Sony A9 - test bezlusterkowca, który ma być zabójcą lustrzanek
Sony A9 ma być najlepszym aparatem w historii marki i pierwszym bezlusterkowcem, który podejmie realną walkę z flagowymi, profesjonalnymi lustrzankami Canona i Nikona. Sprawdziłem czy obietnice japońskiej firmy to tylko przechwałki.
02.10.2017 | aktual.: 26.07.2022 18:19
Opis i specyfikacja
Bezlusterkowce stają się powoli coraz bardziej popularne, ale wciąż profesjonaliści, a fotoreporterzy w szczególności, w dużej mierze pracują na lustrzankach. Powodów tego jest przynajmniej kilka - lustrzanki wciąż oferują lepszą ergonomię, dłużej pracują na jednym akumulatorze, są niezawodne czy mają bogatszy system obiektywów. Z drugiej strony, nie pojawiły się do niedawna bezlusterkowce, które realnie potrafiły rywalizować z flagowymi, profesjonalnym korpusami: Nikon D5 oraz Canon EOS-1D X II. Przynajmniej do kwietnia tego roku, kiedy to swoją premierę miał nowy pełnoklatkowy bezlusterkowiec Sony A9. Według producenta ma on być prawdziwym pogromcą profesjonalnych lustrzanek.
Aparat został stworzony z myślą o zawodowych fotoreporterach. Jest piekielnie szybki (20 kl./s), ma fantastyczny autofokus (693 punkty detekcji fazy, 93-procentowe pokrycie kadru), genialny wizjer, a dodatku jest o wiele mniejszy i lżejszy, niż wspomniani rywale. Dorównuje im natomiast ceną, która wynosi ok. 23 000 zł. Jest to zatem sprzęt z najwyższej półki - nie tylko pod względem technicznych możliwości.
Sony A9 | |
---|---|
Producent | Sony |
Data premiery | 2017 |
Rodzaj | Aparat bezlusterkowy |
Bagnet | Sony E |
Rozdzielczość matrycy | 24 Mpix |
Typ rozmiaru matrycy | Pełna klatka |
Rozmiar matrycy | 24×36 mm |
Nośniki zapisu | SD |
Budowa, wykonanie i ergonomia
Sony A9 wygląda na pierwszy rzut oka bardzo podobnie jak modele z serii A7, ale wprowadzono tu szereg ważnych zmian w ergonomii, których oczekiwaliśmy od lat. To zdecydowanie najlepszy pod względem ergonomii bezlusterkowiec tego producenta. Niestety, nadal nie wszystko jest tu naprawdę dopracowane.
Większy grip, wytrzymały korpus, szybkie karty UHS-II
Sony A9 jest nieco większy niż modele serii A7, ale mimo zachowuje stosunkowo nieduże rozmiary i wagę. Uchwyt w A9 jest głębszy, a aparat pewniej leży w dłoniach. Różnica jest wyczuwalna od razu. Niestety, przez prawie 2 miesiące testów nie miałem możliwości sprawdzić tego aparatu z teleobiektywem 70–200 mm f/2.8. Prawie cały czas fotografowałem szkłem 24-70 mm f/2.8 G Master, które do najmniejszych też nie należy. Nawet z tym obiektywem czułem dyskomfort przy dłuższym użytkowaniu. Siła ciężkości mocno przeważała do przodu aparatu, przez co prawy kant (w okolicach baterii) uciskał w dłoń. Do dużych i ciężkich obiektywów z pewnością przyda się dodatkowy grip. Z małymi jest o wiele lepiej. Podobno Sony A9 jest do jakiegoś stopnia uszczelniony przed wilgocią, kurzem i pyłem, ale producent nie podaje do jakiego stopnia.
