl./s przy 320x240. W funkcji filmowania w serii Tough jest jeszcze sporo do nadrobienia.
Jakość zdjęć - szumy i detale
W stosunku do poprzednika układ odpowiadający za jakość fotografii nie uległ poważniejszym zmianom. Do dyspozycji mamy matrycę 1/2,3” BSI CMOS o rozdzielczości 16 megapikseli, która obsługiwana jest przez procesor TruPic VII. Pracuje ona w zakresie ISO 100-6400. Najwiażniejszym elementem wpływającym na jakość zdjęć jest dodana funkcja RAW’ów, dzięki czemu fotografie odszumiane są z poziomu oprogramowania w komputerze, a nie algorytmie aparatu.
Delikatny szum widoczny jest już przy ISO 100, natomiast nie wpływa on negatywnie na jakość zdjęć i jest bardzo łatwy do usunięcia bez strat jakości. Do ISO 400 zdjęcia wyglądają niemal identycznie. Od ISO 800 pojawia się już wyraźniejsza struktura szumu, ale zdjecia nadal są w pełni używalne, aż do ISO 1600. ISO 3200 wprowadza już znaczne zaszumienie, natomiast przy ISO 6400 pojawia się purpurowy zafarb. W codziennym fotografowaniu nie polecam przekraczać zatem ISO 800, a ISO 3200 powinno być absolutnym maksimum. Należy przy tym pamiętać, że mamy do czynienia z małą matrycą, a jakość zdjęć jest naprawdę dobra, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę możliwości drzemiące w plikach RAW.
W kwestii szczegółowości, nie mam większych zastrzeżeń do ISO 400. ISO 800 wprowadza pierwszą degradację szczegółów, która sukcesywnie rośnie wraz z każdym krokiem ISO. Chcąc fotografować szczegółowe elementy, ISO 800 powinno być górną granicą. Pamiętajmy jednak, że TG-4 wyposażony jest w obiektyw o jasności f/2.0-4.9, więc korzystając z szerokiego kąta, rzadko kiedy będzie zachodziła konieczność używania bardzo wysokiego ISO.
Zdjęcia przykładowe
Wszystkie zdjęcia zostały zrobione w formacie RAW, a następnie wywołane przy standardowych ustawieniach w Adobe Lightroom 6. Więcej znajdziecie na naszym profilu w serwisie flickr.
Podsumowanie
Co nam się podoba
Olympus Stylus Tough TG-4 to bardzo dobry aparat, który jest rewelacyjnie wykonany. Na uwagę zasługuje tryb RAW, celny i szybki autofokus, a także rozbudowane funkcje dodatkowe, takie jak Wi-Fi, GPS czy tryb mikroskopu.
Co nam się nie podoba
Na minus trzeba policzyć brak trybu manualnego, który powinien znaleźć się w najwyższym modelu serii. Dodatkowo, Olympus musi odrobić lekcję z filmowania, bo filmy to pięta achillesowa TG-4. Ucieszyłbym się również z lepszego ekranu o wyższej rozdzielczości.
Werdykt
Odkąd pierwszy raz miałem do czynienia z aparatem tego typu, bardzo spodobała mi się koncepcja. Mimo że nie uprawiam żadnych sportów ekstremalnych, to komfort psychiczny, że z aparatem się nic nie stanie mimo zachlapania czy uderzenia to duży plus. W stosunku do poprzednika nie zmieniono wiele, ale z mojego punktu widzenia, wprowadzenie zapisu RAW powoduje, że można ten aparat traktować poważniej. Cena około 1600 zł za TG-4 nie jest niska, ale dostajemy świetnie wykonany produkt, z bardzo dużymi możliwościami i uważam, że jest warty swojej ceny.