SanDisk Extreme 900 Portable SSD 480 GB – test zewnętrznego dysku SSD dla fotografów
Kiedy jesteśmy w terenie, często mamy przy sobie tylko sprzęt mobilny o mniejszej pojemności. Zewnętrzny dysk do przenoszenia danych może być bardzo przydatną sprawą. Jeśli na dodatek jest szybki, zdecydowanie ułatwi nam pracę. Sprawdziłem dla was dysk SandDisk Extreme 900 Portable SSD o pojemności 480 GB.
04.07.2017 | aktual.: 26.07.2022 18:26
Często zdarza mi się pracować w terenie. Nie wożę ze sobą stacji roboczej, która ma swoje wygodne miejsce w domu, natomiast towarzyszy mi często mój mobilny zestaw, czyli MacBook Air 13” z dyskiem o pojemności 128 GB. Niestety, ze względu na zapełnienie dysku różnymi aplikacjami i bieżącymi plikami roboczymi – rzadko kiedy starcza mi miejsca na dodatkowy materiał z sesji.
Podczas zdjęć robię sobie przerwę, aby skopiować materiał na dodatkowy dysk. Oczywiście nie zastąpi to profesjonalnego backupu, lecz nie wyobrażam sobie wożenia ze sobą całego NAS-a. Kieszonkowy, szybki dysk wydaje się być świetnym rozwiązaniem w takim przypadku. Od miesiąca używam dysku SanDisk Extreme 900 Portable SSD o pojemności 480 GB.
SanDisk Extreme 900 Portable SSD ma być rozwiązaniem dla fotografów pracujących w terenie, mobilnie. Idealnie się w tę charakterystykę wpisuję, ponieważ zdecydowanie wolę piękno natury lub stare lokalizacje niż zaduch studia.
Zawartość pudełka i wygląd
Po otworzeniu opakowania, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to wielkość dysku. Oczekiwałem, że dysk SSD w obudowie będzie zdecydowanie mniejszy, jednak aluminiowo-gumowa obudowa ma wymiary 13 x 8,5 x 1,8 centymetra. Szary kolor górnej i dolnej płytki ze srebrnym błyszczącym napisem na górze prezentuje się całkiem dobrze, lecz nie wpisuje się w obecnie panujące trendy we wzornictwie. Wolałbym jednak mniejszą, bardziej zwartą konstrukcję bez zaokrągleń, wykonaną z innej powierzchni, by nadać produktowi estetyki premium.
Wraz z dyskiem otrzymujemy 2 kable – jeden z dwoma złączami USB-C (USB 3.1), drugi z gniazdem USB-C na USB-A (USB 3.0). Dzięki temu mamy możliwość podpięcia dysku do szybkiego, ale mało popularnego USB-C i popularnego, ale wolnego USB 3.0. Świetne rozwiązanie dla osób, które mają starszy, stacjonarny komputer i np. nowiutkiego MacBooka Pro. Dzięki dwom kablom w zestawie można już po wyjęciu dysku z pudełka korzystać z niego na obu urządzeniach.
Dysk nie wymaga zewnętrznego zasilania, co jest znacznym plusem. Nie zabrakło również krótkiej instrukcji użytkowania, lecz w niej zabrakło tekstu w języku polskim.
Po podłączeniu dysku do komputera, ten bez problemu go wykrył. Jedyną zawartością były pliki instalacyjne do aplikacji SanDisk SecureAccess na Maca i na Windowsa oraz plik z instrukcją, co i jak należy zrobić. Instalowanie aplikacji przebiega bez najmniejszego problemu. Podczas niej tworzymy nasze specjalne hasło. Po wszystkim otwiera się program, do którego po prostu przeciągamy pliki.
Jeśli chcemy otworzyć nasze zaszyfrowane pliki, otwieramy aplikację, logujemy się do niej i po strachu – wszystko jest na swoim miejscu.
Prędkość z najwyższej półki
Ignorując gabaryty i niezbyt zadowalający design urządzenia, wrzuciłem go do plecaka i poszedłem na zdjęcia. Przy dyskach SSD nie trzeba się tak obawiać uszkodzenia wewnętrznego urządzenia, jak w przypadku dysków talerzowych, ponieważ nie zawiera ono ruchomych elementów. Można powiedzieć, że miałem tu do czynienia z większym, naprawdę szybkim pendrivem.
W pewnym sensie moją zmorą jest praca na Fujifilm X-T2. Nieskompresowane pliki RAW z tego aparatu mają około 50 MB. To naprawdę spore obrazy i bardzo szybko można zapełnić kartę pamięci. Na 16-gigabajatowej karcie mieści się do około 350 zdjęć. Przy intensywnej sesji karty trzeba zmieniać co chwilę, a niestety nie noszę ze sobą całego klasera.
MacBook Air z 2012 roku, na którym pracuję, dysponuje dyskiem o pojemności zaledwie 128 GB, więc realnie – nie mam na nim miejsca na przechowywanie plików dodatkowych. Z ciekawości sprawdziłem jego prędkość, testując go programem Blackmagic Disk Speed Test. Zapis odbywa się z prędkością 240 Mb/s, natomiast odczyt wynosi 627 Mb/s. SanDisk Extreme 900 Portable SSD osiąga wyniki rzędu 412,5 Mb/s w zapisie i prawie 420 Mb/s w odczycie na interfejsie USB 3.0, co jest bardzo zadowalającym wynikiem. Podobne wyniki osiągnął dysk SanDisk Extreme 510 Portable SSD, które możecie zobaczyć poniżej. Z kolei WD My Passport SSD 256 GB, który testował niedawno Kuba, dawał wyniki na poziomie ok. 350 MB/s dla zapisu i około 370 MB/s dla odczytu przy MacBooku Pro 2014 i USB 3.0.
Po podłączeniu dysku SanDisk Extreme 900 Portable SSD do MacBooka Pro Touchbar 15" z 2016 roku, który jest wyposażony w interfejs USB-C (USB 3.1), wyniki prezentują się znacznie lepiej. Zwiększyły się niemalże dwukrotnie. Zapis odbywał się z prędkością 796,4 Mb/s, a odczyt 857,7 Mb/s. To naprawdę doskonałe osiągi, które ułatwią pracę z dużymi plikami, jak np. nagrania 4K lub zbiór RAW-ów.
Podsumowanie
Korzystając przez miesiąc z dysku SanDisk Extreme 900 Portable SSD, nie spotkałem się praktycznie z żadnymi problemami dotyczącymi jego funkcjonowania – każdy komputer go odczytywał, szyfrowanie plików za pomocą aplikacji działało bez zarzutu, a obudowa przetrwała moje niedbałe przenoszenie oraz kilkukrotny upadek. Dodatkowo dołączone kable są dość miękkie, przez co wygoda użytkowania jest znacznie większa. Przede wszystkim jednak dysk działa, jak rakieta - jest niezwykle szybki, co zdecydowanie usprawnia pracę z dużymi zdjęciami.
Jedyną rzeczą, która mi się tu nie podoba, to wzornictwo obudowy. Liczę na to, że SanDisk w kolejnych produktach bardziej zadba o design, który dla nas – fotografów – ma ogromne znaczenie. Przy zakupie dysku trzeba również się porządnie zastanowić ze względu na cenę, ponieważ ta, w zależności od sklepu, waha się od około 1100 złotych (za wersję 480 GB) do około 1900 złotych (za wersję 960 GB). Dla porównania Samsung SSD T3 o pojemności 500 GB możemy kupić za niecałe 900 zł, czyli ok. 200 zł taniej.