Jak na rasowy reporterski korpus przystało, Sony A9 jest wyposażony w port Gigabit Ethernet. Znajdziemy tu także złącze studyjnych lamp błyskowych, a także wejście i wyjście audio, HDMI i USB 2.0. Aż dziw, że przy takich szybkościach i ilościach danych przetwarzanych przez A9, nie zastosowano tu standardu USB 3.0, o USB 3.1 nie wspominając. Po drugiej stronie znajduje się otwierana przełącznikiem komora z dwoma gniazdami na karty pamięci SDHC, z czego jedna z nich wspiera technologię UHS-II.
Nowy joystick, podwójna tarcza i lepsza kultura pracy
Przede wszystkim Sony A9 otrzymał joystick, który ułatwia szybki wybór punktów AF. Jest on sprawny, ma przyjemny skok, nie jest zbyt mały. Fotografowie sportowi czy fotoreporterzy docenią też przycisk AF-ON ulokowany tuż nad joystickiem. Niektórzy z moich znajomych narzekali na ten element, twierdząc, że nie znajduje się tuż pod kciukiem i trzeba go oderwać. To prawda, chociaż mi osobiście to nie przeszkadza. Przeszkadza natomiast dosyć płytki skok i zbyt mała wypukłość. Nie patrząc na AF-ON czy także sąsiadujący AEL, czasami nawet trudno wyczuć czy przycisk jest wciśnięty czy nie. Szczególnie zimą, pracując w rękawiczkach. We flagowym, profesjonalnym aparacie tej klasy to nie powinno mieć miejsca.
Z drugiej strony, pozostałe przyciski zdają się pracować z dużo wyższą kulturą, czy też tzw. "haptic feedback". Chodzi o to, że wciskając mamy pewność, że przycisk zadziała, że został rzeczywiście wciśnięty. Nie musimy go wciskać ponownie z poczucia niepewności. Skok nie jest zbyt płytki, twardy, ale też nie za miękki. Dobrze czuć to np. przy spuście migawki w A9.
Nowością są również osobne tarcze z trybami fotografowania, jak i AF. Te dwie, ułożone na sobie tarcze, ulokowano w lewej części górnej ścianki aparatu. Aby odblokować górną, większą tarczę, należy wcisnąć i przytrzymać środkowy przycisk. Szkoda, że nie ma tu opcji trwałego wciśnięcia blokady, jak np. w aparatach marki Olympus. Do odblokowania mniejszej, dolnej tarczy służy osobny, malutki przycisk. Jednoczesne odblokowanie i przełączanie tarczy nie jest takie proste i osobom z większymi palcami może sprawiać trudności. Szczególnie, kiedy przełączamy skrajne tryby. W porównaniu do aparatów serii A7, poprawiono tylną tarczę, która jest większa i ma przyjemniejszy, pewniejszy klik, dzięki czemu jest też bardziej precyzyjna.
Świetny wizjer i średni ekran z bardzo ograniczonym dotykiem
Nowy pełnoklatkowy bezlusterkowiec ma 3-calowy, dotykowy i odchylany ekran LCD o rozdzielczości 1,44 mln punktów. Jak na dzisiejsze standardy ekran jest dobry, ale nieco odstaje pod względem przejrzystości czy jasności od wyświetlacza, który znam z Nikona D5 czy Canona EOS 5D Mark IV. Wspomniane aparaty nie mają jednak możliwości odchylania ekranu. W Sony A9 taki mechanizm jest i sprawia on wrażenie solidnego, a sam ekran jest dosyć cienki i nie odstaje od tylnej ścianki korpusu.
Ekran w Sony A9 wprawdzie ma funkcję dotyku, jednak jest ona mocno ograniczona. W czasie premiery w Londynie byłem zaskoczony, kiedy okazało się, że dotykowy ekran w czasie fotografowania może przydać się tylko podczas wyboru punktu ustawienia ostrości. Po wskazaniu aparat nie ustawia tam od razu ostrości ani nie wykonuje zdjęcia. W tym celu trzeba wcisnąć spust migawki.
Jestem natomiast pod wrażeniem nowego wizjera elektronicznego Quad-VGA OLED o rozdzielczości ponad 3.5 miliona punktów, który oferuje powiększenie 0,78x. Wyświetlany obraz jest jasny, kontrastowy i wyraźny, nie smuży, ma szybkie odświeżanie (120 kl./s, spada do 60 kl./s w czasie zdjęć seryjnych). Nie zauważyłem też efektu blackout w szybkich seriach zdjęć wykonywanych z prędkością do 20 kl./s. Tak, żadnego, nawet najmniejszego zaciemnienia. Dla fotografów sportu to świetna wiadomość - żaden aparat na rynku nie oferuje tak bezkompromisowej możliwości śledzenia wydarzeń w trakcie fotografowania. Bolączką starszych aparatów Sony był zbyt długi czas przełączania pomiędzy wizjerem, a ekranem lub odwrotnie. A9 takiego problemu w zasadzie nie ma. Drobne opóźnienie jest, ale nie przeszkadza.
Fotografowanie w praktyce
Na Sony A9 czekałem niemal tak długo, jak go testowałem, czyli ok. 2 miesiące. W tym czasie robiłem nim zdjęcia w kilku miejscach - trochę w Polsce, ale także w czasie podróży do Portugalii, gdzie A9 był moim jedynym aparatem. Jako że jest to aparat typowo reporterski, planowałem go zabrać na The World Games 2017 we Wrocławiu, czyli Igrzyska Sportów Nieolimpijskich. Niestety, przez 2 miesiące nie udało mi się uzyskać do testów żadnego długiego teleobiektywu. Z samym tylko 24-70 mm f/2.8 za wiele bym tam nie zdziałał. Szkoda, ale nie zmarnowałem swojego wyjazdu do Porto i rejon Algarve - fotografowałem krajobrazy, a autofokus i wydajność testowałem we Wrocławiu zabierając aparat na koncerty czy treningi.
Duża wydajność to słowo klucz
Sony A9 imponuje swoją szybkostrzelnością. To jego główny wyróżnik. Aparat w teorii oferuje prędkość wykonywania zdjęć seryjnych do 20 kl./s. Producent podaje, że nowy bezlusterkowiec odczyt z czujnika jest nawet 20-krotnie szybszy niż w Sony A7 II. Zanim jednak uzyskamy pełną sprawność aparatu, trzeba go włączyć. I tu pojawia się kłopot. Włączenia trwa aż 3 sekundy. To sporo. Nie, to po prostu zbyt dużo, jak na sprzęt tej klasy. Zastanawiam się, dlaczego Sony A9 jest w stanie przetwarzać tak ogromne ilości danych przy zdjęciach seryjnych z prędkością 20 kl./s czy nagrywać filmy 4K, a nie potrafi poradzić sobie z szybkim uruchomieniem?
Kiedy już jednak aparat się włączy i wciśniemy spust to A9 nie bierze jeńców. Bezlusterkowiec rzeczywiście jest w stanie uzyskać deklarowaną prędkość 20 kl./s, ale tylko przy migawce elektronicznej. Jak chcecie zobaczyć co to oznacza w praktyce to lepszego przykładu nie znajdę:
How we made a Video out of a series of pictures shot by SONY A9?
Wciśnięcie spustu nawet na chwilę sprawia, że aparat rejestruje ogromną liczbę zdjęć, a w dodatku nie zacina się. Jest też bezszelestny. Jedyną oznaką fotografowania jest migająca ramka w wizjerze. Szczerze mówiąc długo nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Sony A9 daje dziwne uczucie, które można porównać do trochę do przejścia z 600-konnego, benzynowego supersamochodu typu Porsche 911 Turbo na elektryczną Teslę z genialnym przyśpieszeniem. Dla wielu Sony A9, jak i samochody elektryczne Tesli, mogą wydawać się bezdusznymi maszynami.
Wrażenie robi także fakt, że aparat potrafi w jednej serii wykonać nawet 245 zdjęć w formacie RAW lub 366 JPEG Xtra Fine. W praktyce, nawet przy 20 kl./s, daje to 12 lub 18 sekund ciągłego fotografowania. Co bardzo ważne, czas opróżnienia bufora wynosi odpowiednio ok. 38 sekund (RAW), 2 minut (JPEG Xtra Fine) lub 1 minuta (JPEG Fine). W czasie zgrywania aparat jest częściowo responsywny - można podglądać wykonane zdjęcia i obserwować postęp zgrywania fotografii na pasku w lewym górnym rogu, jednak nie można wejść do menu czy zmienić parametrów fotografowania. Pod warunkiem oczywiście, że korzystamy z ultraszybkiej, nowej karty SDHC II Sony UHC III 300 MB/s lub chociaż wydajnych Sandisków klasy 10.
Trochę szkoda, że Sony A9 nie otrzymał slotu na karty XQD. Wprawdzie karty tego typu są nie tylko droższe i nieco większe oraz grubsze, ale oferują jedna wyższe transfery danych. Szczególnie, że Sony jest obecnie jedynym producentem kart tego typu.
Zastosowanie migawki mechanicznej ma swoje plusy i minusy. W większości aparatów trzeba się liczyć z występowaniem efektu rolling shutter. W przypadku Sony A9 ten problem praktycznie nie występuje. Inna sprawa to brak możliwości synchronizacji z zewnętrzną lampą błyskową. W wypadku A9 mamy tylko 5 kl./s na mechanicznej migawce.
Autofokus działa świetnie, ale nie zwalnia z myślenia
Sony A9 wyróżnia się niezwykłym systemem ustawiania ostrości z aż 693 punktami AF opartymi na detekcji fazy, które pokrywają 93 proc. kadru. Nowy moduł AF według zapewnień producenta jest o 25 proc. szybszy, niż w A7R II, a proces wykrywania oka miał przyspieszyć o 30 proc.
W większości sytuacji autofokus w Sony A9 sprawuje się wyśmienicie. To jeden z najlepszych modułów AF w aparatach w historii. Nie zawsze jednak w pełni nas wyręcza i nie zwalania z myślenia.
W trybie śledzącym Sony A9 radzi sobie bardzo dobrze - szczególnie, jeśli obiekt jest dobrze odcięty od tła. Aparat skutecznie śledzi wybrany obiekt - zarówno, kiedy się on przybliża, jak i oddala od aparatu. Imponujące jest, że w momencie, gdy obiekty znika, jest zakryty przez inne elementy kadru, a następnie po chwili się pojawia to aparat bez problemu go rozpoznaje i błyskawicznie łapie na niego ostrość. Gorzej jest w trybie Lock-On AF - tu dosyć częśto zdarzało mi się, że aparat somoczynnie przeskakiwał z punktami AF w inne miejsce, nawet jeśli nie poruszałem aparatem.
Złego słowa nie mogę powiedzieć o ustawienia ostrości na oko. Tryb ten jest aktywowany poprzez wciśnięcie środkowego przycisku z tyłu. Sony A9 pewnie radzi sobie nie tylko z wykrywaniem oka, ale także z jego śledzeniem.
Skuteczym rozwiązaniem jest też funkcja wykrywania i rejestrowania twarzy. Gdy A9 rozpozna w kadrze zapamiętaną twarz to da jej priorytet przy ustawianiu ostrości. Ciekawą nowością jest możliwość zarejestrowania obecnie używanego obszaru autofokusa poprzez dłuższe wciśnięcie klawisza Fn, aby później go przypomnieć i aktywować.
Ogromną przewagą Sony A9 nad lustrzankami, jest procent pokrycia kadru. 93 proc. w połączeniu z 20 kl./s naprawdę robi robotę, jak fotografujemy np. sport. Procent udanych zdjęć z pewnością będzie wyższy, niż w wypadku wolniejszych aparatów z dużo niższym pokryciem kadru i będzie nam o wiele łatwiej śledzić poruszające się obiektyw.
Imponująca stabilizacja
Sony A9 ma 5-osiowy system stabilizacji obrazu SteadyShot. Dla niewtajemniczonych w techniczny żargon dodam tylko, że 5-stopniowy system stabilizacji obrazu matrycy oznacza, że sensor stabilizuje poruszenia w pięciu kierunkach: w górę, dół, na boki (prostopadle do osi optycznej), a także przechyły w kierunku pionowym i poziomym. Według producenta jest to ulepszona wersja systemu znanego z modeli A7S II i A7R II oraz ma oferować możliwość wydłużenia czasów naświetlania o 5 EV. Aparat umożliwia też pewną kontrolę nad pracą stabilizacji. Do wyboru mamy tryb automatyczny, w którym system sam wykrywa ogniskową obiektywu, oraz tryb ręczny, gdzie sami ustawiamy ogniskową w zakresie 8-1000 mm.
Pierwszym bezlusterkowcem Sony z takim 5-osiowym systemem stabilizacji był Sony A7 II, który w rzeczywistości oferował skuteczność za poziomie ok 3 EV. Sony A9 radzi sobie dużo lepiej i nie odbiega zbytnio od tego, co zapewnia producent. Skuteczność systemu SteadyShot wynosi ok. 4,5-5 EV, co jest naprawdę świetnym wynikiem. Wystarczy spojrzeć, jaką różnicę robi stabilizacja:
Fotografując z ręki byłem w stanie uzyskać nieporuszone zdjęcia z czasami ok. 1/50 s, z wyłączonym systemem SteadyShot. Po jego włączeniu udawało mi się bez problemu utrzymać nieporuszone, zadowalające zdjęcia z czasami 1/5 s (100-90 proc. nieporuszonych zdjęć), a nawet 1/2 s (ok. 20 proc.).
Dużo więcej zdjęć na jednym ładowaniu
Nowy akumulator, "Type Z” NP-FZ100, możliwia według producenta wykonanie do 650 zdjęć przy korzystaniu z wyświetlacza oraz do 480 klatek, jeśli fotografujemy wizjerem elektronicznym. Jak na bezlusterkowca to naprawdę dobry wynik. A gdyby tego było mało to można skorzystać z dedykowanego gripa VG-C3EM, który nie tylko ułatwia fotografowanie w pionie, ale też pomieści dodatkowy akumulator, wydłużając maksymalny czas pracy do nawet 1300 zdjęć. Akumulator wyróżnia się nie tylko nową nazwą, ale co najważniejsze, ma dużo większą pojemność, która wynosi 16,4 Wh.
W praktyce wygląda to mniej więcej tak: w czasie testów fotografowałem A9 w Portugalii razem z Jackiem Sopotnickim, który ma pierwszą wersję Sony A7. Kiedy mój aparat miał jeszcze kilka procent baterii, Jacek właśnie wyjmował drugi akumulator. Wiele jednak zależy od tego, jak fotografujemy.
Wykonanie 600 zdjęć w trybie seryjnym przy prędkości 20 kl./s zajmuje kilka chwil. W trybie mieszkanym, kiedy przede wszystkim fotografujemy w trybie pojedynczym z migawką mechaniczną i podglądem na żywo, aparat spokojnie umożliwia wykonanie zapowiadanych 650 zdjęć. Oszczędzając energię jesteśmy w stanie uzyskać nawet lepszy wynik ok. 800-1000 zdjęć.
Różnica w porównaniu do aparatów serii A7 jest ogromna, chociaż nadal daleko tu do wydajności lustrzanek. Dość powiedzieć, że nowy Nikon D850 ma wykonywać do 1800 zdjęć na jednym ładowaniu. Z drugiej strony, jaki to problem mieć w zapasie kilka lekkich akumulatorów, których wymiary są zbliżone do paczka zapałek? Dla mnie żaden.
Doczekałem się natomiast chwili, w której w zestawie handlowym znajduje się ładowarka do akumulatora, a nie tylko zasilacza sieciowy do całego aparatu. Ładowarka sprawia wrażenie bardzo solidnej i ma bardzo praktyczną diodę pokazującą stopień naładowania ogniwa. Żeby usprawnić życie fotografom i filmowcom, japoński producent zaprezentował także nową ładowarkę NPA-MQZ1K, która umożliwia jednoczesne ładowanie do czterech akumulatorów. Może też posłużyć jako dodatkowe, zewnętrzne źródło zasilania do innych aparatów Sony.
Odświeżone menu jest nieco bardziej przejrzyste
Menu w Sony A9 jest bardziej przystępne i przejrzyste w użyciu, niż w aparatach serii A7. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze tylko możliwości obsługi dotykiem. Menu składa się z sześciu głównych zakładek - w każdej znajdziemy wiele różnych funkcji. Każda ikonka oznaczająca konkretną część ma teraz osobne kolory, co ułatwia orientację w menu. Całość działa też bardziej żwawo, jest lepiej ułożona. A co najważniejsze, mamy na końcu zakładkę "Moje menu", gdzie możemy samemu ustawić najczęściej wykorzystywane funkcje. Przy tak zaawansowany aparacie to duże ułatwienie.
FIlmy 4K, ale z ograniczeniami
Sny A9 oferuje funkcje filmowe z nagrywaniem w 4K na czele. Co ważne, aparat rejestruje obraz całą powierzchnią matrycy (6K), a następnie stosuje skalowanie (oversampling) do 4K. Korzystając z formatu 24 lub 25 kl./s aparat nagrywa bez cropa, natomiast przy 30 kl./s otrzymamy crop 1.24x. Autofokus działa w trybie filmowym bardzo dobrze i celnie. Nieźle radzi sobie ze śledzeniem obiektów, chociaż nie jest tu idealnie - przy bardziej skomplikowanych scenach potrafi się zgubić. Powiedzmy sobie jednak szczerze - profesjonaliści zapewne i tak wybiorą ręczne ostrzenie.
Niestety, zabrakło profilu S-Log i innych profili kolorystycznych. To duża wada i lekkie nieporozumienie, że producent stosuje tu tak zaawansowane przetwarzanie wideo, a nie daje profesjonalnego profilu S-Log.
Przykładowe filmy 4K:
Sony A9 - przykładowy film 4K z Porto
Sony A9 - przykładowy film 4K z Porto
Przykładowy film 4K i test AF
Sony A9 - przykładowy film 4K i test AF
Przykładowy film Full HD
Sony A9 - przykładowy film Full HD
Test działania AF
Sony A9 - test działania AF
Przykładowy film Full HD slow motion
Sony A9 - przykładowy film Full HD slow motion
Jakość zdjęć
Pełnoklatkowa, 24-meagpikselowa matryca oferuje bardzo wysoką jakość zdjęć. Fotografie są pozbawione szumów praktycznie do czułości ISO 3200. Pierwsze, delikatne cyfrowe ziarno można dojrzeć przy ISO 6400, ale ma przyjemny dla oka charakter. Przy ISO 12800 jest już trochę gorzej, ale tak naprawdę akceptowalny poziom szumów kończy się na ISO 51200, czyli maksymalnej, natywnej czułości w Sony A9. Czułości rozszerzone, czyli ISO 102400 i 204800 nadają się do wykorzystywania w awaryjnych sytuacjach. Jakość zdjęć jest słaba, bo pojawia się dużo szumów oraz kolorowe zafarby, ale dla fotoreporterów mimo wszystko w podbramkowych sytuacjach może uratować wiele kadrów.
Jeszcze lepiej jest w przypadku oddania detali. Sensor jest niezwykle szczegółowy, oferując świetne detale praktycznie do czułości ISO 12800. Przy wyższych czułościach szczegółowość odrobinę spada poprzez pojawienie się szumów.
Szumy
Detale
Wyciąganie z cieni
Zdjęcia przykładowe
Podsumowanie
Co mi się podoba
Jest za co pochwalić Sony A9. Aparat ma świetny, pełnoklatkowy sensor oferujący bardzo wysoką jakość zdjęć - niskie szumy, świetne oddanie szczegółów, ale także duże możliwości wyciągania z cieni. Osobiście po prostu bardzo lubię kolory generowane przez A9. Oprócz tego na wielką pochwałę zasługuje system AF, który pokrywa aż 93 proc. kadru, jest precyzyjny, bardzo szybki i skuteczny do -3EV. Nie można zapomnieć o rekordowej szybkości zdjęć seryjnych do aż 20 kl./s. Warty wyróżnienia jest też wizjer elektroniczny, bez efektu zaciemnienia, podwójny slot na karty pamięci, ulepszona bateria czy filmy 4K bez kropa i Full HD 120 kl./s.
Co mi się nie podoba
Nieduży korpus z ciężkimi, długimi obiektywami jest niewygodny. Dodatkowy grip jest wtedy raczej niezbędny. Aparat wprawdzie jest bardzo szybki, ale długo się uruchamia. Mamy tu dwa sloty na karty SD, ale tylko jeden wspiera standard UHS-II. Autofokus w większości wypadków świetnie sobie radzi, ale jednak zdarza mu się nawalić i się zgubić. Mało kto też zauważył, że synchronizacja z lampami błyskowymi jest możliwa tylko przy prędkości 5 kl./s. A na koniec trzeba wskazać na brak profili kolorystycznych z S-Logiem na czele, co dyskwalifikuje Sony A9, jako aparat do profesjonalnego filmowania.
Werdykt
Sony A9 to nie jest aparat dla każdego. Nie każdy naprawdę potrzebuje takiego aparatu. Dlaczego? Sony A9 to chyba najbardziej zaawansowany technologicznie aparat świata. Nie wydając żadnego dźwięku powala na kolana szybkością 20 kl./s i najlepszym systemem AF wśród bezlusterkowców. Te cechy z pewnością docenią profesjonalni fotografowie sportu czy przyrody, może też niektórzy gazetowi fotoreporterzy, chociaż o takich coraz trudniej. Może niektórzy fotografowie ślubni, którzy korzystają z flagowych lustrzanek Nikona lub Canona i chcą przerzucić się na mniejszy i lżejszy sprzęt. I raczej nikt więcej. Przeciętny fotograf zazwyczaj po prostu nie potrzebuje aż takiej wydajności. Nie potrzebuje też w mgnieniu oka zapełniać 64-gigabajtowej karty pamięci, a potem równie szybko swojego 128-gigabajtowego dysku SSD w laptopie. Sony A9 to potężne, zaawansowane narzędzie dla profesjonalistów o określonych potrzebach. I jeśli znajdujesz się w tej dosyć wąskiej grupie to z pewnością bardzo docenisz Sony A9.
Czy zatem Sony A9 jest zabójcą flagowych lustrzanek? Myślę, że technologicznie jest na to gotowy -
w niektórych elementach je przewyższa, w innych jest nieco gorszy. Trudno natomiast jednoznaczenie powiedzieć, że jest to aparat, który bije flagowe lustrzanki na głowę. Poza tym, wielu fotografów jest przyzwyczajonych do lustrzanek, ma gotowe zestawy drogich i dobrych obiektywów. Czy Sony ich przekona? Pomimo tak ogromnego nakładu pracy i rozwoju, mam wrażenie, że nie będzie to takie proste.